Rosin:
KRASZKOWICE- (1414 Craskowicze, Craslouicze, Czaskowycze) 10 km na E od Wielunia. 1. 1511 pow. wiel. (ŹD 211); 1520 par. Ruda (Ł 2, 111).2. 1425 granica z Drobnicami (Wp 423).3. 1511, 1518 – 7 ł.; 1552 – 17 kmieci, 2 mł.; 1553 cz. Wierzchlejskich 4 1/2 ł. (ŹD 211, 290).4. 1414 Jaśko z K. h. Osoria (K 6, 203); 1424 Stan. Czychos z K. udowodnił szlachectwo (MK 66, 45); ok. 1425 tenże, h. Nałęcz, poświadczał szlachectwo Jana z Łyskorni, śwd. Tomasz z K. (MK 24, 196, o dacie ? Cieszęcin); 1444-57 Tomasz z K. (Wp 716; GW 1, 15), 1459 był włodarzem w Sieńcu (AC 2, 813); 1463 Mikołaj z K. (Bob. 2, 59); 1490 Ludmiła z Mierzyć sprzedała tamże m.in. 3 ł., które mieli w zastawie br. Mikołaj i Jakub z K., oraz brzeg Warty od starego młyna do granic K. (MK 14, 396); 1496 Jan Jasiek z Olewina sprzedał za 20 fl. dział w K. i Pychowe Kąty br. Janowi i Grzegorzowi z Olewina (GW 2, 30); 1497 właśc. K. pożyczył 4 fl. od Kat. Sarnowskiej z Chotowa pod zastaw 1/2 ł. w folw. kraszkowskim zw. Piskowski (GW 2, 56); 1500 Mik. Kraszkowski zawarł ugodę ze Stan. Wierzchlejskim w sprawie łąk w Wierzchlasie i lasu Krzeczów (GW 2, 157); 1520 dzies. z łanów os. po 6 gr prepozytowi wiel., z jednego folw. 1 grz., z drugiego 18 gr plebanowi w Rudzie (Ł 2, 95, 111).5. 1471 sołectwo (AGd 3590).7. 1459-60 BJ 5012, 554; AC 2, 821.
Taryfa
Podymnego 1775 r.
Kraszkowice,
wieś, woj. sieradzkie, ziemia wieluńska, własność szlachecka, 48
dymów.
Czajkowski
1783-84 r.
Kraszkowice,
parafia ruda, dekanat rudzki, diecezja gnieźnieńska, województwo
sieradzkie, ziemia wieluńska, własność: (Władysław) Psarski,
podstoli ostrzeszowski.
Tabella miast, wsi, osad Królestwa Polskiego 1827 r.
Kraszkowice, województwo
Kaliskie, obwód Wieluński, powiat Wieluński, parafia Ruda,
własność prywatna. Ilość domów 52, ludność 320, odległość
od miasta obwodowego 1 1/2.
Słownik Geograficzny:
Kraszkowice, wś i folw., nad rz. Wartą, pow. wieluński, gm. Starzenice, par. Ruda (Łaski, Lib. ben. II, 95), odl. od Wielunia w. 10, wś K. wraz z wsią Zawaliska ma dm. 95, mk. 720, folw. dm. 8, mk. 23. Według Tow. Kred. Ziems. dobra K. składają się z folwarków: K., Dąbrowa i Ludwino, wsi K., podług wiadomości z r. 1866 rozległość mr. 1230; grunta orne i ogrody mr. 792, łąk mr. 50, pastwisk mr. 20, lasu mr. 150, zarośli mr. 123, nieużytki i place mr. 95, wś Kraszkowice os. 95, z gruntem mr. 1470.
Spis 1925:
Kraszkowice, wś i folw., pow. wieluń, gm. Starzenice. Budynki z przeznaczeniem mieszkalne wś 175, folw. 16. Ludność ogółem: wś 1057, folw. 224. Mężczyzn wś 541, folw. 112, kobiet wś 516, folw. 112. Ludność wyznania rzymsko-katolickiego wś 1015, folw. 190, ewangelickiego wś 6, folw. 31, innego chrześc. fowl. 3, mojżeszowego wś 36. Podało narodowość: polską wś 1037, folw. 217, niemiecką folw. 7, żydowską wś 20.
