1992 r.
Fot. Piotr Tameczka
Jan Piotr Dekowski, Strzygi i Topieluchy
Jak stary kowal
pogardził bogactwem
Ludzie już dawno gadają,
że w Górze Makowej znajduje się śpiące wojsko świętej Jadwigi,
naszej polskiej królowej.
Szedł raz drożyną koło
tej góry stary kowal z Klonowej. Spotkał go rycerz, cały w
srebrnej blasze, i rzekł:
- Kowalu, wiem, że
uczciwy z ciebie człek i że umiesz dochować tajemnicy. Trza nam
konie kować.
- Dobrze - odpowiedział
stary kowal i poszedł za rycerzem.
Gdy wchodzili w
podziemia, rycerz poprosił kowala, żeby wszystko robił w milczeniu
i nie rozglądał się na strony.
- Dobrze - wyszeptał
stary kowal i cichutko posuwał się w głąb ciemnego korytarza.
Ogarnął go chłód i jakiś lęk, ale szedł, a z nim rycerz w
srebrnej blasze, co mu oświetlał przejście bladym światłem
kaganka.
W kilka minut byli już u
celu. Kowal zabrał się od razu do roboty. Szła mu ona nadzwyczaj
zręcznie.
Gdy podkuł już setnego
konia, uderzył się młotem w palice i z wielkiego bólu zawołał:
- Boże, Boże!
Krzykiem tym zbudził
śpiących rycerzy, którzy wszyscy razem głośno zapytali:
- Już czas?
- Spijcie, bracia,
jeszcze nie nadeszła pora pobudki - oznajmił rycerz w srebrnej
blasze, który był przy koniach.
Zaległa cisza, a stary
kowal dalej pracował w pocie czoła.
Gdy już zakończył
robotę, otrzymał jako wynagrodzenie wór obrzynków z kopyt
końskich. Był człowiekiem przywykłym do pieniędzy, więc
zaskoczyło go to, a nawet rozczarowało. Toteż gdy tylko znalazł
się na polnej miedzy, wszystko, co otrzymał, rozrzucił wokół i
zawiedziony wrócił do chałupy.
Ale jakże się zdziwił,
gdy w czasie wypróżniania wora znalazł na dnie kilka śliczniutkch
dukatów. Wpadł w rozpacz, chwycił się za głowę i czym prędzej
z chałupy popędził na miedzę, ale tam już ani śladu nie było
po wyrzuconych obrzynkach.
Teraz zrozumiał, że
niepotrzebnie pogardził otrzymanym wynagrodzeniem, ale cóż, stało
się. Wtedy przypomniało mu się przysłowie: „Mądry Polak po
szkodzie".
Przekazał Stanisław
Świątek, ur. w 1882 r., rolnik ze wsi Klonowa.
Jan Piotr Dekowski, Strzygi i Topieluchy
Śpiące wojsko na
Górze Makowej
Było to akurat w dzień
świętej Hanki. Słoneczko szło już ku zachodowi. Wyszłam w pole.
Idę sobie prościutko do gościńca. A tu spozieram na Górę Makową
i, o Jezusie, co widzę, stoi zbrojne wojsko.
Żołnierz koło
żołnierza w rzędzie. Rozstawili się akurat od rozgałęzionej
suśni aż do brzezicy. Wszyscy czerwoni od słońca.
Długo na nich patrzyłam
i trzęsłam się z trwogi.
Po pewnym czasie rzędy
wojska zaczęły rzednąć i wolniutko rozchodzić się.
Zaraz co tchu wróciłam
do wsi. Po drodze napotkałam nieboszczycę Wicynę i wszystko, com
widziała, od razu jej żem opowiedziała. Ona wprzódzi wysłuchała,
a później spytała:
- Czy słyszałaś,
Stasiu, co zdarzyło się kowalowi na Górze Makowej?
- Nie.
- No to posłuchaj.
Poszedł ci se raz kowal po suśnickę na Górę Makową i spotkał
na piaskach wojaka.
- „Czy ty jesteś
kowal?" - spytał go wojak.
- „Tak, ja jestem
kowal!" - odrzekł.
