Rosin:
RUDLICE -(1416, 1465 Rudlicze) 13 km na N od Wielunia. 1416 Albert z Rudy Rudliczej (GS 3, 327, ? Kuźnica); 1432 Piotr Zajączek ufundował altarię przy kościele w R. (Ł 2, 133); 1465 Piotr Zajączek z Wrzącej, kaszt. rozpierski, zapisał córkom 80 grz. posagu na R. i Kuźnicy (GW 1, 134); 1490 Jan Zajączek z R. (ZO 1, 21); 1499 par. R., adkt wiel. (Pat. 1958, 283); 1511 pow. wiel., 6 ł.; 1518 – 7 ł. (ŹD 212); 1520 kościół ś. Mikołaja, do parafii 6 wsi i kuźnica. Pleban miał 2 ł. i dzies. snop. z 2 ł. sołt., które zajął dziedzic oraz z karczmy i ról młynarza, a od zagr., chał. i karczmarzy po 1 gr stołowego. Altaria ś. Wojciecha w kościele rudlickim posiadała 1 ł., ponadto każdy z kmieci dawał jej 14 gr i ćw. żyta. Dzies. snop. z ról kmiec. i folw. plebanów, w Unikowie (Ł 1, 423; 2, 133-135); 1552 własn. A. Brodnickiegoi 11 kmieci z 1 karczm., młyn; 1553 – 3 ł. (ŹD 294).
Taryfa
Podymnego 1775 r.
Rudlice,
wieś, woj. sieradzkie, ziemia wieluńska, własność szlachecka, 39
dymów.
Czajkowski
1783-84 r.
Rudlice,
parafia rudlice, dekanat rudzki, diecezja gnieźnieńska, województwo
sieradzkie, ziemia wieluńska, własność: Rychłowski.
Tabella miast, wsi, osad Królestwa Polskiego 1827 r.
Rudlice, województwo
Kaliskie, obwód Wieluński, powiat Wieluński, parafia Rudlice,
własność prywatna. Ilość domów 26, ludność 391, odległość
od miasta obwodowego 2.
Słownik Geograficzny:
Rudlice, wś i folw. nad rzką Glinianką, pow. wieluński, gm. Skrzynno, par. Rudlice, odl. 11 w. od Wielunia. Posiada kościół par. drewniany, 33 dm., 298 mk. wraz z os. R. poduchowne. Co do folw. ob. Ostrówek 13.) W 1827 r. było 26 dm., 391 mk. W 1885 r. fol. R. al. Ostrówek mr. 2117: gr. or. i ogr. mr. 666, łąk mr. 155, lasu mr. 1268, nieuż. mr. 28; bud. mur. 3, z drzewa 20; płodozmian 6, 7 i 8-polowy; las urządzony. W skład dóbr poprzednio wchodziły: wś R. os. 37, z gr. mr. 393; wś Ostrówek os. 37, z gr. mr. 142; wś Wola Rudlicka os. 60, z gr. mr. 359; wś Jackowskie os. 4, z gr. mr. 42; wś Dobromiły os. 33, z gr. mr. 35; wś Kuźnica os. 7, z gr. mr. 18. Kościół par. p. w. św. Mikołaja istniał tu już w XV w. Wś sama wtedy należała do drobnoszlacheckiej rodziny Zajączków. Łany kmiece i folwar. dawały dziesięcinę pleb. w Unikowie. Pleban rudlicki pobierał dziesięcinę tylko z 2 łan. sołtysich, które w XVI w. zabrał dziedzic, z innych zaś łanów brał meszne po korcu żyta i owsa a od zagrodników i karczmarzy po groszu. Pleban miał prócz ogrodu dwa łany roli z łąkami. W 1432 r. Piotr Zajączek ufundował przy kościele altaryę p. w. św. Wojciecha, uposażywszy 31 grzyw. rocznego dochodu. W 1601 r. poświęcono nowy kościół drewniany. W 1760 r. Piotr Karśnicki wystawił wielki ołtarz z obrazem M. Boskiej w srebrnej sukience. W 1765 r. było 5 bractw przy kościele. Dziedzice wsi Rychłowscy wznieśli w 1809 r. nowy kościół, dotąd stojący i niedawno wyrestaurowany (Łaski, L. B., I, 423 i II, 133, 135). W 1553 r. Andrzej Brodnicki miał tu. 11 osad., 3 łan., młyn o 2 koł., kuźnica (minera) o 3 kołach (Pawiński, Wielkp., II, 294). R. par., dek. wieluński, 2700 dusz. Br. Ch.
Spis 1925:
Rudlice, wś i folw., pow. wieluń, gm. Skrzynno. Budynki z przeznaczeniem mieszkalne wś 44, folw. 6. Ludność ogółem: wś 329, folw. 135. Mężczyzn wś 157, folw. 60, kobiet wś 172, folw. 75. Ludność wyznania rzymsko-katolickiego wś 319 folw. 130, ewangelickiego folw. 1, prawosławnego folw. 4, mojżeszowego wś 10. Podało narodowość: polską wś 319, folw. 135, żydowską wś 10.
Wikipedia:
Rudlice-wieś w Polsce położona w województwie łódzkim, w powiecie wieluńskim, w gminie Ostrówek. W latach 1975-1998 miejscowość administracyjnie należała do województwa sieradzkiego.
Elżbieta Halina Nejman Majątki (Szlachta Sieradzka XIX wieku Herbarz)
Elżbieta Halina Nejman Majątki (Szlachta Sieradzka XIX wieku Herbarz)
RUDLICE par. Rudlice, p. wieluński, nad rzeka Glinianką. Ośrodek dóbr w skład których wchodziły; Rudlice 37 osad-393 mieszkańców, Ostrówek 37-142 mg, Wola Rudlicka 60-359 mg, Kuźnica Rudlicka 7 osad 18 mg. Własność Karśnickich, kupione od Andrzeja Rychłowskiego w 1816 roku za 400 tys. zł. Nowy kościół wystawili Rychłowscy w 1809 roku. W 1765 roku przy kościele działało 5 bractw. W 16 wieku była tu kuźnica o trzech kołach i młyn o 2 kołach. W 1912 r. wieś i folwark mają 2117 mg właścicielami są uwłaszczeni włościanie , Julian Ciemniewski i Tarnowski. W 1927 r. własność Stanisława Tarnowskiego, 1188 ha. (SGKP t.9, s.921, Kowalski 1835 cz. I, k.328-52, PGkal.)
1992 r.
Akta metrykalne (Parafia Brzeźnio) 1722
Pyszków
6 luty
Ten sam, jak wyżej, ochrzciłem Walentego, syna z nieprawego łoża poddanych Wielmożnego Pana Pstrokońskiego z Rudlic. Rodzicami chrzestnymi byli Józef Wenek i Ewa Jakuboszczanka z Pyszkowa.
Akta metrykalne (Parafia Brzeźnio) 1722
Wrzesień
Pyszków.
14. Ja ochrzciłem Reginę, córkę Macieja woźnicy poddanego Wielmożnego Pana Alberta Pstrokońskiego z Rudlic i jego żony Marianny. Rodzicami chrzestnymi byli Paweł Górski organista brzeźnieński i Ewa Maraska z Brzeźnia.
Akta metrykalne (Parafia Rudlice) 1746
Ostrówek
Roku Pańskiego 1746, dnia 12 września. Ja Józef Krzywdziński zarządca rudlicki ochrzciłem dziecko imieniem Ksawery August Józef [syna] Znakomitych i Wielmożnych Karola z Rudy Masłowskiego podstolego ziemi wieluńskiej i Gertrudy z Karśnickich Masłowskiej prawowitego małżeństwa. Rodzicami chrzestnymi byli Znakomity i Wielmożny Pan Paweł Karśnicki chorąży ostrzeszowski i Teresa z Wielogłowskich Błeszyńska.
Akta metrykalne (Parafia Rudlice) 1757
Ostrówek
Ja Maciej Musiałowicz prepozyt
rudnicki, dnia 30 maja ochrzciłem córkę imieniem Petronela Joanna
Paulina prawowitych małżonków Znakomitego Wielmożnego Andrzeja
Jaxa Bykowskiego i Znakomitej Wielmożnej Jadwigi jego żony.
Rodzicami chrzestnymi byli Znakomity Wielmożny Pan Józef Sławenta
Stawski podczaszy wieluński i Znakomita Wielmożna Pani Marianna
Pągowska.
Akta metrykalne (Parafia Rudlice) 1758
Ostrówek
Ja Maciej Musiałowicz prepozyt rudnicki, dnia 31 sierpnia ochrzciłem córkę imieniem Marianna prawowitych małżonków Antoniego Adama i Katarzyny jego żony. Rodzicami chrzestnymi byli Znakomity Wielmożny Andrzej Bykowski i Znakomita Wielmożna Pani Jadwiga z Pągowskich Bykowska.
Akta metrykalne (Parafia Rudlice) 1760
Ostrówek, 28 wrzesień
Ja, Idzi od św. Jana Obertson, prefekt Szkoły Pijarów w Wieluniu, poprzedziwszy tym, czym trzeba było poprzedzić, za zgodą i w obecności Przewielebnego Jana Kryszkowskiego aktualnego proboszcza tego kościoła w Rudlicach, błogosławiłem małżeństwo między uczciwymi Janem Hoffmanem krawcem przywiedzionym z powrotem z luteranizmu do Rzymskiego Kościoła Katolickiego przez wyznanie wiary a Magdaleną ochrzczoną z judaizmu nawróconą na wiarę katolicką, jak okazało się z dokumentów przedłożonych oraz świadków od ludzi bez wyjątku wiarygodnych w tej sprawie złożonych. Asystującymi byli Wielmożny Pan Piotr Fundament Karśnicki podczaszyc wieluński, także Urodzony Jan Wierzbicki, Antoni Górski, Andrzej kowal i wielu innych uczciwych.
Akta metrykalne (Parafia Szadek) 1760
Prusinowice
Roku Pańskiego 1760, dnia 2-go
grudnia, Znakomity Przewielebny Stanisław Więckowski kustosz
krakowski ? dopełnił ceremonię nad dzieckiem trzech imion Wincenty
Ferrariusz, Piotr z Alkantary i Jan Nepomucen, urodzonym w Roku
Pańskim 1759, dnia 3-go kwietnia, dnia zaś 5-go tego miesiąca i
roku ochrzczonym w asyście Wielebnego Macieja Musiałowicza plebana
Rudlic od św. Franciszka ojców reformatów, synem Wielmożnych
Andrzeja Bykowskiego cześnika i Jadwigi Pągowskiej, prawowitych
małżonków. Asystentami przy ceremonii byli Wielmożni Daniel
Szpinek stolnik piotrkowski i Marianna ze Szpinków Cieńska łowczyni
koronna, także Jan Cielecki skarbnik bielski i panna Franciszka
Cieńska łowczanka koronna....
Akta metrykalne (Parafia Rudlice) 1766
Ostrówek
Roku Pańskiego 1766, dnia 12
stycznia. Ja Jan Kryszkowski proboszcz rudlicki ochrzciłem dziecko
urodzone 9 miesiąca i roku jak wyżej o godzinie 6 rano córkę
Znakomitego Piotra Fundamenta i Antoniny z Radolińskich prawowitego
małżeństwa Karśnickich dziedziców dóbr w Rudlicach, której
nadano imię Tekla. Rodzicami chrzestnymi byli Wielmożny Zygmunt
Jaxa Dobek z Wielmożną Katarzyną lub drugiego nazwiska Myszkowską
dziedziczką dóbr Kraszkowskich.
Akta metrykalne (Parafia Rudlice) 1777
Rudlice
Roku i miesiąca jak wyżej. Ja Jan
Kryszkowski proboszcz rudnicki urodzone dziecko dnia 23 bieżącego
[miesiąca] ochrzciłem je dnia następnego 24 grudnia (któremu
nadano imię Adam), syna sławetnych Marcina Czeszka i Gertrudy
Mielcarzownej prawowitych małżonków z Rudlic. Rodzicami
chrzestnymi byli Wielmożny Jan Rychłowski chorąży województwa
sieradzkiego ze swoją żoną Wielmożną Cecylią ze Zbierzchowskich
dziedzicem dóbr Rudlice z przyległościami. Wszyscy parafianie
Rudlic.
Gazeta Warszawska 1824 nr 124
Po nastąpioney w dniu 25 Listopada
1820 roku śmierci Augustyna Palusińskiego w Rudlicach
mieszkaiącego, otworzyło się postępowanie spadkowe, o którem po
pierwszy raz w skutek Art: 125 i 127 prawa hypotecznege donosząc,
zawiadomia podpisany, iż do przeniesienia własności summ,
pierwszey 9136 zł: w Dziale IV. pod Nrem 6 na dobrach Osiakowie w
Powiecie Wieluńskim, drugiey 10,000 zł: Pol:, w tymże Dziale pod
Nrem 9 i trzeciey 10,000 zł: Pol: pod Nrem 12 na dobrach Rudlice w
tymże Powiecie z prowizyiami hypotekowanych; termin roczny a w
szczególe na dzień 26 Lipca 1825 r. w Kancellaryi Ziemiańskiey
Woiewództwa Kaliskiego iest przeznaczony. — Kalisz d. 16 Czerwca
i824 r. Rejent Kancellaryi Ziemiańskiey Woiew: Kaliskiego.
F. Bajer.
Dziennik Urzędowy Województwa
Mazowieckiego 1828 nr 657
Nro 62,437. — WYDZIAŁ WOYSKOWY.
KOMMISSYA WOIEWODZTWA MAZOWIECKIEGO.
Na zasadzie odezw przez Kommissye
Woiewódzkie uczynionych, zamieszczaiąe poniżéy opisy spisowych, z
tychże Woiewództw potaiemnie bez przesiedleń zbiegłych, zaleca
Wóytom, Prezydentom i Burmistrzom Miast, aby rzeczonych spisowych
ściśle w Gminach śledzili i do Kommissarza właściwego Obwodu pod
strażą odesłali, zkąd następnie do Kommissyi Woiewódzkiéy
przes transport dostawionemi bydź maią.
Wóyci Gmin, Prezydenci i Burmistrze
Miast, ściśle ninieyszemu poleceniu zadość uczynią, a
Kommissarze skutku dopilnuią.
w Warszawie dnia 31 Sierpnia 1828 roku.
Za Radcę Stanu, Prezesa Kommissyi.
Referendarz Stanu, Kommissarz Wdzki
KOŻUCHOWSKI. Filipecki, Sekr: Jener:
LISTA
Imienna Spisowych w ciągu pierwszego
półrocza z Woiewództwa Sandomierskiego w roku 1828 roku zbiegłych.
z Obwodu Wieluńskiego.
Linta Hilary, z Gminy Rudlice. —
Piotr Sola, z Gminy Mokrska szlacheckiego. — Nowak Walenty, z Gminy
Przystań. — Banasik Jan, z Gminy Brzeziny.
Dziennik Urzędowy Województwa
Mazowieckiego 1829 nr 677
NRO 98344/38418. —WYDZIAŁ SKARBOWY.
SEKCYA SKARBOWA.
KOMMISSYA WOJEWODZTWA MAZOWIECKIEGO.
Na skutek otrzymanéy odezwy Kommissyi
Województwa Kaliskiego, umieszczając poniżéy wykaz kar Sądowych
zalegaiących na debentach z mieysca teraźnieyszego pobytu
niewiadomych; poleca Wóytom Gmin, Prezydentom i Burmistrzom Miast,
ażeby zamieszczone w rzeczonym wykazie osoby, w Gminach swych
śledzili, i od wyśledzonych należności wykazem obięte
ściągnąwszy, do mieysca wskazanego franco odesłali, o skutku zaś
dopełnionego śledztwa, rapporta Kommissarzom Obwodów swych w
przeciągu dni 30 niezawodnie złożyli. W razie bowiem niezłożenia
w tym terminie rapportu przez którego z Wóytów lub Burmistrzów,
Kommissarz Obwodu uważać będzie, że w Gminie tey żaden z
dłużników wynalezionym nie został; a gdyby późniéy przeciwnie
okazała się, do odpowiedzialności winny za straty Skarbu
pociągniętym będzie. Od Kommissarzy zaś Obwodowych w każdym
razie Kommissya Woiewódzka za dni 40 rapportu oczekuie.
w Warszawie dnia 30 Grudnia 1828 roku.
Radca Stanu, Prezes Kommissyi
R. REMBIELIŃSKI. Filipecki, Sekr:
Jlny.
WYKAZ
Dłużników Kar Sądowych i
Policyinych, z mieysca teraźnieyszego pobytu niewiadomych, z końcem
kwartału III 1828 roku w Województwie Kaliskiem sporządzonego.
24. Karol Florczak ostatnio zamieszkały
w Rudlicach złłp: 40. z wyroku Sądu Policyi Prostéy Wieluńskiéy,
odesłano bydź ma do Kassy Obwodu Wieluńskiego.
Dziennik Urzędowy Województwa
Mazowieckiego 1829 nr 720
Nro 78,392. — WYDZIAŁ POLICYI.
KOMMISSYA WOJEWODZTWA MAZOWIECKIEGO.
(...) Z kościoła Wsi Rudlice 2 dnia
5/6 z. m. r. b. skradziono:
a. Wotów srebrnych sztuk 9. Korali 12
do 15 sznurków wielkości grochu.
b. Puszkę srebrną zprzykryciem
axamitnem i galonkiem złotem.
c. Kielich srebrny wyzłacany wewnątrz,
z patyną.
d. Patynę od chorych z kompozycyi i
olea sacra.
e. Albę z płótna kolońskiego.
f. Karbonę wyłupaną i pieniądze
zabrano, w ilości niewiadomey.
Kommissya Woiewódzka przto powodowana
Odezwą Kommissyi Woiewództwa Kaliskiego, poleca Wóytom Gmin,
Prezydentom i Burmistrzom Miast, aby śledztwa rzeczy skradzionych i
sprawców kradzierzy, iak nayściśley śledzili, a w razie
wyśledzenia rzeczy skradzionych, posiadaczy ich do właściwego Sądu
odesłali.
w Warszawie dnia 14 Listopada 1829
roku.
Radca Stanu, Prezes Kommissyi.
R. REMBIELIŃSKI. Filipecki, Sekr:
Jlny.
Dziennik Powszechny 1835 nr 356
Po nastąpionej śmierci: 1mo Idziego
Fundament Karsznickiego, dziedzica dóbr ziemskich:
a, Rudlice z przyległościami,
b, Walichnowy część B, i
c, Łyskornia, wszystkich w Obwodzie
Wieluńskim, Województwie Kaliskiem położonych, oraz właściciela
kapitału 45,789 złp. 9 gr., w dziale IV, pod Nr. 4 lit. C, na
dobrach Węglowice; także w Obwodzie Wieluńskim położonych,
hypotekowanego;
(…) wreszcie 4to, Franciszki z
Chrzanowskich, Wojciecha Jackowskiego małżonki, właścicielki
kapitałów następnych:
a, złp. 8,333 gr. 10, w dziale IV, ad
3, ad lit. D, na dobrach Siedlątkowie, Powiatu Wartskiego, w
Województwie Kaliskiem położonych hypotekowanego, do którego
przywiązane jest prawo zastawy w dziale III, pod Nr. 1 na tychże
dobrach zapisane,
b, 12,166 zł. 20 gr. w dziale IV, ad
3, lit. f; i
c, 889 złp. w tymże, dziale ad 6, ad
c, lit. b, na dobrach Bronowie i Bronówku z przyległościami, w
Powiecie Wartskim leżących, hypotekowanyeh, otworzył się spadek.
Zawiadamia się więc osoby interesowane, iż do przepisania na
pozostałych sukcessorów tytułu własności tak dóbr ziemskich,
nieruchomości miejskiej i kapitałów wyżej wymienionych,
wyznaczony został termin w Kancellaryi Ziemiańskiej Województwa
Kaliskiego, przed podpisanym Rejentem: ad 1mum na dzień 22 Czerwca
(4 Lipca), ad 4tum na d. 27 Czerwca (9 Lipca) 1836 r. Kalisz d. 30
Czerw. (12 Grud.) 1835 r. Józef Białobrzeski.
Tygodnik Rolniczo-Technologiczny 1836
nr. 39
37. Rudlice, w Powiecie i Obwodzie
Wieluńskim, mil 4 od Sieradza. Kuźnica zelazna 1585 r., dotąd
nawet będące nazwisko wioski Kuźnicy okazuje byt kuźnicy.
Gazeta Rządowa Królestwa Polskiego
1853 nr 137
(N. D. 2622) Sąd Policyi Poprawczej
Wydziału Piotrkowskiego.
Wzywa wszystkie władze tak Cywilne jak
i Wojskowe nad porządkiem i bezpieczeństwem w kraju czuwające, aby
na Salomeje Kubiaczyk o dzieciobójstwo obwinioną z gminy Rudlic
zbiegłą, i obecnie przed wymiarem sprawiedliwości ukrywającą
się, baczne oko zwracały, a wrazie dostrzeżenia ująć, i Sądowi
tutejszemu odstawić zarządził.— Rysopis Salomei Kubiaczyk jest
następujący: lat 31 wieku licząca, katoliczka, wzrostu dobrego,
otyła, twarzy i nosa ściągłych, oczu niebieskich, włosów na
głowie blond krótkich, w czepku nagłowię i chustce zielonéj
starej, na szyi paciorki czerwone, wełniak czerwony stary, w dwóch
fartuchach i butach.
Piotrków d. 26 Maja (7 Czerwca) 1853
r.
Sędzia Prezydujący,
Radca Dworu Bóbr.
Warszawska Gazeta Policyjna 1854 nr 337
Część Urzędowa.
Zarząd Warszawskiego
Ober-Policmajstra.—W nocy z dnia 25 na 26 września (7 na 8
października) r. b., w gminie Rudlice pow. Wieluńskim, przez
wnijście od smentarza narożnem oknem do kościoła parafialnego
Rudlice, a następnie gwałtowne wyłamanie drzwi do zakrystji i
szafy, w której zachowane były srebra i aparaty
kościelne, skradzione zostały następujące przedmiota, a
mianowicie: dwie patyny srebrne pozłacane, relikwie Świętych
Pańskich i inne rozmaite efekta kościelne. Zarząd Warszawskiego
Ober-Policmajstra wzywa osoby posiadające
wiadomość o powyższej kradzieży lub sprawcach
tejże, ażeby z udzieleniem takowej zgłosiły się do tegoż
zarządu.
Gazeta Rządowa Królestwa Polskiego
1861 nr 77
(N. D. 1618) Sąd Policyi Poprawczej
Wydziału Piotrkowskiego.
Zapozywa Antoniego Jezierskiego rządcę
dóbr Redlicę w Ogu Wieluńskim, dawniej tamże zamieszkałego, a
obecnie z pobytu nie wiadomego, i przed wymiarem sprawiedliwości
ukrywającego się aby najdalej w dni 30 w Sądzie tutejszym do
ogłoszenia wyroku stawił się, w przeciwnym bowiem razie listami
gończemi ścigany będzie.
Piotrków d. 11 (23) Marca 1861 r.
Sędzia Prezydujący,
Assesor Kollegialny, Chmieleński.
Gazeta Rządowa Królestwa Polskiego
1861 nr 160
(Ν. D. 3262) Rejent Kancellaryi
Ziemiańskiej Gubernii Warszawskiej w Kaliszu.
Po śmierci:
3. Koronaty z Kożuchowskich
Karśnickiej wierzycielki summy złp. 100,000 albo rs.15000 na
dobrach Rudlice z Okręgu Wieluńskiego w dziale IV. wykazu pod Nr.
13 ubezpieczonej; otworzyły się spadki do regulacyi których
wyznaczam termin przed sobą. na dzień 25 Stycznia (6 Lutego) 1862
r. w Kancellaryi hypotecznej w Kaliszu.
Kalisz dnia 1 (13) Lipca 1861 r.
Emilian Ordon.
Dziennik Warszawski 1867 nr 37
(N. D. 226) Rejent Kancelarji
Ziemiańskiej Gubernji Warszawskiej w Kaliszu.
Po śmierci: 1. Izaaka Kohn wierzyciela
sum: (…) k)
współwłaściciela prawa wycięcia, i wybrania drzewa z 1331 mórg
i 178 prętów na dobrach Rudlice z Okręgu Wieluńskiego w dziale
III pod Nr: 9;
(…) otworzyły się spadki, do regulacji których
oznacza się termin przed podpisanym Rejentem i w jego kancelarji na
dzień 18 (30) Maja 1867 roku.
Kalisz, d. 24 Paździer. (5 Listopada)
1866 r.
Wilhelm Grabowski.
Zorza 1870 nr 39
OPOWIADANIE PEWNEGO MIESZCZANINA
O Tegorocznej Wystawie Rolniczo-Gospodarczéj
W WARSZAWIE.
Dobra to rzecz ta kolej żelazna! Wyjechałem z miasta Wielunia o zmierzchu, i jadąc do Częstochowy szosą, stanęłem w Warszawie o godzinie pierwszej po południu nazajutrz,— w ten sposób zrobiłem mil 40-kilka przez niespełna 12 godzin. Ale nie o tém tylko chciałem mówić. Przyjechawszy do Warszawy za interesami, odwiedziłem mojego znajomego przy ulicy Nowogrodzkiej, aż oto widzę zdaleka jakiś budynek drewnianny, ozdobny poobwieszany wieńcami, a z niego kilkanaście chorągiewek wiewa. Co to takiego? pytam przechodnia. —To miejsce Wystawy Rolniczej, odpowiedział. Wystawa! rzekłem do siebie, i to rolnicza, — nic o tém nie wiedziałem, choć przecie nie na zapłociu mieszkam, tylko w mieście i to powiatowém jeszcze. A przytém jestem rolnikiem—myślę sobie daléj — i może miałbym co pokazać światu, a teraz mogę tylko usta rozdziawiać i patrzeć się na to, co inni przysłali.
Ale cóż robić, dobrze téż widzieć nie koniecznie i swoje; kupuję więc bilet za złotówkę i wchodzę na dość obszerny dziedziniec, gdzie ten budynek z chorągiewkami stoi. Było to już w ostatnich dniach wystawy; przy różnych rzeczach widzę poprzywieszane napisy: ten dostał medal złoty ów srebrny, tamten bronzowy, a inny znowu pochwałę lub podziękowanie, co jest najważniejszą rzeczą.
Dostałem prawdziwie gorączki, chodząc od miejsca do miejsca: tu widzę maszynę parową, do której przywieszone pasy mogą poruszać inne maszyny, np. sieczkarnie, wiejnik, obrzynaczkę ziarn i t. p. Patrzę daléj, aż tu stoją skrzynie żelazne, wielkie, ogniotrwałe, gdzie włożone pieniądze drwią sobie z pożarów; to znowu stoi maszyna do szycia z kółkiem, poruszana niby kołowrotek, nogą; tam widać lekkie żelazne krzesełka, kanapy, łóżka, — to znowu kij, co się na krzesełko rozłożyć może, choć nieco słony, bo 4 ruble kosztuje. Oprócz tego pługi żelazne, nowszego pomysłu, młynek ulepszony do gniecenia kartofli, wzory domków wiejskich, dach na sposób finlandzki pobity deseczkami przygwożdżonemi do krokwi, kafle, piece ulepszone—wszystko to, i jeszcze wiele innych rzeczy oglądałem z kolei, np. bardzo sztuczne zamki, niezmierne oxefty. Podchodzę daléj, patrzę, w szafie za szybami leżą różne miotełki i piękne szczotki, to z szczeciny, to z ryżu i innej słomy zrobione, a obok tego rzecz nowa całkiem dotąd: bo oto widziałem tam szczotki zrobione nie z szczeciny ale z włókien pióra i to z téj części pióra, która zwykle na śmieci się rzuca. Dobra to rzecz, myślę sobie, z najlichszej rzeczy robić użytek,-to téż czytam, kto to się na to zdobył i wyczytałem, że tym wynalazcą jest p. Fejst fabrykant szczotek w Warszawie.
Nie mogę ja wprawdzie wiele pisać o tych maszynach, boć nie jestem z powałania ani mechanikiem ani rzemieślnikiem, tylko przemysłowym—rolnikiem, bo w domu moim mam rękodziełkę, warsztat, na którym robię sukno grube zielone, bronzowe i siwe. To też zdziwiłem się niezmiernie, że prób tego sukna krajowego, którego tak wiele, dobrze i tanio wyrabiają, szczególniej na Podlasiu, w Płockiem, i w Radomskiem po miasteczkach, tu wcale na wystawie nie widziałem. Więc opuściwszy jeden dziedziniec, przeszedłem na drugi, gdzie właściwie owe wyroby rękodzielnicze, jako też bydło, konie, trzoda, drób, zboża i owoce się chwalą, lub powinny się chwalić. Już to co do koni, bydła, i trzody, to jest tam czemu się przyjrzeć. Owe arabczyki aż mi oskomę robią, takie to zgrabne, piękne, pokaźne, takie łebki, nóżki i karczki wytworne. Ale cóż? kiedy prócz dwóch wystawców włościan blizko Warszawy więcej prawdziwie gospodarskich nikt nie przysłał koni. Co do bydła, to widziałem tam i holenderskie i szwajcarskie, tyrolskie i różne jeszcze zagraniczne rasy, ale swojskich dobrych sztuk jakoś nie dało mi się widzieć, tak samo jak i trzody chlewnej, śród której tylko niezmiernej tłustości oglądałem knury i maciory, a o swojskich ani dudu! Dobrzeć to, pomyślałem—przyswajać to, co dobrego jest za granicą, ale na mój głupi rozum, to nie wypada zapominać i o rasach swojskich, bo one i mniej kosztują, i mniej są wybredne, i do natury naszego kraju przydatniejsze, a więc i użyteczniéjsze. Rzecz więc dziwna, że jak widzę, zaniedbujemy często swego, choć jest dobre i blisko nas, a za obcém się uganiamy zanadto, dla tego chyba że obce. Bo i naprzykład za klatkami oglądałem przeróżne ptastwo domowe angielskie, francuskie, indyjskie nawet, a naszego swojskiego nie widziałem koguta, owego ptaka, za którym się podobno, jak tam rozmawiano, uganiają we Francji, owego ptaka, co to i piękniej pieje, i piękniejsze ma pióra niż wszelkie zagraniczne koguty.
Co do zboża, to prawdziwie się ucieszyłem, kiedym zobaczył ogromne kłosy grube żytnie lub złotej sandomierki i kujawki; ale któż to wie, czy owe kłosy i ziarna nie są wyszukane między tysiącami na polu lub wybrane z mnóstwa w stodole? Nic też i w tym dziale nie widziałem dostarczonego z ról mieszczańskich i włościańskich, tylko z samych folwarków,—a przecież to warto i te stany zachęcić, aby się miały z czém pochwalić.
Ogrodowizny najpiękniejsze są z Warszawy i z pod Warszawy,—ale z dalszych stron kraju ani oko! choć znowu naprzyglądałem się ja po różnych stronach i ogromnym burakom i marchwi, i brukwi i rzepie i kapuście.
Jedna rzecz jeszcze wielce mnie cieszy! Widziałem oto z kilkanaście uli, i to na sposób nowy. Stał tam jeden ksiądz Proboszcz, niejaki Niziński z Niegowonic z Bendzińskiego powiatu; przywiózł on z sobą kilka uli, i prócz tego plastry całe z tak daleka i każdemu chętnie rozpowiadał, w jaki to sposób przyszedł do pięknej ulepszonej pasieki. Najlepsze ule, mówił, są te, których wzór podał wielce uczony i pracowity ksiądz ze Szląska Dolinowski, w połączeniu ze sposobem, jaki opisał p. Lubieniecki. Ule te są szafkowe po rublu sztuka i dużo miodu wydają, kiedy tymczasem ule według sposobu drugiego księdza Dzierżona, choć również dobre, ale są kosztowniejsze bo po 5 rubli sztuka kosztuje; wyglądają one jak domki; daszki ich się otwierają i z wnętrza wydobywają się ramki z miodem plastrowym.
Piękna to rzecz — pszczolnictwo! Przodkowie nasi słynęli z utrzymywania licznych pasiek na całej Polsce; pili też więcej miodu niż wina, byli zdrowsi i mniéj pieniędzy w obce wynosili kraje,—zrozumieli téż teraz nasi ziomkowie, że grzechem byłoby zaniedbywać te robaczki usłużne i pracowite, jakiemi są pszczółki-te Boże żyjątka, których karm nic; nas nie kosztuje, bo nasze lasy, pola, łąki aż nadto dla nich wystarczą. Przy téj sposobności, wynurzę tu mój żal, że strony Wieluńskie wcale tu się z pszczolnictwem nie popisały, choć na swe własne oczy widziałem, jakie tam prześliczne pasieki się rozwijają.