Spis 1925:
Kraszkowice-Dąbrowa, kol., pow. wieluń, gm. Starzenice. Budynki z przeznaczeniem mieszkalne 6. Ludność ogółem: 40. Mężczyzn 17, kobiet 23. Ludność wyznania rzymsko-katolickiego 40. Podało narodowość: polską 40.
Wikipedia:
Kraszkowice-wieś sołecka w Polsce położona w województwie łódzkim, w powiecie wieluńskim, w gminie Wierzchlas. Miejscowość leży przy drodze wojewódzkiej nr 486 z Wielunia do Działoszyna. W latach 1975-1998 miejscowość administracyjnie należała do województwa sieradzkiego. Duża wielodrożnicowa wieś (ponad 250 zagród) znana od 1414 r. W XVIII w. istniała tu szkoła parafialna podległa Komisji Edukacji Narodowej. Właściciel wsi – Psarski za udział w powstaniu styczniowym został stracony w Kaliszu, jego skonfiskowane dobra nabył Ender – przemysłowiec z Pabianic i zbudował tu pałacyk myśliwski. W czasie II wojny światowej Niemcy spalili wieś w 80%. Pośrodku drogi, w centrum wsi, stoi murowana kaplica z XIX w. pw. św. Anny. Jest to budowla na planie kwadratu z wystającą absydą, z dobudowaną później dzwonnicą. We wsi i okolicy zespół kapliczek i krzyży ufundowanych przez rodzinę Stępniów na pocz. XX w. Wspomniany drewniany pałacyk myśliwski, zbudowany w 1933 r., użytkowany przez szkołę, otacza park o pow. 2 ha. W parku aleja z 70 ponad 100-letnich lip o obw. 2-3 m i druga aleja ok. 120 brzóz. Ponadto okazałe świerki, żywotniki, modrzewie, sosny, dęby, klony, kasztanowce, robinie akacjowe i orzechy włoskie. Od 2004 roku pałacyk myśliwski wraz z parkiem należy do osoby prywatnej.
Elżbieta Halina Nejman Majątki (Szlachta Sieradzka XIX wieku Herbarz)
Elżbieta Halina Nejman Majątki (Szlachta Sieradzka XIX wieku Herbarz)
KRASZKOWICE par. Ruda, p. wieluński, 95 domów 720 mieszkańców. Dobra składają się ze wsi Kraszkowice i f-ków Dąbrowa i Ludwino w 1866 roku miały powierzchnię 1230 mg w tym 150 mg lasu. Nabył je Wiktor Psarski od sióstr Frydrych za 39 tys. rbs. Wdowa sprzedała majątek w 1871 r. W 1912 r. wieś i folwark mają 1064 mg ziemi, właścicielem jest Teodor Ender i uwłaszczeni włościanie. (SGKP t.4, s.650, Porczyński 1872 I k.415-37, PGkal.)
Sędzia Trybunału Woiewództwa Kaliskiego.
Z mocy Wyroku Trybunału Cywilnego Woiewództwa Kaliskiego Wydziału I. w dniu 27. Lipca r. b. zapadłego, Delegowany podaie ninieyszym do publiczney wiadomości, iż Dobra Ziemskie Kraszkowice z przyległościami w Pcie Wieluńskim sytuowane, przez licytacyą w dzierżawną possessyą na lat trzy, poczynaiąc od S. Jana Chrzciciela r. b. w dniu 16. Sierpnia r. b. o godzinie 5. po południu na Sali Audyencyonalney Trybunału wypuszczone zostaną. O warunkach każdego czasu dowiedzieć się można u niżey podpisanego z tym dodatkiem, że przystępuiący do licytacyi winien wprzód na ręce Delegowanego złożyć Vadium w Summie Złotp. 2000.
Kalisz dnia 4. Sierpnia 1822. r.
Brzeski.
Parcelanci domagają się Kredytów
a kredyty wciąż jeszcze wędrują do bogatych gospodarzy
(Rozmowa z parcelantami z Kraszkowic)
„Ciężko nam — oszukują i wyzyskują, a i gazety do nas nie dochodzą tak, że człowiek jak w worku ciemny i głupi" — tymi słowy zwrócił się do mnie ob. Władysław K. z Kraszkowic, gdy przypadkowo zaszłem do niego na rozmowę.