- „No, to ty podkujesz
nasze konie" - rozkazał wojak.
- „Dobrze" -
odpowiedział kowal i poszedł za wojakiem.
Szli długo. Mijali
lochy, a w nich snem powalone wojsko. W końcu dotarli do koni, co
stojały przy drabinach. Wtedy wojak rzekł:
- „Dobry człowieku,
podkuj te siwki".
Kowal zabrał się co
tchu do roboty. Gdy minęło bardzo wiele, wiele czasu i konie już
były podkute, kowal jako zapłatę otrzymał wór obrzynków z
końskich kopyt. Zapłata ta mu się nie podobała. Toteż gdy tylko
wydostał się na polne staje, wysypał obrzynki i ze złością
ruszył do chałupy.
Jak kowalka go zobaczyła,
to zaraz w te słowa:
- „Bój się Boga,
Jantoś, gdzieżeś tylachna dni włóczył się?"
Kowal z przerażenia
stracił głowę. Kowalka wyrwała mu worczysko, co miał na plecach,
i ze złością rzuciła na nalepę, a wtedy potoczyło się z niego
kilka złotych talarów.
- „Coś ty, stary,
pieniądze diabłom nosił?" - warknęła.
Kowal chwycił się za
głowę i jak oparzony pognał na staje, ale już tam obrzynków z
kopyt końskich nie było.
- Widzisz, Stasiu -
rzekła do mnie Wicyna - to wojsko świętej Jadwigi. Ćwiczy się po
nocach, a przy tym śpiewa, aż szum się niesie po suśniach i
piaskach.
Kiedyś wojsko to wstanie
i będzie walczyć o sprawiedliwe rządy na tym świecie.
Przekazał Stanisław
Świątek, ur. w 1882 r., rolnik ze wsi Klonowa.
Jan Piotr Dekowski, Strzygi i Topieluchy
Wojsko polskie na
borowym gościńcu
Opowiadała mi babcia, że
jednego roku, już nie pamiętała którego, wybrała się do boru na
jagody. Było to w ładnych kilka dni po świętym Janie. Kiedy
nazbierała
kobiałkę jagód i już
wracała do chałupy, zobaczyła na borowym gościńcu, co wiódł z
Klonowej do Niemojewa, wojsko polskie, które szło z północy na
południe.
Było go strasznie dużo.
Na jego przedzie jechał
wojak z chorągwią, na której bielił się ptak w złotej koronie.
Za nim jechało dwóch trębaczy. Dalej ciągnęło wojsko na karych
koniach, potem na
białych, a za nimi
dopiero turkotały po korzeniach sczerniałe armatki. Później szli
bębniści i bardzo dużo piechoty z tornistrami na plecach.
Z początku maszerowali w
cichości. Słychać było jeno głuche uderzenia nóg i
pobrzękiwanie garnków i szabel.
Konie tęskno rżały.
Dopiero jak byli za
wielkim dębem, zaczęli dąć w trąbki, a wkrótce głośno a
rzewnie śpiewać:
Idzie żołnierz borem,
lasem, borem, lasem,
Przymierając z głodu
czasem.
Mundur z niego oblatuje,
Oblatuje,
Wiatr dziurami
przelatuje.
Wolał ja bym kosą
kosić,
Kosą kosić,
Niż na wojnie szablę
nosić.
Wolał ja bym cepem
buchać,
Cepem buchać,
Niż na wojnie musztry
słuchać.
Lepsza w domu kapuścina,
Kapuścina,
Niż na wojnie baranina.
Lepsze w domu groch,
kapusta,
Groch, kapusta,
Niż na wojnie kura
tłusta.
Babcia była wtedy
szesnastoletnią dziewczynką, bardzo długo na to wszystko patrzyła.
Myślała, że to zaśnięte wojsko wyszło z Góry Makowej i idzie
walczyć o wolność, i
szczęście naszego ludu.
W końcu rozpłakała się
z wielkiego wzruszenia.
Przekazała Stanisława
Maciaszczakowa, ur. w 1878 r., rolniczka ze wsi Klonowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz