-->
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą X Miejsca legendarne X. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą X Miejsca legendarne X. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 31 grudnia 2018

Julin

Julin, miasto lub zamek znajdujące się rzekomo na gruntach wsi Strobin, na wzniesieniu po prawej stronie rzeki Warty, nie odnalezione na mapach.

Kaliszanin 1873 nr 20

MAPPY
topograficzno-archeologiczne.
(Ciąg ósmy).
Legendy miejscowe opiewają, że święty Wojciech (9) przechodząc z Krakowa do Gniezna przez ziemię Rudzką, znużony podróżą zasnął przy dro­dze w pobliżu dzisiejszego miasta Wielunia, ocu­cony wszakże zimnem jakowemsiś ciałem przez twarz jego przesuniętem, zrywa się na równe no­gi, a widząc się otoczonym chmarą wężów i temiż przerażony, rzuca na oneż przekleństwa, sku­tkiem którego wszystkie do koła w kamienie się poprzekształcały, i od owego to czasu wykopy­wane tamże bywają, z ziemi rozmaitej wielkości węże (10), okolica zaś na milę w okrąg Wielunia ma być zupełnie wolną od takowychże żywych gadów. Kiedy w dalszej swojej podróży tenże święty ku Kaliszowi, na gruncie osady zwanej Zawodzie, niewywczasem utrudzony zasnął, a rękawiczkę tegoż jeden z mieszkańców miejscowych zabrał, przebudzony mąż, zgorszony takowy nie­gościnnością i kradsieżą miał westchnąć do nie­bios, ażeby żaden z potomków rodu tak chciwego nie dostąpił godności kapłańskiej, co się aż dotąd; podług wieści, ma sprawdzać *). Głosi wreszcie legenda, że po prawej stronie rzeki Warty, na gruntach wsi Strobina, do parafii Osjakowa nale­żącej, w miejscach piaszczysto-wzgórzystych, stało przed wiekami jakoweś miasto czy zamek pod mianem Julin.
Lubo wiele znakomitych grodów i osad z czasów przedchrześcijańskich pochodzących, do wia­domości naszej ani z nazw, ani z położenia swo­jego nie doszło, wyczytujemy znowu w kronikach, iż pewne miasta w wiekach średnich, dla niedo­godnego położenia, czy to z powodu częstych wy­lewów rzek, czy to z braku wody, gdzieindziej poprzenoszono. Miasto Kalisz, przyborem rzek Prosny i Swędrni coraz bardziej podmielane i cią­gle zalewane, przeniesiono, pomimo wystawionej z kamienia tamże kollegjaty Ś-go Pawła, a w niej i grobów książąt kaliskich, tudzież zamku obronnego, po nastąpionym srogim pożarze w środku XIII stulecia, z miejsc bagnistych na wznioślejsze. To samo zaszło i co do Konina, czego ślady pozo­stały aż do dnia dzisiejszego w nomenklaturach bliskich Starego Miasta. W jednymże prawie cza­sie gród na płonnem wzgórzu i wody pozbawionem stojący, od którego ziemia Rudzka nazwę przybrała, oblegany przez książąt sąsiednich szląskich z domu Piastów, istnieć w Rudzie przestał, a w żyznej dolinie, przy najpiękniejszych źródłach wytryskującej wody założono miasto Wieluń, jako stolicę ziemi Wieluńskiej. Sieradz atoli przy le­wym wzniosłejszym brzegu rzeki Warty w cza­sach jeszcze przedhistorycznych wzniesiony, nie zmienił bynajmniej swojej posady, czego dowo­dzą odkrywane przy kopaniu fundamentów po trzy nawet bruki nad sobą w ziemi ułożone.
9) Święty Wojciech z dostojnej familji Czeskiej Sławników pochodzący, biskupem Pragskim od roku 983 mianowany, wykorzeniając gorliwie wzmagające się w Czechach bałwochwalstwo zniechęcił przeciwko so­bie zamożną rodzinę Werszowiczów, która lud podbu­rzywszy na biskupa, zmusiła go do opuszczenia po raz drugi w r. 995 stolicy, a rodzinę jego na pastwę mor­dów wydała. Mąż ten bogobojny udał się do cesarza Ottona III, a od niego przez Węgry w roku 996 do Pol­ski, gdzie w podróży od Krakowa przez Gniezno mie­wając po wsiach i miastach długie kazania w języku zrozumiałym, w ubiorze mnicha, odwiedził Bolesława Chrobrego, w którego wojsku brat jego służył, i bawił czas pewien na dworze tegoż, aż przy nawracani u Pru­saków w krainie tychże, w dniu 23 kwietnia 997 roku śmierć męczeńską poniósł. Braćmi jego byli Spitymir, Poraj i inni. Niektórzy z nich, śmierci uniknąwszy, zna­leźli przytułek u walecznego Monarchy, który ich do­brami uposażył. Oni to bardzo prawdopodobnie dali początek w ziemi Sieradzkiej osadzie Spicymierza, tu­dzież rodzinie Poraitów w okolicy Bużenina. Rozsze­rzyła się cześć tego męża po całej Lechji, do najstarożytniejszych u nas kościołów możnaby te zaliczyć, które pod wezwaniem świętego Wojciecha lub świętego Idzie­go założone zostały.
10) Nie daleko miasta Wielunia, to jest na gruntach wsiów Dąbrowy i Gaszyna znajdują się kopalnie wapna, a w nich natrafiają w znacznej ilości i rozmaitej wiel­kości, bo od cala jednego do kilku stóp średnicy ma­jące przedpotopowe ślimaki, czyli tak zwane ammonity, które dać mogły początek wzmiankowanej legendzie, przy których to mniemanych wężach, w krąg zwiniętych lud nigdy głowy wystającej dopatrzyć się nie może.
*) W zeszłym roku pierwszy kapłan z tej osady zo­stał wyświęcony. (Przyp. Redak.)
(Dalszy ciąg nastąpi).