— Ziemi chwalić Boga dostaliśmy w 45 roku od naszego Rządu, ale cóż, kiedy do tego czasu staramy się o pożyczkę na odbudowę i nijak dostać nie możemy, a przecież chcielibyśmy wybudować sobie dom i jakąś oborę czy stajnię, by nareszcie zamieszkać po ludzku.
Gdy się zwracałem po pożyczkę — mówi dalej rozmówca — to odpowiedziano mi, że muszę mieć poświadczenie, albo gwarancję gospodarzy, którzy siedzą na własnej ziemi, ale nie mogą to być nowonadzieleni. Oczywiście, że gospodarz taki, który dotychczas jeszcze odnosi się do nas z uprzedzeniem jako do tak zwanych „dworusów" nie chce nam poświadczyć. Wynik jest taki, że dotychczas z kilkunastu nadzielonych zaledwie dwóch buduje sobie w tym roku własne domy, gdy w tym samym czasie przeszło 20 gospodarzy siedzących na swych dawnych ziemiach, nieraz bardzo zamożnych, kredyt otrzymało i dawno już swoje budynki pobudowali.
Gdy w trakcie rozmowy zauważyłem, że pożyczka należy się w pierwszym rzędzie parcelantom, ob. Władysław K. oburzył się na mnie.
— „Możliwe, że tak jest „napisane" ale u nas jest inaczej. U nas pożyczkę otrzymali w pierwszym rzędzie ob. Małolepszy (10 ha), i ob. Skoczylas posiadający około 10 ha ziemi i 5 ha, które otrzymał z parcelacji mimo, iż u nas jest dużo bezrolnych, a im by się ziemia o wiele bardziej zdała.
Zaciekawiłem się bliżej tą sprawą, skądże to możliwe by zamożny gospodarz dostał ziemię w czasie, gdy znajdują się tam bezrolni. I otóż dowiedziałem się, że ziemię tę dostał początkowo ob. Cekus Mieczysław, który następnie przeniósł się do Wielunia i zrezygnował z nadziału no i tę to ziemię jakimś cudem dostał ob. Skoczylas.
— „Żebyście tak do nas częściej zaglądali — mówi przybyły w międzyczasie ob. B. również parcelant — to może by się u nas poprawiło trochę".
— „Ot chociażby i ta komasacja. Większość parcelantów nie chciało się komasować, mieliśmy bowiem nasze działki dobrze podzielone po jednym kawałku i w porządku. Ale naszym sąsiadom t. zn. gospodarzom bardzo się spodobała ziemia poobszarnicza i zapragnęli komasacji, a teraz przyjeżdża geometra i wysadza nas na gorsze ziemie, a gdy ktoś się nie zgodzi to mu mówią weź to, bo inaczej będzie gorzej, no i bierzemy... żeby się już to scalanie skończyło, toby człowiek wiedział co do niego należy, a tak to większość nie chce siać no bo może to przypadnie komu innemu. Ja sam — mówi ob. K. — sprzedałem łubin, bo, a nuż ktoś inny będzie właścicielem tej działki".
Żegnam moich rozmówców i udaję się w dalszą drogę. Tuż przed odjazdem ob. K. Władysław prosi mnie bym to wszystko, „opisał" a może im się ten los tutaj poprawi, ale prosi mnie bym jego nazwiska nie podał, bo sąsiedzi mogą mścić się.
Ujęcie „Murata" i jego bandy
Szajka „Murata" ma na sumieniu 43 zabójstwa demokratów. Trzech księży błogosławiło bandę, zachęcało do zabójstw i wskazywało kogo należy zabijać
Jak nas poinformowano wczoraj w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego, przed niedawnym czasem władzom bezpieczeństwa udało się rozbić i niemal całkowicie zlikwidować reakcyjną bandę podziemną, która pod dowództwem „Murata" — Jana Małolepszego* przez dwa lata grasowała na terenie powiatów: sieradzkiego, radomszczańskiego, wieluńskiego, piotrkowskiego i łaskiego, zbrodniczą swoją działalność przenosząc nawet poza obszar województwa łódzkiego.