W Wieluniu naprzykład znam obywatela p. Franciszka Kolińskiego, który pierwszy w tych stronach założył pasiekę, na ulepszony sposób, według wzoru wyżéj przytoczonych Księży pszczolarzy, a przy pomocy p. Józefa Grochalskiego bardzo zdolnego pszczolarza i ogrodnika. Sieją tam dla pszczół na pokarm bardzo pożywną roślinę strączkową, tak zwaną wiązankę. Obaj są to ludzie niezmordowanej pracy, pomysłów i zdolności gospodarczych.
W pasiece téj znajduje się już 70 uli takich, a z miodu własnego p. Koliński wyrabia u siebie napój wyborny, tak jak jabłecznik z jabłek własnego ogrodu, i wino czerwone z jagód, tak samo jak p. Ostrowski z Dąbrowy. Wszystko to są rzeczy znane z dobroci na okolicy,—i żal mi, że jako ziomek, nie oglądam ich w tym roku na Wystawie.— Ten p. Grochalski prócz tego pielęgnuje winnicę i urządził doniczki drewniane wiszące, napełnione ziemią, tak że korzeń winny przechodzi przez nie i daléj w górę rośnie, a na doniczce opiera się grono winne, którego korzeń gdy się utnie pod spodem doniczki, to grono może rosnąć jeszcze i być jak najświeższe na stół podane i wśród zimy, bo korzeń ten czerpie soki z ziemi doniczkowej. I tego, szkoda, że nie przysłano na Wystawę.—Rozmawiałem ze wspomnionym wyżéj księdzem Nizińskim na Wystawie, i objawił on, że udziela chętnie każdemu rad i nauki pszczolniczéj, W razie żądania, a mieszka we wsi Niegowonicach, jak już powiedziałem, przy Stacji pocztowej Zawiercie. Tę samą chęć udzielania nauki i rad słyszałem z ust p. Grochalskiego z Wielunia. —Jako dobrze świadomy stron moich rodzinnych przytoczę tu miejsca, gdzie się zajmują tak chwalebnym przemysłem, jakim jest pszczolnictwo. I tak, prócz pasieki Wieluńskiej, znajdują się jeszcze, druga zaraz wzorowa we wsi Czarnożyłach u ks. Proboszcza Wieczorkiewicza, gdzie jest 50 uli wedle porządku Dzierżona i Dolinowskiego w połączeniu z Lubienieckim; z pasieki téj na potrzeby Kościoła wydobywa się już 40 funtów rocznie wosku. Daléj zakładają się już pasieki lub są założone w Rudlicach przez ks. Motylewskiego; lub w Rząśni ks. Nieszporskiego i w Dubidzach p. Czarnomskiego (200 uli) — niedaleko Radomska; potem jeszcze w Wieluńskiem, w Truskolasach ks. Bujakowskiego, w Praszce ks. Sobolewskiego, w Masłowicach p. Kręskiego, w Czastarach p. Michalskiego, w Wąsoszu ks. Bromirskiego, w Komornikach ks. Szperowskiego.
Wspomnę tu jeszcze, że oglądałem w oddzielnym gmachu i kokony czyli pupki jedwabnicze, i oprzędy bardzo ładne; pochodzą one z Czystego z pod Warszawy, gdzie wiele morw Spółka Jedwabnicza posiała; liście zaś morwy, jak wiadomo, są pożywieniem dla tych żarłocznych motylków jedwabniczych, które się potem w owe kokony zwijają. Mnie się zdaje, że oprócz tego wyborowego i delikatnego gatunku jedwabników, wartoby upowszechniać i ajlantusy, pośledniejsze, co mogą żyć i na powietrzu na drzewach ajlantowych, i dają włókna, z których jak mi tam mówiono, włościanie chińscy mają swoje kapoty.
Obok jedwabnictwa, wiszą na ścianie wyroby wełniane włościan z okolic Warszawy głównie, np. wełniaki, zapaski, i dywaniki; dostali ci włościanie, i bardzo słusznie, nagrody pieniężne wyznaczone przez Sędziów; ale jest to drobnostka w porównaniu z tém, co widziałem w moich różnych podróżach po kraju; boć każda strona u nas ma podobnie piękne wyroby wełniane wiejskie, a w okolicy Siennicy widywałem i piękne szale wełniane wiejskiego wyrobu, w które się stroją dziewczęta, gdy do kościoła idą. Nie widziałem téż tam ani owych sławnych sit i koszyków z Biłgoraja w Lubelskiem, które sitarze aż do Ameryki przez morza zawożą, ani téż wyrobów stosownych z fabryki Żyrardowskiej, przy Rudzie Guzowskiéj nad koleją żelazną, gdzie raz zwiedzając tę słynną fabrykę, przyglądałem się workom nieszytym wcale, a pochodzącym z pakulanéj przędzy.
Nareszcie muszę się podzielić z tymi, którzy mnie czytać będą, jeszcze jedną rzeczą: są to piękne drzewka ogrodniczej jakby w ogródku jakim wkopane przy gmachu, a pochodzące z ogrodu p. Hozera z Warszawy, i jeszcze drzewka leśne kilkoletnie pochodzące z różnych stron, a między niemi i z Czerwonego-boru, jako téż z osady sąsiedniej leśnej Felixów, niedaleko Małkini i Ostrowia w Łomżyńskiem. Tak te jak i tamte drzewka, jak sam czytałem, i jak mi tam jeszcze mówiono, były posiane przez niejakiego p. Jastrzębowskiego Wojciecha, a te drugie wyhodowane głównie przez niego w owym Felixowie od lat dziesięciu. Widziałem tam na jedném drzewku przywieszoną kartę, że za te drzewka udzielono medal srebrny, a na drugi dzień wyczytałem w pismach, że ten p. Jastrzębowski otrzymał publiczną pochwałę od sędziów za to, że choć jest w tak podeszłym wieku a przecie zajmuje się gorliwie pielęgnowaniem drzew i krzewów różnych. Wysoki, piękny, dziesięcioletni modrzewek, co stał obok jesionka, zwrócił bardzo moją uwagę. Mój Boże! myślałem sobie, dawniej z tego niepożytego przez czas drzewa budowano u nas kościoły i dwory, a podobno dawniej jeszcze stał i zamek modrzewiowy na Wawelu w Krakowie, a dziś drzewa tego jak na lekarstwo...
Tak sobie myślę, a w tem ktoś mnie po ramieniu uderzył.
— Wincenty! powiadam, a co tu porabiacie? z kopę lat was nie widziałem! Przyjechałem właśnie co z Łomżyńskiego odpowiedział — a żem się tu dopiero dowiedział o wystawie, więc i zaszedłem. — Jak to z Łomżyńskiego?—ja znowu—a więc to niedaleko od tego Felixowa, jak miarkuję z tego oto, co tu wisi pisma.
— A jéno,—toć go znam jak zły grosz— odpowiedział Wincenty. I czy tam dużo tych drzewek modrzewiowych rośnie w Felixowie jak oto ten, co tu stoi przed nami?—Będzie ich sto tysięcy, albo lepiej rzekł—ale bo to tylko na tem koniec! Moi kochani jest-ci tam i jesionków jakie pięćdziesiąt tysięcy, a dębczaków, świerczków, klonów, lipek, sosien różnego gatunku bez liku, nie mówiąc już o drzewach owocowych. —Jak to? spytałem—to sosien więcej jest gatunków niż jeden? — Ba! a sosna wejmucka, a krymska od czego? wszystko tam jest począwszy od hyzopu, melissy, kłokoczyny, koraliny, aż do jodły, buku, i przeróżnych wierzbin: bo stary pan Komissarz bardzo jest przyjacielski dla każdego, choćby i z najniższego stanu.—No, no, moi wy kochani mówię znowu, to chyba dużo ziemi ma ten pan Komisarz, na tyle drzewek i krzewin?—Gdzie tam odpowiedział Wincenty— wszystkiego nie spełna włóka, i na niej on jak dostał emeryturę z swego komissarstwa, przez lat dziesięć pozwolono mu siać drzewa i krzewy, co ich teraz do miljona liczyć, a samych gatunków trzysta; zresztą grunt to jest rządowy, tylko to, co na nim urosło, to z własnej pracy jego i dzieci i jego pieniędzy powstało. Bo trzeba wam wiedzieć, dodał, że całą swoją pensję on przez lat dziesięć wkładał na uprawę i pielęgnowanie drzewek i krzewin, a nasiona ich, to sprowadzał swym kosztem z różnych stron ciągnących się aż od morza Czarnego, Białego i Bałtyckiego, lub umyślnie odbywał za niemi dalekie podróże; pięćdziesięcioletnia praca jego z temi drzewkami się zrosła—to jego ulubiona dziatwa.
—Ależ to mój Wincenty, to anioł z tego człowieka; właśnie takich daj Boże więcej na te czasy wytępiania lasów i drzewin u nas. I ma on też co z tego? zapytałem. — Broń Boże, on jeszcze wciąż nasiona skupuje, bo powiada, że teraz z tego jego ogrodu dopiero płynie pożytek moralny, a dopiero wtedy, jak nasienniki z tych drzew będą, to będzie i pożytek pieniężny. Wielce to uczony i wielki przyjaciel drzew i krzewów ten człowiek, a razem i przyjaciel zwierząt użytecznych a największy przyjaciel ludzkości. On powiada, że leśny siew, to boży siew; że boża praca tylko z Bogiem nas jedna; że łatwiej rujnować niż budować; że książka człowiekowi nie wystarcza, że dopiero przyroda i doświadczenie własne doskonalą człowieka—i wiele innych mądrych rzeczy, bo zawsze rad z nim mówię, jak się spotkam kiedy. Ale patrzcie! oto i on idzie, pochylony, siwiutki, z tym parasolem niebieskim pod pachą, rozmawia właśnie z jakimiś panami.
Przyjrzałem się dobrze temu szlachetnemu starcowi, potem opuściłem wystawę, a wspomnienie o nim pozostaje mi z tych chwil najprzyjemniejszem wrażeniem.
Antoni Łazdan.
Dziennik Warszawski 1870 nr 86
N. D. 3186. Rejent Kancelarji
Ziemiańskiej w Kaliszu.
Po śmierci:
2. Hanny z Nelkenów Frenklowej (…)
b) co do summ na rozmaitych dobrach w dziale IV zachypotekowanych a
mianowicie: Stok z Okręgu Kaliskiego pod Nr. 60, rs. 513 która
rosciąga także swe bezpieczeństwo i na dobrach Ochle, Włocin,
Chrusty i Zawady z Okręgu Sieradzkiego pod Nr. 85, 41, 30. (…)
Rudlice z O-gu Wieluńskiego pod N. 46 rs. 4343 kop. (…) Ptaszkowic
z Okręgu Szadkowskiego pod Nr. 35, rs. 1273.
(…) otworzyły się spadki, do
regulacji których wyznacza się termin na dzień 19 (31)Października
1870 r. o godzinie 10 z rana w kancelarji hypotecznej.
Kalisz d. 11 (23) Kwietnia 1870 r.
Teofil Józef Kowalski.
Dziennik Warszawski 1870 nr 253
Zapozywa Augusta Szulca wyrobnika
podanego Pruskiego, czasowo we wsi Rudlicach zamieszkałego, a
obecnie z pobytu niewiadomego, aby w ciągu dni 30 od daty
niniejszego ogłoszenia doniósł o miejscu swego pobytu lub też
osobiście do Sądu zgłosił się dla wysłuchania wyroku Sądu
Poprawczego w Petrokowie w własnej jego sprawie pod skutkami prawa.
Petroków d. 31 Paździer. (12 Listop.)
1870 r.
Sędzia Prezydujący, N. Walewski.
Kaliszanin 1873 nr 73
Rozporządzenia Władz miejscowych.
(...) proboszcz parafii Rudlice w pow. Wieluńskim Konstanty Puchalski, nauczycielem religji w Ostrówku tymże powiecie; (...).
Dziennik Warszawski 1875 nr 169
N. D. 5360. Pisarz Trybunału Cywilnego
w Kaliszu.
Wiadomo czyni, iż na żądanie Mośka
Czernik, kupca i właściciela nieruchomości w osadzie Lututów,
okręgu Wieluńskim zamieszkałego, a zamieszkanie prawne u Seweryna
Tymienieckiego Patrona Trybunału Cywilnego w Kaliszu, w temże
mieście zamieszkałego, obrane mającego, w poszukiwaniu sumy rs.
10,650 procentem od dnia 9 (21) Maja 1871 r. na dobrach Rudlice
zahipotekowanej, od Wirginji Sadowskiej właścicielki dóbr Rudlice,
głównej dłużniczki, oraz od nabywców kolonji Janów Dąbroszyny
poniżej wymienionych, protokół Romualda Pinowskiego Komornika z
dnia 15 (27), 16 (28), 18 (30) Kwietnia, 19 (1), 20 (2) Maja 1874
roku oraz na żądanie Karola Wehr właściciela dóbr Stypuły, w
tychże dobrach okręgu Szadkowskim zamieszkałego, a zamieszkanie
prawne do tego interesu i całego postępowania subhastacyjnego dóbr
Rudlice ze wszystkiemi przyległościami u Antoniego Zgleczewskiego
Patrona Trybunału Cywilnego w Kaliszu obrane mającego, w
poszukiwaniu dwóch sum rubli sr. 1300 i rubli sr. 1063 kop. 72 1/2 z
procentem zaległym, na dobrach Rudlice z przyległościami
ubezpieczonej, oraz kosztów procesu rs. 20, wyrokiem zasądzonym i
kosztów egzekucyjnych od Wirginji Sadowskiej Antoniego Sadowskiego
żony, w asystencji tegoż czynić winnej, i od nabywców części
dóbr Rudlice nomenklatur wyżej wymienionych oraz Mośka Czernik,
nabywcy młyna Jackowskie i Ignacego Kowalskiego, nabywcy młyna
Kuźnica, a w reszcie od Karola Brükner, Mojżesza Sziffer i Zeliga
Gołąb nabywców części Rudlice lit. A. Milejów zwanej,
protokółem Franciszku Roweckiego Komornika z dnia 18 (30) Kwietnia,
19 (1), 20 Kwietnia (2 Maja) 1874 r. zajęte i zaaresztowane zostały,
protokółem Romualda Pinowskiego dobra Rudlice z opuszczeniem młynów
Jackowskie i Kuźnica z należnymi do nich gruntami oraz części
dóbr Rudlice A. Milejów zwanej, zaś protokółem Roweckiego
Komornika całe dobra Rudlice z przyległościami, bez żadnego
wyłączenia, a więc i części powyższym protokółem opuszczone,
zajęte zostały, które to zajęcie po dopełnieniu ich
zarejestrowań, na skutek art. 720 i 721 K. P. S. połączone zostają
i Seweryn Tymieniecki Patron w Kaliszu zamieszkały, subhastację
całych dóbr popiera i prawne kroki czyni, na podstawie zatem
powyższych zajęć wystawiają się na sprzedaż w drodze
przymuszonego wywłaszczenia ze wszystkiemi przyległościami i
inwentarzami, z wyjątkiem gruntów uwłaszczonych włościan,
Dobra Ziemskie Rudlice,
składające się z wsi Woli
Rudlickiej, Ostrówka, Kuźnicy, do których należą folwarki
Jeżowkie i Dąbroszyny, z których obecnie utworzone zostały
kolonje Janów i Dąbroszyny, należą także młyn z osadą
Jackowski i Dąbrówka, dobra zatem te obecnie składają się z
folwarku dominialnego Rudlice czyli Ostrówek, do folwarku tego
należą trzy karczmy w Ostrówku wsi Rudlice i Woli Rudlickiej, w
których propinację w biórze powiatu w Wieluniu za rubli sr. 460
kopiejek 10 rocznie wydzierżawił Franciszek Gertner w Ostrówku
mieszkający na lat trzy, z młyna wodnego Kuźnia, do którego
należy przestrzeń gruntu Bzdzionek zwana z młyna Jackowskie,
części Rudlica lit. A. tudzież kolonji Janów i Dąbroszyny. Całe
dobra graniczą na wschód z dobrami Skrzynno, na południe z dobrami
Bolkowem, na zachód z dobrami Złoczew i Dymki, a na północ z
dobrami Brzoski, Stolcem i Wielgiem. Położone są w okręgu i
powiecie Wieluńskim gubernji Kaliskiej, należą do parafji Rudlice
a gminy Skrzynno. Odległe od miasta Wielunia mil 2, Sieradza mil 4,
Kalisza mil 8, od osad Złoczewa mila 1, Lututowa wiorst 10.
Folwark Rudlice czyli Ostrówek z wsią
Rudlice i Wolą Rudlicką należy do własności Wirginji Sadowskiej,
w dobrach Giżyce okręgu Kaliskim zamieszkałej i zamieszkanie
prawne obrane mającej, a zostają w posiadaniu jej syna Mieczysława
Sadowskiego.
W folwarku tym dwór parterowy, z
pawilonem jedno piętrowym, na podmurowaniu z kamieni i cegły
palonej, z bali w słupy zbudowany, gontami pokryty o 4 kominach, z
dobudowaniem w tyle, którego ściana tylna z cegły palonej. Pawilon
o piętrze zajmuje Mieczysław Sadowski, resztę zaś dworu Juljan i
Józefa z Murzynowskich małżonkowie Falkowsсу, którzy na
warunkach aktu dnia 17 (29) Czerwca 1869 r. przed Grabowskim Rejentem
w Kaliszu wypożyczywszy Sadowskiej rsr. 4500 mają dane mieszkanie i
ogród. Dwór ten otacza ogród owocowy i warzywny, dwie kuchnie
dworska i czeladnia z drzewa, stodoła o dwóch klepiskach i spichrz
pod jednym dachem z drzewa, a w części w strychulec zbudowana,
szopa z drzewa, przy tej dobudowany chlew dla trzody chlewnej, z
drugiej strony szopy jest chlewik i sklep w ziemi z drzewa i ziemią
pokryty. Budynek murowany, dawna oranżerja z kominem, przed frontem
jego są krzewy winogron i cały jest ogrodzony płotem w słupy z
desek w kształcie sztachet, studnia balami ocembrowana, dom dla
ludzi dworskich, druga studnia balami cembrowana, piwnice w ziemi z
cegły palonej, które otacza kanał balami ocembrowany, po którym
do piwnic prowadzą dwa mostki, kanał ten łączy się ze stawami w
ogrodzie w ilości trzech, z których jeden zarybiony, dom dla
rządcy, wozownia, dwie stodoły, owczarnia, kuźnia, gorzelnia z
drzewa z piwnicami murowanemi stoi bezczynnie, wolarnia, dwa domy,
dwa sześcioraki i jeden czworak dla ludzi dworskich.
W Ostrówku jest dom karczemny z
zajazdem, stodoła, studnia i dom dawna kuźnia. We wsi Rudlice jest
dom karczemny i chlew przy nim w Woli Rudlickiej dom karczemny przy
trakcie do Sieradza. Przy kolonji Dąbroszyny jest osada leśna którą
składają dom, obórka, stodoła i chlewy.
Podług rejestru pomiarowego Antoniego
Grabowskiego jeometry, grunta folwarku Rudlice wynoszą mórg 2125
prętów 96. Z folwarku tego 5 włók gruntu należeć mają do
Józefy Cieleckiej, Pelagiusza Cieleckiego żony we wsi Świątkowicach
zamieszkałej i zamieszkanie prawne mającej, położone są za
gruntami Proboszczowskiemi, ciągną się do kolonji Ostrówek,
poczynają się od stodół włościańskich w Rudlicach, aż do boru
i w tymże boru. Gruntu tego Cielecka dotąd w posiadanie nie objęła.
II. Część Rudlic lit A. Milejów
zwana, przestrzeń ich włók 17 mórg 9 prętów 153, oddzielnie
założoną księgę hipoteczną mające ale hipotecznie dotąd nie
odłączone, należą do własności Karola Brükner, Mojżesza
Sziffer i Zeliga Gołąb, w tychże dobrach zamieszkanie prawne
mających w mieście Turku zamieszkałych, graniczy z jednej strony
duktem lasu Dymkowskiego z drugiej lasem Złoczewskim, z trzeciej
gruntami włościańskiemi Woli Rudlickiej, z czwartej lasem Bolkowa.
Zabudowania: trzy domy po 1 kominie mające, wozownia, stodoła,
kloaka, stajnia i obora z drzewa. Z przestrzeni tej za prywatnymi
kontraktami nabyli: Andrzej Pierogowski* mórg 45*, Franciszek Frejch
mórg 5, Bartłomiej Jarczyński mórg 15, Wawrzyniec Trąbczyński
mórg 30 i Gotlib Sztange mórg 20, na tych przestrzeniach mają
domy, studnie i stodółki i tamże mieszkają.
III. Młyn Kuźnica wraz z 203 morgami
gruntu i 144 prętów, dom o jednym kominie, młyn wodny pod jednym
dachem, młyn ten o dwóch kołach wodnych, do melenia zboża z
porządkami i jagielnikiem, most z drzewa, stodoła, obora, wozownia,
chlewy, należy do własności Ignacego Kowalskiego tamże
zamieszkałego i w jego posiadaniu zostaje.
IV. Młyn Jackowskie własność Mośka
Czernik w osadzie Lututów zamieszkałego, gruntu mórg 140 prętów
235, młyn o dwóch kołach ze wszystkimi porządkami, dom, stajnia,
obora oraz stodoła i studnia. Całą tę osadę dzierżawi Antoni
Wolny do 23 Kwietnia 1879 r. za rs. 300 rocznie i osada ta w jego
posiadaniu zostaje.
V. Z kolonji Janów i Dąbroszyny
należy do Antoniego Albin mórg 15. Wawrzyńca Kulik mórg 2. Jana
Zięba mórg 15. Kazimierza Wasilowskiego mórg 15. Marcina Szewczyk
mórg 30 z tych mórg 20 nabył Stanisław Krzyżański, a mórg 10
Franciszek Pawlak. Antoniego Jeziorny mórg 15. Wawrzeńca Wituła
mórg 15 od którego nabyli Andrzej Śliwka i Karol Kuglik. Mateusza
Nikiel mórg 15. Jana Wojtaszewskiego mórg 15. obecnie Jana Zagozdy.
Karola Jahn mórg 15. Kazimierza Łapińskiego mórg 15. Franciszka
Wojciechowskiego i Wawrzyńca Pasterczaka po 3 morgi 225 prętów.
Jadwigi Suchorzyny mórg 7 pr. 150. Andrzeja Grodzickiego mórg 15.
Józefa Król mórg 15. od pięciu ostatnich i Andrzeja Grodzickiego
grunta nabył Wilchelm Morytz. Józefy Kwiatuszyńskiej a właściwie
teraz Anny Kwiatuszyńskiej Bogumiła Kwiatuszyńskiego żony mórg
15. Józefa Tiec mórg 15 prętów 150. Simona Kola mórg 17. Łukasza
Gruchot mórg 17 prętów 150. Wicentego Gruchot mórg 5, które
obecnie nabył Wincenty Gothard. Wawrzyńca Łochno mórg 7 prętów
150, od tego nabył Michał Figlas mórg 3. Kazimierza Kapica mórg
32 prętów 150. Kaspra Nowak mórg 7 prętów 150 obecnie je posiada
August Sztajer. Jana Bocheńskiego mórg 20, Karola В..ensz*, a
właściwie Ferdynanda Sielskiego mórg 10. Karola Nowak mórg 45.
Samuela Keln* mórg 15. Szymona Turalskiego mórg 30, z tego nabył
Michał Szmidt mórg 4 pr. 150, a obecnie przeszło na Franciszka
Macłowskiego. Wilchelma Bocheńskiego mórg 45, z tego należy do
Ferdynanda Bocheńskiego mórg 15. Piotra Gonderskiego, właściwie
teraz Ferdynanda Somerfeld mórg 15. Wincentego Gorthardt mórg 15.
Wawrzyńca Sobczak mórg 7 pr. 150. Wincentego Grodzickiego mórg 3
pr. 225. Józefa Mituty mórg 22 pr. 150. Tomasza Mituty mórg 7 pr.
150, a właściwie do Juljusza Sztejnborn nabywcy od Mitutow Gotlieba
Sachej mórg 15. Michała Utych mórg 7 pr. 150. Marcina Recław mórg
15. Marcina Frejlich, a raczej jego nabywcy Marcina Grenda i Marcina
Dudzińskiego mórg 15. Godfrida Stroze* mórg 15. Szczepana
Kędzierskiego mórg 15, na którym wystawiony wiatrak i zabudowania.
Antoniego Obiegło mórg 7 pr. 150. Antoniego Obalskiego, Wojciecha
Cieślak czyli nabywcy ostatniego Leopolda Boblewskiego, Franciszki
Pacek, Ignacego Niepiekło po mórg 7 pr. 150. Dominika Skrzypek i
Pawła Ojda* po mórg 6 pr. 150. Jana Klem mórg 51 pr. 102. Piotra
Dreszer* mórg 10. Ludwika Falkenbelg czyli jego nabywcy Michała Mac
v. Walczak mórg 22 pr. 150. Gotliba Ludwik i Tomasza Parzonki po
mórg 7 pr. 150. Jana Trypki mórg 5 pr. 150, Marjanny Lenard od
której nabył Gotlib Matschke mórg 8. Augusta Podgórskiego mórg
17, z których Ambroży Ciesielski nabył mórg 4. Karola Vegiel mórg
22 pr. 150. Bartłomieja Kurzawskiego czyli jego nabywcy Jana
Musiałowicz mórg 7 pr. 150. Filipa Matusiak mórg 4. Kazimierza
Kapica mórg 48, z których odkupił Nepomucen Zajączkowski mórg 3.
Józefa Tiec i Antoniego Albin po mórg 3. Franciszka Tiec mórg 4
pr. 150. Walentego Gruchot, a dziś jego nabywców Gotfryda i Doroty
z Giertow mał. Frantz. Wawrzyńca Sobczak mórg 3 pr. 150. Piotra
Gondarskiego mórg 2 pr. 163. Bogusława Spałek mórg 22 pr. 150.
Adama Długosz Cieśli mórg 7 pr. 150. Jakóba Osmala i Bogumiła
Nikiel po mórg 30. Jana Rzeźniczak mórg 22 pr. 150. Marjanny Czyż
wdowy mórg 15. Szymona Tomaszewskiego mórg 2 na kolonjach tych
znajdują się zabudowania gospodarskie mieszkalne szczegółowo w
aktach zajęcia opisane, a wymienieni właściciele w tychże
kolonjach zamieszkali i zamieszkanie prawne mający.
Podług rejestru pomiarowego jeometry
Grabowskiego, rozległość kolonji Janów i Dąbroszyny wynosić
winna mórg 1016 pr. 227, a że posiadają mórg 1067 pr. 40, zatem
przewyżka mórg 50 pr. 113 zapewne od folwarku Rudlice odjęta.
Kontrowers 710* mórg 281 pr. lasu odstąpiony sąsiednim dobrom
Stolec. Cała rozległość zajętych dóbr wynosi włók 113 mórg
16 pr. 250, czyli dziesiatyn 2010. Grunta przeważnie żytnie, należą
do klasy II, III, IV i V. Podatków z całych dóbr opłaca się
rocznie rs. 898 k. 61, a zaległości wynoszą rs. 3192 k. 8.
Obszerniejszy opis zajętych dóbr
znajduje się w protokółach zajęcia u Tymienieckiego Patrona i w
biórze Pisarza Trybunału w Kaliszu, gdzie również zbiór
objaśnień i warunków przedaży przejrzany być może.
Akt zajęcia przez Pinowskiego
Komornika sporządzony, doręczony Pisarzowi Sądu Pokoju w Wieluniu
Walerjanowi Kossowskiemu Wójtowi gminy Skrzynno Wawrzyńcowi Tyc oba
do rąk własnych, dnia 22 Kwietnia (4 Maja) 1874 r.
Wniesiony do księgi wieczystej dóbr
Rudlice dnia 25 Kwietnia (7 Maja) 1874 r., a do księgi zaaresztowań
w biórze Pisarza Trybunału w Kaliszu dnia 8 (20) Maja t. r.
Zaś akt zajęcia przez Roweckiego
Komornika sporządzony, doręczony Pisarzowi Sądu Pokoju w Wieluniu
Walerjanowi Kossowskiemu i Wójtowi gminy Skrzynno Wawrzyńcowi Tyc,
obu do rąk własnych dnia 3 (15) Maja 1874 r., wniesiony do ksiąg
wieczystych dóbr Rudlice i Rudlice część A w d. 8 (20) Maja 1874
roku, a wpisany do księgi zaaresztowań w biórze Pisarza Trybunału
w Kaliszu dnia 9 (21) Maja t. r.
Pierwsze ogłoszenie warunków i zbioru
objaśnień tej sprzedaży odbędzie się na audjencji Trybunału
Cywilnego w Kaliszu d. 25 Czerwca (7 Lipca) 1874 r. o godzinie 10 z
rana.
Kalisz d. 10 (22) Maja 1874 r.
Po odbyciu trzech publikacji zbioru
objaśnień i warunków sprzedaży oraz temczasowego w d. 20 Sierpnia
(1 Września) 1874 r. przysądzenia dobra te temczasowo Sewerynowi
Tymienieckiemu za rs. 33,000 przysądzone zostały. Termin do
stanowczej sprzedaży na dzień 2 (14) Października 1874 r. został
oznaczony, lecz ten z powodu sporów o taksę nie odbył się,
obecnie wskutek wyroków Trybunału z dnia 19 Września (1
Października) 1874 r. i Rządzącego Senatu z dnia 18 (30) Kwietnia
1875 r. i po przejściu sumy rs. 10,650, na Czesława Węgierskiego
obywatela w mieście Kaliszu zamieszkałego, zamieszkanie prawne u
Tymienieckiego Patrona obrane mającego, taksa staraniem
popierających przez Alexandra Umińskiego Jeometrę, Kazimierza
Dymeskiego technika, Ludwika Łapacińskiego obywatela poczynając od
dnia 7 (19) Lipca do 18 (30) Lipca 1875 r. na rs. 98,840 kop. 95
sporządzoną została, poczem wyrokiem Trybunału z dnia 5 (17)
Sierpnia 1875 r. termin do stanowczej sprzedaży na dzień 9 (21)
Września 1875 r. godzinę 10 z rana został oznaczony. Licytacja
rozpocznie się od sumy rs. 65,893 kop. 97 jako 2/30 części
szacunku taksą biegłych wynalezionego. Vadium rs. 5,000.
Kalisz dnia 5 (17) Sierpnia 1875 r.
Skoczyński.
* nieczytelne
Ś. p. Pelagjusz Cielecki, właściciel dóbr Świątkowice i Rudlice zakończył życie w wieku lat 48, w dobrach Pstrokonie w dniu 25 lipca r. b. Nabożeństwo żałobne i pogrzeb odbędzie się w parafji Strońsko, w powiecie łaskowskim dnia 30 lipca r. b. o godzinie 10 zrana, na które pozostała żona zaprasza znajomych przyjaciół i krewnych.
Kaliszanin 1876 nr 69
Od 21
lipca do 1 sierpnia, w gubernji naszej miały miejsce
następujące pożary:
W dniu 24 t. m. we
wsi Sudlice, powiecie wieluńskim, także z niewiadomej
przyczyny wybuchnął pożar, który zniszczył 10 włościańskich
domów wraz z zabudowaniami gospodarskiemu budynki ubezpieczone były
na 3410 rs.
Kaliszanin 1877 nr 59
Ś. p. Pelagjusz Cielecki, właściciel dóbr Świątkowice i Rudlice zakończył życie w wieku lat 48, w dobrach Pstrokonie w dniu 25 lipca r. b. Nabożeństwo żałobne i pogrzeb odbędzie się w parafji Strońsko, w powiecie łaskowskim dnia 30 lipca r. b. o godzinie 10 zrana, na które pozostała żona zaprasza znajomych przyjaciół i krewnych.
Kaliszanin 1880 nr. 39
są do sprzedania z
wolnej ręki, położone w pow. wieluńskim, leżące przy szosie z
Sieradza do Wielunia, odlegle od Złoczowa wiorst 7, a od Wielunia
10. Rozległości włók 72. w tem ziemi ornej włók 29, łąk
dwukośnych włók 3, lasu włók 40, w tem lasu zwartego wł. 10.
Inwentarz tak żywy jak martwy kompletny. Bliższe wiadomości
szczegółowe u właścicielki w Świątkowicach,
stacja pocztowa Naramnice.
Gazeta Kaliska 1893 nr. 17
Wypadki śmierci w kwietniu: dnia 28 we wsi Rudlicach, pow. wieluńskim, będąc w stanie pijanym, utonął w strudze 52-letni Marcin Szymczak.
WIELUŃ.
— (w) Zmiany w parafjach. Ksiądz E. Hadaś dotychczasowy proboszcz parafji Rudlice mianowany został przez Kurje Biskupią proboszczem parafji Osjaków.
W parafji Rudlice obejmie probostwo ksiądz Apolinary Karczewski, proboszcz z parafji Cykarzew w pow. Częstochowskim.
Sprawozdanie działalności Koła Polskiej Macierzy Szkolnej w Wieluniu
za rok 1929.
II. BIBLJOTEKI WĘDROWNE.
Bibljoteki wędrowne nie mogły w roku sprawozdawczym być ilościowo powiększone z powodu braku subsydjum. Kursowało jednak 35 bibljotek wędrownych, zawierających każda od 50 do 100 książek.
Ogólna ilość tomów w bibliotekach wędrownych wynosi 2.161 tomów. Poczytność książek i ilość czytelników w ciągu roku sprawozdawczego wynosiła w poszczególnych miejscowościach:
2. Biała: Kierowniczka Bibljoteki naucz. p. Zaskurska, czytelników 38, książek 120, poczytność 13, ogólna ilość przeczytanych książek 1560.
4. Czarnożyły: Kierowniczka bibljoteki naucz. p. Grabińska, czytelników 34, książek w czytaniu 51, poczytność 8, ogółem przeczytano 408 książek.
6. Gromadzice: Kierowniczka biblioteki naucz. P. Kreżyńska, czytelników 25, książek 51, poczytność 14, ogólna ilość przeczytanych książek 882.
7. Kopydłów:Kierowniczka bibljoteki naucz. p. Chrempińska, czytelników 28, książek 60, poczytność 16, ogółem przeczytano 1020 książek.
9. Krzyworzeka: Kierownik bibljoteki p. Nowak, czytelników 12, poczytność 5, książek 52, ogółem przeczytano 260 książek
10. Komorniki:Sierociniec, kierowniczka bibljoteki siostra Kalinowska, czytelników 45, książek 51, poczytność 10, ogółem przeczytano w ciągu roku 510 książek.
11. Łagiewniki Szkoła. Bez wiadomści.
12. Łagiewniki Dwór. Kierowniczka bibljoteki p. Macińska, czytelników 14, książek 56, poczytność 5, ogólna ilość przeczytanych książek 280.
13. Niedzielsko:Kierownik bibljoteki naucz. P. M. Klimaszewski, czytelników 16, książek 70, poczytność 9, ogółem przeczytano 630 książek.
14. Niemierzyn: Kierowniczka bibljoteki p. Jasińska, czytelników 42, książek 50, poczytność 17, ogółem przeczytano 850 książek.
15. Osjaków bez wiadomości.
17. Radoszewice bez wiadomości.
18. Ruda: Kierowniczka bibljoteki P. W. Taczanowska, czytelników 18, książek 66, poczytność 13, ogółem przeczytano 858 książek.
19. Rudlice: Kierowniczka bibljoteki p. I. Tarnowska, czytelników 20, książek 60, poczytność 7, ogólna ilość przeczytanych książek wynosi 420.
Gazeta Kaliska 1907
nr 247
Z Rudlic pod
Złoczewem, w gubernji kaliskiej, piszą: Dnia 2 października dzwony
kościoła rudlickiego ogłosiły parafjanom bolesną nowinę: oto
ksiądz Jan Górniak po ciężkich cierpieniach zakończył żywot
doczesny. Urodził się on w parafji Koziegłowach, dyecezji
Kieleckiej, z rodziców ubogich. Początkowe nauki pobierał w
Częstochowie, potem wstąpił do seminarjum duchownego we Włocławku.
Na kapłana wyświęcony został w roku 1877. Najpierw objął
obowiązki wikarjusza w Burzeninie; ztamtąd przeniesiony został do
Cieszęcina; następnie został proboszczem w Grodzisku, dekanatu
Tureckiego; w roku 1891 przeniesiono go na proboszcza do Rudlic, i tu
pozostał 16 lat, aż do śmierci. Wyprowadzenie zwłok do kościoła
odbyło się dnia 6 października, a nazajutrz, po nabożeństwie
żałobnem, ksiądz dziekan wieluński w otoczeniu 15 kapłanów
odprowadził je na miejsce wiecznego spoczynku. W kościele wygłosił
mowę ksiądz Michnikowski z Osjakowa, a na cmentarzu ksiądz W.
Przygodzki, proboszcz z Czarnożył. Ksiądz Jan Górniak żył 58
lat.
Gazeta Świąteczna 1907 nr 1394
Z Rudlic pod Złoczewem, w guberńji
kaliskiej, piszą do nas: Dnia 2 października dzwony kościoła
rudlickiego ogłosiły parafjanom bolesną nowinę: oto ksiądz Jan
Górniak po ciężkich cierpieniach zakończył żywot doczesny.
Urodził się on w parafji Koziegłowach, diecezji Kieleckiej, z
rodziców ubogich. Początkowe nauki pobierał w Częstochowie, potem
wstąpił do seminarjum duchownego we Włocławku. Na kapłana
wyświęcony został roku 1877. Najpierw objął obowiązki
wikarjusza w Burzeninie; ztamtąd przeniesiony został do Cieszęcina;
następnie został proboszczem w Grodzisku, dekanatu Tureckiego; w
roku 1891 przeniesiono go na proboszcza do Rudlic, i tu pozostał 16
lat, aż do śmierci. Wyprowadzenie zwłok do kościoła odbyło się
dnia 6 października, a nazajutrz, po nabożeństwie żałobnem,
ksiądz dziekan wieluński w otoczeniu 15 kapłanów odprowadził je
na miejsce wiecznego spoczynku. W kościele wygłosił mowę ksiądz
Michnikowski z Osjakowa, a na cmentarzn ksiądz W. Przygodzki,
proboszcz z Czarnożył. Ksiądz Jan Górniak żył 58 lat.
Parafjanie upraszają o Zdrowaś Maryja za duszę zmarłego kapłana.
W. K.
Zaranie 1908 nr 45
Z Rudlic w pow. wieluńskim
otrzymaliśmy list następujący: „Czytuję „Zaranie",
czytałem i książkę. „Jak się zbogacają włościanie czescy".
Miło jest czytać, że się tak ludzie dobrze rządzą. I miło, że
nasze wsie, jak Kacice, Lisków, Czarnocin, idą w górę. Ale u nas,
bracia, w Rudlicach, tak nie jest: u nas kto bogatszy, to uboższego
za nic ma i nosa do góry zadziera, bo dusza w nim marna, choć
kieszeń pełna. Ale jeżeli nam kto zacznie radzić, żebyśmy się
i my budzili ze snu wiekowego, a „sami sobie" pracowali na
lepszą dolę, to owi, którym dobrze z ciemnotą naszą, krzyczą:
socjalista, mason, przewrotowiec, bezwyznaniowiec, żydowski Wojtek?
I za raz tacy w swoich gazetkach piszą: nie czytać „Zarania".
Kochani bracia! ja czytam każdy numer „Zarania", a jeszcze w
żadnym nie czytałem nic, coby było przeciw Bogu i wierze naszej.
Prawda, bywają tu czasem własne nasze żale, gdy ktoś, choćby i
ksiądz, źle robi, ale czy to nam nie wolno jedni przed drugimi żal
swój wylać? My teraz mamy księdza dobrego; sprowadza i gazety
różne (jeno, co prawda, „Zarania" nie sprowadza) i Kółko
założył i bibljotekę z 450 książek. Przyjrzyjmy się tylko,
jaka to u naszych wrogów Niemców praca w nauce i w gospodarstwie!
Więc dalej, bracia, do nauki, a własnym duchem działajmy, bo wtedy
jedynie posuniemy się naprzód. Tego Wam życzy brat chłop W.
Zaranie 1911 nr 45
Z jarmarku do grobu. (List). Dwaj
gospodarze: Michał Polewiak i M. Bąk ze wsi Rudlice powracali z
jarmarku d. 16-go października ze Złoczewa. Popili się do
upadłego, a że byli furmankami, zaczęli się ścigać, i oto M.
Bąk zajechał drogę M. Polewiakowi, ten wjechał na kupkę kamieni
i przewrócił wóz, sam sobie połamał kręgi i w czaszce dziurę
przebił, aż do mózgu. Było to na szosie, która prowadzi z
Sieradza do Wielunia. Piątego dnia umarł, osierociwszy troje dzieci
i żonę. Żona również jest chora i kto wie czy się wyleczy, bo
się również bardzo potłukła i wybiła sobie dwa zęby. Oto do
czego wódka doprowadza. I kiedyż się upamiętamy, kiedyż
przestaniemy pić tę truciznę? Jak na pożyteczną książkę i
gazetę to niejeden żałuje 3 do 4 rb., a na pijaństwo to ma. Żeby
gospodarz M. P. nie był się opił, nie byłby ze świata zeszedł.
Wasz W. Koźmiński.
Zaranie 1911 nr 50
Dwa rożne głosy—z dwuch niedalekich
od siebie okolic. (...) 2. Z Rudlic w Wieluńskiem. Parafja
nasza składa się z 18-u wiosek mniejszych i większych, a tylko są
trzy szkoły: w Ostrówku, Skrzynnie i Janowie, do których uczęszcza
zaledwie 260 dzieci, i to z przerwami, a mogłoby chodzić 1,300, bo
tyle ich jest, a tylko marnują czas, latem za bydłem, a zimą bąki
zbijają po lodzie; mogłoby być 5 szkół, tylko że jakoś
gospodarze nie mogą się zdobyć na uchwałę odpowiednią. W
Ostrówku jest urząd gminny i kasa po życzkowo-oszczędnościowa,
która daje pożyczki na 6 procent; w kasie owej jest koło 13
tysięcy rubli „karnych" pieniędzy, któreby też mogły być
użyte na cele ogólne, byleby tego chcieli gospodarze. Kościół
był u nas drewniany, modrzewiowy, budowany w 1807-ym roku, dziś do
gruntu odnowiony, obecny kościół stoi w Ostrówku. Cmentarz stary
jest zadrzewiony, drzewka sadził sokołowiak W. K. Parafja nasza
podobno została założona przy końcu 14-go wieku. Ludności jest
5,300. Jest w parafji Kółko rolnicze, które pośredniczy w
sprowadzaniu narzędzi rolniczych, nawozów sztucznych, również są
pogadanki, tylko że członkowie mało na nie uczęszczają.
Czytelnictwo się tu pomału rozwija, bo już przychodzi 5
egzemplarzy „Zarania", 2 „Zorzy", 2 „Przewodnika
Kółek", 1 egz. „Ziemianki", 19 „Gazety Świątecznej",
3 „Kurjera Polskiego" i 1 „Gońca". Przed Nowym Rokiem
przychodziło 20 egz. „Posiewu" i jeden „Polak-Katolik",
ale teraz niema ani jednego, bo się parafjanie przekonali, że z
niego nie było pożytku, a przedewszystkiem o „Gawędach
Matusowych" to mówili czytelnicy, że są ni w pięć ni w
dziewięć, to też da Pan Bóg, że zamiast tego warcholskiego
świstka będzie „Zaranie" i „Zorza", bo ludzie
poznają, że pismo dawać powinno zdrowe ziarno wiedzy. Było także
z naszej parafji dwuch młodych na kursach w Sokołówku i jedna
dziewczyna w Mirosławicach; jedna się teraz wybiera do Kruszynka. W
parafji naszej, we wsi Okalewie, staraniem zaraniarza Teodorczyka
zakłada się straż ogniowa, a jeden chłopak jedzie do Pszczelina
po to, by po powrocie dopomagał oświacie swych braci. Tak więc,
pomimo trudności, grzebiemy się powoli, aby do lepszej przyszłości
okolicę naszą przysposobić. Parafjanin rudlicki Tadeusz Polak.
Gazeta Świąteczna 1911 nr 1562
Listy do Gazety Świątecznej. Z
Ostrówka pod Złoczewem, w guberńji kaliskiej. W ostatnią
niedzielę listopada ksiądz proboszcz w Rudlicach ogłosił z
kazalnicy, że za dwa tygodnie przybędzie z Warszawy p. Tuliszkowski
i będzie miał odczyt bardzo pożyteczny. Jakoż w niedzielę 11-go
grudnia zaraz po nabożeństwie członkowie kółka rolniczego
zgromadzili się w domu szkolnym, ale że dzień był ciepły i
pogodny, a w izbie szkolnej było za ciasno, więc odczyt odbył się
przed szkołą, pod gołem niebem. Słuchaczów było przeszło
200-tu, bo przyszli nietylko gospodarze, ale i młodzież, i nawet
dzieci. Najprzód ksiądz proboszcz Chrzanowski wyjaśnił
zgromadzonym cel i ważność takich odczytów; potem miejsce jego
zajął p. Tuliszkowski, odczytnik głównego Towarzystwa rolniczego,
i rozpoczął wykład od słów: "Niech będzie pochwalony Jezus
Chrystus!" na co wszyscy odpowiedzieli: "Na wieki wieków,
amen." Potem wykazał nam, jak wielkie straty ponosimy skutkiem
pożarów, a to dlatego, że mamy złe, drewniane budynki, kiedy
gdzieindziej dawno już całe obejścia są murowane i kryte
dachówką; to też tam rzadko trafiają się pożary. Dalej nauczał,
jak to trzeba nakreślić sobie plan czyli rysunek wsi i osady, jak
następnie wybierać pod zabudowania miejsca najwyżej położone i
najsuchsze; objaśnił, jak urządzać zagrody na małym kawałku
ziemi i na większym; liczył jak z czego budować, aby domy były
trwałe, wygodne i aby w nich zdrowo było mieszkać; jak wypalać
cegłę zwykłą, jak robić piaskowo-cementową, surówkę.
Pokazywał na rysunkach, w jaki sposób budować z piasku i wapna,
lub cementu i piasku; jak zakładać podłogę, drzwi i okna; jak
stawiać piece i kominy, żeby nie dymiły; jak urządzać kuchnie;
jak budować stajnie i obory. Budynki te — mówił — powinny być:
wysokie, obszerne i przewiewne, o dużych oknach z wietrznikami, bo i
bydlę potrzebuje czystości i zdrowego mieszkania. Podłoga w oborze
lub stajni powinna być cementowa, lub wybrukowana kamieniami, a
gdyby i na to nie było stać, to można nawieźć gliny 6 do 10 cali
grubo, ubić, a do gnojówki porobić ścieki czyli rowki, aby
spływała poza oborę, tam zaś powinien być ocembrowany dołek,
albo wkopana beczka, żeby ta gnojówka miała gdzie ściekać, bo
przez marnowanie jej gospodarz dużo traci. O studniach nauczał,
żeby budować je tylko z kręgów piaskowo-cementowych, bo takie
studnie są najtrwalsze i woda z nich najzdrowsza: takie studnie
budują już u nas w okolicach Złoczewa i Wielunia. Zalecał jak
najwięcej drzew sadzić dokoła budynków, bo to chroni od ognia i
upału, a jak się posadzi drzewka owocowe, — grusze, jabłonie,
włoskie orzechy, to i dochód z owoców można mieć niezły:
dzieciaki też nie będą nikomu robiły szkody i nie będzie klątw
i obrazy Boskiej. Do obsadzania ścian bardzo dobry jest krzew winny;
chata obsadzona winem ładnie wygląda i jest jako-tako zabezpieczona
od ognia, a winne grona są bardzo smaczne i nadają się do wyrobu
napojów. Dalej objaśniał odczytnik, co to jest piorun i jak
urządzać piorunochrony; mówił o przepisach tyczących się
ubezpieczania budynków od ognia, o narzędziach do gaszenia pożaru,
a mianowicie o sikawce, którą każda gmina, a nawet każda wioska
mieć powinna. Nauczał, w jaki sposób gasić pożar, jak ratować z
ognia ludzi, a także bydło, owce i świnie, jak urządzać straże
ogniowe ochotnicze. I wielu jeszcze innych nauk i rad gospodarczych
nam udzielił. Wykład ciągnął się przeszło trzy godziny bez
przerwy. Ksiądz proboszcz podziękował odczytnikowi w imieniu
wszystkich słuchaczy, a gospodarz Teodorczyk, zastępca
przewodniczącego w kółku rolniczem, — w imieniu tegoż kółka.
Kal. W.
Zaranie 1913 nr 6
Z Rudlic pod Wieluniem (list). Wiemy,
że do podźwignięcia dobrobytu dużą pomocą są kasy Pożyczkowo
oszczędnościowe. To też u nas w Rudlicach, staraniem kilku
gospodarzy, czytelników „Zarania" i ks. W. Ch. została
założona kasa Pożyczkowo oszczędnościowa, o czem wspominał
czytelnik Jan Idzikowski w 51-ym numerze „Zarania". Kasa
została założona 15-go lipca 1912 go roku, przy udziele 3l-ych
członków, a udziały były 30-o rublowe. Dziś już się coraz
lepiej rozwija. Za pięć miesięcy było obrorubli 20,219 kop. 68,
wkładów było rub. 10,470 kop, 12. Do zarządu wybrano ks. Wacława
Chrzanowskiego na prezesa, M. Kubackiego na przewodniczącego, A.
Koźmińskiego na kasjera. Kasa daje pożyczki na pół roku na 8
procent, od wkładów rubli 5. I my się pomału bierzemy do nauki;
teraz jest jedna dziewczyna w Kruszynku, mamy także pszczeliniaka.
Czytelnictwo coraz bardziej się rozwija, a zwłaszcza najwięcej
ludzie się zajmują czytaniem „Zarania", „Zorzy",
„Drużyny" i „Gazety Świątecznej", choć ta ciągle
napada na zaraniarzy, a nie wie, że „Zaranie" coraz szersze
kręgi zatacza. B.
Zaranie 1914 nr 19
Z Rudlic pod Złoczewem (list). Wieś
Rudlice leży o dwie wiorsty nad szosą, która prowadzi z Sieradza
do Wielunia. Składa się z 60 domów, grunty są
piasczysto-gliniaste, miejscami sapowate i rozrzucone w szachownicy.
Gospodarzom tutejszym sprzykrzyła się robota na takich skrawkach;
bo i jakaż mogła być praca, jeżeli działek 5— 8 morgowy był
rozrzucony w 15—20 kawałkach? No i zachęceni przez ks. Wacława
Chrzanowskiego i rozumniejszych z pomiędzy siebie grunta swe
zcalili, a teraz się zaczynają już przenosić na kolonje. 3
kolonje już drzewo mają wyznaczone z Grójeckich lasów rządowych.
Nareszcie ludziska zaczynają mądrzeć; może więc z czasem
dobrobyt tu zakwitnie, bo każdy sobie założy sadek, uprawi lepiej
ziemię. Jedno tylko źle zrobiono, że mało wyznaczyli ziemi pod
szkołę, bo tylko pół morgi, no ale gdy szkoła stanie, a dobrze
nią pokierują, to i dzieci będą inne, a może i do szkół
gospodarczych zabłądzą, bo już jedna dziewczyna z takiej szkoły
powróciła. Za przykładem Rudliczaków pójdą może i inni, a może
i o mleczarni też i niebawem pomyślą. Szczęść im Boże we
wszystkich usiłowaniach. W. Koźmiński.
Zorza 1914 nr 21
Listy czytelników.
Z Ostrówka pod Złoczewem.
Wieś Ostrówek składa się z 30
domów. Mamy kościołek modrzewiowy, postawiony w 1807 roku przez
Jana Nepomucena Nałęcz-Rychłowskiego, ówczesnego hetmana wojsk
polskich ziemi Wieluńskiej. Ludności w parafii jest 5367, ale praca
społeczna dopiero zaczyna się rozwijać. Kółko rolnicze,
istniejące już od 1907 roku, słabo się rozwija, tak jak i w
innych okolicach ziemi Wieluńskiej, a to z winy samych członków, a
także po części z winy zarządu, ale zawsze coś robi. Pośredniczy
w sprowadzaniu nawozów sztucznych, narzędzi rolniczych i t. p.
Członkowie mają już 3 siewniki „Superior” i „Wichterle”,
parę bron sprężynowych, kilkanaście młocarń i inne. Drugą
instytucyą jest kasa pożyczkowo-oszczędnościowa, założona w
zeszłym roku we wrześniu i doskonale się rozwijająca. Ma już
przeszło 95,000 rubli obrotu a ludzie tutejsi są najwięcej
zadowoleni z tego, bo może każdy gospodarz, a nawet i robotnik za
poręczeniem pożyczyć na polepszenia swego gospodarstwa.
O mleczarni spółkowej też już
niektórzy myślą i mamy nadzieję, że w niedługim czasie
powstanie.
Orkiestra też się podoba
gospodarzom, bo we wsi Woli sami sobie pokupowali instrumenta
muzyczne za rb. 200 i uczą się grać pod kierunkiem jednego
gospodarza, który był w wojsku w orkiestrze.
Mamy tu 2 Sokołowiaków, 1
Pszczeliniaka, 2 Kruszynianki i 1 Mirosławiankę a jest nadzieja że,
więcej wyruszy do szkół, gdy poznają korzyść z nauki, jaka
gospodarzowi i gospodyni jest potrzebna.
Czytelnictwo się także potrochu
rozwija, dawniej było zaledwie 1 gazeta a dziś do parafii
przychodzi kilkadziesiąt egzemplarzy. Jest nadzieja, że z czasem
się zwiększy ilość czytających a wtedy i praca społeczna
pójdzie lepiej.
Wiemy, że wielką przeszkodą w
rozwoju gospodarstwa naszego jest serwitut i szachownica. To też
gospodarze wsi Rudlic, zachęceni przez ks. W. Chrzanowskiego i ludzi
lepiej myślących, swoje grunta scalili, w tym roku już przejdą na
kolonie i każdy będzie na swojem.
Dużą pomocą dla ludzi jest poczta,
to też zarząd kasy pożyczkowo-oszczędnościowej stara się, aby
powstała i już posłano prośbę o zatwierdzenie. Zarząd kasy
stanowią: prezes-gospodarz Fr. Sibera, wicepres — ks. Grzywak,
kasyer — A. Koźmiński, sekretarz — Fr. Baumajster, organista.
Kasa mieści się w wynajętym domu, gdzie się także odbywają
posiedzenia. Domu ludowego jeszcze niema, ale ma być budowany. Szkół
w parafii jest 3: w Ostrówku, Woli* i Skrzycznie, a mają być
jeszcze pobudowane 2. Urząd gminny jest w Ostrówku. Jest także
parę sklepów chrześcijańskich, jedno tylko zło, że w niektórych
miejscach są potajemne karczmy i karczma w Dobroszynach. Wychodźtwo
do Prus jest bardzo liczne. Smutne to, że inteligencya wiejska
przeważnie uchyla się od pracy społecznej i żadnego większego
gospodarza nie widać na zebraniu kółka i kasy, a to źle, bo
powinniśmy jedni drugich pouczać.
Tak, kochani bracia i siostry! uczmy
się, dzieci posyłajmy do szkół, zwłaszcza teraz już
jest czas zapisów do szkół
gospodarczych, to też ojcze i matko, jeżeli chcesz na starość żyć
spokojnie, poślij teraz zadatek do której szkoły gospodarczej i
zapisz syna lub córkę na następny rok a ci, gdy powrócą, dużą
będą pomocą i nie będą potrzebowali w przyszłości poniewierać
się po Prusach, jak teraz. W. Koźmiński.
*Wola Rudlicka
Gazeta Świąteczna 1914 nr 1741
Ze wsi Rudlic pod Złoczewem, w
guberńji kaliskiej, piszą do nas: W przeszłym roku założone
zostały w naszej wsi za staraniem księdza Wacława Chrzanowskiego
kółko rolnicze i kasa pożyczek i oszczędności. Co do kółka, to
toczy się ono bardzo powolnie. Na zgromadzenia przychodzi zaledwie
10 do 15 gospodarzy i to jeszcze niezbyt chętnie. Składek też nie
płacą. A szkoda, że tak się dzieje, bo kółko rolnicze może być
wielką pomocą w gospodarstwie rolnem. Wogóle daje się tu u nas
odczuwać wielki brak oświaty. Gdy gospodarze chcieli załatwić
dobrowolnie z dworem służebności, to część ich, podburzona
przez jednego sąsiada ze Skrzynna, nie przystała na to. Ci, którzy
się zgodzili, dziś mają po kilkanaście morgów gruntu i jedzą z
tego gruntu chleb; a uparci żałują teraz i złorzeczą tym, którzy
podsycali ich upór. Kasa pożyczek i oszczędności doskonale się rozwija i jest wielką pomocą dla ludzi. Dawniej potrzebujący pożyczki musieli płacić lichwiarski procent, teraz kasa wybawia od lichwy. Mieści się ona w domu wynajętym za 170 rubli rocznie. Wypada to trocha za drogo, bo przez 10 lat trzeba będzie zapłacić l tysiąc i 700 r. Więc ksiądz St. Grzywak radził, aby wybudować duży dom, w którym mógłby mieszkać organista, byłoby też w nim pomieszczenie na kasę, duża sala na zgromadzenia i t. p . W niedzielę 10 maja odbyło się w tej sprawie zgromadzenie parafjalne. Ale nie wszyscy się na budowę zgadzali. Znalazło się kilkunastu ciemnych, którzy krzyczeli, że ani organistówka, ani kasa, ani kółko rolnicze niepotrzebne. Nie zrobię tu im wstydu przed całym światem i nie wymienię tym razem w Gazecie ich nazwisk. Może po rozwadze i zastanowieniu się zrozumieją, że źle czynią. Jeden z tych przeciwników budowy domu społecznego oddał swój dom przy szosie i przy krzyżu na karczmę. I dziś tam, gdzie dawniej pod krzyżem rozbrzmiewały pieśni pobożne, rozlegają się śpiewy pijackie. Krzyż ten parafja powinna przenieść gdzieś w inne miejsce. Rudliczak.
Gazeta Świąteczna 1916 nr 1856
Z Wielunia w guberńji kaliskiej piszą
do nas: Przed dwoma tygodniami była w Gazecie wiadomość o
zawiązaniu się w Wieluniu koła polskiej Macierzy szkolnej. Było
to koło okręgowe, ale obecnie mamy już i drugie koło, wieluńskie.
Zawiązało się ono w pierwszą niedzielę sierpnia. Na wstępne
zgromadzenie przybyło wielu życzliwych, włościan jednak,
niestety, było bardzo mało, chociaż rada, której powierzone było
utworzenie koła, wydała bardzo piękną odezwę. Znalazła się
jednak wśród uczestników zebrania choć nieliczna gromadka
włościan z parafji Rudlic. Na zebraniu przemawiali p.p. W.
Kokowski, Sz. Wróblewski i S. Kolski, zachęcając do zakładania
jak największej liczby szkół w Wieluniu i w całej parafji.
Złączono z Macierzą istniejące w Wieluniu towarzystwo szerzenia
oświaty, które miało za zadanie zakładać szkoły i prowadziło
tu szkoły robotnicze oraz założyło książnicę z kilku tysiącami
książek. Do zarządu nowego koła Macierzy wybrano: W. Kokowskiego,
J. Kaczkorowskiego, P. Nowickiego, S. Kolskiego, L. Bigoszewskiego,
doktora Wagnera, księdza Osadnika, Sz. Wróblewskiego i W.
Godeckiego. Do rady sprawdzającej powołano M. Nagajewskiego, W.
Grabińskiego i Nowińskiego. Ma być otwartych kilka nowych szkół
i czytelnia w Wieluniu. — Bierzmy się wszędzie do zakładania kół
Macierzy szkolnej, niech powstają w każdej parafji, żeby nam
dzieci nasze nie mogły kiedyś zarzucić, żeśmy się za mało
troszczyli o ich oświatę. — Żniwa w naszej okolicy odbyły się
wszędzie za pogody i plony są dość obfite, zwłaszcza żyta i
pszenicy; owies średnio obrodził. Inne zboża są też niezłe, a
łubin i ptaszyniec dobre. — Drogi w naszej okolicy wszędzie
uporządkowano i porobiono nowe; od Częstochowy do Sieradza i
Osjakowa budują nową drogę bitą. Pobudowano też kolej żelazną
z Prażki do cukrowni wieluńskiej i budują drugą — z Wieruszowa
do Wielunia. Wogóle ruch teraz i porządek większy, a także
złodziejstwo i pijaństwo zostały trocha powściągnięte; tylko
jacyś podejrzani ludzie chodzą po wsiach i mącą w głowach, bając
o powrocie pańszczyzny i inne tym podobne brednie. Oj, należałaby
się im dobra nauczka! Dość już przecie tego mącenia było przez
sto lat. W. Koźmiński.
Zorza 1917 nr 27
Zjazd Kółek Rolniczych w Wieluniu.
Centralne Towarzystwo Rolnicze, w
obecnych tak ważnych czasach, kiedy na ziemiach polskich tworzą się
nowe stosunki nietylko polityczne, lecz i gospodarcze, uważa za
najpilniejszą sprawę budzić siły ludu wiejskiego przez
skierowanie ich do pracy w Kółkach Rolniczych, których zakres
działania zamyśla znacznie rozszerzyć.
Kiedy bowiem za rządów rosyjskich
pole działalności Kółek Rolniczych było ściśle ograniczone i
sprowadzało się do spraw jedynie i bezpośrednio z rolnictwem
związanych, obecnie Centralne Towarzystwo zamierza opracować ustawę
dla Kółek Rolniczych o daleko szerszym programie. Projektowane jest
objęcie prócz celów czysto rolniczych, także
społeczno-kulturalnych, a tem samem ześrodkowanie w Kółkach
Rolniczych wszelkiej działalności na wsi polskiej, a więc: 1)
organizowanie młodzieży włościańskiej w towarzystwa śpiewaczei
gimnastyczne 2) zakładanie straży ogniowych 3) otwieranie czytelni
ludowych 4) rozpowszechnianie gazet i książek 5) powoływanie do
życia towarzystw współdzielczych i kas
pożyczkowo-oszczędnościowych i t. p.
Jeśli się zważy doniosłość wyżej
wymienionych zadań, które i wiele dobrej woli i znacznego nakładu
pracy wymagać będą, to okażą się bezpodstawnemi głosy tych,
którzy uważają, iż w obecnej dobie Kółka Rolnicze nie mają
pola działania.
Dla dobra i szczęścia drogiej nam
wszystkim Ojczyzny, mimo trudnych i niepomyślnych warunków, w
jakich się znalazła wieś polska, musimy koniecznie zabrać się do
pracy i to bezzwłocznie, gdyż bezczynne wyczekiwanie na lepsze do
pracy czasy może nas omylić i zgubnie się odbić na przyszłość
kraju naszego.
Przed wybuchem wojny w ziemi
Wieluńskiej było czynnych zgórą dwadzieścia Kółek Rolniczych,
których działalność w ostatnich latach zupełnie zamarła, i dziś
nikt nie zabiega o ożywienie i wznowienie ich działalności. Jest
to objaw niepożądany i zgubny, przeto musimy zaradzić temu, musimy
się ocknąć z uśpienia na głos Centralnego Towarzystwa
Rolniczego, które uważa za najpilniejszy swój cel dzisiaj
uruchomienie jaknajwiększej liczby Kółek Rolniczych, w którychby
zespolone siły duchowieństwa, obywatelstwa i włościaństwa
wspólnie i zgodnie pracować mogły nad podniesieniem gospodarczego
i kulturalnego stanu wsi polskiej.
W początkach bieżącego miesiąca C.
T. R. wysłało do Wielunia swego delegata p. Medyńskiego, który na
zebraniu w dniu 4 b. m. przedstawił konieczność uruchomienia Kółek
Rolniczych w ziemi Wieluńskiej. Zebranie, godząc się z wywodami
delegata, powołało do życia Komisję z niżej podpisanych osób,
której poruczoną została sprawa zwołania zgromadzenia z całego
powiatu.
Komisja, w osobach niżej podpisanych,
zgodnie z włożonym na nią obowiązkiem — zwraca się przez
niniejszą odezwę z gorącem wezwaniem do wszystkich włościan,
obywateli ziemskich i kapłanów całej ziemi Wieluńskiej, by
raczyli przybyć do Wielunia na walne zebranie rolnicze w dniu 10
lipca r. b na godzinę 2-gą po południu podług czasu letniego do
sali Towarzystwa Muzycznego (Ochrony). Punktualność jest
bezwarunkowo wymaganą, obrady bowiem trwać mogą tylko do godz. 6
ej.
Na walne zebranie zapewniony jest
przyjazd dwuch prelegentów z Warszawy.
Przeświadczeni o zrozumieniu ważności
sprawy przez wszystkich ludzi dobrej woli i miłujących kraj
ojczysty-tuszymy, iż w dniu 10-ym lipca na walne zebranie rolnicze
stawią się wszyscy, do których dojdzie niniejszy głos wezwania i
którym nieobojętną jest sprawa pracy dla ogólnego dobra
narodowego.
Ignacy Bąkowski ze Skomlina, Marcin
Bryś z Żytniowa, Piotr Derda z Dzietrznik, Wawrzyniec Koźmiński z
Okalewa, Stanisław Madaliński z Brzozy, Ks. Wincenty Przygodzki z
Czarnożył, Edward Siwiński ze Skomlina, Stanisław Tarnowski z
Rudlic, Franciszek Tobis z Kowali, Ks. Bolesław Wróblewski z
Praszki, Antoni Wykrota z Białej, Ks. Antoni Zmysłowski z Żytniowa.