niedziela, 28 czerwca 2015

Lutowie / Lutów

Wojtek Chmielecki:
Starsi ludzie często wspominają jakoby ich dziadkowie wspominali o dawnej miejscowości położonej między miejscowościami Wolą Sipińską i Zadzimiem. Osada ta nazywała się Lutowie bądź Lutów . Mówi się, że w dawnych czasach był tam drewniany kościół i coś na wzór osady rybackiej. Dziś to około 20 hektarów bagien/moczarów otoczonych łąkami. Ja osobiście pamiętam jak nauczycielka w szkole właśnie w Zadzimiu mówiła że tam w "Lutowiu" ludzie mieszkali w domach na palach ...

Piotr Tameczka:
Kiedy otrzymałem od Pana Wojciecha Chmieleckiego informację o miejscu zwanym Lutowie / Lutów, z pewnym niedowierzaniem postanowiłem ją umieścić na blogu. Aby rozwiać te wątpliwości postanowiłem udać się w okolicę legendarnej osady i dowiedzieć się czegoś na miejscu. Przejeżdżając przez Zadzim postanowiłem zapytać przypadkowych ludzi o tę nazwę. Ku mojemu zaskoczeniu ludzie kojarzyli ją, ale poza tym nie mieli nic do powiedzenia. Postanowiłem, że odwiedzę położoną na północny-zachód od Lutowia wieś Pałki. We wsi skierowano mnie do najstarszego mieszkańca Pałek, Pana Henryka Zagłoby, liczącego sobie 94 lata. Na miejscu okazało się, że miał on kontakt bezpośredni z osobą od której jak sądzę, zaczęła się ta cała historia.
Przed wojną w okolicach Zadzimia swoje majątki miały rodziny Kowalczewskich i Dąbskich. Jak mówił Pan Henryk, pochodzący ze stanu mieszczańskiego hrabia Dąbski dopuścił się mezaliansu ze szlachcianką Kowalczewską, i w ten sposób stał się właścicielem kilkudziesięciu hektarów moczar. Hrabia Dąbski był z zamiłowania archeologiem-amatorem, i tam gdzie rozciągały się podmokłe tereny; gdzie wydobywano torf, lubił odbywać spacery i snuć opowieści o osadzie mającej się tu znajdować przed wieloma setkami lat, kiedy było tu jezioro. Mówił do Pana Henryka, że w okolicy jeziora i osady, tyle że na wyższym terenie musi się znajdować cmentarzysko, na którym mieszkańcy Lutowia chowali swoich bliskich. W czasie swoich przechadzek hr. Dąbski miał w zwyczaju grzebać w piasku na wzniesieniach i od czasu do czasu wygrzebywał jakieś urny. Dąbscy byli w posiadaniu bogatego księgozbioru, więc informacje o Lutowiu być może zaczerpnięto z jakiegoś nieznanego źródła, a do mnie przemawia bardziej hipoteza, że sam Pan hrabia ukuł tę nazwę, po tym jak odnalazł starożytne miejsce pochówku. A jak było naprawdę, tego się już chyba nigdy nie dowiemy. Wyżej przytoczoną relację ustną nie poddałem szczegółowej analizie co do zgodności z prawdą historyczną, więc należy na nią patrzeć z pewnym dystansem.

XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX



XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Jakuszew

Słownik Geograficzny:
Miejscowa trądycya głosi, jakoby istniało kiedyś na obszarze Z. miasto zwane Jakuszew, lecz zostało zniszczone przez Tatarów i morowe powietrze. Podstawą do tego podania było istnienie z dawnych czasów targowiska w Z., o czem świadczy wzmianka o karczmarzach w Lib. Ben. Łaskiego i dwa jarmarki na św. Małgorzatę i św. Mateusz, które odbywały się do r. 1860 wraz z przypadającemi w te dni odpustami. (zob. Zadzim)
_________________________________________________________________________________

Jan Piotr Dekowski, Strzygi i Topieluchy
_________________________________________________________________________________

Straszliwa klęska Jakuszewa
Wprost nie do wiary, co opowiadał razu pewnego stary Walenty Rusiecki o jakimś mieście Jakuszewie, co niby miało być tam, gdzie dziś leży Zadzim. Zaklinał się, że prawdę gada, że to słyszał od swojego pradziadka, co rodził się za ostatniego króla polskiego.
Miało to być duże miasto, tyle tylko, że drewniane. Jego największą ozdobę stanowił kościół, też drewniany, z modrzewia. Stał on w najważniejszym miejscu, wedle rynku, niedaleko karczmy i ratusza.
Ludzie Jakuszewa byli bardzo pracowici. Żyli z roli, rzemiosła i handlu. Powodziło im się dobrze. Jak Bóg przykazał, pozostawali z sobą w zgodzie.
Słynęli też z wielkiej pobożności. Wśród nich nie było piekielników, łotrów i opilców. Toteż życie upływało im w spokoju i szczęśliwości.
Ale któregoś dnia na Jakuszew padła straszna zaraza, czyli — jak powiadali — morowe powietrze. Miała ją przywlec jakaś starucha, co chodziła po świecie za proszonym chlebem. Na samym początku zaraza uśmierciła kilkudziesięciu ludzi. Przeszły ulicami pierwsze pogrzeby przy śpiewie i biciu dzwonów. Potem padłych od zarazy wleczono już na cmentarz bez nijakich ceremonii, później jeszcze, kiedy zabrakło grabarzy i bliskich, pozostawiano zmarłych tam, gdzie padli.Z powodu tej zarazy w mieście panował wielki smutek i ból. Modlitwy i pienia do świętej Rozalii mieszały się z jękiem dzwonów i rozpaczą ludzi, a podwórza i ulice pełne były dymu z palonych jałowców.
W ciągu kilku tygodni całe miasto wymarło, a potem, zapewne z podpalenia, doszczętnie zgorzało.

Przekazała Józefa Jóźwik, ur. w 1884 r., rolniczka ze wsi Brodnia.
(Jan Piotr Dekowski, Strzygi i Topieluchy)