Banda ta, składająca się przeważnie z rozbitków zlikwidowanej przez władze bezpieczeństwa bandy Warszyca, dokonywała systematycznych zabójstw miejscowych działaczy PPR, PPS, SL i ORMO-wców, i napadała na placówki spółdzielcze, uwożąc ze sobą towary i pieniądze. Ogółem banda „Murata" ma na swoim sumieniu 248 napadów i 43 zabójstwa członków PPR i innych działaczy demokratycznych.
Najbardziej jednak charakterystyczne w działalności bandy „Murata" jest jej ścisła powiązanie z niektórymi przedstawicielami KLERU, którzy nie tylko ZACHĘCALI BANDYTÓW DO MORDOWANIA działaczy demokratycznych. LECZ CZĘSTO SAMI WSKAZYWALI, KOGO NALEŻY MORDOWAĆ.
Wśród aresztowanych przez władze bezpieczeństwa znajduje się prócz „Murata" wielu członków jego bandy, a wśród nich 3-ch księży, a mianowicie: ksiądz wikary Stefan Farys z parafii Rudlice (pow. Wieluń), ksiądz proboszcz Marian Łosoś ze wsi Szynkielów, gm. Konopnica (pow. Wieluń) i ksiądz Ortotowski Wacław z Konopnicy.
Jak ustaliło dotychczasowe śledztwo w końcu grudnia 1946 r. ksiądz Farys, dowiedziawszy się o tym, że banda „Murata" znajduje się we wsi Okalew, udał się tam, pod pozorem „chodzenia po kolędzie" i po dłuższych poszukiwaniach znalazł ją wreszcie u kilku sterroryzowanych mieszkańców wspomnianej wsi. Ksiądz Farys zetknął się osobiście z „Muratem", oświadczył mu, że sam należał do A. K. i użalał się, że utracił kontakt z „ruchem podziemnym". Ksiądz Farys udzielił bandytom swego błogosławieństwa, mówiąc; „Musicie być odważni i zdecydowani w swej walce, bowiem niezadługo zwyciężycie i wszystko w kraju zmieni się na lepsze".
Ks. wikary Farys spotkał się jeszcze — na ile ustalono na razie — dwa razy z „Muratem": w lutym 1947 r. we wsi Rudlice.
GDZIE URZĄDZIŁ LIBACJĘ DLA BANDYTÓW i poinformował ich o działalności innych band, i w okresie amnestii w roku 1947, kiedy to czynił „Muratowi" wyrzuty, że niektórzy jego ludzie przerwali swoją zbrodniczą działalność i, korzystając z amnestii ujawnili się i wrócili do spokojnego życia.
Ksiądz proboszcz MARIAN ŁOSOŚ nawiązał kontakt z bandą „Murata" przez „łącznika" — niejakiego Tereczyńskiego. przekazywał bandzie tygodnik katolicki „Niedziela" i wraz z tym — nadawane przez radio londyńskie (BBC) „informacje" o rzekomo bliskiej „trzeciej wojnie".
KSIĄDZ ORTOTOWSKI Z GM. KONOPNICA ZWRÓCIŁ SIĘ DO "MURATA" Z PROŚBĄ O ZAMORDOWANIE KIEROWNIKA SZKOŁY POWSZECHNEJ W TEJŻE
GMINIE. OB. ANTONIEGO PRASZCZYKA I JEGO ŻONY, których „przestępstwo" polegało na tym, że założyli w swej gminie hufiec „Służby Polsce", przez co młodzież wsi stała się mniej podatna na antydemokratyczną agitację księdza Ortotowskiego.
Otrzymawszy tę prośbę „Murat", po dokonaniu „wywiadu", okazał się bardziej litościwym, niż ksiądz proboszcz i postanowił, że zamordować należy tylko Praszczyka, a żonie jego można darować życie. I rzeczywiście: 21 sierpnia 1948 r. nauczyciel Antoni Praszczyk został przez bandytów wyprowadzony przed dom i w obecności świadków — czterech sterroryzowanych pracowników Straży Pożarnej salwą z automatów, rozstrzelany.