W sprawie zjazdu, na który wzywa
powyżej zamieszczona odezwa Redakcja „Zorzy” otrzymała list
następujący:
Bracia włościanie i bracia rolnicy!
Powinniśmy się na zjazd do Wielunia
zjechać wszyscy, komu leży na sercu dobro gospodarstwa naszego i
dobro naszych dzieci w przyszłości. Grzechem byłoby, gdybyśmy się
oglądali na tych, którzy myślą o tem tylko, żeby dziś mieć, co
zjeść, „a jutro będzie, jak Bóg da”. Nie, nam dziś trzeba
zdwoić siły i pracować nad podźwignięciem naszego rolnictwa,
radzić wspólnie, w gromadzie nad dolą naszą i naszych dzieci.
Wiedzmy, że jeśli nie weźmiemy się
gromadą za ręce, to nas obcy wypchną, a my, później będziemy
narzekać, że nam nikt nie radził dobrze. A więc jedźmy wszyscy,
gospodarze, na zjazd kółek rolniczych na dzień 10 lipca. Niech
nikogo nie zbraknie: i z tych, co należą do kółek, i z tych co
nie należą, a chcą lepszej przyszłości dla siebie i swych
dzieci.
Wawrzyniec Koźmiński z Okalewa.
Zorza 1917 nr 30
Zjazd włościan z Kółek Rolniczych
ziemi Wieluńskiej.
Zgodnie z zapowiedzią (którą
podaliśmy w Nr. 27 „Zorzy”) dnia 10 lipca o godzinie 2-ej po
południu odbył się dość liczny zjazd członków Kółek
rolniczych ziemi Wieluńskiej. Na zjazd przybyło przeszło 230
włościan wraz z okolicznymi ziemianami i księżmi.
Zebranie zagaił prezes Towarzystwa
Rolniczego p. St. Tarnowski z Rudlic, zaznaczając potrzebę pracy
około naszych gospodarstw i powołując na przewodniczącego ks.
Wróblewskiego z Praszki. Ks. Wróblewski opowiedział w treściwych
słowach dzieje powstania Kółek rolniczych i powołał na asesorów:
ziemianina p. Darewskiego z Chotowa i gospodarza p. Piotra Zająca z
Żytniowa, udzielając głosu delegatowi z Warszawy, p.
Czałbowskiemu.
P. Czałbowski, instruktor, przedstawił
program prac, które powinny być podjęte w Kółkach rolniczych w
dobie obecnej i uzasadnił konieczność działania Kółek
rolniczych, a w nich pracy samych włościan. Kółko powinno być
młynem mielącym nasze potrzeby gminne, by wójtów nie obierać za
kiełbasę i piwo, ale brać ludzi uczciwych, trzeźwych i oddanych
sprawie gromadzkiej. Kółko powinno być kuźnicą, w którejby się
przekuwały nasze prawa i potrzeby gromadzkie i krajowe, by
wykorzenić dawne naleciałości czynownicze po urzędnikach
rosyjskich — łapownictwo, które i dotąd istnieje po niektórych
gminach.
Dalej mówił p. Czałbowski o sprawie
meljoracyjnej i wodnej, o potrzebie budowania dobrych dróg w
przyszłem państwie polskiem, bo wtenczas może się w kraju dobrze
rolnictwo rozwinąć, jeżeli są w nim dobre drogi bite i koleje.
Pod względem kolei nasza Polska jest bardzo uboga. Kolei mamy 30
razy mniej niż Niemcy, 20 niż Belgja i Holandja.
Dalej instruktor p. Czałbowski mówił
o tem, jak to nasi włościanie przed wojną urządzali wspólne
wycieczki do Czech, w Poznańskie i Danji, by się pouczyć jak tam
lud pracuje wspólnie dla dobra własnego.
Najwięcej zainteresowania wzbudziło
wśród obecnych przemówienie ks. Filewskiego z Walichnowa, który
mówił, że największą przeszkodą w pracy w Kółkach rolniczych
są kobiety, bo one zabraniają swym mężom chodzić na zebrania i
zaprowadzać różne zmiany w rolnictwie. To też powinniśmy na
każde zebranie brać ze sobą i nasze kobiety, a gdy posłyszą i
naradzą się wspólnie nad tem, co nas najwięcej powinno obchodzić
to nie będą przeszkadzać w pracy, ale przeciwnie — będą
pomagać a nawet może nieraz lepiej poprowadzą robotę niż
mężczyźni. Pamiętajmy też o tem, że kobiecie naszej potrzebna
jest szkoła gospodarcza. Rodzice nie powinni żałować pieniędzy
na naukę swych córek, ale powinni posyłać je do szkół
gospodarczych. Tą sprawą powinni się zająć także i nasi księża
proboszczowie, zachęcając z ambon do posyłania młodzieży na
kursy, a z pewnością w przyszłości, znajdą się ludzie do
prowadzenia pracy w Kółkach i spółkach.
Gospodarz T. Jazdrzyk z pod Lututowa
żądał, aby w Komitetach żywnościowych nie było żydów, ale
sami chrześcjanie, ponieważ żydzi wykupują zboża, a później
nocami wywożą poza granicę powiatu.
Dalej przemawiali gospodarze: K. Faryś
z gm. Drzeczkowice i J. Maras z Wydrzyna w sprawie rekwizycji bydła
i zboża. Również i lasy nasze bardzo topnieją, bo nasi
właściciele, łaszcząc się na grube pieniądze, tną lasy bez
miłosierdzia, że po wojnie nawet budować nie będzie z czego i
będziemy musieli drzewo od obcych sprowadzać za bajeczne ceny.
Następnie poruszono na zebraniu sprawę
organizacji młodzieży, którą czasy wojenne bardzo zepsuły w
niektórych okolicach. Trzeba się nią koniecznie zająć i urobić
na dobrych Polaków, dzielnych obywateli państwa polskiego. Wyrobić
się może młodzież przede wszystkiem przez czytanie książek
naukowo-historycznych, gazet ludowych, przez zakładanie drużyn
śpiewaczych, związków dramatycznych, zrzeszeń gimnastycznych i t.
p.
Duże zainteresowanie wśród zebranych
rozbudziło przemówienie p. Cz. o wolnem dostarczaniu mięsa z
morga. Powiat Grójecki pod Warszawą w ten sposób dostarcza po 20
funtów mięsa z morga na rok; tamtejsi gospodarze bardzo są z tego
zadowoleni, bo mogą zamiast mięsa bydlęcego dostarczyć
wieprzowego. Jest w tem jeszcze ta dogodność, że za 100 funtów
bydła można dać 75 funtów nierogacizny. Dzięki temu w powiecie
Grójeckim przyrost bydła powiększył się przez półtora roku o
1000 sztuk. Również w podobny sposób urządził się powiat
Płocki, ale tam urządzony jest podział na 5 klas. Pierwszą klasę
stanowią te okolice, gdzie gospodarze i właściciele nic nie
ucierpieli od wojny,—ci dostarczają po 20 f. z morga. Drugą klasę
stanowią te okolice, które ucierpiały od wojny mniej —
dostarczają one po 15 funtów z morga. Do trzeciej klasy zaliczają
się ci, którzy więcej ucierpieli od wojny i ci dostarczają po 10
funtów z morga. Do klasy czwartej zaliczają się te okolice, gdzie
wojna zrobiła duże spustoszenia i te dostarczają tylko po 5 f.
mięsa z morga. Piątą klasę stanowią okolice zupełnie zniszczone
i te nie dostarczają nic. Sprawy te wywołały na zebraniu
wieluńskiem dość ożywione rozprawy.
Zabierali głos włościanie: M. Bryś
z Żytniowa i Skibiński, T. Chlewski z Czarnożył, Zawadzki z
Praszki i inni, a także niektórzy obywatele ziemscy i księża. W
sprawie tej były różne zdania, wreszcie uchwalono poruszyć ją na
zebraniach Kółek Rolniczych.
Celem ożywienia pracy w Kółkach,
uchwalono, aby na miejscu był stały instruktor objazdowy, a
ponieważ sejmik powiatowy uchwalił 10 tysięcy marek na sprawy
rolnicze, więc część tej sumy ma być obrócona na utrzymanie
instruktora. Przypominam tu, że instruktor musi być oddany sprawie
ludowej całą duszą, że pracować powinien ze wszystkimi, nie
patrząc na przekonania polityczne. Wtenczas tylko będzie iść
dobrze praca w Kółkach, gdy energiczny instruktor będzie radził
wszystkim dobrze i szczerze, gdy pójdzie z bratnią dłonią do
każdego wieśniaka, czy to bogaty czy biedny, takiego czy innego
przekonania. I to także przypominam, że lud wiejski musi sam brać
się do pracy, nie czekając na zachęty i pomoc.
Na zakończenie zebrania przyjęto
uchwałę, odczytaną przez ks. Wróblewskiego, a wzywającą do
ożywienia pracy w istniejących Kółkach, do zakładania nowych i
wogóle do pracy dla dobra naszego gospodarstwa krajowego. W
pożegnalnem przemówieniu ks. Wróblewski życzył zebranym, by
wspólna praca, prowadzona bez względu na przekonania polityczne,
wydała jaknajobfitsze owoce dla dobra naszej ukochanej Ojczyzny.
W. Koźmiński.
Gazeta Świąteczna 1917 nr 1878
Groby żołnierskie. Dnia 11 listopada
1914 r. oddziały wywiadowcze rossyjskie spotkały na polach wsi
Rudlic, w gminie Skrzynnie, w ziemi Wieluńskiej, takież oddziały
niemieckie. Nastąpiła potyczka i poległo w niej 4 żołnierzy
rossyjskich ze 117 pułku Jarosławskiego. Byli to: Iwan Kołonow z
4-ej roty, Pobrow z 10-ej roty, Iwan Romanow z 9-ej roty i
Półtoraków. Pochowano ich, każdego w osobnej trumnie, w rogu
cmentarza katolickiego we wsi Ostrówku. Podaję tę wiadomość w
tym celu, aby kiedyś zczasem mogła dojść do rodzin tych, którzy
tu snem wiecznym zdała od swej ojczyzny spoczywają. Zbierajmy
wszyscy skrzętnie wiadomości o grobach żołnierskich i posyłajmy
je do Gazety, bo wszak to dobry uczynek względem tych wszystkich
rodzin, których blizcy polegli na polach bitew. W. Koźmiński.
Gazeta Świąteczna 1919 nr 2010
Uzdolniony organista potrzebny zaraz do
parafji-mającej 5500 dusz. Oprócz prowadzenia kancelarji i śpiewów
chóralnych, pożądane jest, aby mógł kierować również i dętą
kapelą. Zgłaszać się do Księdza Proboszcza parafji Rudlic,
poczta Wieluń, w gub. kaliskiej.
Obwieszczenia Publiczne 1923 nr 67
Sąd pokoju w Wieluniu, na zasadzie art. 581 i 3091 U. P. C., wzywa niniejszem Stanisława Helbika i Stanisławę, urodzoną Helbik, zamężną za Stanisławem Maślakiem, obecnie niewiadomego pobytu, do stawienia się, w charakterze pozwanych, w terminie 4-miesięcznym, od dnia wydrukowania niniejszego wezwania, do tegoż sądu, przy ul. Reformackiej Nr 13, w sprawie Nr. C. 266/237, z powództwa Piotra i Marjanny małż. Kaczmarek, o podział osad rolnych, pozostałych po zmarłych Antonim i Józefie braciach Sobczakach, położonych we wsi Wola-Rudlicka i majątku Rudlice.
Do skargi powodowej dołączono zaświadczenie urzędu gminy Skrzynno z d. 1 czerwca r. b. za Nr. 936, odpis aktu śmierci Józefa Sobczaka i odpis aktu notarjalnego Nr 1158.
Obwieszczenia Publiczne 1924 nr 19
Wydział hipoteczny przy sądzie okręgowym w Kaliszu obwieszcza, że otwarte zostały postępowania spadkowe po zmarłych:
4) Antonim Sobczaku, współwłaśc. 8 mórg ziemi z maj. Rudlice cz. III, pow. Wieluńskiego;
Termin zamknięcia tych postępowań spadkowych wyznaczony został na d. 25 sierpnia 1924 r., w którym to dniu osoby interesowane winny zgłosić swoje prawa w tymże wydziale hipotecznym, pod skutkami prekluzji.
Łódzki Dziennik Urzędowy 1926 nr 46
Ogłoszenie.
Okręgowy Urząd Ziemski w Piotrkowie podaje do publicznej wiadomości, że Okręgowa Komisja Ziemska w Piotrkowie na posiedzeniu w dniu 31 marca 1926 roku postanowiła: 1) wniosek gospodarzy wsi Rudlice o skomasowanie ich gruntów wyrażony w formie uchwały z dnia 22 listopada 1925 roku zatwierdzić, 2) ustalić obszar scalenia wsi Rudlice w granicach: a) gruntów ukazowych wsi Rudlice o powierzchni około 220 ha. b) wszystkich gruntów „Części poduchownej wsi Rudlice" według aktu nadawczego o przestrzeni około 2 ha, c) gruntów z rozparcelowanego majątku Rudlice, z folwarku „Ostrówek" o powierzchni około 84 ha, należących do gospodarzy wsi Rudlice i do Antoniego i Marjanny Bąk, Antoniego Budy, Józefa Budy i Michała Budy ze wsi Jackowskie. 3) wszcząć postępowanie scaleniowe na podanym wyżej obszarze.
Orzeczenie to uprawomocniło się dnia 27 sierpnia 1926 r.
Prezes : (—) J. Chamiec.
Łódzki Dziennik Urzędowy 1926 nr 51
Ogłoszenie.
Wobec niemożności
doręczenia Antoniemu Bąkowi i Marjannie Bąk odpisu orzeczenia
Głównej Komisji Ziemskiej w Warszawie z dnia 27 sierpnia 1926 r. w
sprawie wdrożenia postępowania scaleniowego we wsi Rudlice,
gminy Skrzynno, powiatu wieluńskiego, a to z powodu niewiadomego
miejsca zamieszkania ich we Francji, Okręgowy Urząd Ziemski w
Piotrkowie ogłasza i zawiadamia wyżej wymienionych Antoniego Bąka
i Marjannę Bąk, że powyższy odpis decyzji został złożony w
Urzędzie gminy Skrzynno i wywieszony na widocznem miejscu w lokalu
tego urzędu, a to zgodnie z art. 19 Ust. z dnia 11 sierpnia 1923 r.
(Dz/ Ust. R. P. nr. 90/23, poz. 706) oraz poucza, że orzeczenie to
może być przez osobę interesowaną zaskarżone do Najwyższego
Trybunału Administracyjnego bezpośrednio w terminie dwumiesięcznym
licząc od dnia ukazania się niniejszego ogłoszenia w Dzienniku
Urzędowym Województwa.
Okręgowy Urząd Ziemski w
Piotrkowie.
Przegląd Leśniczy 1926 marzec
Spis wszystkich lasów prywatnych,
komunalnych, kościeln. i fundacyjnych w województwie Śląskiem,
Poznańskiem, Pomorskiem i Łódzkiem o powierzchni ponad 50 ha
według stanu z 1924 r. Zestawił W. Przybylski.
138. Nazwa majątku leśnego: Rudlice,
powiat Wieluń. Właściciel: Stanisław Tarnowski. Obszar ha:
(serw.) 668, 26.
Łódzki Dziennik Urzędowy 1928 nr 9
Ogłoszenie.
Okręgowy Urząd Ziemski w Piotrkowie podaje do publicznej wiadomości, że orzeczeniem z dnia 6 marca 1928 r. postanowił:
Zwiększyć obszar scalenia wsi Rudlice, gminy Skrzynno, powiatu wieluńskiego przez włączenie:
a) gruntów ukazowych osady Nr. 1 wsi Jackowskie, gminy Skrzynno, o obszarze około 1 ha, należących do Józefy Orzelskiej;
b) gruntów ukazowych osady Nr. 25 wsi Ostrówek, gminy Skrzynno o obszarze około 0,28 ha, należących do Michała Wróbla i osady Nr. 32 — o obszarze około 0,28 ha, należących do Józefa Koziołka;
c) gruntów nabytych z parcelacji folwarku Ostrówek przez 1) Józefa Drabińskiego, gospodarza wsi Dobroszyna, gminy Skrzynno o obszarze około 0,84 ha, 2) Michała Bąka, gospodarza wsi Dobroszyna, gminy Skrzynno, o obszarze około 0,28 ha i 3) Emanuela Helasa, gospodarza wsi Ostrówek, gminy Skrzynno, o obszarze około 0,28 ha;
d) części gruntów folwarku Ostrówek, gminy Skrzynno, stanowiących własność Marji Ciemniewskiej, o obszarze około 12 ha, oraz
e) gruntów parafji katolickiej Rudlice, o obszarze około 0,30 ha.
Orzeczenie to uprawomocniło się dnia 2 maja 1928 r.
Z polecenia Prezesa:
Naczelnik Wydziału (—) Jaroński.
Obwieszczenia Publiczne 1928 nr 60
Wydział hipoteczny w
Wieluniu niniejszem obwieszcza, że toczą się postępowania
spadkowe po niżej wymienionych zmarłych:
7) Annie
Polewiak, zmarłej w dniu 15 sierpnia 1926 roku, współwłaścicielce
8 morgów ziemi w kolonji Rudlice cz.
II, oznaczonych rep. hip. Nr. 741.
Termin zamknięcia
wymienionych postępowań spadkowych wyznaczony został na dzień
31 stycznia 1929 roku w kancelarji tutejszego wydziału
hipotecznego, gdzie osoby interesowane winny zgłaszać prawa swoje
pod skutkami prekluzji.
Z Otchłani Wieków 1929 nr 5 i 6
Zdzisław Rajewski.
Zestawienie zabytków
przedhistorycznych z powiatu wieluńskiego (woj. łódzkie)
Epoka kamienna.
* Oznacza stanowiska położone nad
Wartą.
O Oznacza stanowiska położone nad
Prosną.
+ Oznacza stanowiska położone w
promieniu 10 klm od Prosny.
Rudlice. St. I a-d. Narzędzia
krzem., rdzenie, wióry, okrzeski i skorupy częściowo z orn.
sznurowym i z ściegiem brózdowym. K u l t. P r a f i ń s k a 1929:
218. St. II. Skrobacz wiórowy, wiór załuskany, rdzenie, okrzeski i
skorupy. 1929: 220.
Epoka żelazna.
Okres halsztacki.
Rudlice. St. I a-b. Skorupy kult.
"łużyckiej" (?) 1929: 219.
Obwieszczenia Publiczne 1929 nr 17
Wydział hipoteczny przy
sądzie okręgowym w Kaliszu obwieszcza, że otwarte zostały
postępowania spadkowe po zmarłych:
7) Szepsie Szpilka,
właścicielu 2 m. z maj. Rudlice, cz.
II, powiatu wieluńskiego;
Termin zamknięcia tych
postępowań spadkowych wyznaczony został na dz. 9 września
1929 r., w którym to dniu osoby interesowane winny zgłosić swoje
prawa w tymże wydziale hipotecznym, pod skutkami prekluzji.
Goniec Sieradzki 1929 nr 172
WIELUŃ.
— (w) Zmiany w parafjach. Ksiądz E. Hadaś dotychczasowy proboszcz parafji Rudlice mianowany został przez Kurje Biskupią proboszczem parafji Osjaków.
W parafji Rudlice obejmie probostwo ksiądz Apolinary Karczewski, proboszcz z parafji Cykarzew w pow. Częstochowskim.
Goniec Sieradzki 1930 nr 121
Sprawozdanie działalności Koła Polskiej Macierzy Szkolnej w Wieluniu
za rok 1929.
II. BIBLJOTEKI WĘDROWNE.
Bibljoteki wędrowne nie mogły w roku sprawozdawczym być ilościowo powiększone z powodu braku subsydjum. Kursowało jednak 35 bibljotek wędrownych, zawierających każda od 50 do 100 książek.
Ogólna ilość tomów w bibliotekach wędrownych wynosi 2.161 tomów. Poczytność książek i ilość czytelników w ciągu roku sprawozdawczego wynosiła w poszczególnych miejscowościach:
2. Biała: Kierowniczka Bibljoteki naucz. p. Zaskurska, czytelników 38, książek 120, poczytność 13, ogólna ilość przeczytanych książek 1560.
4. Czarnożyły: Kierowniczka bibljoteki naucz. p. Grabińska, czytelników 34, książek w czytaniu 51, poczytność 8, ogółem przeczytano 408 książek.
6. Gromadzice: Kierowniczka biblioteki naucz. P. Kreżyńska, czytelników 25, książek 51, poczytność 14, ogólna ilość przeczytanych książek 882.
7. Kopydłów:Kierowniczka bibljoteki naucz. p. Chrempińska, czytelników 28, książek 60, poczytność 16, ogółem przeczytano 1020 książek.
9. Krzyworzeka: Kierownik bibljoteki p. Nowak, czytelników 12, poczytność 5, książek 52, ogółem przeczytano 260 książek
10. Komorniki:Sierociniec, kierowniczka bibljoteki siostra Kalinowska, czytelników 45, książek 51, poczytność 10, ogółem przeczytano w ciągu roku 510 książek.
11. Łagiewniki Szkoła. Bez wiadomści.
12. Łagiewniki Dwór. Kierowniczka bibljoteki p. Macińska, czytelników 14, książek 56, poczytność 5, ogólna ilość przeczytanych książek 280.
13. Niedzielsko:Kierownik bibljoteki naucz. P. M. Klimaszewski, czytelników 16, książek 70, poczytność 9, ogółem przeczytano 630 książek.
14. Niemierzyn: Kierowniczka bibljoteki p. Jasińska, czytelników 42, książek 50, poczytność 17, ogółem przeczytano 850 książek.
15. Osjaków bez wiadomości.
17. Radoszewice bez wiadomości.
18. Ruda: Kierowniczka bibljoteki P. W. Taczanowska, czytelników 18, książek 66, poczytność 13, ogółem przeczytano 858 książek.
19. Rudlice: Kierowniczka bibljoteki p. I. Tarnowska, czytelników 20, książek 60, poczytność 7, ogólna ilość przeczytanych książek wynosi 420.
Gazeta Świąteczna 1930 nr 2600
Parafja Rudlice-Ostrówek w Kaliskiem rozwija się coraz więcej, a to dzięki zcaleniu wsi: Okalewa, Niemęczyna, Krzynna i innych. Przez zcalenie gruntów gospodarstwa dużo się podniosły. Zwiększyły się plony, bo rolnicy mogą odpowiedniej uprawić, zastosować płodozmian. Najodpowiedniejszy płodozmian dla tutejszych gospodarstw jest taki: 1) okopowizny: ziemniaki i buraki na oborniku; 2) zboże jare z wsiewką koniczyny, a na ziemiach gorszych uprawa roślin motylkowych; 3) koniczyna, na gorszych ziemiach po motylkowych żyto; 4) ozimina: pszenica lub żyto, a potem wsiewka seradeli lub po podoraniu łubin z wsiewką grochu i wyki na paszę jesienną, a na zimę przyorywka pod ziemniaki, pod które daje się znowu obornik, oraz sól potasową lub kainit. Przed wojną były tu w całej parafji tylko 3 szkoły, a obecnie jest już 9. Bardzo dużo do podniesienia szkolnictwa w naszej parafji przyczynili się: ks. Grzywak, ówczesny proboszcz, oraz dawny nauczyciel szkoły powszechnej w Okalewie, p. Koźmiński, który był jednocześnie doradcą oświatowym. Ci ludzie, których już tu niema, nie żałowali trudu, a zachęcali do nauki, zrzeszenia i pracy społecznej. Nie zważali na różne przeszkody, wymyślania ludzi nieuświadomionych, a pracowali bezpłatnie dla Boga i Ojczyzny. — Teraz odbyły się tu wybory do gminy. Wójtem został Fr. Borkowski, gospodarz z Bolkowa, a do rady gminnej, oprócz innych, wybrani także zostali St. Myszorek z Okalewa i B. Kapica z Janowa, którzy biorą zawsze czynny udział w pracy społecznej gminy i parafji. Czytelnik T. O.
Łódzki Dziennik Urzędowy 1931 nr 7
z dnia 17 lutego 1931 roku
Na podstawie §§ 4 i 8 Rozp. Min. Spr. Wewnętrznych i Min. Spr. Wojsk. z dnia 29. VII. 1930 r., wydanego w porozumieniu z Ministrami Skarbu i Robót Publicznych o obowiązku dostarczenia jako środków przewozowych na rzecz wojska w czasie pokoju samochodów, motocykli i rowerów (Dz. Ust. R. P. Nr. 58, poz. 470), podaję poniżej do powszechnej wiadomości, celem zapewnienia kolejności i równomierności przy powoływaniu do świadczeń listę kolejności osób powiatu wieluńskiego, obowiązanych do dostarczenia samochodów i motocykli w roku 1931.
30. Tarnowski Stanisław, m. zam. i postoju Rudlice, 1 samochód osobowy;
W ciągu dwóch tygodni od chwili ogłoszenia listy kolejności w Łódzkim Dzienniku Wojewódzkim osoby zainteresowane mogą wnosić do Starostwa Powiatowego Wieluńskiego uzasadnione reklamacje, w razie uwzględnienia których poprawiona zostanie odpowiednio lista kolejności, co jednak nie wstrzymuje wejścia w życie tejże listy kolejności z dniem ogłoszenia w Łódzkim Dzienniku Wojewódzkim.
Starosta Powiatowy:
(—) Kaczorowski.
Obwieszczenia Publiczne 1931 nr 36
Wydział hipoteczny przy sądzie okręgowym w Kaliszu, I sekcja obwieszcza, że otwarte zostały postępowania spadkowe po zmarłych.
7) Zofji Frąsiównie, współwł. 5 morg. z maj. Rudlice cz. III, pow. wieluńskiego;
Termin zamknięcia tych postępowań spadkowych wyznaczony został na dzień 16 listopada 1931 roku.
W powyższym terminie osoby interesowane winny zgłosić swoje prawa w wydziale hipotecznym w Kaliszu, pod skutkami prekluzji.
Obwieszczenia Publiczne 1931 nr 91
Wydział hipoteczny przy
sądzie okręgowym w Kaliszu, I sekcja, obwieszcza, że otwarte
zostały postępowania spadkowe po zmarłych;
5) Ignacym
Wasilewskim, właścicielu 10 morg. z maj Rudlice cz III, pow.
wieluńskiego;
Termin zamknięcia
tych postępowań spadkowych wyznaczony został na dzień 15 lutego
1932 roku.
W powołanym terminie
osoby zainteresowane winny zgłosić swoje prawa w powyżej
wskazanym wydziale hipotecznym, pod skutkami prekluzji.
Echo Sieradzkie 1931 maj
Wieluń, 21 maja. W
dniu wczorajszym w godzinach popołudniowych mieszkańcy wsi
Rudlice, gminy Skrzynno, w
powiecie wieluńskim zalarmowani zostali krzykami, dobiegającemi
z pobliskiego pola należącego do wdowy
53-letniej Zofji Butlańskiej.
Wieśniacy uzbrojeni
w widły, drągi a nawet w fuzje pobiegli w pole gdzie ujrzeli
Butlańską oraz córkę jej Helenę.
Obie kobiety były napastowane przez
olbrzymiego psa.
Wściekłe zwierzę
usiłowało rzucić się
na nadbiegających, lecz celny strzał z
fuzji oddany przez jednego z wieśniaków położył psa trupem na
miejscu.
Obie Butlańskie
zostały dotkliwie pogryzione. Wściekły
pies powyrywał im kawały ciała z pleców rąk i nóg.
Zofję i Helenę
Butlańskie przewieziono do szpitala powiatowego
w Wieluniu. Stan obu kobiet jest ciężki.
Echo Sieradzkie 1931 maj
ZABAWA.
W dniu 31 maja b. r.
we wsi Rudlice - Ostrówek odbędzie się
zabawa na plebanji zaraz po nabożeństwie. Program wielce
urozmaicony, kwiatami, loterją fantową i innemi atrakcjami. Dochód
przeznaczony na rzecz budującej się sali oświatowej.
Echo Sieradzkie 1933 23 styczeń
OBWIESZCZENIE O LICYTACJI
W myśl §§ 83 i 84 rozp.
Rady Ministrów z dnia 25.6- 32 r. o postępowaniu Władz Skarbowych
(Dz. U. R. P. Nr. 62, poz. 380) podaje się do ogólnej wiadomości,
że dnia 24 stycznia 1933 r. od godz. 9 rano, celem pokrycia
zaległych podatków skarbowych odbędzie się sprzedaż z licytacji
majątku ruchomego należącego do:
4) Tarnowskiego
Stanisława w maj. RUDLICE gm. Skrzynno.
Zajęte przedmioty
reflektanci mogą oglądać dnia 24 stycznia 1933 r. od godz. 9 do
16-ej we wspomnianych majątkach.
Echo Sieradzkie 1933 27
styczeń
dowód osobisty
wydany przez Urząd Gminy Skrzynno za Nr. 270 — na nazwisko Kuźnik
zam. w Rudlicach — unieważnia się.
Echo Sieradzkie 1933 12 marzec
DESZCZ KAR - ZA NIELEGALNE
POSIADANIE BRONI...
Starostwo wieluńskie w
drodze administracyjnej — za nielegalne posiadanie broni skazało:
na konfiskatę tejże i naboi, areszt i karę pieniężną —
następujące osoby:
Nawrocki St. z
Rudlic gm. Skrzynno
na 5 tygodni aresztu.
Łódzki Dziennik Urzędowy 1933 nr 19
ROZPORZĄDZENIE WOJEWODY ŁÓDZKIEGO
z dnia 16 września 1933 r. L. SA. II. 12/15/33
o podziale obszaru gmin wiejskich powiatu Wieluńskiego na gromady.
Po zasiągnięciu opinij rad gminnych i wydziału powiatowego zgodnie z uchwałą Wydziału Wojewódzkiego z dnia 15 września 1933 r. na podstawie art. 107 ustawy o częściowej zmianie ustroju samorządu terytorjalnego z dnia 23. III. 1933 r. (Dz. U. R. P. Nr. 35, poz. 294) postanawiam co następuje:
§ 1.
XXIII. Obszar gminy wiejskiej Skrzynno dzieli się na gromady:
11. Rudlice, obejmującą: wieś Jackowskie, wieś Kuźnica, wieś Rudlice.
Gazeta Świąteczna 1933 nr 2757
Znów spłonął stary kościół
modrzewiowy. Z parafji Rudlic-Ostrówka pod Wieluniem piszą do nas:
Od 1905 roku pisywałem nieraz o tej parafji, a zawsze mogłem
podzielić się z czytelnikami Gazety Świątecznej czemś pomyślnem.
Dziś donoszę smutną nowinę. Oto dnia 25-go sierpnia spłonęła
doszczętnie stara pamiątka narodowa. W przeddzień pożaru
wyruszyła kompańja do Częstochowy z ks. proboszczem, Fr.
Wtorkiewiczem na czele. W nieobecności parafjan i ks. proboszcza
zapaliły się budynki gospodarza Drabińskiego, sąsiadujące z
kościołem. Pożar wybuchł w nocy, iskry dostały się do wieży,
zapaliła się pajęczyna, dach gontowy i wkrótce pożar objął
cały kościół modrzewiowy, zbudowany przez naszych pradziadów w
1809 roku, w czasach wojen Napoleońskich. W kościele tym znajdowały
się cenne stare obrazy olejne religijne, a także podobizny
fundatorów kościoła i ołtarza, których ciała spoczywały w
podziemiach kościelnych. A więc Rychłowskich, Ignacego Wolskiego,
wielkiego hetmana wojsk polskich, fundatora ołtarza, Białeckich i
innych. Poza tem wiele cennych ornatów, kap, ksiąg z wieku 15-go,
l6-go i 17-go; wspaniała Zygmuntowska monstrancja, kielichy oraz
mszały. Spaliły się chorągwie i obrazy. Nawet dzwony, nabyte po
wojnie, stopiły się doszczętu. — Do upiększenia kościoła i
podniesienia duchowego parafji wielce przyczynili się księża:
Stan. Rutkiewicz, proboszcz do roku 1891, wyplenił w parafji nałóg
złodziejstwa i pijaństwa. Po nim przybył ks. Jan Górniak i
zakończył życie po 16 latach pasterzowania. Staraniem jego
ogrodzono kościół, wybudowano piękną plebańję, założono sad.
Był to ojciec ubogich, a parafjanie opłakiwali go długo. Zachęcał
ludzi do czytania gazet, sprowadzając za własne pieniądze Gazetę
Świąteczną i inne pisma. Rozdawał je co niedziela, a nawet po
nabożeństwie sam czytywał ludziom. Szkoły w parafji były tylko
dwie: w Skrzynnie i Ostrówku, to też zbierał potajemnie dzieci na
plebańji i z pomocą organisty ś. p. Włodarskiego i Bąkowskiego
uczył czytać, pisać i służyć do mszy św. Jego następca, ks.
Wacław Chrzanowski, był tu do roku 1912, zachęcił gospodarzy wsi
Okalewa, Niemierzyna, Rudlic Skrzynna do zcalenia ziemi. Za jego
staraniem odnowiono kościół, postawiono budynki gospodarskie,
ogrodzono cmentarz grzebalny oraz ogrodzono i obsadzono drzewami
stary cmentarz we wsi Rudlicach. Na tym cmentarzu do roku 1808 stał
dawny kościół, spalony podczas wojen. Czytelnictwo za księdza
Chrzanowskiego bardzo się rozwinęło. W roku 1909 do 1912
przychodziło pod adresem ks. proboszcza 50 egzemplarzy Gazety
Świątecznej i wiele innych gazet. W kółku rolniczem, założonem
w r. 1907, miewał często ks. proboszcz pogada przez co rolnicy
nauczyli się lepiej gospodarować i zaczęli wysyłać synów i
córki do szkół gospodarskich. Za jego zachętą i piszący te
słowa poszedł do szkoły rolniczej, a następnie dalej się uczył,
za co składa czcigodnemu kapłanowi serdeczne „Bóg zapłać”.
Od 1912 do 1917 r. proboszczem był ks. St. Grzywak. Przetrwał on
razem z parafjanami ciężkie chwile wojny. Kiedy ludzie zaczęli
uciekać na wschód, to ks. Grzywak wstrzymywał ich słowami Adama
Mickiewicza: — „Biada wam, zbiegi, coście w czas morowy,
lękliwie nieśli zagranicę głowy” — i zachęcał do wytężonej
pracy nad oświatą narodową. Gazety Świątecznej sprowadzał już
l00 egzemplarzy. Po ustąpieniu moskali założono zaraz 5 szkół: w
Okalewie, Niemierzynie, Milejowie, Dębcu, Nietuszynie, oraz zaczęto
tworzyć straże ogniowe w Ostrówku, Okalewie, Janowie, Woli i
Skrzynnie. Ks. Grzywak pomagał też w tworzeniu się wojska
polskiego w latach 1914 do 1917. Gdy go odwołał ksiądz biskup
Zdzitowiecki, przybył do nas ks. Bobotek i pasterzował przez 2
lata. Po nim proboszczem został ks. Hadaś, którego staraniem
szczupły kościół był powiększony. Po nim w r. 1923 nastał ks.
Apolinary Karczewski i z pomocą parafjan dokończył robót przy
powiększeniu kościoła. — Teraz proboszczem jest ks. Fr.
Wtorkiewicz. Pamiątkowy kościół spłonął wraz z bardzo staremi
zabytkami, bo ksiądz wikary zdążył wynieść tylko Najświętszy
Sakrament. Parafjanie jednak, choć czas jest ciężki, wezmą się z
wiosną do budowy nowej, murowanej świątyni, która będzie
następnym pokoleniom przypominać gorącą wiarę i siłę ducha
praojców. Wszyscy wierzą w to że budowa kościoła jeszcze nikogo
nie zubożyła, a raczej przy wytężonej pracy podniesie duchowo i
majątkowo całą parafję. Wawrzyniec Koźmiński. czytelnik Gazety
Świątecznej od r. 1896, teraz osadnik wojskowy na Wołyniu.
Zorza (Zorza, Wieniec i Pszczółka)
1934 nr 51
Z Ostrówki w powiecie wieluńskim
(woj. łódzkie)
Wieś Ostrówek, położona jest w
powiecie wieluńskim, województwa łódzkiego; ma ona 7 kl. szkołę,
urząd gminny, pocztę i kościół w budowie. Parafja tutejsza
nazywa się Rudlice, ponieważ dawnemi czasy kościół stał we wsi
Rudlice. Na tym miejscu jest ogrodzony i zadrzewiony cmentarz i na
środku gdzie ongiś stał wielki ołtarz, obecnie stoi murowana
figura z 4 a obrazami na cztery strony świata, na wzór słowiańskich
figur, a na wierzchu jest żelazny krzyż. Parafja rudlicka sięga
początku 14 wieku i różne koleje przechodziła. W kościele
rudlickim były ciekawe zabytki z dawnych czasów w postaci
malowanych obrazów olejnych i kronik starych, ale te w czasie pożaru
kościoła w 1932 roku wszystkie się spaliły. Obecnie z zachęty
ks. proboszcza, parafjanie swemi ciężko zapracowanemi groszami już
wznieśli nową świątynię. Kupili dzwony, a w przyszłym roku
świątynia Pańska, tak jak ongiś, będzie skupiała ludzi, z
okolicznych wiosek przeszło 6 tysięcy, aby spólnie słać modły
do Pana Zastępów, prosząc o błogosławieństwo dla siebie, swych
dzieci i kochanej Ojczyzny Polski.
Oświata tu się rozwinęła znacznie.
Przed wojną bywało rozmaicie. Brak było szkół, ludzie mało
interesowali się sprawami społecznemi. Prawda, że były jednostki,
którym dobro narodu leżało na sercu i boleli nad ludzką ciemnotą,
ale ogół spał przez długie lata bojąc się rosyjskiego strażnika
i żandarma. Tych odważnych i zasłużonych niewielu już dziś
wśród siebie mamy. Jedni sterani mozolną pracą odeszli w
zaświaty, a inni powyjeżdżali w inne strony kraju, a nawet i na
kresy lub w poznańskie. Ze zmarłych muszę wspomnieć ś. p . ks.
Stanisława Rutkiewicza, ks. Jana Górniaka, nauczyciela Pawła
Nowickiego, Antoniego Koźmińskiego, Michała Kubackiego, Wincentego
Witeckiego, Wojciecha Tyrę, Jana Idzikowskiogo, Stanisławę
Idzikowską i wielu innych.
Pamiętam, choć byłem wtedy
dzieckiem, jak zmarły przed 30 laty ks. S. Rutkiewicz nawoływał do
wspólnej pracy, unikania pijaństwa, kradzieży i złych postępków.
Ks. Jan Górniak zachęcał gospodarzy do czytania pożytecznych
gazet i co niedzielę rozdawał gospodarzom po nabożeństwie
„Zorzę", „Gazetę Świąteczną", „Dzwonek
Częstochowski" i pożyteczne książki. Nawet w czasie
spowiedzi wielkanocnej jako warunek poprawy polecał prenumerować
„Zorzę" i „Gazetę Świąteczną", a było to w latach
od 1896 do 1905 roku. Zmarli gospodarze i mieszkańcy, których w
spomniałem pomagali kapłanom, w pracy, zachęcali do czytania gazet
i prowadzili tajne wieczorowe zebrania w swych domach.
W roku 1906 nastał do parafji na
proboszcza ks. Wacław Chrzanowski, bo ks. Jan Górniak sterany pracą
był już chory, a w 1907 r. zmarł. Ks. Chrzanowski zajął się
gorliwie nietylko odnowieniem kościoła, ale także rozbudzeniem
dusz parafjan rudlickich. Sprowadzał „Gazetę Świąteczną"
i inne pisma. Zorganizował kółko rolnicze i bibljotekę
parafjalną. Z początku zbierał kółkowiczów na wspólne
pogadanki i czytanie do kancelarji parafjalnej, a później do
wynajętego domu, w którym się mieściła także kasa
pożyczkowo-oszczędnościowa. Zarząd kółka stanowili właśnie
wyżej wymienieni zmarli. Dzięki kółku rolniczemu podniosła się
oświata narodowa i rolnicza.
Ks. Chrzanowski jako prezes kółka
wspólnie z innymi członkami sprowadzał ulepszone narzędzia
rolnicze, nasiona i nawozy sztuczne. Także zaczęli gospodarze we
wsiach Niewierzynie, Okalewie i innych komasować ziemię, co
znacznie wpłynęło na rozwój gospodarstwa rolnego. Ks. Chrzanowski
zachęcał rodziców do posyłania synów i córek, do szkół
rolniczych, a byli mu pomocą w tej robocie także i nauczyciele. Tak
było do roku 1909.
Nadchodzą długie wieczory, więc
zachęcamy was do prenumerowania „Zorzy" i innych pożytecznych
gazet. Pożyteczna gazeta powinna się znaleźć w każdym domu
polskim, bo z niej można oto dowiedzieć się różnych rzeczy.
Wawrzyniec Koźmiński.
Ujęcie „Murata" i jego bandy
Szajka „Murata" ma na sumieniu 43 zabójstwa demokratów. Trzech księży błogosławiło bandę, zachęcało do zabójstw i wskazywało kogo należy zabijać
Jak nas poinformowano wczoraj w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego, przed niedawnym czasem władzom bezpieczeństwa udało się rozbić i niemal całkowicie zlikwidować reakcyjną bandę podziemną, która pod dowództwem „Murata" — Jana Małolepszego* przez dwa lata grasowała na terenie powiatów: sieradzkiego, radomszczańskiego, wieluńskiego, piotrkowskiego i łaskiego, zbrodniczą swoją działalność przenosząc nawet poza obszar województwa łódzkiego.
Banda ta, składająca się przeważnie z rozbitków zlikwidowanej przez władze bezpieczeństwa bandy Warszyca, dokonywała systematycznych zabójstw miejscowych działaczy PPR, PPS, SL i ORMO-wców, i napadała na placówki spółdzielcze, uwożąc ze sobą towary i pieniądze. Ogółem banda „Murata" ma na swoim sumieniu 248 napadów i 43 zabójstwa członków PPR i innych działaczy demokratycznych.
Najbardziej jednak charakterystyczne w działalności bandy „Murata" jest jej ścisła powiązanie z niektórymi przedstawicielami KLERU, którzy nie tylko ZACHĘCALI BANDYTÓW DO MORDOWANIA działaczy demokratycznych. LECZ CZĘSTO SAMI WSKAZYWALI, KOGO NALEŻY MORDOWAĆ.
Wśród aresztowanych przez władze bezpieczeństwa znajduje się prócz „Murata" wielu członków jego bandy, a wśród nich 3-ch księży, a mianowicie: ksiądz wikary Stefan Farys z parafii Rudlice (pow. Wieluń), ksiądz proboszcz Marian Łosoś ze wsi Szynkielów, gm. Konopnica (pow. Wieluń) i ksiądz Ortotowski Wacław z Konopnicy.
Jak ustaliło dotychczasowe śledztwo w końcu grudnia 1946 r. ksiądz Farys, dowiedziawszy się o tym, że banda „Murata" znajduje się we wsi Okalew, udał się tam, pod pozorem „chodzenia po kolędzie" i po dłuższych poszukiwaniach znalazł ją wreszcie u kilku sterroryzowanych mieszkańców wspomnianej wsi. Ksiądz Farys zetknął się osobiście z „Muratem", oświadczył mu, że sam należał do A. K. i użalał się, że utracił kontakt z „ruchem podziemnym". Ksiądz Farys udzielił bandytom swego błogosławieństwa, mówiąc; „Musicie być odważni i zdecydowani w swej walce, bowiem niezadługo zwyciężycie i wszystko w kraju zmieni się na lepsze".
Ks. wikary Farys spotkał się jeszcze — na ile ustalono na razie — dwa razy z „Muratem": w lutym 1947 r. we wsi Rudlice.
GDZIE URZĄDZIŁ LIBACJĘ DLA BANDYTÓW i poinformował ich o działalności innych band, i w okresie amnestii w roku 1947, kiedy to czynił „Muratowi" wyrzuty, że niektórzy jego ludzie przerwali swoją zbrodniczą działalność i, korzystając z amnestii ujawnili się i wrócili do spokojnego życia.
Ksiądz proboszcz MARIAN ŁOSOŚ nawiązał kontakt z bandą „Murata" przez „łącznika" — niejakiego Tereczyńskiego. przekazywał bandzie tygodnik katolicki „Niedziela" i wraz z tym — nadawane przez radio londyńskie (BBC) „informacje" o rzekomo bliskiej „trzeciej wojnie".
KSIĄDZ ORTOTOWSKI Z GM. KONOPNICA ZWRÓCIŁ SIĘ DO "MURATA" Z PROŚBĄ O ZAMORDOWANIE KIEROWNIKA SZKOŁY POWSZECHNEJ W TEJŻE
GMINIE. OB. ANTONIEGO PRASZCZYKA I JEGO ŻONY, których „przestępstwo" polegało na tym, że założyli w swej gminie hufiec „Służby Polsce", przez co młodzież wsi stała się mniej podatna na antydemokratyczną agitację księdza Ortotowskiego.
Otrzymawszy tę prośbę „Murat", po dokonaniu „wywiadu", okazał się bardziej litościwym, niż ksiądz proboszcz i postanowił, że zamordować należy tylko Praszczyka, a żonie jego można darować życie. I rzeczywiście: 21 sierpnia 1948 r. nauczyciel Antoni Praszczyk został przez bandytów wyprowadzony przed dom i w obecności świadków — czterech sterroryzowanych pracowników Straży Pożarnej salwą z automatów, rozstrzelany.
Oprócz „Murata", Tereczyńskiego i wspomnianych 3-ch księży, władze bezpieczeństwa ujęły innych członków bandy, jak: Karola Pietrusa - „Świerka", jego brata Władysława Pietrusa, Mariana Derelatkę - „Maćka". Stefana Raczaka - „Wicka" i wielu innych bandytów. Dalsze dochodzenie w toku.
*urodzony w Kraszkowicach [przypis autora bloga]
Bandyta Murat* i jego wspólnicy w sutannach przed sądem
Pierwszy dzień procesu
członków faszystowskiej bandy dywersyjnej
W dniu wczorajszym w dużej sali Sądu Okręgowego na Placu Dąbrowskiego, wypełnionej po brzegi publicznością, rekrutującą się przede wszystkim spośród robotników łódzkich fabryk i chłopów z terenu — rozpoczął się przed Rejonowym Sądem Wojskowym proces dowódcy bandy terrorystycznej, Jana Małolepszego, pseudo "Murat" oraz trzech reakcyjnych księży — jego opiekunów, popleczników i inspiratorów: Mariana Łososia, Wacława Ortotowskiogo i Stefana Farysia. Korzenie jednak dywersyjnej działalności Murata i S-ki sięgają głębiej, niż może się wydawać przeciętnemu widzowi procesu. Komu bowiem przede wszystkim leżało na sercu, aby pierwsze lata naszego Państwa po wyzwoleniu zakłócić, aby utrudnić odbudowę kraju, aby nie dopuścić do poprawy bytu mas robotniczych i biedoty wiejskiej? Zależało na tym przede wszystkim imperialistom anglo-amerykańskim. oraz powiązanym z nimi ośrodkom emigracji polskiej. Czynniki te poprzez wrogą propagandę radiową i swoje agentury "zagrzewały" Murata i jemu podobnych do zbrodni przeciwko ustrojowi sprawiedliwości społecznej.
Przedstawicieli tych ośrodków, działających za amerykańskie dolary, nie ma na obecnym procesie na ławie oskarżonych, ale ich cień unosi się nad salą sądową, cień wrogów klasy robotniczej, broniących interesów obszarników i kapitalistów przeciwko interesom szerokich mas ludowych.
Ponury rejestr zbrodni zanotowanych suchym aktem oskarżenia, odczytanym przez przewodniczącego na wstępie procesu — to łzy sierot po pomordowanych ofiarach, to strata dla naszego Państwa przeszło 50-ciu ludzi spośród nie tylko działaczy demokratycznych, ale i ludzi, stojących na straży ustroju demokratycznego, działaczy oświatowych, milicjantów, ormowców, przedstawicieli władz bezpieczeństwa. Ale nie tylko to — banda Murata uderzała w fundamenty gospodarcze naszego ustroju — grabiła spółdzielnie gminne i samopomocowe, a więc własność uspołecznioną. Murat dysponował siecią wywiadu składającą się z bogatych chłopów, którzy informowali go o tym, kto i gdzie działa dla poprawy doli biedoty wiejskiej. Znalezione bogate archiwum bandy Murata ujawniło właśnie to wszystko.
"Murat" — czuje się panem życia i śmierci ludzi, których organizuje w swoich grupach. Kiedy cześć z nich po dekrecie Rządu o amnestii ujawnia się, Murat wydaje rozkaz, aby ich zabić. I ludzie ci zostają zabici.
Reakcyjna część kleru, siejąca w szerokich masach nienawiść do nowego ustroju, nie cofa się przed zbrodnią — kapłańska suknia dla tych ludzi jest tylko płaszczykiem dla ich wrogiej działalności już nie tylko z punktu widzenia ustroju domokratycznego, ale nawet z punktu widzenia kanonów etyki katolickiej, której przecież jednym z przykazań jest "Nie zabijaj". Reakcyjni księża stali się protektorami zbrodni, stosując dla usprawiedliwienia swojego postępowania podwójną moralność, która z jednej strony nie pozwalała im wydać władzom bezpieczeństwa bandyty "Murata", a z drugiej strony pozwalała spokojnie patrzeć, jak „Murat" i jego dywersyjna szajka bezkarnie napadają na spokojne domostwa, jak zabijają ludzi, jak terroryzują mieszkańców wsi, jak rabują mienie spółdzielcze i państwowe, jak mordują urzędników Państwa.
Wszystko to wynika z obszernego uzasadnienia aktu oskarżenia, opartego na niezbitych dowodach winy jeszcze jaskrawię uwypukla się nikczemne postacie oskarżonych, na tle ich własnych zeznań.
Pierwszy, na wniosek prokuratora, zeznaje ksiądz Marian Faryś. Jest to były nieujawniony zresztą, jak sam przyznaje — członek AK. Ma ptasią, nieprzyjemną twarz, o ostrych rysach.
Trzy razy spotkałem się z Muratem — rozpoczyna swoje zeznania — ksiądz Faryś. Po raz pierwszy na przełomie roku 1946 i 1947, kiedy tradycyjnym zwyczajem obchodziłem wieś "po kolendzie". W jednej z chat znalazł się Murat, który poprosił mnie o udzielenie błogosławieństwa. Błogosławieństwa tego udzieliłem mu. Kiedy Murat wyrażał niezadowolenie z obecnego ustroju, milczałem..." Ksiądz milczał, chociaż dobrze wiedział, jakie zbrodnie Murat ma na sumieniu. Chociaż usiłuje przekonać Sąd, że był dobrym duszpasterzem swojej parafii, z zeznań jego wynikają fakty wręcz przeciwne. Każdemu bowiem normalnemu obywatelowi, zależałoby przede wszystkim na tym, by bronić interesów społeczeństwa.
Bałem się o swoją osobę mówi ksiądz, dlatego nie zawiadamiałem władz o miejscu pobytu Murata".
Drugie spotkanie, a właściwie druga "audiencja" księdza Farysia u Murata odbyła się na prozaicznym tle — u sklepikarza wiejskiego — Tożyka we wsi Rudlice. Sklepikarz wiejski. — "Murat" - bandyta i reakcyjny ksiądz rozumieli się bowiem doskonale — jednakowo bowiem nienawidzili wszystkiego, co demokratyczne.
— Za pośrednictwem żony Murata, doszło do tego spotkania. Mówiliśmy o sprawach bieżących. — Wiadomości bieżące — To radiowe wiadomości z BBC...
— "Murat" narzekał, że czuje się osamotniony i prosił o ułatwienie mu kontaktów z innymi bandami. W pewnym momencie dał mi do zrozumienia, że jest już zmęczony. Audiencję uważał za skończoną i ksiądz Faryś wyszedł ze sklepiku — prawie, jak z kurii biskupiej.
— Do trzeciego spotkania z "Muratem" doszło po ogłoszeniu amnestii w marcu 1947 roku. Chciałem się dowiedzieć jakie stanowisko zajmuje "Murat" wobec tej ustawy, ponieważ, członkowie jego oddziału nie wiedzieli co mają zrobić i błąkali się po stodołach, po polach i mogli się zaziębić...
Tutaj właśnie występuje ksiądz Faryś w faryzeuszowskiej masce, usiłuje pokazać się z najlepszej strony, że niby „troszczył" się o losy nieujawnionych. Jednakże nie przypomina sobie, że w tym samym czasie bandyci tego samego pokroju zamordowali w Zakładach Chodakowskich 10-ciu robotników.
Ksiądz uważał, że jest powołany do tego, by ułatwiać bandytom ich kontakty z reakcyjnymi elementami. Jednak, kiedy „Murat" oznajmił mu, że nie ujawni się, nie odezwał się ani słowem. Ale silniejsza była nienawiść do ustroju demokracji ludowej, a w interesie tej nienawiści leżało utrzymanie w dalszym ciągu istnienia bandv dywersyjnej "Murata". Tak ksiądz Faryś plugawił suknię katolickiego kapłana. Plugawi tę suknię tym bardziej, że zasłania się ciągle tajemnicą konfesjonału, podczas gdy jego spotkania i rozmowy z „Muratem" nie miały absolutnie charakteru spowiedzi. Na marginesie obydwóch ostatnich spotkań księdza Farysia z „Muratem", należy zaznaczyć — jak zresztą przyznał sam ksiądz. — że ksiądz i bandyta przy jednym stole pili wódkę.
Ksiądz Ortotowski — to zewnętrznie zupełne przeciwicństwo księdza Farysia. Niewysoki, pulchny proboszcz o tłustym dobrze odkarmionym karku. To on odegrał złowieszczą rolę w zabójstwie nauczyciela i działacza oświatowego Antoniego Praszczyka we wsi Konopnica.
Antoni Praszczyk mieszkał w parafii księdza od samego początku jej istnienia. Ksiądz Ortotowski znał go więc dobrze. Nienawistne mu było to, że Antoni Praszczyk szerzy oświatę na wsi, że jest komendantem lokalnego hufca Służby Polsce, która szkoli naszą młodzież, daje jej zawód. „Dzięki tej organizacji młodzież nasza bierze udział w odbudowie zniszczonego wojną kraju" — stwierdza sam ksiądz Ortotowski. Tym nie mniej ksiądz pała wyraźną nienawiścią do tej organizacji. Mimo, że młodzież "Służby Polsce" brała chętnie udział w honorowej straży przy grobie Chrystusa przed Świętami Wielkanocnymi ks. Ortotowski żali się swojemu sąsiadowi księdzu Łososiowi, że organizacja ta przeszkadza mu rzekomo w wykonywaniu praktyk religijnych.
„Ksiądz Łosoś powiedział, zeznaje ksiądz Ortotowski, że ma kontakt z bandą "Murata" — „Murat" może nauczyciela Praszczyka i jego żonę sprzątnąć. Powiedziałem:
„NIECH TAMCI KROPNĄ IM W ŁEB!".
— Jestem nerwowy i uczuciowy (?!) z natury, więc się uniosłem — mówi ksiądz Ortotowski. — Teraz widzę, że ja jestem przestępcą, bo ja dałem zlecenie zabójstwa Praszczyków.
Ksiądz Ortotowski płacze pod koniec składania zeznań. Spóźnione łzy...
Nauczyciel Praszczyk został zamordowany. Jego żona cudem uniknęła śmierci, ale tylko dlatego, że bandyta „Murat" nie chciał zabijać kobiety.
— Żałuję swojej winy — mówi pod koniec swoich zeznań ksiądz Ortotowski — ale moim złym duchem był ksiądz Łosoś.
W ciągu ostatniego czasu miałem wiele czasu na refleksje. Wzywam teraz innych księży katolickich do zmiany postępowania.
Zeznania księdza Ortotowskiego zakończyły pierwszy dzień procesu.
Dziś rozprawa trwa.
Wrażania z sali sądowej.
Milczenie i zbrodnia
Przewodniczący sądu czyta akt oskarżenia. Jego słowa skierowane są w jednakowej mierze przeciw bandycie Muratowi, jak i przeciw trzem ludziom w sutannach — trzem księżom. Banda Murata mordowała, grabiła, terroryzowała. A ci trzej księża? Przecież to duchowni, którzy służyć mieli idei miłości bliźniego. Jak to się stało, że trafili na ławę oskarżonych, że są współodpowiedzialni za potworne zbrodnie, które zmierzały do likwidacji ustroju demokracji ludowej, do fizycznego wytępienia tych, którzy temu ustrojowi służyli. Co powiedzą ci trzej księża. Czy pojmą bezmiar swego upadku moralnego?
Do stołu sędziowskiego podchodzi szczupły człowiek w sutannie. To ksiądz Faryś. Stwierdza, że udzielał błogosławieństwa bandytom. Zdaje sobie sprawę kim byli współuczestnicy bandy Murata — bandyci, gdyż tak ich właśnie nazywa. Dawał każdemu z nich krzyż do całowania, utwierdzał ich w czasie amnestii i później w przeświadczeniu o potrzebie dalszego konspirowania. O morderstwach i rabunkach bandy nic nie wiedział, gdyż czytywał tylko „Niedzielę", w której na ten temat nie pisano. Polskę Ludową traktuje jako swoją ojczyznę, docenia wielki wkład rządu w dzieło odbudowy. Osobiście nie czuje się winnym.
Co to wszystko znaczy? Dlaczego oskarżony Faryś wypiera się winy? Czy można uwierzyć, aby były konspirator z AK nie wiedział nic o bandach, aby się tym problemem nie interesował? Jedno jest pewne — oskarżony Faryś boi się odpowiedzialności za swe zbrodnicze czyny, boi się kary, dlatego po prostu kłamie.
Do stołu sędziowskiego podchodzi oskarżony ksiądz Ortotowski. Jest to człowiek raczej niskiego wzrostu o zaokrąglonych kształtach, niespokojnych oczach i dobrodusznym wyrazie twarzy. Ksiądz Ortotowski mówi o tym, że lubi gospodarstwo, że hoduje krowy i świnie, że lubi dobrze zjeść i żyć spokojnie i statecznie. Wygląda na typowego prowincjonalnego proboszcza.
I taki właśnie człowiek nie zawahał się namawiać księdza Łososia, aby ten spowodował zamordowanie przez bandę }Murata małżonków Praszczyków za to, że Praszczyk, jako nauczyciel był jednocześnie kierownikiem organizacji „Służba Polsce". Jakże do tego doszło, co wpłynęło na tę decyzję księdza Ortotowskiego, tego właśnie o zaokrąglonych kształtach dobrodusznego proboszcza?
Mówił o tym sam ksiądz Ortotowski. Początkowo próbował się tłumaczyć chorobą nerwów, ogólnym złym stanem fizycznym swego organizmu, skłonnością do uniesień i t. p. Wreszcie jednak — płacząc — powiedział:
„Fakt, że jestem dziś sądzony jako morderca wynika z tego, że nikt z władz kościelnych nie wyjaśniał nam dotychczas, jaki ma być stosunek księdza do rządu i ustroju Polski Ludowej. Przeciwnie — słyszeliśmy raczej słowa krytyki, nawet wrogości. Chcę, aby moją tragedię poznało całe duchowieństwo, aby przekonało się do czego prowadzi wrogość do Związku Radzieckiego, do krajów demokracji ludowej".
Ksiądz Ortotowski morderca — Jak sam siebie nazywał — nauczyciela Praszczyka — płakał. Ile w jego zachowaniu było obawy przed zasłużoną karą, a ile szczerości — trudno stwierdzić. Jedno jest pewne. Głos sądzonych dotychczas za podobne zbrodnie księży Ortotowskich nie dotarł jakoś dotychczas do władz kościelnych. Władze te milczą uparcie, jakby się nic nie działo. A tymczasem ksiądz Ortotowski publicznie stwierdza że w najbardziej dramatycznych dla siebie chwilach, że wrogość do Związku Radzieckiego, do demokracji ludowej, wepchnęła go w ramiona zbrodni i że jego władze kościelne w okresie powojennym nie pomogły mu w przezwyciężeniu tej wrogości, a tym samym — w uchronieniu go przed stoczeniem się do roli mordercy.
Ksiądz Ortotowski po spowodowanym przez siebie morderstwie Praszczyka odprawiał za niego nabożeństwo żałobne. Nabożeństwo żałobne odprawione przez mordercę za duszę zamordowanego przez siebie człowieka.
Oto do czego również i pod względem religijnym doprowadzić może nienawiść do ustroju demokracji ludowej, do socjalizmu.
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
Dziś zapadnie wyrok na Murata* i wspólników
Ci, którzy nie mieli litości dla mordowanych ofiar — biją się w piersi i proszą o łaskę
W dniu wczorajszym w dalszym ciągu procesu Murata i jego popleczników w sutannach — trzech reakcyjnych księży — wygłosił mowę oskarżycielską prokurator mjr Sikorski, naświetlając stan faktyczny sprawy zgodnie z wynikami śledztwa i przewodem sądowym.
— Oskarżeni — zaczął przemówienie prokurator — stoją pod zarzutem popełnienia przestępstw szczególnie niebezpiecznych w okresie odbudowy Państwa Polskiego — morderstwa, rabunki znaczą drogę Murata, drogę reakcyjnych księży znaczy podżeganie do przestępstw, umacnianie w bandycie Muracie przekonania, że postępował dobrze.
Prokurator powołał się następnie na dowody rzeczowe, dołączone do akt sprawy, na „meldunki", na „kwity", jakie wydawał Murat i jego podwładni w miejscach rabunków, na "rozkazy", przejęte przez władze bezpieczeństwa.
Następnie prokurator omówił winy trzech księży, znajdujących się na ławie oskarżonych.
— Ksiądz Łosoś dawał Muratowi „pożywkę duchową" w postaci odpowiednio skomentowanych wiadomości radiowych z BBC. Najdobitniejszym dowodem złej woli księdza Łososia jest jego udział w zabójstwie nauczyciela Praszczyka. — Ksiądz Ortotowski zaś w błędnym przekonaniu, że organizacja młodzieżowa „Służba Polsce" zagraża jego „rządowi dusz" nad młodzieżą, pozbywa się niewygodnego dla siebie nauczyciela Praszczyka za pośrednictwem księdza Łososia i bandy Murata.
— Nieco mniej winny. — mówił w dalszym ciągu prokurator — ale tylko pozornie wydaje się ksiądz Faryś. Jednakże i on udzielał bandzie dywersyjnej moralnego poparcia błogosławiąc jej członków. Nie starał się wcale nakłonić Murata by rzucił drogę mordów i grabieży. Nie zrobił nic, by zapewnić spokój swoim parafianom, oddając niebezpiecznego bandytę w ręce władz.
— Ponieważ wina oskarżonych została w całości udowodniona i kwalifikacja prawna przestępstw pokrywa się całkowicie z aktem oskarżenia, popieram oskarżenie w całej rozciągłości — zakończył swoje przemówienie prokurator mjr Sikorski.
Drugi oskarżyciel — prokurator mjr Ligęza — omówił szczegółowo polityczne tło przestępczej działalności oskarżonych, tło, na którym skrzyżowała się działalność zbira Murata i trzech kapłanów. — Coście zrobili z hasłem „nie zabijaj", wy trzej księża na ławie oskarżonych?!
— Z chwilą odzyskania niepodległości walka klasowa w Polsce wkroczyła na nowe tory. Odcięliśmy burżuazji drogę do władzy, przyczaiła się więc ona w niektórych urzędach, biurach, parafiach. Nasi sanacyjni dygnitarze nie zrezygnowali, mieli bowiem możnych protektorów w międzynarodowym kapitale. Ci wywłaszczeni magnaci mieli dość środków, by do „mokrej roboty", do rabunków, morderstw, wynajmować zbirów, właśnie takich, jak Murat. Zbrodnicza ręka Murata skierowana została bezpośrednio przeciw obrońcom interesów mas ludowych. Jego bogate archiwum zawierało dziesiątki legitymacji partyjnych, legitymacji żołnierskich, za które zapłacono wysoką cenę krwi i młodego życia. Dokładnie były wykonywane rozkazy Murata: mnóstwo osób zostało bestialsko pobitych i zamordowanych.
— Panowie z Londynu zdawali sobie sprawę, że Państwo nasze buduje się między innymi w oparciu o drobne i średnie chłopstwo, więc inspirowali niszczenie organizacji, które przyczyniają się do wzrostu dobrobytu wsi. Murat dobrze rozumiał interesy swoich mocodawców — rabunki dokonane na spółdzielniach wiejskich i majątkach państwowych są tego dowodem. Powiązany jest on z interesami sklepikarzy, bogatego chłopstwa i reakcyjną częścią kleru. Bogacze wiejscy wiedzą, że władza ludowa położy kres ich spekulowaniu na nędzy drobnego chłopa, to samo wie lichwiarz — sklepikarz wiejski. Oni więc udzielali Muratowi informacji, byli w jego wywiadzie, popierali go finansowo, a księża w jednym szeregu z nimi dostarczali gazet i wiadomości z anglosaskich ośrodków dyspozycyjnych.
— Bigotki i kumoszki powiedzą może, że walczymy z religią. Chcę więc z tego miejsca powiedzieć: Nie, z religią nie walczymy, cała nasza polityka jest tego dowodem. Kongres Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej wyraźnie te sprawy określił: nie walczymy z religią- dajemy pełną swobodę wyznań religijnych, gwarantujemy prawną ochronę obrządków i nie wtrącamy się w sprawy Kościoła. Nie pozwolimy jednak, by reakcyjna część kleru podważała podstawy Państwa Ludowego.
— Kiedy ORMO-wiec walczy z niedobitkami band, kiedy najlepsi synowie kraju padają, oddają życie dla zabezpieczenia życia i mienia innych, ksiądz Faryś dyskutuje z bandytą i udziela mu moralnego poparcia, profanuje krzyż, który mu daje do pocałowania. Nie zdobywa się na jedno słowo potępienia.
Polska podnosi się z ruin i zgliszcz. Młodzież zrzeszona w Służbie Polsce odbudowuje wsie i miasta. Nie widzi tego ksiądz Ortotowski, nie widzi tego ksiądz Łosoś.
Działalność oskarżonych jest przejawem walki klasowej bogaczy i reakcji przeciw Polsce maszerującej do Socjalizmu. Nie zatrzyma nas jednak żaden Murat, Faryś, Łosoś czy Ortotowski — nie dlatego, że są to ludzie mali, ale dlatego, że nasza idea jest słuszna i sprawiedliwa, że opiera się na naukowych prawach rozwoju społecznego, że odpowiada masom pracującym. Nie będziemy też pobłażać podobnym próbom, z góry zresztą skazanym na klęskę. Będziemy pobłażliwi dla tych, co sami do nas przyjdą, nie czekając na amnestię, ale nigdy dla tych, co z bunkru z nami walczą.
— Domagam się kary współmiernej do win. Nie tylko, jako człowiek, nie tylko w imieniu munduru, który mam zaszczyt nosić, nie tylko w imieniu urzędu, jaki sprawuję, nie tylko w imieniu mas pracujących — ale w imieniu morza przelanej krwi i łez —— żądam:
dla oskarżonego Murata — kary śmierci,
dla oskarżonego Łososia — kary śmierci, dla oskarżonego Ortotowskiego — kary śmierci,
dla oskarżonego Farysia — kary 12 lat więzienia".
Po przemówieniu prokuratora mjr. Ligęzy Sąd zarządził przerwę. Natychmiast, po opuszczeniu przez Sąd sali publiczność licznie zgromadzona długotrwałymi oklaskami wyraziła całkowitą solidarność z mową oskarżycielską prokuratora.
• • •
Wobec ogromu win ciążących na oskarżonych obrońcy mieli niesłychanie trudne zadanie do spełnienia. Słusznie podkreślił obrońca Murata z urzędu, że działał on „w czadzie lamp parafialnych na naszej wsi", w czadzie zatruwającym dusze ludzkie. Obrońcy proszą o łagodny wyrok dla zbrodniarzy.
• • •
— Wysoki Sądzie — powiedział w ostatnim słowie bandyta Murat — błagam o wybaczenie mi moich błędów. Rozlałem krew bratnią i czuję się teraz, Kainem. Dopiero teraz bowiem zrozumiałem, że błądziłem. Apeluję do tych, którzy jeszcze teraz błąkają się po wsi polskiej, aby wyszli z podziemia, stanęli w jednym szeregu z tymi, którzy budują jasną przyszłość naszego kraju. Ci, co nie uznają mojego głosu, niech wiedzą, że niegodni są nazwać się Polakami. Dziś, gdy władza przeszła w ręce ludu tacy, jak ja, powinni stanąć razem z tą władzą, by nikt jej nie wydarł z rąk ludu. Na moją drogę pchnęły mnie złe podszepty. Nieświadomy byłem tego, że źle czynię. Nie spotkałem jednak człowieka, któryby mi powiedział: „Złą drogę obrałeś, zawróć!" — Padam do stóp Majestatu Rzeczypospolitej! Błagam i proszę o łaskę! Błagam i proszę o przebaczenie!"
— Zdaję sobie sprawę — powiedział, ksiądz Łosoś, że na moim sumieniu, jest śmierć człowieka, który pracował dla dobra ojczyzny, żałuję bardzo mocno żałuję. Proszę o darowanie mi życia".
— Z żalem i skruchą — mówił ksiądz Ortotowski — wyznaję dzisiaj swoją winę. Żałuję szczerze i serdecznie. Byłem młodym kapłanem, wyświęconym w czasie wojny w roku 1940, a starsi kapłani nie nawoływali bym pracował dla nowej Polski Ludowej. Pewne sfery uważały to za błąd. Jedynym moim zadaniem powinno było być nauczanie ludu, czym jest praca dla młodej demokratycznej Polski.
Apeluję do kapłanów — niech chwycą za dzwon, niech dzwonią na trwogę, aby to, co było w powiecie wieluńskim nie powtórzyło się nigdzie!"
Bałem się z ambony mówić o Muracie. — mówi ks. Faryś. — Chciałem go jednak nawrócić. — Dla mnie to był czlowiek który błądzi. Bałem się jednak o swoją osobę i to teraz rzuca cień na mnie. Nie miałem bowiem nic wspólnego z morderstwami Murata. jednak czuję się przestępcą wobec prawa, że nie oddałem Murata w ręce władz. Błagam i proszę o przebaczenie".
• • •
Wyrok będzie ogłoszony dzisiaj o godzinie 16-ej.
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
Czemu milczą?
Skończył się proces „Murata"*- i trzech księży — jego wspólników. Ale nie przestał istnieć problem, o którym mówili również księża oskarżeni w tym procesie, problem stosunku hierarchii kościelnej do Fertaków, Farysiów, Ortotowskich i Łososiów.
Ks. Ortotowski powiedział w pierwszym dniu procesu: „Fakt, że jestem dziś sądzony, jako morderca, wynika z tego, iż nikt z władz kościelnych nie wyjaśnił nam dotychczas, jaki ma być stosunek księdza do Rządu i ustroju Polski Ludowej.
przeciwnie — słyszeliśmy raczej słowa krytyki, nawet wrogości". W ostatnim dniu procesu tenże sam ksiądz Ortotowski powiedział: ,,Pragnę wyznać swą winę, za którą w części jednak ponoszą odpowiedzialność ci, którzy nie pozwolili mi pracować dla dobra ojczyzny, a nawet chociażby pozytywnie ustosunkować się do przemian dokonanych w Polsce...
Brałem przykład z nauk starszych hierarchią i doświadczeniem".
Zdruzgotany ciężarem swych zbrodni, oskarżony Ortotowski powiedział głośno to, o czym mówi się w Polsce nie od dziś. Wiadomo powszechnie, że hierarchia kościelna nigdy dotychczas nie potępiła księży, będących wspólnikami bandytów i ich inspiratorami i nadużywających swego stanowiska dla zbrodniczych celów.
Centralny organ PZPR — „Trybuna Ludu" pisze w związku z tym:
„Nie pierwszy to raz ujawniona została przestępcza działalność niektórych księży, nie słyszeliśmy jednak nigdy, aby z ust miarodajnych przedstawicieli hierarchii kościelnej w Polsce padło choć słowo potępienia pod ich adresem.
Nie słyszeliśmy, aby choć w jednym wypadku zdjęto święcenia kapłańskie z księdza, skazanego wyrokiem Sądu Rzeczypospolitej za współudział w morderstwach."
Wniosek z tych faktów narzuca się sam przez się:
„Trzeba powiedzieć wyraźnie.
Odpowiedzialność obciąża także tych, którzy, mając ku temu możliwości, nic nic zrobili, aby zbrodniom przeciwdziałać. Bo chyba zdają sobie sprawę dostojnicy Kościoła jaką wymowę ma to milczenie dla podległych im księży".
„Trybuna Ludu" konkluduje:
„Stawka na zaostrzenie stosunków między Kościołem a Państwem w krajach demokracji ludowej jest dziś podstawową częścią składową planów i knowań imperialistycznych, skierowanych przeciwko tym krajom. Wątpliwe jest jednak, aby leżało to w interesie Kościoła w Polsce.
Kierownicze czynniki hierarchii kościelnej w naszym kraju lepiej więc by zrobiły, gdyby przestały słuchać obcej inspiracji i zdobyły się na wyraźne potępienie działalności przestępczej, uprawianej przez księży w rodzaju księży Fertaka, Ortotowskiego, Łososia i im podobnych."
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
Wyrok w sprawie bandyty Murata* i jego wspólników
Murat, ks. Łosoś i ks. Ortotowski skazani na karę śmierci za walkę przeciw
Państwu Polskiemu i zabójstwa
W dniu wczorajszym punktualnie o godzinie 16-ej Wojskowy Sąd Rejonowy ogłosił wyrok w sprawie bandyty Jana Małolepszego - Murata i trzech reakcyjnych księży, jego inspiratorów i popleczników. Na sali sądowej w kuluarach sądowych i przed gmachem zgromadziły się tłumy publiczności.
Wśród ciszy, jaka zapanowała na sali, przewodniczący odczytał wyrok.
— Jan Małolepszy, pseudo Murat — za wszystkie swoje przestępstwa, udowodnione w czasie procesu został skazany łącznie na karę śmierci, utratę praw publicznych i honorowych na zawsze i konfiskatę całego mienia na rzecz Skarbu Państwa. Murat dążył do obalenia przemocą ustroju Państwa Polskiego, nakłonił podległe sobie dywersyjne bojówki do aktów terroru, do napadów i zabójstw 9-ciu członków ORMO, 12 funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej, 6-ciu funkcjonariuszy urzędu Bezpieczeństwa, 6-ciu członków byłej Polskiej Partii Robotniczej, 3-ch członków Stronnictwa Ludowego, 4 osób spośród urzędników i członków organizacji społecznych. Dalej Murat wydał rozkaz zamordowania 15-tu osób cywilnych niewygodnych dla jego dywersyjnej działalności. Bojówki jego dokonały 66 napadów rabunkowych na spółdzielnie, 9 napadów na posterunki ORMO i MO, 5 napadów na majątki i przedsiębiorstwa państwowe, 21 — na urzędy gminne.
— Ksiądz Marian Łosoś skazany został na karę śmierci za kontakty z bandytą Muratem, za to że przekazywał mu wiadomości różnego rodzaju oraz za to, że za pośrednictwem Teczyńskiego przekazał Muratowi "życzenie" księdza Ortotowskiego w sprawie zamordowania działacza oświatowego, komendanta hufca Służby Polsce w Konopnicy — Antoniego Praszczyka. W stosunku do księdza Łososia Sąd również zarządził utratę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na zawsze oraz przepadek mieniu na rzecz Skarbu Państwa.
— Ksiądz Wacław Ortotowski został skazany na karę śmierci z pozbawieniem praw publicznych obywatelskich praw honorowych na zawsze za to, że wszedł w porozumienie z księdzem Łososiem, a za jego pośrednictwem z bandytą Muratem i doprowadził do zabójstwa nauczyciela Praszczyka.
— Ksiądz Stefan Faryś został skazany na 8 lat więzienia, utrątę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na 5 lat i konfiskatę mienia na rzecz Skarbu Państwa.
W obszernym uzasadnieniu Sąd podkreślił wszystkie okoliczności, jakie wpłynęły na wymiar kary.
"Murat sam wydawał wszystkie rozkazy — brzmiało uzasadnienie — nadał sobie rangę kapitana, terrorem i strachem trzymał swoich „podkomendnych". Dowodem tego są znalezione w archiwum jego meldunki i rozkazy".
„Łańcuch związku przyczynowego między wydaniem polecenia przez księdza Ortotowskiego księdzu Łososiowi a wykonaniem go przez Murata jest zamknięty. W osobach księży znajdujących się na ławie oskarżonych osądzona została ta reakcyjna część kleru, która wbrew woli olbrzymiej większości wierzących i mimo ostrzeżeń przedstawicieli władz — stanęła po stronie reakcji i kapitalistów. Nadużyli oni instytucji kościoła i swego kapłaństwa, wydając polecenie zamordowania człowieka. Nie mają oni nic wspólnego z religią. Sprawa ta zdemaskowała reakcyjną, część kleru, która chciała nadużyć instytucji kościoła dla celów nie mających nic wspólnego z kościołem. Nadużyli oni swych szat duchownych i zaufania społeczeństwa z racji swego stanowiska, aby w toczącej się walce klasowej stanąć po stronie wyzyskiwaczy i ucisku".
Sąd przy wydawaniu wyroku nie wziął pod uwagę skruchy jaką wykazali oskarżeni w czasie procesu, wychodząc z założenia, że obecnie działali oni wyłącznie pod wpływem strachu przed karą.
Wyrok ten nie jest ostateczny. Przewodniczący wyjaśnił podsądnym, że zarówno prokurator, jak i skazani za pośrednictwem obrońców mają prawo w ciągu 7-iu dni od chwili ogłoszenia wyroku domagać się rewizji procesu przed Najwyższym Sądem Wojskowym. Mają również prawo ubiegać się o łaskę Prezydenta RP.
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
Obwieszczenia Publiczne 1936 nr 4
Wydział hipoteczny przy
sądzie okręgowym w Kaliszu I sekcja obwieszcza, że otwarte zostały
postępowania spadkowe po zmarłych:
2) Marji Celinie
Tarnowskiej, właścicielce maj. Rudlice część I, pow.
wieluńskiego;
Termin zamknięcia tych
postępowań spadkowych wyznaczony został na dzień 3 sierpnia 1936
r.
W powołanym terminie
osoby zainteresowane winne zgłosić swoje prawa w powyżej wskazanym
wydziale hipotecznym pod skutkami prekluzji.
Głos Chłopski 1948 nr 333
Ujęcie „Murata" i jego bandy
Szajka „Murata" ma na sumieniu 43 zabójstwa demokratów. Trzech księży błogosławiło bandę, zachęcało do zabójstw i wskazywało kogo należy zabijać
Jak nas poinformowano wczoraj w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego, przed niedawnym czasem władzom bezpieczeństwa udało się rozbić i niemal całkowicie zlikwidować reakcyjną bandę podziemną, która pod dowództwem „Murata" — Jana Małolepszego* przez dwa lata grasowała na terenie powiatów: sieradzkiego, radomszczańskiego, wieluńskiego, piotrkowskiego i łaskiego, zbrodniczą swoją działalność przenosząc nawet poza obszar województwa łódzkiego.
Banda ta, składająca się przeważnie z rozbitków zlikwidowanej przez władze bezpieczeństwa bandy Warszyca, dokonywała systematycznych zabójstw miejscowych działaczy PPR, PPS, SL i ORMO-wców, i napadała na placówki spółdzielcze, uwożąc ze sobą towary i pieniądze. Ogółem banda „Murata" ma na swoim sumieniu 248 napadów i 43 zabójstwa członków PPR i innych działaczy demokratycznych.
Najbardziej jednak charakterystyczne w działalności bandy „Murata" jest jej ścisła powiązanie z niektórymi przedstawicielami KLERU, którzy nie tylko ZACHĘCALI BANDYTÓW DO MORDOWANIA działaczy demokratycznych. LECZ CZĘSTO SAMI WSKAZYWALI, KOGO NALEŻY MORDOWAĆ.
Wśród aresztowanych przez władze bezpieczeństwa znajduje się prócz „Murata" wielu członków jego bandy, a wśród nich 3-ch księży, a mianowicie: ksiądz wikary Stefan Farys z parafii Rudlice (pow. Wieluń), ksiądz proboszcz Marian Łosoś ze wsi Szynkielów, gm. Konopnica (pow. Wieluń) i ksiądz Ortotowski Wacław z Konopnicy.
Jak ustaliło dotychczasowe śledztwo w końcu grudnia 1946 r. ksiądz Farys, dowiedziawszy się o tym, że banda „Murata" znajduje się we wsi Okalew, udał się tam, pod pozorem „chodzenia po kolędzie" i po dłuższych poszukiwaniach znalazł ją wreszcie u kilku sterroryzowanych mieszkańców wspomnianej wsi. Ksiądz Farys zetknął się osobiście z „Muratem", oświadczył mu, że sam należał do A. K. i użalał się, że utracił kontakt z „ruchem podziemnym". Ksiądz Farys udzielił bandytom swego błogosławieństwa, mówiąc; „Musicie być odważni i zdecydowani w swej walce, bowiem niezadługo zwyciężycie i wszystko w kraju zmieni się na lepsze".
Ks. wikary Farys spotkał się jeszcze — na ile ustalono na razie — dwa razy z „Muratem": w lutym 1947 r. we wsi Rudlice.
GDZIE URZĄDZIŁ LIBACJĘ DLA BANDYTÓW i poinformował ich o działalności innych band, i w okresie amnestii w roku 1947, kiedy to czynił „Muratowi" wyrzuty, że niektórzy jego ludzie przerwali swoją zbrodniczą działalność i, korzystając z amnestii ujawnili się i wrócili do spokojnego życia.
Ksiądz proboszcz MARIAN ŁOSOŚ nawiązał kontakt z bandą „Murata" przez „łącznika" — niejakiego Tereczyńskiego. przekazywał bandzie tygodnik katolicki „Niedziela" i wraz z tym — nadawane przez radio londyńskie (BBC) „informacje" o rzekomo bliskiej „trzeciej wojnie".
KSIĄDZ ORTOTOWSKI Z GM. KONOPNICA ZWRÓCIŁ SIĘ DO "MURATA" Z PROŚBĄ O ZAMORDOWANIE KIEROWNIKA SZKOŁY POWSZECHNEJ W TEJŻE
GMINIE. OB. ANTONIEGO PRASZCZYKA I JEGO ŻONY, których „przestępstwo" polegało na tym, że założyli w swej gminie hufiec „Służby Polsce", przez co młodzież wsi stała się mniej podatna na antydemokratyczną agitację księdza Ortotowskiego.
Otrzymawszy tę prośbę „Murat", po dokonaniu „wywiadu", okazał się bardziej litościwym, niż ksiądz proboszcz i postanowił, że zamordować należy tylko Praszczyka, a żonie jego można darować życie. I rzeczywiście: 21 sierpnia 1948 r. nauczyciel Antoni Praszczyk został przez bandytów wyprowadzony przed dom i w obecności świadków — czterech sterroryzowanych pracowników Straży Pożarnej salwą z automatów, rozstrzelany.
Oprócz „Murata", Tereczyńskiego i wspomnianych 3-ch księży, władze bezpieczeństwa ujęły innych członków bandy, jak: Karola Pietrusa - „Świerka", jego brata Władysława Pietrusa, Mariana Derelatkę - „Maćka". Stefana Raczaka - „Wicka" i wielu innych bandytów. Dalsze dochodzenie w toku.
*urodzony w Kraszkowicach [przypis autora bloga]
Dziennik Łódzki 1948 nr
335
43 morderstwa bandy
"Murata"
Herszt
i jego "sztab" - ujęci.
Po amnestii dla
przestępców politycznych w r. 1947 pozostała w ukryciu na terenie
woj. łódzkiego groźna banda b. „warszycowców", na której
czele stał „kapitan Murat", eks-drogomistrz i przedwojenny
podoficer. „Murat" nazywa się w rzeczywistości Jan
Małolepszy.
Banda "Murata"
grasowała w południowych i południowo-zachodnich powiatach
województwa łódzkiego, a mianowicie: Sieradz, Radomsko, Wieluń,
Piotrków i Łask oraz graniczne powiaty woj. kieleckiego i
poznańskiego.
Banda dokonywała
napadów na działaczy demokratycznych, katowano ich i mordowano itp.
Terrorem starano się
odstraszyć ludność wiejską od
wszelkiego udziału w życiu społecznym.
Bojówki „Murata"
napadały ponadto na spółdzielnie i na różnego rodzaju mienie
państwowe, rabując je, lub niszcząc. Zdarzało się, że magazyn
spółdzielni polewano smołą i podpalano. Przy rabunku wydawano
"pokwitowania" z napisem: „Konspiracyjne Wojsko Polskie"
(K.W.P.). W napadach „muratowcy" nie gardzili jednak także
mieniem prywatnym. Nierzadko też ofiarami ich padali ubodzy chłopi.
Ogółem w ciągu 2 lat
banda „Murata'' dokonała 248 napadów i 43 morderstwa.
OSACZONY W BUNKRZE
Organa bezpieczeństwa
prowadziły z tą bandą długą walkę, podczas której nie obyło
się bez ofiar. Ostatnio walka ta uwieńczona została sukcesem. W
bunkrze na terenie pow. wieluńskiego ujęto herszta bandy Jana
Małolepszego — „Murata".
Rozpoczęte w związku z
tym aresztowania doprowadziły do ujęcia kilkudziesięciu osób. W
tej liczbie znajduje się wielu bezpośrednich członków bandy, jak
Karol Pietrus ps. „Świerk", Władysław Pietrus, Marian
Derlatka ps. "Maciek", Stefan Raczek ps. „Wicek",
Terczyński ps. "Paź" i wielu innych.
"NIEDZIELA" I
BBC
Obok członków bandy
aresztowania objęły osoby pozostające w kontakcie z „muratowcami",
współpracujące z nimi, udzielające im pomocy i wskazówek. W tej
drugiej grupie aresztowanych znajduje się trzech księży: ks.
Łosoś, ks. Ortotowski i ks. Farys.
Ks. Marian
Łosoś, proboszcz parafii Szynkielów w Wieluńskim, pozostawał w
kontakcie z „Muratem" za pośrednictwem łącznika „Pazia",
przesyłając mu egzemplarze pisma "Niedziela" oraz
wiadomości radiowe z BBC.
Pewnego razu, było
to w roku bieżącym, zwrócił się do ks. Łososia proboszcz
sąsiedniej parafii Konopnica — ks. Wacław Ortotowski z taką
prośbą: Wiedząc o kontaktach ks. Łososia
z bandą, ks. Ortotowski prosił go o spowodowanie „likwidacji"
kierownika szkoły powszechnej w Konopnicy
Antoniego Praszczyka
i jego żony. Praszczyk, człowiek bez
partyjny, tworzył na terenie Konopnicy organizację „Służba
Polsce".
Ks. Łosoś
przekazał "życzenie" swego kolegi „Muratowi"
zwykłą drogą, t. j. za pośrednictwem „Pazia". Murat"
przyjął informacje ze Praszczyk jest
„człowiekiem niebezpiecznym", ale
nie zadowolił się tym. Dokonał własnego wywiadu
i doszedł do wniosku, że należy "zlikwidować" tylko
Praszczyka a żony jego — nie.
SERIA Z AUTOMATU W GŁOWĘ.
Dnia 21 sierpnia 1948 r.
do budynku szkolnego w Konopnicy wszedł jakiś mężczyzna i wywołał
Praszczyka na podwórze. Tu czekało na nauczyciela już kilku
zbirów, uzbrojonych w automaty oraz, sprowadzeni uprzednio pod
terrorem w charakterze „świadków",
czterej miejscowi strażacy.
Jeden z bandytów oddał w
głowę Praszczyka serię z automatu, kładąc go trupem na miejscu.
Życzeniu ks. Ortotowskiego stało się zadość.
BŁOGOSŁAWIEŃSTWO DLA
MORDERCÓW
Trzeci z
aresztowanych księży, ks. Farys, wikary parafii Rudlice, spotkał się z
„Muratem", chodząc w r. 1946 „po kolędzie". Ujrzawszy
w jednej z chałup członków bandy z jej hersztem na czele i
dowiedziawszy się
od gospodarza,
kim oni są, udzielił bandytom błogosławieństwa.
Następnie stykał się z
„Muratem" jeszcze dwukrotnie.
Wszystkich aresztowanych z
„Muratem" na czele przewieziono do Łodzi, gdzie w niedługim
czasie staną przed Rejonowym Sądem Wojskowym. Dalsza akcja,
zmierzająca do całkowitej likwidacji bandy „Murata", trwa.
Głos Chłopski 1949 nr 59
Krwawy zbir Murat-Małolepszy*
i jego trzej wspólnicy w sutannach
staną dziś przed Sądem Rejonowym w Łodzi
W dniu dzisiejszym przed Rejonowym Sądem Wojskowym w Łodzi rozpoczyna się proces przywódcy bandy faszystowsko - kryminalnej, hersztem której był niejaki Jan Małolepszy pseudo „Murat". Opiekunami i protektorami tej zbrodniczej szajki byli trzej księża — ksiądz Marian Łosoś, ksiądz Wacław Ortotowski i ksiądz Stefan Faryś.
Banda Murata składała się z niedobitków rozgromionej uprzednio bandy Warszyca. Grasowała ona na terenie powiatu wieluńskiego, sieradzkiego. a od czasu do czasu robiła wypady i w inne powiaty naszego województwa.
W długim łańcuchu zbrodni szajki Murata powtarzają się wciąż napady na ludność wiejską, grabieże i rabunki, a także szereg zabójstw popełnionych na chłopach małorolnych i średniorolnych, robotnikach pracownikach państwowych, zwłaszcza na ludziach o poglądach demokratycznych. Wśród kilkudziesięciu osób zamordowanych przez bandytów — znajdowało się trzech członków Stronnictwa Ludowego, sześciu członków byłej PPR, w tym jedna kobieta, oraz wielu bezpartyjnych chłopów i robotników, znanych ze swych poglądów demokratycznych.
Zbrodniczej szajce udzielali pomocy i schronienia bogacze wiejscy. Poza licznymi grabieżami u osób prywatnych, bandyci obrabowali kilkadziesiąt spółdzielni gminnych i gromadzkich, godząc w ten sposób w stan posiadania przede wszystkim mało- i średniorolnych gospodarzy.
Specjalną rolę w tej bandzie odgrywali trzej księża, o których wspomnieliśmy wyżej. Tak na przykład ksiądz Marian Łosoś ze wsi Szynkielów, w powiecie wieluńskim, był swego rodzaju duchowym mentorem szajki Murata. On to w chwili wydania przez państwo ustawy o amnestii powstrzymał bandytów od ujawnienia się i od powrotu do normalnej pracy. Dzięki namowom księdza Łososia — banda i po amnestii kontynuowała swoją zbrodniczą robotę. Ksiądz Łosoś wskazywał bandytom, kogo z niewygodnych mu osób o poglądach demokratycznych mają oni zamordować.
Podobną rolę w stosunku do tejże szajki odgrywał i ksiądz Stefan Faryś, proboszcz ze wsi Ostrówek. Pozostawał on również w ścisłym kontakcie z banda Murata i parokrotnie udzielał błogosławieństwa Muratowi i członkom jego szajki, gdy szli zabijać, grabić i terroryzować biednych chłopów, którzy z tych czy innych względów nie podobali się proboszczowi.
Najbardziej perfidną i podłą rolę odegrali w obecnej sprawie wspomniani już ks. Łosoś oraz ksiądz proboszcz Ortotowski. Księdzu Ortotowskiemu nie podobał się miejscowy nauczyciel — ob. Antoni Praszczyk. Nauczyciel Antoni Praszczyk, członek Związku Nauczycielstwa Polskiego, człowiek który nigdy nie należał do żadnej partii—był jednak demokratą z przekonań oraz stworzył i kierował lokalną organizacją „Służba Polsce".
Ofiarna praca ob. Antoniego Praszczyka nad podniesieniem oświaty wsi, a zwłaszcza młodzieży wiejskiej nie podobała się księdzu proboszczowi, podobnie jak i zachowanie żony nauczyciela — ob. Praszczykowej, która, podzielając poglądy demokratyczne swego męża — nie ulegała woli księdza. Był prawdopodobnie jeszcze inny powód niechęci księdza proboszcza Ortotowskiego do ob. Praszczykowej, natury bardziej osobistej...
I oto wiosną 1948 roku na plebanii w Szynkielowie doszło do niesłychanego porozumienia między księdzem proboszczem Ortotowskim, a księdzem proboszczem Łososiem, — głównym protektorem bandy Murata. Na podstawie tego porozumienia ksiądz Łosoś przyrzekł księdzu Ortotowskiemu "sprzątnąć" niewygodne księdzu Ortotowskiemu małżeństwo Praszczyków.
Ksiądz Łosoś przyrzeczenia swego dotrzymał i polecił Muratowi wykonać wyrok śmierci sądu kapturowego z plebanii w Szynkielowie na małżonkach Praszczykach.
Murat wykonał zlecenie księdza Łososia i nauczyciel Praszczyk Antoni został zamordowany. Charakterystyczny szczegół —bandyta Murat wykonał wyrok sądu kapturowego księdza Ortotowskiego i księdza Łososia na osobie nauczyciela Praszczyka, natomiast nie wykonał w stosunku do żony Praszczyka. Nawet tego zatwardziałego bandytę ruszyło sumienie i nie wykonał on wyroku śmierci na żonie Praszczyka.
Jeszcze jeden szczegół godny uwagi — a świadczący dobitnie o mentalności księdza proboszcza Ortotowskiego: po zamordowaniu nauczyciela Antoniego Praszczyka — ksiądz proboszcz zaproponował nieszczęsnej wdowie aby przyszła doń na plebanię w charakterze... gospodyni.
Proces dzisiejszy rzuca snop światła na kulisy i pobudki działania wrogów klasy robotniczej i pracujących chłopów. Nie ma takiej podłości i nie ma takiej zbrodni, której nie byliby oni gotowi popełnić z nienawiści do rządów ludowych. Ale spośród wielu procesów ten bodaj jest szczególnie charakterystyczny, ze względu na wybitną rolę jaką odegrali w krwawej działalności szajki faszystowskiej trzej księża — ksiądz Łosoś, ksiądz Ortotowski i ksiądz Faryś. Oni to — osoby duchowne — powołane z urzędu do głoszenia haseł miłości chrześcijańskiej—byli inspiratorami i kierownikami zbrodniczej szajki faszystowskiej. Trzej księża — inspiratorami mordów!
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
i jego trzej wspólnicy w sutannach
staną dziś przed Sądem Rejonowym w Łodzi
W dniu dzisiejszym przed Rejonowym Sądem Wojskowym w Łodzi rozpoczyna się proces przywódcy bandy faszystowsko - kryminalnej, hersztem której był niejaki Jan Małolepszy pseudo „Murat". Opiekunami i protektorami tej zbrodniczej szajki byli trzej księża — ksiądz Marian Łosoś, ksiądz Wacław Ortotowski i ksiądz Stefan Faryś.
Banda Murata składała się z niedobitków rozgromionej uprzednio bandy Warszyca. Grasowała ona na terenie powiatu wieluńskiego, sieradzkiego. a od czasu do czasu robiła wypady i w inne powiaty naszego województwa.
W długim łańcuchu zbrodni szajki Murata powtarzają się wciąż napady na ludność wiejską, grabieże i rabunki, a także szereg zabójstw popełnionych na chłopach małorolnych i średniorolnych, robotnikach pracownikach państwowych, zwłaszcza na ludziach o poglądach demokratycznych. Wśród kilkudziesięciu osób zamordowanych przez bandytów — znajdowało się trzech członków Stronnictwa Ludowego, sześciu członków byłej PPR, w tym jedna kobieta, oraz wielu bezpartyjnych chłopów i robotników, znanych ze swych poglądów demokratycznych.
Zbrodniczej szajce udzielali pomocy i schronienia bogacze wiejscy. Poza licznymi grabieżami u osób prywatnych, bandyci obrabowali kilkadziesiąt spółdzielni gminnych i gromadzkich, godząc w ten sposób w stan posiadania przede wszystkim mało- i średniorolnych gospodarzy.
Specjalną rolę w tej bandzie odgrywali trzej księża, o których wspomnieliśmy wyżej. Tak na przykład ksiądz Marian Łosoś ze wsi Szynkielów, w powiecie wieluńskim, był swego rodzaju duchowym mentorem szajki Murata. On to w chwili wydania przez państwo ustawy o amnestii powstrzymał bandytów od ujawnienia się i od powrotu do normalnej pracy. Dzięki namowom księdza Łososia — banda i po amnestii kontynuowała swoją zbrodniczą robotę. Ksiądz Łosoś wskazywał bandytom, kogo z niewygodnych mu osób o poglądach demokratycznych mają oni zamordować.
Podobną rolę w stosunku do tejże szajki odgrywał i ksiądz Stefan Faryś, proboszcz ze wsi Ostrówek. Pozostawał on również w ścisłym kontakcie z banda Murata i parokrotnie udzielał błogosławieństwa Muratowi i członkom jego szajki, gdy szli zabijać, grabić i terroryzować biednych chłopów, którzy z tych czy innych względów nie podobali się proboszczowi.
Najbardziej perfidną i podłą rolę odegrali w obecnej sprawie wspomniani już ks. Łosoś oraz ksiądz proboszcz Ortotowski. Księdzu Ortotowskiemu nie podobał się miejscowy nauczyciel — ob. Antoni Praszczyk. Nauczyciel Antoni Praszczyk, członek Związku Nauczycielstwa Polskiego, człowiek który nigdy nie należał do żadnej partii—był jednak demokratą z przekonań oraz stworzył i kierował lokalną organizacją „Służba Polsce".
Ofiarna praca ob. Antoniego Praszczyka nad podniesieniem oświaty wsi, a zwłaszcza młodzieży wiejskiej nie podobała się księdzu proboszczowi, podobnie jak i zachowanie żony nauczyciela — ob. Praszczykowej, która, podzielając poglądy demokratyczne swego męża — nie ulegała woli księdza. Był prawdopodobnie jeszcze inny powód niechęci księdza proboszcza Ortotowskiego do ob. Praszczykowej, natury bardziej osobistej...