Oprócz „Murata", Tereczyńskiego i wspomnianych 3-ch księży, władze bezpieczeństwa ujęły innych członków bandy, jak: Karola Pietrusa - „Świerka", jego brata Władysława Pietrusa, Mariana Derelatkę - „Maćka". Stefana Raczaka - „Wicka" i wielu innych bandytów. Dalsze dochodzenie w toku.
*urodzony w Kraszkowicach [przypis autora bloga]
Bandyta Murat* i jego wspólnicy w sutannach przed sądem
Pierwszy dzień procesu
członków faszystowskiej bandy dywersyjnej
W dniu wczorajszym w dużej sali Sądu Okręgowego na Placu Dąbrowskiego, wypełnionej po brzegi publicznością, rekrutującą się przede wszystkim spośród robotników łódzkich fabryk i chłopów z terenu — rozpoczął się przed Rejonowym Sądem Wojskowym proces dowódcy bandy terrorystycznej, Jana Małolepszego, pseudo "Murat" oraz trzech reakcyjnych księży — jego opiekunów, popleczników i inspiratorów: Mariana Łososia, Wacława Ortotowskiogo i Stefana Farysia. Korzenie jednak dywersyjnej działalności Murata i S-ki sięgają głębiej, niż może się wydawać przeciętnemu widzowi procesu. Komu bowiem przede wszystkim leżało na sercu, aby pierwsze lata naszego Państwa po wyzwoleniu zakłócić, aby utrudnić odbudowę kraju, aby nie dopuścić do poprawy bytu mas robotniczych i biedoty wiejskiej? Zależało na tym przede wszystkim imperialistom anglo-amerykańskim. oraz powiązanym z nimi ośrodkom emigracji polskiej. Czynniki te poprzez wrogą propagandę radiową i swoje agentury "zagrzewały" Murata i jemu podobnych do zbrodni przeciwko ustrojowi sprawiedliwości społecznej.
Przedstawicieli tych ośrodków, działających za amerykańskie dolary, nie ma na obecnym procesie na ławie oskarżonych, ale ich cień unosi się nad salą sądową, cień wrogów klasy robotniczej, broniących interesów obszarników i kapitalistów przeciwko interesom szerokich mas ludowych.
Ponury rejestr zbrodni zanotowanych suchym aktem oskarżenia, odczytanym przez przewodniczącego na wstępie procesu — to łzy sierot po pomordowanych ofiarach, to strata dla naszego Państwa przeszło 50-ciu ludzi spośród nie tylko działaczy demokratycznych, ale i ludzi, stojących na straży ustroju demokratycznego, działaczy oświatowych, milicjantów, ormowców, przedstawicieli władz bezpieczeństwa. Ale nie tylko to — banda Murata uderzała w fundamenty gospodarcze naszego ustroju — grabiła spółdzielnie gminne i samopomocowe, a więc własność uspołecznioną. Murat dysponował siecią wywiadu składającą się z bogatych chłopów, którzy informowali go o tym, kto i gdzie działa dla poprawy doli biedoty wiejskiej. Znalezione bogate archiwum bandy Murata ujawniło właśnie to wszystko.
"Murat" — czuje się panem życia i śmierci ludzi, których organizuje w swoich grupach. Kiedy cześć z nich po dekrecie Rządu o amnestii ujawnia się, Murat wydaje rozkaz, aby ich zabić. I ludzie ci zostają zabici.
Reakcyjna część kleru, siejąca w szerokich masach nienawiść do nowego ustroju, nie cofa się przed zbrodnią — kapłańska suknia dla tych ludzi jest tylko płaszczykiem dla ich wrogiej działalności już nie tylko z punktu widzenia ustroju domokratycznego, ale nawet z punktu widzenia kanonów etyki katolickiej, której przecież jednym z przykazań jest "Nie zabijaj". Reakcyjni księża stali się protektorami zbrodni, stosując dla usprawiedliwienia swojego postępowania podwójną moralność, która z jednej strony nie pozwalała im wydać władzom bezpieczeństwa bandyty "Murata", a z drugiej strony pozwalała spokojnie patrzeć, jak „Murat" i jego dywersyjna szajka bezkarnie napadają na spokojne domostwa, jak zabijają ludzi, jak terroryzują mieszkańców wsi, jak rabują mienie spółdzielcze i państwowe, jak mordują urzędników Państwa.
Wszystko to wynika z obszernego uzasadnienia aktu oskarżenia, opartego na niezbitych dowodach winy jeszcze jaskrawię uwypukla się nikczemne postacie oskarżonych, na tle ich własnych zeznań.
Pierwszy, na wniosek prokuratora, zeznaje ksiądz Marian Faryś. Jest to były nieujawniony zresztą, jak sam przyznaje — członek AK. Ma ptasią, nieprzyjemną twarz, o ostrych rysach.
Trzy razy spotkałem się z Muratem — rozpoczyna swoje zeznania — ksiądz Faryś. Po raz pierwszy na przełomie roku 1946 i 1947, kiedy tradycyjnym zwyczajem obchodziłem wieś "po kolendzie". W jednej z chat znalazł się Murat, który poprosił mnie o udzielenie błogosławieństwa. Błogosławieństwa tego udzieliłem mu. Kiedy Murat wyrażał niezadowolenie z obecnego ustroju, milczałem..." Ksiądz milczał, chociaż dobrze wiedział, jakie zbrodnie Murat ma na sumieniu. Chociaż usiłuje przekonać Sąd, że był dobrym duszpasterzem swojej parafii, z zeznań jego wynikają fakty wręcz przeciwne. Każdemu bowiem normalnemu obywatelowi, zależałoby przede wszystkim na tym, by bronić interesów społeczeństwa.
Bałem się o swoją osobę mówi ksiądz, dlatego nie zawiadamiałem władz o miejscu pobytu Murata".
Drugie spotkanie, a właściwie druga "audiencja" księdza Farysia u Murata odbyła się na prozaicznym tle — u sklepikarza wiejskiego — Tożyka we wsi Rudlice. Sklepikarz wiejski. — "Murat" - bandyta i reakcyjny ksiądz rozumieli się bowiem doskonale — jednakowo bowiem nienawidzili wszystkiego, co demokratyczne.
— Za pośrednictwem żony Murata, doszło do tego spotkania. Mówiliśmy o sprawach bieżących. — Wiadomości bieżące — To radiowe wiadomości z BBC...
— "Murat" narzekał, że czuje się osamotniony i prosił o ułatwienie mu kontaktów z innymi bandami. W pewnym momencie dał mi do zrozumienia, że jest już zmęczony. Audiencję uważał za skończoną i ksiądz Faryś wyszedł ze sklepiku — prawie, jak z kurii biskupiej.
— Do trzeciego spotkania z "Muratem" doszło po ogłoszeniu amnestii w marcu 1947 roku. Chciałem się dowiedzieć jakie stanowisko zajmuje "Murat" wobec tej ustawy, ponieważ, członkowie jego oddziału nie wiedzieli co mają zrobić i błąkali się po stodołach, po polach i mogli się zaziębić...
Tutaj właśnie występuje ksiądz Faryś w faryzeuszowskiej masce, usiłuje pokazać się z najlepszej strony, że niby „troszczył" się o losy nieujawnionych. Jednakże nie przypomina sobie, że w tym samym czasie bandyci tego samego pokroju zamordowali w Zakładach Chodakowskich 10-ciu robotników.
Ksiądz uważał, że jest powołany do tego, by ułatwiać bandytom ich kontakty z reakcyjnymi elementami. Jednak, kiedy „Murat" oznajmił mu, że nie ujawni się, nie odezwał się ani słowem. Ale silniejsza była nienawiść do ustroju demokracji ludowej, a w interesie tej nienawiści leżało utrzymanie w dalszym ciągu istnienia bandv dywersyjnej "Murata". Tak ksiądz Faryś plugawił suknię katolickiego kapłana. Plugawi tę suknię tym bardziej, że zasłania się ciągle tajemnicą konfesjonału, podczas gdy jego spotkania i rozmowy z „Muratem" nie miały absolutnie charakteru spowiedzi. Na marginesie obydwóch ostatnich spotkań księdza Farysia z „Muratem", należy zaznaczyć — jak zresztą przyznał sam ksiądz. — że ksiądz i bandyta przy jednym stole pili wódkę.