I oto wiosną 1948 roku na plebanii w Szynkielowie doszło do niesłychanego porozumienia między księdzem proboszczem Ortotowskim, a księdzem proboszczem Łososiem, — głównym protektorem bandy Murata. Na podstawie tego porozumienia ksiądz Łosoś przyrzekł księdzu Ortotowskiemu "sprzątnąć" niewygodne księdzu Ortotowskiemu małżeństwo Praszczyków.
Ksiądz Łosoś przyrzeczenia swego dotrzymał i polecił Muratowi wykonać wyrok śmierci sądu kapturowego z plebanii w Szynkielowie na małżonkach Praszczykach.
Murat wykonał zlecenie księdza Łososia i nauczyciel Praszczyk Antoni został zamordowany. Charakterystyczny szczegół —bandyta Murat wykonał wyrok sądu kapturowego księdza Ortotowskiego i księdza Łososia na osobie nauczyciela Praszczyka, natomiast nie wykonał w stosunku do żony Praszczyka. Nawet tego zatwardziałego bandytę ruszyło sumienie i nie wykonał on wyroku śmierci na żonie Praszczyka.
Jeszcze jeden szczegół godny uwagi — a świadczący dobitnie o mentalności księdza proboszcza Ortotowskiego: po zamordowaniu nauczyciela Antoniego Praszczyka — ksiądz proboszcz zaproponował nieszczęsnej wdowie aby przyszła doń na plebanię w charakterze... gospodyni.
Proces dzisiejszy rzuca snop światła na kulisy i pobudki działania wrogów klasy robotniczej i pracujących chłopów. Nie ma takiej podłości i nie ma takiej zbrodni, której nie byliby oni gotowi popełnić z nienawiści do rządów ludowych. Ale spośród wielu procesów ten bodaj jest szczególnie charakterystyczny, ze względu na wybitną rolę jaką odegrali w krwawej działalności szajki faszystowskiej trzej księża — ksiądz Łosoś, ksiądz Ortotowski i ksiądz Faryś. Oni to — osoby duchowne — powołane z urzędu do głoszenia haseł miłości chrześcijańskiej—byli inspiratorami i kierownikami zbrodniczej szajki faszystowskiej. Trzej księża — inspiratorami mordów!
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
Głos Chłopski 1949 nr 60
Bandyta Murat* i jego wspólnicy w sutannach przed sądem
Pierwszy dzień procesu
członków faszystowskiej bandy dywersyjnej
W dniu wczorajszym w dużej sali Sądu Okręgowego na Placu Dąbrowskiego, wypełnionej po brzegi publicznością, rekrutującą się przede wszystkim spośród robotników łódzkich fabryk i chłopów z terenu — rozpoczął się przed Rejonowym Sądem Wojskowym proces dowódcy bandy terrorystycznej, Jana Małolepszego, pseudo "Murat" oraz trzech reakcyjnych księży — jego opiekunów, popleczników i inspiratorów: Mariana Łososia, Wacława Ortotowskiogo i Stefana Farysia. Korzenie jednak dywersyjnej działalności Murata i S-ki sięgają głębiej, niż może się wydawać przeciętnemu widzowi procesu. Komu bowiem przede wszystkim leżało na sercu, aby pierwsze lata naszego Państwa po wyzwoleniu zakłócić, aby utrudnić odbudowę kraju, aby nie dopuścić do poprawy bytu mas robotniczych i biedoty wiejskiej? Zależało na tym przede wszystkim imperialistom anglo-amerykańskim. oraz powiązanym z nimi ośrodkom emigracji polskiej. Czynniki te poprzez wrogą propagandę radiową i swoje agentury "zagrzewały" Murata i jemu podobnych do zbrodni przeciwko ustrojowi sprawiedliwości społecznej.
Przedstawicieli tych ośrodków, działających za amerykańskie dolary, nie ma na obecnym procesie na ławie oskarżonych, ale ich cień unosi się nad salą sądową, cień wrogów klasy robotniczej, broniących interesów obszarników i kapitalistów przeciwko interesom szerokich mas ludowych.
Ponury rejestr zbrodni zanotowanych suchym aktem oskarżenia, odczytanym przez przewodniczącego na wstępie procesu — to łzy sierot po pomordowanych ofiarach, to strata dla naszego Państwa przeszło 50-ciu ludzi spośród nie tylko działaczy demokratycznych, ale i ludzi, stojących na straży ustroju demokratycznego, działaczy oświatowych, milicjantów, ormowców, przedstawicieli władz bezpieczeństwa. Ale nie tylko to — banda Murata uderzała w fundamenty gospodarcze naszego ustroju — grabiła spółdzielnie gminne i samopomocowe, a więc własność uspołecznioną. Murat dysponował siecią wywiadu składającą się z bogatych chłopów, którzy informowali go o tym, kto i gdzie działa dla poprawy doli biedoty wiejskiej. Znalezione bogate archiwum bandy Murata ujawniło właśnie to wszystko.
"Murat" — czuje się panem życia i śmierci ludzi, których organizuje w swoich grupach. Kiedy cześć z nich po dekrecie Rządu o amnestii ujawnia się, Murat wydaje rozkaz, aby ich zabić. I ludzie ci zostają zabici.
Reakcyjna część kleru, siejąca w szerokich masach nienawiść do nowego ustroju, nie cofa się przed zbrodnią — kapłańska suknia dla tych ludzi jest tylko płaszczykiem dla ich wrogiej działalności już nie tylko z punktu widzenia ustroju domokratycznego, ale nawet z punktu widzenia kanonów etyki katolickiej, której przecież jednym z przykazań jest "Nie zabijaj". Reakcyjni księża stali się protektorami zbrodni, stosując dla usprawiedliwienia swojego postępowania podwójną moralność, która z jednej strony nie pozwalała im wydać władzom bezpieczeństwa bandyty "Murata", a z drugiej strony pozwalała spokojnie patrzeć, jak „Murat" i jego dywersyjna szajka bezkarnie napadają na spokojne domostwa, jak zabijają ludzi, jak terroryzują mieszkańców wsi, jak rabują mienie spółdzielcze i państwowe, jak mordują urzędników Państwa.
Wszystko to wynika z obszernego uzasadnienia aktu oskarżenia, opartego na niezbitych dowodach winy jeszcze jaskrawię uwypukla się nikczemne postacie oskarżonych, na tle ich własnych zeznań.
Pierwszy, na wniosek prokuratora, zeznaje ksiądz Marian Faryś. Jest to były nieujawniony zresztą, jak sam przyznaje — członek AK. Ma ptasią, nieprzyjemną twarz, o ostrych rysach.
Trzy razy spotkałem się z Muratem — rozpoczyna swoje zeznania — ksiądz Faryś. Po raz pierwszy na przełomie roku 1946 i 1947, kiedy tradycyjnym zwyczajem obchodziłem wieś "po kolendzie". W jednej z chat znalazł się Murat, który poprosił mnie o udzielenie błogosławieństwa. Błogosławieństwa tego udzieliłem mu. Kiedy Murat wyrażał niezadowolenie z obecnego ustroju, milczałem..." Ksiądz milczał, chociaż dobrze wiedział, jakie zbrodnie Murat ma na sumieniu. Chociaż usiłuje przekonać Sąd, że był dobrym duszpasterzem swojej parafii, z zeznań jego wynikają fakty wręcz przeciwne. Każdemu bowiem normalnemu obywatelowi, zależałoby przede wszystkim na tym, by bronić interesów społeczeństwa.
Bałem się o swoją osobę mówi ksiądz, dlatego nie zawiadamiałem władz o miejscu pobytu Murata".
Drugie spotkanie, a właściwie druga "audiencja" księdza Farysia u Murata odbyła się na prozaicznym tle — u sklepikarza wiejskiego — Tożyka we wsi Rudlice. Sklepikarz wiejski. — "Murat" - bandyta i reakcyjny ksiądz rozumieli się bowiem doskonale — jednakowo bowiem nienawidzili wszystkiego, co demokratyczne.
— Za pośrednictwem żony Murata, doszło do tego spotkania. Mówiliśmy o sprawach bieżących. — Wiadomości bieżące — To radiowe wiadomości z BBC...
— "Murat" narzekał, że czuje się osamotniony i prosił o ułatwienie mu kontaktów z innymi bandami. W pewnym momencie dał mi do zrozumienia, że jest już zmęczony. Audiencję uważał za skończoną i ksiądz Faryś wyszedł ze sklepiku — prawie, jak z kurii biskupiej.
— Do trzeciego spotkania z "Muratem" doszło po ogłoszeniu amnestii w marcu 1947 roku. Chciałem się dowiedzieć jakie stanowisko zajmuje "Murat" wobec tej ustawy, ponieważ, członkowie jego oddziału nie wiedzieli co mają zrobić i błąkali się po stodołach, po polach i mogli się zaziębić...
Tutaj właśnie występuje ksiądz Faryś w faryzeuszowskiej masce, usiłuje pokazać się z najlepszej strony, że niby „troszczył" się o losy nieujawnionych. Jednakże nie przypomina sobie, że w tym samym czasie bandyci tego samego pokroju zamordowali w Zakładach Chodakowskich 10-ciu robotników.
Ksiądz uważał, że jest powołany do tego, by ułatwiać bandytom ich kontakty z reakcyjnymi elementami. Jednak, kiedy „Murat" oznajmił mu, że nie ujawni się, nie odezwał się ani słowem. Ale silniejsza była nienawiść do ustroju demokracji ludowej, a w interesie tej nienawiści leżało utrzymanie w dalszym ciągu istnienia bandv dywersyjnej "Murata". Tak ksiądz Faryś plugawił suknię katolickiego kapłana. Plugawi tę suknię tym bardziej, że zasłania się ciągle tajemnicą konfesjonału, podczas gdy jego spotkania i rozmowy z „Muratem" nie miały absolutnie charakteru spowiedzi. Na marginesie obydwóch ostatnich spotkań księdza Farysia z „Muratem", należy zaznaczyć — jak zresztą przyznał sam ksiądz. — że ksiądz i bandyta przy jednym stole pili wódkę.
Ksiądz Ortotowski — to zewnętrznie zupełne przeciwicństwo księdza Farysia. Niewysoki, pulchny proboszcz o tłustym dobrze odkarmionym karku. To on odegrał złowieszczą rolę w zabójstwie nauczyciela i działacza oświatowego Antoniego Praszczyka we wsi Konopnica.
Antoni Praszczyk mieszkał w parafii księdza od samego początku jej istnienia. Ksiądz Ortotowski znał go więc dobrze. Nienawistne mu było to, że Antoni Praszczyk szerzy oświatę na wsi, że jest komendantem lokalnego hufca Służby Polsce, która szkoli naszą młodzież, daje jej zawód. „Dzięki tej organizacji młodzież nasza bierze udział w odbudowie zniszczonego wojną kraju" — stwierdza sam ksiądz Ortotowski. Tym nie mniej ksiądz pała wyraźną nienawiścią do tej organizacji. Mimo, że młodzież "Służby Polsce" brała chętnie udział w honorowej straży przy grobie Chrystusa przed Świętami Wielkanocnymi ks. Ortotowski żali się swojemu sąsiadowi księdzu Łososiowi, że organizacja ta przeszkadza mu rzekomo w wykonywaniu praktyk religijnych.
„Ksiądz Łosoś powiedział, zeznaje ksiądz Ortotowski, że ma kontakt z bandą "Murata" — „Murat" może nauczyciela Praszczyka i jego żonę sprzątnąć. Powiedziałem:
„NIECH TAMCI KROPNĄ IM W ŁEB!".
— Jestem nerwowy i uczuciowy (?!) z natury, więc się uniosłem — mówi ksiądz Ortotowski. — Teraz widzę, że ja jestem przestępcą, bo ja dałem zlecenie zabójstwa Praszczyków.
Ksiądz Ortotowski płacze pod koniec składania zeznań. Spóźnione łzy...
Nauczyciel Praszczyk został zamordowany. Jego żona cudem uniknęła śmierci, ale tylko dlatego, że bandyta „Murat" nie chciał zabijać kobiety.
— Żałuję swojej winy — mówi pod koniec swoich zeznań ksiądz Ortotowski — ale moim złym duchem był ksiądz Łosoś.
W ciągu ostatniego czasu miałem wiele czasu na refleksje. Wzywam teraz innych księży katolickich do zmiany postępowania.
Zeznania księdza Ortotowskiego zakończyły pierwszy dzień procesu.
Dziś rozprawa trwa.
Wrażania z sali sądowej.
Milczenie i zbrodnia
Przewodniczący sądu czyta akt oskarżenia. Jego słowa skierowane są w jednakowej mierze przeciw bandycie Muratowi, jak i przeciw trzem ludziom w sutannach — trzem księżom. Banda Murata mordowała, grabiła, terroryzowała. A ci trzej księża? Przecież to duchowni, którzy służyć mieli idei miłości bliźniego. Jak to się stało, że trafili na ławę oskarżonych, że są współodpowiedzialni za potworne zbrodnie, które zmierzały do likwidacji ustroju demokracji ludowej, do fizycznego wytępienia tych, którzy temu ustrojowi służyli. Co powiedzą ci trzej księża. Czy pojmą bezmiar swego upadku moralnego?
Do stołu sędziowskiego podchodzi szczupły człowiek w sutannie. To ksiądz Faryś. Stwierdza, że udzielał błogosławieństwa bandytom. Zdaje sobie sprawę kim byli współuczestnicy bandy Murata — bandyci, gdyż tak ich właśnie nazywa. Dawał każdemu z nich krzyż do całowania, utwierdzał ich w czasie amnestii i później w przeświadczeniu o potrzebie dalszego konspirowania. O morderstwach i rabunkach bandy nic nie wiedział, gdyż czytywał tylko „Niedzielę", w której na ten temat nie pisano. Polskę Ludową traktuje jako swoją ojczyznę, docenia wielki wkład rządu w dzieło odbudowy. Osobiście nie czuje się winnym.
Co to wszystko znaczy? Dlaczego oskarżony Faryś wypiera się winy? Czy można uwierzyć, aby były konspirator z AK nie wiedział nic o bandach, aby się tym problemem nie interesował? Jedno jest pewne — oskarżony Faryś boi się odpowiedzialności za swe zbrodnicze czyny, boi się kary, dlatego po prostu kłamie.
Do stołu sędziowskiego podchodzi oskarżony ksiądz Ortotowski. Jest to człowiek raczej niskiego wzrostu o zaokrąglonych kształtach, niespokojnych oczach i dobrodusznym wyrazie twarzy. Ksiądz Ortotowski mówi o tym, że lubi gospodarstwo, że hoduje krowy i świnie, że lubi dobrze zjeść i żyć spokojnie i statecznie. Wygląda na typowego prowincjonalnego proboszcza.
I taki właśnie człowiek nie zawahał się namawiać księdza Łososia, aby ten spowodował zamordowanie przez bandę }Murata małżonków Praszczyków za to, że Praszczyk, jako nauczyciel był jednocześnie kierownikiem organizacji „Służba Polsce". Jakże do tego doszło, co wpłynęło na tę decyzję księdza Ortotowskiego, tego właśnie o zaokrąglonych kształtach dobrodusznego proboszcza?
Mówił o tym sam ksiądz Ortotowski. Początkowo próbował się tłumaczyć chorobą nerwów, ogólnym złym stanem fizycznym swego organizmu, skłonnością do uniesień i t. p. Wreszcie jednak — płacząc — powiedział:
„Fakt, że jestem dziś sądzony jako morderca wynika z tego, że nikt z władz kościelnych nie wyjaśniał nam dotychczas, jaki ma być stosunek księdza do rządu i ustroju Polski Ludowej. Przeciwnie — słyszeliśmy raczej słowa krytyki, nawet wrogości. Chcę, aby moją tragedię poznało całe duchowieństwo, aby przekonało się do czego prowadzi wrogość do Związku Radzieckiego, do krajów demokracji ludowej".
Ksiądz Ortotowski morderca — Jak sam siebie nazywał — nauczyciela Praszczyka — płakał. Ile w jego zachowaniu było obawy przed zasłużoną karą, a ile szczerości — trudno stwierdzić. Jedno jest pewne. Głos sądzonych dotychczas za podobne zbrodnie księży Ortotowskich nie dotarł jakoś dotychczas do władz kościelnych. Władze te milczą uparcie, jakby się nic nie działo. A tymczasem ksiądz Ortotowski publicznie stwierdza że w najbardziej dramatycznych dla siebie chwilach, że wrogość do Związku Radzieckiego, do demokracji ludowej, wepchnęła go w ramiona zbrodni i że jego władze kościelne w okresie powojennym nie pomogły mu w przezwyciężeniu tej wrogości, a tym samym — w uchronieniu go przed stoczeniem się do roli mordercy.
Ksiądz Ortotowski po spowodowanym przez siebie morderstwie Praszczyka odprawiał za niego nabożeństwo żałobne. Nabożeństwo żałobne odprawione przez mordercę za duszę zamordowanego przez siebie człowieka.
Oto do czego również i pod względem religijnym doprowadzić może nienawiść do ustroju demokracji ludowej, do socjalizmu.
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
Głos Chłopski 1949 nr 61
Wstrząsające dowody winy
Murata—Małolepszego* i jego wspólników w sutannach
Dziś przemówi prokurator i obrońca
Dziś przemówi prokurator i obrońca
W dniu wczorajszym rozprawę przeciw „Muratowi" i jego wspólnikom rozpoczęły zeznania księdza Mariana Łososia, proboszcza parafii Szynkielów w powiecie wieluńskim. On to właśnie przekazał "Muratowi" „życzenie".
Jak sam to nazywa — księdza Ortotowskiego, który domagał się zabójstwa nauczyciela Praszczyka i jego żony.
— Od kiedy oskarżony nawiązał kontakt z bandytą "Muratem"? — pyta przewodniczący Sądu.
— W roku 1948 przychodził ktoś od "Murata" po gazety. Dawałem tygodnik "Niedziela", a ponadto wiadomości radiowe. Później zorientowałem się, że łącznikiem „Murata" jest Treczyński i wtedy wiedziałem już dla kogo wiadomości i pisma katolickie przekazuję.
— Czy oskarżony znał Praszczyka i jego żonę?
— Osobiście, nie.
— Czy duchowieństwo popierało organizację "Służba Polsce", której hufiec stworzył nauczyciel Praszczyk?
Na to pytanie ksiądz Łosoś odpowiada twierdząco. Zapomniał widać, że właśnie za udział w organizowniu hufca „Służby Polsce" pomógł zgładzić obcego dla niego Praszczyka, domagając się jednocześnie zgładzenia jego żony.
— Kiedy i jak przedstawił oskarżonemu ksiądz Ortotowski sprawę nauczyciela Praszczyka?
— Latem 1948 roku ksiądz Ortotowski zwrócił się do mnie, wiedząc, że mam kontakt z bandą „Murata" z żalami na nauczyciela, prosząc jednocześnie bym przyczynił się do zgładzenia nauczyciela i jego żony „Życzenie" to przekazałem łącznikowi „Murata" Treczyńskiemu, kiedy zgłosił się do mnie po odbiór tygodnika katolickiego „Niedziela".
— Czy oskarżony nie usiłował umitygować Ortotowskiego, który jest młodszy wiekiem, doświadczeniem i święceniami kapłańskimi?
— Nie. Nie zdawałem sobie sprawy ze swojego postępowania.
Ksiądz Łosoś zdawał sobie sprawę z tego, że jest kapłanem katolickim, ale nie zdawał sobie sprawy z wagi życia ludzkiego, które przecież dla każdego kapłana powinno być drogie. Ksiądz Łosoś — to cynik bez czci i wiary.
Ksiądz Łosoś, nie tylko za pośrednictwem Treczyńskiego starał się przekazać „Muratowi" sprawę zabójstwa nauczyciela Praszczyka. Użył on do tego celu jeszcze jednego swojego parafianina, niejakiego Kolanko — chyba tylko po to, by do „Murata" za wszelką cenę i wszystkimi możliwymi drogami dotarł „rozkaz" księży, dotyczący zamordowania niewinnego człowieka, szczerego demokraty, krzewiącego, oświatę na ciemnej wsi.
— Dlaczego oskarżony nie odrzucił propozycji księdza Ortotowskiego?
— Nie przyszło mi to na myśl...
— Czy ludzkie i kapłańskie sumienie oskarżonego nie drgnęło, czy ta „prośba" księdza Ortotowskiego nie wstrząsnęła oskarżonym?
— Tak...
— Jak się ten wstrząs objawił?
— Po morderstwie — odpowiada z niesłychanym cynizmem ksiądz Łosoś.
— Kto ponosi odpowiedzialność za śmierć Praszczyka?
— Wszyscy: Ortotowski, ja i wykonawcy — przyznaje oskarżony i dodaje: „Nie byłem spokojny w swoim sumieniu, ale przecież, wypełniłem prośbę Ortotowskiego". Nie zdaje sobie jeszcze dzisiaj ksiądz Łosoś sprawy z faktu, że spełnienie takiej prośby równało się zbrodni.
Ksiądz Łosoś w czasie okupacji przebywał w obozie w Dachau, gdzie stosowano wobec niego kary chłosty i rozmaite inne kary. Tym nie mniej nie było różnicy w postępowaniu księdza i Niemców wobec ludzi — moralność tego księdza niczym nie rożni się od moralności faszystowskich zwyrodnialców.
Następny z kolei składa zeznania szef dywersyjnej bandy — Jan Małolepszy — "Murat". Plącze się w zeznaniach, chwilami zaprzecza, ustępuje jednak, gdy Sąd okazuje mu dowody jego winy: meldunki, rozkazy.
— Dlaczego oskarżony nie ujawnił się?
— Siedziałem w lesie przez pięć lat. Nie wiedziałem nawet dobrze, co to jest amnestia. Szukałem wyjaśnień u księdza Farysia. Ale ten tylko wzruszał ramionami i milczał.
— Jak doszło do zamordowania nauczyciela Praszczyka?
— Przyszedł Terczyński i powiedział, że ksiądz mówił, że „to nic nie warte, że trzeba to wyrżnąć i w łeb wypalić". I, że „ta kobieta, to jeszcze gorsza". Praszczyka zabił „Marianek" z mojej bandy.
Z dalszych zeznań „Murata" wynika, że rozpowszechniał on ulotki o treści antypaństwowej, że nakładał na ludność kontrybucje.
— A jakie usługi spełniał ksiądz Faryś?
— Dawał nam gazety i wiadomości radiowe. Utrzymywał nas ciągle w przekonaniu, "żeby wytrwać", że „będzie wojna na jesieni 1948 roku, a wtedy wypłyniemy...". Poza tym tłumaczył się, że nie może udzielić nam pomocy finansowej, bo proboszcz „trzyma rękę na pieniądzach".
Sąd zarządził konfrontację księdza Farysia i oskarżonego „Murata". „Murat" bowiem twierdzi, że to ksiądz powstrzymywał go od ujawnienia się, a ksiądz, — że „Murat" sam stanowczo sprzeciwiał się ujawnieniu.
Teraz w obronie własnego życia, chcąc uniknąć kary — ksiądz i bandyta nie mogą dojść do porozumienia, które tak łatwo przecież przychodziło im w okresie dywersyjnej i wywrotowej współpracy.
Kilkudziesięciu świadków zeznawało w sprawia Murata i reakcyjnych księży, zeznawały wdowy, matki, które straciły synów, zeznawali też sprowadzeni z więzienia członkowie dywersyjnej bandy — już osądzeni.
I inni — niedawno ujęci przez władze bezpieczeństwa. Zeznania ich wyszły poza ramy aktu oskarżenia, rzuciły jaskrawe światło na prawdziwe tło, system działania i bezsprzeczną winę oskarżonych.
Pierwszy zeznaje Karol Pietrus, doprowadzony z więzienia, któremu w marcu ubiegłego roku w bunkrze Murat wydał polecenie strzelania do funkcjonariuszy Urzędu Bezpiczeństwna Milicji i ORMO, świadek sam brał udział w 12 napadach z rozkazu Murata. „Marianek mówił mi również o tym, że Murat kazał zabić nauczyciela Praszczyka."
— Czy mówili wam, jaki jest cel istnienia bandy?
— Tak — obalenie ustroju demokratycznego.
Drugi z kolei zeznaje również doprowadzony z więzienia szef sztabu Murata — Jan Krzywański. Była to niespodzianka dla Murata, który nie wiedział o ujęciu jednego z ważniejszych członków swojej bandy.
— Skąd wasza banda czerpała pieniądze? Z rabunków majątków państwowych i spółdzielni.
Osobną grupę świadków stanowią rodziny ofiar dywersyjnej grupy.
Pierwsza zeznaje żona zamordowanego nauczyciela Praszczyka — Krystyna, która cudem uniknęła śmierci, bo jak stwierdził jeden ze świadków, Murat powiedział, że „tylko mężczyzn można zabijać, a niewiasty nie".
— Wieczorem 21 sierpnia po skończeniu lekcji mąż mój wyszedł przed dom. Po chwili rozległy się strzały. Kiedy wybiegłam z domu, mąż mój już leżał we krwi. Jeszcze żył, ale był już nieprzytomny.
Następnego dnia, po śmierci męża ksiądz Ortotowski odprawił mszę żałobną i użalał się, że mąż mój niewinnie zginął. Proponował, bym została gospodynią.
Helena Pietrzak — to żona zamordowanego funkcjonariusza ORMO w Świerczowie.
Edmund Barsiński był świadkiem powieszenia jednego z funkcjonariuszy ORMO i zabicia dwóch innych w dnia 6 września ubiegłego roku w gminie Kluki.
Długa jest lista ofiar Murata. Czerwoną nicią przewijają się poprzez nią nazwiska działa czy demokratycznych, członków Stronnictwa Ludowego, byłej Polskiej Partii Robotniczej, funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa, Milicji, i ORMO oraz tych, którzy niezorganizowani w żadnej partii budowali wraz z całym społeczeństwem spokojną przyszłość dla siebie i swoich dzieci.
Przewód sądowy został zamknięty. W dniu dzisiejszym przemawiać będą prokurator i obrona.
„Głos Ameryki", bandyta Murat i jego wspólnicy
Oskarżony ksiądz Łosoś od czasu odzyskania niepodległości
do chwili aresztowania nastawiał aparat radiowy, aby pilnie słuchać tego, co mówi „Głos Ameryki" i BBC. Ksiądz Łosoś skrzętnie notował każde słowo i przekazywał informacje bandzie Murata. Między tym, co mówi „Głos Ameryki" i BBC, a bandytą Małolepszym istniała ścisła więź.
Wystarczy posłuchać przebiegu rozprawy — choćby tylko przez godzinę — aby przekonać się o istnieniu tej więzi. Mocodawcy "Głosu Ameryki"wygłaszają bajdy o rzekomym braku wolności w krajach za rzekomą „żelazną kurtyną" i wychwalają rzekome wolności amerykańskie, na co dzień zaś zajmują się rabunkiem i grabieżą słabszych narodów i swojego własnego ludu i przygotowują nową wojnę. Murat też usiłował przedstawiać się publiczności, jako rzecznik takiej w amerykański sposób rozumianej „wolnej" Polski, w której z wolności wyzysku mas ludowych korzystać będą obszarnicy i kapitaliści. Obiecywał nawet uczestnikom swojej bandy, że po obaleniu władzy ludowej nikt z nich już nie będzie potrzebował jąć się pracy, bo na nich pracować będą robotnicy i chłopi — chamy. Im pozostanie tylko pilnować z knutem w ręku swoich niewolników. Na codzień bandyta Murat, podobnie jak mocodawcy „Głosu Ameryki" — morduje, grabi, rabuje i myśli jedynie o pieniądzach, o dostatnim życiu. Interesuje się każdym groszem, zrabowanym przez swoich podwładnych, aby urwać sobie lwią dolę po to, żeby ten grosz ciułać, żeby powiększać swoje prywatne zasoby, żeby używać. Podkomendni jego skarżą się — „to co sam zrabował, kładł do swojej kieszeni. Z tego, co się nam udało, trzeba było największa dolę oddać Muratowi, nam zostawały nędzne grosze". Źle było z tym, co się przed Muratem nie wyliczył ze swych łupów".
Czyż to nie przypomina Wam, Czytelnicy, stosunków, łączących amerykańskiego komisarza dla spraw planu Marshalla z premierami i ministrami zmarshallizowanych krajów Europy: premierem Oneuille'm we Francji, Spaakiem z Belgii, Attlee i Bevinem w Anglii? Pokrewieństwo dusz jest pełne, to nie ulega wątpliwości. Różnica jest tylko ilościowa: w ilościach dzielonego łupu.
Ksiądz Łosoś skrzętnie notował każde słowo, podawane przez „Głos Ameryki“ i BBC i niósł je członkom bandy Murata. Ksiądz Łosoś nie brał z sobą — idąc do bandytów — ewangelii, i nie szedł do nich ze słowem miłości bliźniego, ze słowem pojednania. Kiedy jeden z bandytów zwrócil się do niego w okresie amnestii z pytaniem, czy należy się ujawnić — ksiądz Łosoś powiedział: "Bezwzględnie nie. Nie trzeba się ujawniać!"
Co oznaczało to zlecenie? Było to zlecenie, że trzeba dalej mordować, grabić, niszczyć mienie prywatne i społeczne, bo tak każe BBC i "Głos Ameryki".
Oskarżeni księża: Łosoś, Ortotowski i Faryś nie znaleźli się na ławie oskarżonych dlatego, że są księżami. W Polsce Ludowej istnieje pełna wolność religijna, wolność posunięta dalej, niż to w jakimkolwiek kraju. Znaleźli się na ławie oskarżonych dlatego, że jako obywatele Państwa wkroczyli na drogę zbrodni i występku. Dlaczego jednak ludzie predestynowani z racji swych funkcji do głoszenia miłości chrześcijańskiej, stali się wspólnikami bandytów i rzezimieszków, współuczestnikami mordów? Na to pytanie niewątpliwie łatwiej było by znaleźć odpowiedź dostojnikom kościoła, hierarchom Watykanu. Lecz oni milczą wobec licznych aktów występków i zbrodni, popełnianych przez szereg księży. Czy ich podwładni nie mogli i nie mogą tego milczenia rozumieć, jako cichej zgody, jako zachęty? Tacito consensu — milczącą zgodę?
Czyż to nie ich milczenie ukształtowało mentalność i postawę księży Łososia, Ortotowskiego i Farysia, którzy dziś siedzą na jednej ławie ze zwykłym bandytą?
Oto, co mówi sam Murat: „Ani ci trzej księża, siedzący tu razem ze mną na ławie oskarżonych, ani inni księża w okolicy, gdzie przejawialiśmy naszą działalność, nie mówili na ambonach o potrzebie skorzystania z amnestii, zaprzestania walki. Przeciwnie — odprawiali na naszą intencję nabożeństwa. Dokładnie pamiętam jedno takie nabożeństwo żałobne za duszę "Lisa-Kuli" —pospolitego bandyty i złodzieja. W kościele — opowiada Murat — rozegrała się wówczas tragiczna scena. Wdowa po jednej z ofiar „Lisa-Kuli", po zamordowaniu przez niego mieszkańca wsi parafialnej, nie chciała dopuścić do nabożeństwa. które było profanacją, naigrywaniem się z jej osobistej tragedii".
Murat mówił dalej: "Ci trzej księża nazywają mnie teraz bandytą. A jak to było — pytam — przed aresztowaniem mnie — jeszcze w latach 1947 i 1948? Przecież wówczas mówiło się do mnie: „panie komendancie" i poczytywano sobie za zaszczyt pić ze mną wódkę, a przy wódce wskazywać kogo mamy sprzątnąć."
Widzimy więc, że w metodach, w stylu i w celu istnieje ścisła więź między „Głosem Ameryki" i jego mocodawcami, pośrednikami w osobach księży Łososia, Ortotowskiego i Farysia, a bandytą Muratem.
A pytania, jakie społeczeństwo polskie stawia hierarchom kościoła — wciąż pozostają bez odpowiedzi.
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
Jak sam to nazywa — księdza Ortotowskiego, który domagał się zabójstwa nauczyciela Praszczyka i jego żony.
— Od kiedy oskarżony nawiązał kontakt z bandytą "Muratem"? — pyta przewodniczący Sądu.
— W roku 1948 przychodził ktoś od "Murata" po gazety. Dawałem tygodnik "Niedziela", a ponadto wiadomości radiowe. Później zorientowałem się, że łącznikiem „Murata" jest Treczyński i wtedy wiedziałem już dla kogo wiadomości i pisma katolickie przekazuję.
— Czy oskarżony znał Praszczyka i jego żonę?
— Osobiście, nie.
— Czy duchowieństwo popierało organizację "Służba Polsce", której hufiec stworzył nauczyciel Praszczyk?
Na to pytanie ksiądz Łosoś odpowiada twierdząco. Zapomniał widać, że właśnie za udział w organizowniu hufca „Służby Polsce" pomógł zgładzić obcego dla niego Praszczyka, domagając się jednocześnie zgładzenia jego żony.
— Kiedy i jak przedstawił oskarżonemu ksiądz Ortotowski sprawę nauczyciela Praszczyka?
— Latem 1948 roku ksiądz Ortotowski zwrócił się do mnie, wiedząc, że mam kontakt z bandą „Murata" z żalami na nauczyciela, prosząc jednocześnie bym przyczynił się do zgładzenia nauczyciela i jego żony „Życzenie" to przekazałem łącznikowi „Murata" Treczyńskiemu, kiedy zgłosił się do mnie po odbiór tygodnika katolickiego „Niedziela".
— Czy oskarżony nie usiłował umitygować Ortotowskiego, który jest młodszy wiekiem, doświadczeniem i święceniami kapłańskimi?
— Nie. Nie zdawałem sobie sprawy ze swojego postępowania.
Ksiądz Łosoś zdawał sobie sprawę z tego, że jest kapłanem katolickim, ale nie zdawał sobie sprawy z wagi życia ludzkiego, które przecież dla każdego kapłana powinno być drogie. Ksiądz Łosoś — to cynik bez czci i wiary.
Ksiądz Łosoś, nie tylko za pośrednictwem Treczyńskiego starał się przekazać „Muratowi" sprawę zabójstwa nauczyciela Praszczyka. Użył on do tego celu jeszcze jednego swojego parafianina, niejakiego Kolanko — chyba tylko po to, by do „Murata" za wszelką cenę i wszystkimi możliwymi drogami dotarł „rozkaz" księży, dotyczący zamordowania niewinnego człowieka, szczerego demokraty, krzewiącego, oświatę na ciemnej wsi.
— Dlaczego oskarżony nie odrzucił propozycji księdza Ortotowskiego?
— Nie przyszło mi to na myśl...
— Czy ludzkie i kapłańskie sumienie oskarżonego nie drgnęło, czy ta „prośba" księdza Ortotowskiego nie wstrząsnęła oskarżonym?
— Tak...
— Jak się ten wstrząs objawił?
— Po morderstwie — odpowiada z niesłychanym cynizmem ksiądz Łosoś.
— Kto ponosi odpowiedzialność za śmierć Praszczyka?
— Wszyscy: Ortotowski, ja i wykonawcy — przyznaje oskarżony i dodaje: „Nie byłem spokojny w swoim sumieniu, ale przecież, wypełniłem prośbę Ortotowskiego". Nie zdaje sobie jeszcze dzisiaj ksiądz Łosoś sprawy z faktu, że spełnienie takiej prośby równało się zbrodni.
Ksiądz Łosoś w czasie okupacji przebywał w obozie w Dachau, gdzie stosowano wobec niego kary chłosty i rozmaite inne kary. Tym nie mniej nie było różnicy w postępowaniu księdza i Niemców wobec ludzi — moralność tego księdza niczym nie rożni się od moralności faszystowskich zwyrodnialców.
Następny z kolei składa zeznania szef dywersyjnej bandy — Jan Małolepszy — "Murat". Plącze się w zeznaniach, chwilami zaprzecza, ustępuje jednak, gdy Sąd okazuje mu dowody jego winy: meldunki, rozkazy.
— Dlaczego oskarżony nie ujawnił się?
— Siedziałem w lesie przez pięć lat. Nie wiedziałem nawet dobrze, co to jest amnestia. Szukałem wyjaśnień u księdza Farysia. Ale ten tylko wzruszał ramionami i milczał.
— Jak doszło do zamordowania nauczyciela Praszczyka?
— Przyszedł Terczyński i powiedział, że ksiądz mówił, że „to nic nie warte, że trzeba to wyrżnąć i w łeb wypalić". I, że „ta kobieta, to jeszcze gorsza". Praszczyka zabił „Marianek" z mojej bandy.
Z dalszych zeznań „Murata" wynika, że rozpowszechniał on ulotki o treści antypaństwowej, że nakładał na ludność kontrybucje.
— A jakie usługi spełniał ksiądz Faryś?
— Dawał nam gazety i wiadomości radiowe. Utrzymywał nas ciągle w przekonaniu, "żeby wytrwać", że „będzie wojna na jesieni 1948 roku, a wtedy wypłyniemy...". Poza tym tłumaczył się, że nie może udzielić nam pomocy finansowej, bo proboszcz „trzyma rękę na pieniądzach".
Sąd zarządził konfrontację księdza Farysia i oskarżonego „Murata". „Murat" bowiem twierdzi, że to ksiądz powstrzymywał go od ujawnienia się, a ksiądz, — że „Murat" sam stanowczo sprzeciwiał się ujawnieniu.
Teraz w obronie własnego życia, chcąc uniknąć kary — ksiądz i bandyta nie mogą dojść do porozumienia, które tak łatwo przecież przychodziło im w okresie dywersyjnej i wywrotowej współpracy.
Kilkudziesięciu świadków zeznawało w sprawia Murata i reakcyjnych księży, zeznawały wdowy, matki, które straciły synów, zeznawali też sprowadzeni z więzienia członkowie dywersyjnej bandy — już osądzeni.
I inni — niedawno ujęci przez władze bezpieczeństwa. Zeznania ich wyszły poza ramy aktu oskarżenia, rzuciły jaskrawe światło na prawdziwe tło, system działania i bezsprzeczną winę oskarżonych.
Pierwszy zeznaje Karol Pietrus, doprowadzony z więzienia, któremu w marcu ubiegłego roku w bunkrze Murat wydał polecenie strzelania do funkcjonariuszy Urzędu Bezpiczeństwna Milicji i ORMO, świadek sam brał udział w 12 napadach z rozkazu Murata. „Marianek mówił mi również o tym, że Murat kazał zabić nauczyciela Praszczyka."
— Czy mówili wam, jaki jest cel istnienia bandy?
— Tak — obalenie ustroju demokratycznego.
Drugi z kolei zeznaje również doprowadzony z więzienia szef sztabu Murata — Jan Krzywański. Była to niespodzianka dla Murata, który nie wiedział o ujęciu jednego z ważniejszych członków swojej bandy.
— Skąd wasza banda czerpała pieniądze? Z rabunków majątków państwowych i spółdzielni.
Osobną grupę świadków stanowią rodziny ofiar dywersyjnej grupy.
Pierwsza zeznaje żona zamordowanego nauczyciela Praszczyka — Krystyna, która cudem uniknęła śmierci, bo jak stwierdził jeden ze świadków, Murat powiedział, że „tylko mężczyzn można zabijać, a niewiasty nie".
— Wieczorem 21 sierpnia po skończeniu lekcji mąż mój wyszedł przed dom. Po chwili rozległy się strzały. Kiedy wybiegłam z domu, mąż mój już leżał we krwi. Jeszcze żył, ale był już nieprzytomny.
Następnego dnia, po śmierci męża ksiądz Ortotowski odprawił mszę żałobną i użalał się, że mąż mój niewinnie zginął. Proponował, bym została gospodynią.
Helena Pietrzak — to żona zamordowanego funkcjonariusza ORMO w Świerczowie.
Edmund Barsiński był świadkiem powieszenia jednego z funkcjonariuszy ORMO i zabicia dwóch innych w dnia 6 września ubiegłego roku w gminie Kluki.
Długa jest lista ofiar Murata. Czerwoną nicią przewijają się poprzez nią nazwiska działa czy demokratycznych, członków Stronnictwa Ludowego, byłej Polskiej Partii Robotniczej, funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa, Milicji, i ORMO oraz tych, którzy niezorganizowani w żadnej partii budowali wraz z całym społeczeństwem spokojną przyszłość dla siebie i swoich dzieci.
Przewód sądowy został zamknięty. W dniu dzisiejszym przemawiać będą prokurator i obrona.
„Głos Ameryki", bandyta Murat i jego wspólnicy
Oskarżony ksiądz Łosoś od czasu odzyskania niepodległości
do chwili aresztowania nastawiał aparat radiowy, aby pilnie słuchać tego, co mówi „Głos Ameryki" i BBC. Ksiądz Łosoś skrzętnie notował każde słowo i przekazywał informacje bandzie Murata. Między tym, co mówi „Głos Ameryki" i BBC, a bandytą Małolepszym istniała ścisła więź.
Wystarczy posłuchać przebiegu rozprawy — choćby tylko przez godzinę — aby przekonać się o istnieniu tej więzi. Mocodawcy "Głosu Ameryki"wygłaszają bajdy o rzekomym braku wolności w krajach za rzekomą „żelazną kurtyną" i wychwalają rzekome wolności amerykańskie, na co dzień zaś zajmują się rabunkiem i grabieżą słabszych narodów i swojego własnego ludu i przygotowują nową wojnę. Murat też usiłował przedstawiać się publiczności, jako rzecznik takiej w amerykański sposób rozumianej „wolnej" Polski, w której z wolności wyzysku mas ludowych korzystać będą obszarnicy i kapitaliści. Obiecywał nawet uczestnikom swojej bandy, że po obaleniu władzy ludowej nikt z nich już nie będzie potrzebował jąć się pracy, bo na nich pracować będą robotnicy i chłopi — chamy. Im pozostanie tylko pilnować z knutem w ręku swoich niewolników. Na codzień bandyta Murat, podobnie jak mocodawcy „Głosu Ameryki" — morduje, grabi, rabuje i myśli jedynie o pieniądzach, o dostatnim życiu. Interesuje się każdym groszem, zrabowanym przez swoich podwładnych, aby urwać sobie lwią dolę po to, żeby ten grosz ciułać, żeby powiększać swoje prywatne zasoby, żeby używać. Podkomendni jego skarżą się — „to co sam zrabował, kładł do swojej kieszeni. Z tego, co się nam udało, trzeba było największa dolę oddać Muratowi, nam zostawały nędzne grosze". Źle było z tym, co się przed Muratem nie wyliczył ze swych łupów".
Czyż to nie przypomina Wam, Czytelnicy, stosunków, łączących amerykańskiego komisarza dla spraw planu Marshalla z premierami i ministrami zmarshallizowanych krajów Europy: premierem Oneuille'm we Francji, Spaakiem z Belgii, Attlee i Bevinem w Anglii? Pokrewieństwo dusz jest pełne, to nie ulega wątpliwości. Różnica jest tylko ilościowa: w ilościach dzielonego łupu.
Ksiądz Łosoś skrzętnie notował każde słowo, podawane przez „Głos Ameryki“ i BBC i niósł je członkom bandy Murata. Ksiądz Łosoś nie brał z sobą — idąc do bandytów — ewangelii, i nie szedł do nich ze słowem miłości bliźniego, ze słowem pojednania. Kiedy jeden z bandytów zwrócil się do niego w okresie amnestii z pytaniem, czy należy się ujawnić — ksiądz Łosoś powiedział: "Bezwzględnie nie. Nie trzeba się ujawniać!"
Co oznaczało to zlecenie? Było to zlecenie, że trzeba dalej mordować, grabić, niszczyć mienie prywatne i społeczne, bo tak każe BBC i "Głos Ameryki".
Oskarżeni księża: Łosoś, Ortotowski i Faryś nie znaleźli się na ławie oskarżonych dlatego, że są księżami. W Polsce Ludowej istnieje pełna wolność religijna, wolność posunięta dalej, niż to w jakimkolwiek kraju. Znaleźli się na ławie oskarżonych dlatego, że jako obywatele Państwa wkroczyli na drogę zbrodni i występku. Dlaczego jednak ludzie predestynowani z racji swych funkcji do głoszenia miłości chrześcijańskiej, stali się wspólnikami bandytów i rzezimieszków, współuczestnikami mordów? Na to pytanie niewątpliwie łatwiej było by znaleźć odpowiedź dostojnikom kościoła, hierarchom Watykanu. Lecz oni milczą wobec licznych aktów występków i zbrodni, popełnianych przez szereg księży. Czy ich podwładni nie mogli i nie mogą tego milczenia rozumieć, jako cichej zgody, jako zachęty? Tacito consensu — milczącą zgodę?
Czyż to nie ich milczenie ukształtowało mentalność i postawę księży Łososia, Ortotowskiego i Farysia, którzy dziś siedzą na jednej ławie ze zwykłym bandytą?
Oto, co mówi sam Murat: „Ani ci trzej księża, siedzący tu razem ze mną na ławie oskarżonych, ani inni księża w okolicy, gdzie przejawialiśmy naszą działalność, nie mówili na ambonach o potrzebie skorzystania z amnestii, zaprzestania walki. Przeciwnie — odprawiali na naszą intencję nabożeństwa. Dokładnie pamiętam jedno takie nabożeństwo żałobne za duszę "Lisa-Kuli" —pospolitego bandyty i złodzieja. W kościele — opowiada Murat — rozegrała się wówczas tragiczna scena. Wdowa po jednej z ofiar „Lisa-Kuli", po zamordowaniu przez niego mieszkańca wsi parafialnej, nie chciała dopuścić do nabożeństwa. które było profanacją, naigrywaniem się z jej osobistej tragedii".
Murat mówił dalej: "Ci trzej księża nazywają mnie teraz bandytą. A jak to było — pytam — przed aresztowaniem mnie — jeszcze w latach 1947 i 1948? Przecież wówczas mówiło się do mnie: „panie komendancie" i poczytywano sobie za zaszczyt pić ze mną wódkę, a przy wódce wskazywać kogo mamy sprzątnąć."
Widzimy więc, że w metodach, w stylu i w celu istnieje ścisła więź między „Głosem Ameryki" i jego mocodawcami, pośrednikami w osobach księży Łososia, Ortotowskiego i Farysia, a bandytą Muratem.
A pytania, jakie społeczeństwo polskie stawia hierarchom kościoła — wciąż pozostają bez odpowiedzi.
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
Głos Chłopski 1949 nr 62
Dziś zapadnie wyrok na Murata* i wspólników
Ci, którzy nie mieli litości dla mordowanych ofiar — biją się w piersi i proszą o łaskę
W dniu wczorajszym w dalszym ciągu procesu Murata i jego popleczników w sutannach — trzech reakcyjnych księży — wygłosił mowę oskarżycielską prokurator mjr Sikorski, naświetlając stan faktyczny sprawy zgodnie z wynikami śledztwa i przewodem sądowym.
— Oskarżeni — zaczął przemówienie prokurator — stoją pod zarzutem popełnienia przestępstw szczególnie niebezpiecznych w okresie odbudowy Państwa Polskiego — morderstwa, rabunki znaczą drogę Murata, drogę reakcyjnych księży znaczy podżeganie do przestępstw, umacnianie w bandycie Muracie przekonania, że postępował dobrze.
Prokurator powołał się następnie na dowody rzeczowe, dołączone do akt sprawy, na „meldunki", na „kwity", jakie wydawał Murat i jego podwładni w miejscach rabunków, na "rozkazy", przejęte przez władze bezpieczeństwa.
Następnie prokurator omówił winy trzech księży, znajdujących się na ławie oskarżonych.
— Ksiądz Łosoś dawał Muratowi „pożywkę duchową" w postaci odpowiednio skomentowanych wiadomości radiowych z BBC. Najdobitniejszym dowodem złej woli księdza Łososia jest jego udział w zabójstwie nauczyciela Praszczyka. — Ksiądz Ortotowski zaś w błędnym przekonaniu, że organizacja młodzieżowa „Służba Polsce" zagraża jego „rządowi dusz" nad młodzieżą, pozbywa się niewygodnego dla siebie nauczyciela Praszczyka za pośrednictwem księdza Łososia i bandy Murata.
— Nieco mniej winny. — mówił w dalszym ciągu prokurator — ale tylko pozornie wydaje się ksiądz Faryś. Jednakże i on udzielał bandzie dywersyjnej moralnego poparcia błogosławiąc jej członków. Nie starał się wcale nakłonić Murata by rzucił drogę mordów i grabieży. Nie zrobił nic, by zapewnić spokój swoim parafianom, oddając niebezpiecznego bandytę w ręce władz.
— Ponieważ wina oskarżonych została w całości udowodniona i kwalifikacja prawna przestępstw pokrywa się całkowicie z aktem oskarżenia, popieram oskarżenie w całej rozciągłości — zakończył swoje przemówienie prokurator mjr Sikorski.
Drugi oskarżyciel — prokurator mjr Ligęza — omówił szczegółowo polityczne tło przestępczej działalności oskarżonych, tło, na którym skrzyżowała się działalność zbira Murata i trzech kapłanów. — Coście zrobili z hasłem „nie zabijaj", wy trzej księża na ławie oskarżonych?!
— Z chwilą odzyskania niepodległości walka klasowa w Polsce wkroczyła na nowe tory. Odcięliśmy burżuazji drogę do władzy, przyczaiła się więc ona w niektórych urzędach, biurach, parafiach. Nasi sanacyjni dygnitarze nie zrezygnowali, mieli bowiem możnych protektorów w międzynarodowym kapitale. Ci wywłaszczeni magnaci mieli dość środków, by do „mokrej roboty", do rabunków, morderstw, wynajmować zbirów, właśnie takich, jak Murat. Zbrodnicza ręka Murata skierowana została bezpośrednio przeciw obrońcom interesów mas ludowych. Jego bogate archiwum zawierało dziesiątki legitymacji partyjnych, legitymacji żołnierskich, za które zapłacono wysoką cenę krwi i młodego życia. Dokładnie były wykonywane rozkazy Murata: mnóstwo osób zostało bestialsko pobitych i zamordowanych.
— Panowie z Londynu zdawali sobie sprawę, że Państwo nasze buduje się między innymi w oparciu o drobne i średnie chłopstwo, więc inspirowali niszczenie organizacji, które przyczyniają się do wzrostu dobrobytu wsi. Murat dobrze rozumiał interesy swoich mocodawców — rabunki dokonane na spółdzielniach wiejskich i majątkach państwowych są tego dowodem. Powiązany jest on z interesami sklepikarzy, bogatego chłopstwa i reakcyjną częścią kleru. Bogacze wiejscy wiedzą, że władza ludowa położy kres ich spekulowaniu na nędzy drobnego chłopa, to samo wie lichwiarz — sklepikarz wiejski. Oni więc udzielali Muratowi informacji, byli w jego wywiadzie, popierali go finansowo, a księża w jednym szeregu z nimi dostarczali gazet i wiadomości z anglosaskich ośrodków dyspozycyjnych.
— Bigotki i kumoszki powiedzą może, że walczymy z religią. Chcę więc z tego miejsca powiedzieć: Nie, z religią nie walczymy, cała nasza polityka jest tego dowodem. Kongres Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej wyraźnie te sprawy określił: nie walczymy z religią- dajemy pełną swobodę wyznań religijnych, gwarantujemy prawną ochronę obrządków i nie wtrącamy się w sprawy Kościoła. Nie pozwolimy jednak, by reakcyjna część kleru podważała podstawy Państwa Ludowego.
— Kiedy ORMO-wiec walczy z niedobitkami band, kiedy najlepsi synowie kraju padają, oddają życie dla zabezpieczenia życia i mienia innych, ksiądz Faryś dyskutuje z bandytą i udziela mu moralnego poparcia, profanuje krzyż, który mu daje do pocałowania. Nie zdobywa się na jedno słowo potępienia.
Polska podnosi się z ruin i zgliszcz. Młodzież zrzeszona w Służbie Polsce odbudowuje wsie i miasta. Nie widzi tego ksiądz Ortotowski, nie widzi tego ksiądz Łosoś.
Działalność oskarżonych jest przejawem walki klasowej bogaczy i reakcji przeciw Polsce maszerującej do Socjalizmu. Nie zatrzyma nas jednak żaden Murat, Faryś, Łosoś czy Ortotowski — nie dlatego, że są to ludzie mali, ale dlatego, że nasza idea jest słuszna i sprawiedliwa, że opiera się na naukowych prawach rozwoju społecznego, że odpowiada masom pracującym. Nie będziemy też pobłażać podobnym próbom, z góry zresztą skazanym na klęskę. Będziemy pobłażliwi dla tych, co sami do nas przyjdą, nie czekając na amnestię, ale nigdy dla tych, co z bunkru z nami walczą.
— Domagam się kary współmiernej do win. Nie tylko, jako człowiek, nie tylko w imieniu munduru, który mam zaszczyt nosić, nie tylko w imieniu urzędu, jaki sprawuję, nie tylko w imieniu mas pracujących — ale w imieniu morza przelanej krwi i łez —— żądam:
dla oskarżonego Murata — kary śmierci,
dla oskarżonego Łososia — kary śmierci, dla oskarżonego Ortotowskiego — kary śmierci,
dla oskarżonego Farysia — kary 12 lat więzienia".
Po przemówieniu prokuratora mjr. Ligęzy Sąd zarządził przerwę. Natychmiast, po opuszczeniu przez Sąd sali publiczność licznie zgromadzona długotrwałymi oklaskami wyraziła całkowitą solidarność z mową oskarżycielską prokuratora.
• • •
Wobec ogromu win ciążących na oskarżonych obrońcy mieli niesłychanie trudne zadanie do spełnienia. Słusznie podkreślił obrońca Murata z urzędu, że działał on „w czadzie lamp parafialnych na naszej wsi", w czadzie zatruwającym dusze ludzkie. Obrońcy proszą o łagodny wyrok dla zbrodniarzy.
• • •
— Wysoki Sądzie — powiedział w ostatnim słowie bandyta Murat — błagam o wybaczenie mi moich błędów. Rozlałem krew bratnią i czuję się teraz, Kainem. Dopiero teraz bowiem zrozumiałem, że błądziłem. Apeluję do tych, którzy jeszcze teraz błąkają się po wsi polskiej, aby wyszli z podziemia, stanęli w jednym szeregu z tymi, którzy budują jasną przyszłość naszego kraju. Ci, co nie uznają mojego głosu, niech wiedzą, że niegodni są nazwać się Polakami. Dziś, gdy władza przeszła w ręce ludu tacy, jak ja, powinni stanąć razem z tą władzą, by nikt jej nie wydarł z rąk ludu. Na moją drogę pchnęły mnie złe podszepty. Nieświadomy byłem tego, że źle czynię. Nie spotkałem jednak człowieka, któryby mi powiedział: „Złą drogę obrałeś, zawróć!" — Padam do stóp Majestatu Rzeczypospolitej! Błagam i proszę o łaskę! Błagam i proszę o przebaczenie!"
— Zdaję sobie sprawę — powiedział, ksiądz Łosoś, że na moim sumieniu, jest śmierć człowieka, który pracował dla dobra ojczyzny, żałuję bardzo mocno żałuję. Proszę o darowanie mi życia".
— Z żalem i skruchą — mówił ksiądz Ortotowski — wyznaję dzisiaj swoją winę. Żałuję szczerze i serdecznie. Byłem młodym kapłanem, wyświęconym w czasie wojny w roku 1940, a starsi kapłani nie nawoływali bym pracował dla nowej Polski Ludowej. Pewne sfery uważały to za błąd. Jedynym moim zadaniem powinno było być nauczanie ludu, czym jest praca dla młodej demokratycznej Polski.
Apeluję do kapłanów — niech chwycą za dzwon, niech dzwonią na trwogę, aby to, co było w powiecie wieluńskim nie powtórzyło się nigdzie!"
Bałem się z ambony mówić o Muracie. — mówi ks. Faryś. — Chciałem go jednak nawrócić. — Dla mnie to był czlowiek który błądzi. Bałem się jednak o swoją osobę i to teraz rzuca cień na mnie. Nie miałem bowiem nic wspólnego z morderstwami Murata. jednak czuję się przestępcą wobec prawa, że nie oddałem Murata w ręce władz. Błagam i proszę o przebaczenie".
• • •
Wyrok będzie ogłoszony dzisiaj o godzinie 16-ej.
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
Głos Chłopski 1949 nr 63
Czemu milczą?
Skończył się proces „Murata"*- i trzech księży — jego wspólników. Ale nie przestał istnieć problem, o którym mówili również księża oskarżeni w tym procesie, problem stosunku hierarchii kościelnej do Fertaków, Farysiów, Ortotowskich i Łososiów.
Ks. Ortotowski powiedział w pierwszym dniu procesu: „Fakt, że jestem dziś sądzony, jako morderca, wynika z tego, iż nikt z władz kościelnych nie wyjaśnił nam dotychczas, jaki ma być stosunek księdza do Rządu i ustroju Polski Ludowej.
przeciwnie — słyszeliśmy raczej słowa krytyki, nawet wrogości". W ostatnim dniu procesu tenże sam ksiądz Ortotowski powiedział: ,,Pragnę wyznać swą winę, za którą w części jednak ponoszą odpowiedzialność ci, którzy nie pozwolili mi pracować dla dobra ojczyzny, a nawet chociażby pozytywnie ustosunkować się do przemian dokonanych w Polsce...
Brałem przykład z nauk starszych hierarchią i doświadczeniem".
Zdruzgotany ciężarem swych zbrodni, oskarżony Ortotowski powiedział głośno to, o czym mówi się w Polsce nie od dziś. Wiadomo powszechnie, że hierarchia kościelna nigdy dotychczas nie potępiła księży, będących wspólnikami bandytów i ich inspiratorami i nadużywających swego stanowiska dla zbrodniczych celów.
Centralny organ PZPR — „Trybuna Ludu" pisze w związku z tym:
„Nie pierwszy to raz ujawniona została przestępcza działalność niektórych księży, nie słyszeliśmy jednak nigdy, aby z ust miarodajnych przedstawicieli hierarchii kościelnej w Polsce padło choć słowo potępienia pod ich adresem.
Nie słyszeliśmy, aby choć w jednym wypadku zdjęto święcenia kapłańskie z księdza, skazanego wyrokiem Sądu Rzeczypospolitej za współudział w morderstwach."
Wniosek z tych faktów narzuca się sam przez się:
„Trzeba powiedzieć wyraźnie.
Odpowiedzialność obciąża także tych, którzy, mając ku temu możliwości, nic nic zrobili, aby zbrodniom przeciwdziałać. Bo chyba zdają sobie sprawę dostojnicy Kościoła jaką wymowę ma to milczenie dla podległych im księży".
„Trybuna Ludu" konkluduje:
„Stawka na zaostrzenie stosunków między Kościołem a Państwem w krajach demokracji ludowej jest dziś podstawową częścią składową planów i knowań imperialistycznych, skierowanych przeciwko tym krajom. Wątpliwe jest jednak, aby leżało to w interesie Kościoła w Polsce.
Kierownicze czynniki hierarchii kościelnej w naszym kraju lepiej więc by zrobiły, gdyby przestały słuchać obcej inspiracji i zdobyły się na wyraźne potępienie działalności przestępczej, uprawianej przez księży w rodzaju księży Fertaka, Ortotowskiego, Łososia i im podobnych."
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
Głos Chłopski 1949 nr 63
Wyrok w sprawie bandyty Murata* i jego wspólników
Murat, ks. Łosoś i ks. Ortotowski skazani na karę śmierci za walkę przeciw
Państwu Polskiemu i zabójstwa
W dniu wczorajszym punktualnie o godzinie 16-ej Wojskowy Sąd Rejonowy ogłosił wyrok w sprawie bandyty Jana Małolepszego - Murata i trzech reakcyjnych księży, jego inspiratorów i popleczników. Na sali sądowej w kuluarach sądowych i przed gmachem zgromadziły się tłumy publiczności.
Wśród ciszy, jaka zapanowała na sali, przewodniczący odczytał wyrok.
— Jan Małolepszy, pseudo Murat — za wszystkie swoje przestępstwa, udowodnione w czasie procesu został skazany łącznie na karę śmierci, utratę praw publicznych i honorowych na zawsze i konfiskatę całego mienia na rzecz Skarbu Państwa. Murat dążył do obalenia przemocą ustroju Państwa Polskiego, nakłonił podległe sobie dywersyjne bojówki do aktów terroru, do napadów i zabójstw 9-ciu członków ORMO, 12 funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej, 6-ciu funkcjonariuszy urzędu Bezpieczeństwa, 6-ciu członków byłej Polskiej Partii Robotniczej, 3-ch członków Stronnictwa Ludowego, 4 osób spośród urzędników i członków organizacji społecznych. Dalej Murat wydał rozkaz zamordowania 15-tu osób cywilnych niewygodnych dla jego dywersyjnej działalności. Bojówki jego dokonały 66 napadów rabunkowych na spółdzielnie, 9 napadów na posterunki ORMO i MO, 5 napadów na majątki i przedsiębiorstwa państwowe, 21 — na urzędy gminne.
— Ksiądz Marian Łosoś skazany został na karę śmierci za kontakty z bandytą Muratem, za to że przekazywał mu wiadomości różnego rodzaju oraz za to, że za pośrednictwem Teczyńskiego przekazał Muratowi "życzenie" księdza Ortotowskiego w sprawie zamordowania działacza oświatowego, komendanta hufca Służby Polsce w Konopnicy — Antoniego Praszczyka. W stosunku do księdza Łososia Sąd również zarządził utratę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na zawsze oraz przepadek mieniu na rzecz Skarbu Państwa.
— Ksiądz Wacław Ortotowski został skazany na karę śmierci z pozbawieniem praw publicznych obywatelskich praw honorowych na zawsze za to, że wszedł w porozumienie z księdzem Łososiem, a za jego pośrednictwem z bandytą Muratem i doprowadził do zabójstwa nauczyciela Praszczyka.
— Ksiądz Stefan Faryś został skazany na 8 lat więzienia, utrątę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na 5 lat i konfiskatę mienia na rzecz Skarbu Państwa.
W obszernym uzasadnieniu Sąd podkreślił wszystkie okoliczności, jakie wpłynęły na wymiar kary.
"Murat sam wydawał wszystkie rozkazy — brzmiało uzasadnienie — nadał sobie rangę kapitana, terrorem i strachem trzymał swoich „podkomendnych". Dowodem tego są znalezione w archiwum jego meldunki i rozkazy".
„Łańcuch związku przyczynowego między wydaniem polecenia przez księdza Ortotowskiego księdzu Łososiowi a wykonaniem go przez Murata jest zamknięty. W osobach księży znajdujących się na ławie oskarżonych osądzona została ta reakcyjna część kleru, która wbrew woli olbrzymiej większości wierzących i mimo ostrzeżeń przedstawicieli władz — stanęła po stronie reakcji i kapitalistów. Nadużyli oni instytucji kościoła i swego kapłaństwa, wydając polecenie zamordowania człowieka. Nie mają oni nic wspólnego z religią. Sprawa ta zdemaskowała reakcyjną, część kleru, która chciała nadużyć instytucji kościoła dla celów nie mających nic wspólnego z kościołem. Nadużyli oni swych szat duchownych i zaufania społeczeństwa z racji swego stanowiska, aby w toczącej się walce klasowej stanąć po stronie wyzyskiwaczy i ucisku".
Sąd przy wydawaniu wyroku nie wziął pod uwagę skruchy jaką wykazali oskarżeni w czasie procesu, wychodząc z założenia, że obecnie działali oni wyłącznie pod wpływem strachu przed karą.
Wyrok ten nie jest ostateczny. Przewodniczący wyjaśnił podsądnym, że zarówno prokurator, jak i skazani za pośrednictwem obrońców mają prawo w ciągu 7-iu dni od chwili ogłoszenia wyroku domagać się rewizji procesu przed Najwyższym Sądem Wojskowym. Mają również prawo ubiegać się o łaskę Prezydenta RP.
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
Z wielką ciekawością czytam zebrane przez Pana informacje. Poszukuję swoich przodków, zamieszkałych właśnie we wsi Rudlice oraz informacji jak żyli tu kiedyś ludzie.
OdpowiedzUsuńPozddrawiam serdecznie
Muszę przyznać, że czytałem z zapartym tchem, jestem pod wielkim wrażeniem. Pochodzę z Rudlic, chciałem się coś więcej dowiedzieć na temat znajdującego się tam kiedyś kościoła. Aktualnie niewiele się tam dzieje, podejrzewam że tylko kwestia czasu aż wioska stanie się częścią rozraztajacej się wsi Ostrówek (niegdyś o wiele mniejszej). Obecnie na terenie byłego kościoła rośnie brzozowy lasek i chyba jedyną pamiątką jest krzyż z stojący przy drodze. Niestety po cmentarzu nie ma żadnego śladu, jak i również po majątkach dawnych właścicieli. Chętnie bym zobaczył jakąś mapę z tamtych czasów.
OdpowiedzUsuńJeszcze raz wielki szacunek za pracę włożoną w zebrane informacje i poświęcony czas.
Pozdrawiam serdecznie
Panie Bartku, z Rudlic pochodzą moi przodkowie. Czy badal mieszkają tam osoby o nazwisku: Pruchnicki, Buda, Dzimiński?
UsuńBędę wdzieczna za kontakt: aurelia.genealogia@gmail.com
Pani Aurelio, w Rudlicach (Jackowskie) mieszka rodzina o nazwisku Buda. W samych Rudlicach (przy ulicy głównej) osiedlił się syn Pana Budy.
Usuń