Ksiądz Ortotowski — to zewnętrznie zupełne przeciwicństwo księdza Farysia. Niewysoki, pulchny proboszcz o tłustym dobrze odkarmionym karku. To on odegrał złowieszczą rolę w zabójstwie nauczyciela i działacza oświatowego Antoniego Praszczyka we wsi Konopnica.
Antoni Praszczyk mieszkał w parafii księdza od samego początku jej istnienia. Ksiądz Ortotowski znał go więc dobrze. Nienawistne mu było to, że Antoni Praszczyk szerzy oświatę na wsi, że jest komendantem lokalnego hufca Służby Polsce, która szkoli naszą młodzież, daje jej zawód. „Dzięki tej organizacji młodzież nasza bierze udział w odbudowie zniszczonego wojną kraju" — stwierdza sam ksiądz Ortotowski. Tym nie mniej ksiądz pała wyraźną nienawiścią do tej organizacji. Mimo, że młodzież "Służby Polsce" brała chętnie udział w honorowej straży przy grobie Chrystusa przed Świętami Wielkanocnymi ks. Ortotowski żali się swojemu sąsiadowi księdzu Łososiowi, że organizacja ta przeszkadza mu rzekomo w wykonywaniu praktyk religijnych.
„Ksiądz Łosoś powiedział, zeznaje ksiądz Ortotowski, że ma kontakt z bandą "Murata" — „Murat" może nauczyciela Praszczyka i jego żonę sprzątnąć. Powiedziałem:
„NIECH TAMCI KROPNĄ IM W ŁEB!".
— Jestem nerwowy i uczuciowy (?!) z natury, więc się uniosłem — mówi ksiądz Ortotowski. — Teraz widzę, że ja jestem przestępcą, bo ja dałem zlecenie zabójstwa Praszczyków.
Ksiądz Ortotowski płacze pod koniec składania zeznań. Spóźnione łzy...
Nauczyciel Praszczyk został zamordowany. Jego żona cudem uniknęła śmierci, ale tylko dlatego, że bandyta „Murat" nie chciał zabijać kobiety.
— Żałuję swojej winy — mówi pod koniec swoich zeznań ksiądz Ortotowski — ale moim złym duchem był ksiądz Łosoś.
W ciągu ostatniego czasu miałem wiele czasu na refleksje. Wzywam teraz innych księży katolickich do zmiany postępowania.
Zeznania księdza Ortotowskiego zakończyły pierwszy dzień procesu.
Dziś rozprawa trwa.
Wrażania z sali sądowej.
Milczenie i zbrodnia
Przewodniczący sądu czyta akt oskarżenia. Jego słowa skierowane są w jednakowej mierze przeciw bandycie Muratowi, jak i przeciw trzem ludziom w sutannach — trzem księżom. Banda Murata mordowała, grabiła, terroryzowała. A ci trzej księża? Przecież to duchowni, którzy służyć mieli idei miłości bliźniego. Jak to się stało, że trafili na ławę oskarżonych, że są współodpowiedzialni za potworne zbrodnie, które zmierzały do likwidacji ustroju demokracji ludowej, do fizycznego wytępienia tych, którzy temu ustrojowi służyli. Co powiedzą ci trzej księża. Czy pojmą bezmiar swego upadku moralnego?
Do stołu sędziowskiego podchodzi szczupły człowiek w sutannie. To ksiądz Faryś. Stwierdza, że udzielał błogosławieństwa bandytom. Zdaje sobie sprawę kim byli współuczestnicy bandy Murata — bandyci, gdyż tak ich właśnie nazywa. Dawał każdemu z nich krzyż do całowania, utwierdzał ich w czasie amnestii i później w przeświadczeniu o potrzebie dalszego konspirowania. O morderstwach i rabunkach bandy nic nie wiedział, gdyż czytywał tylko „Niedzielę", w której na ten temat nie pisano. Polskę Ludową traktuje jako swoją ojczyznę, docenia wielki wkład rządu w dzieło odbudowy. Osobiście nie czuje się winnym.
Co to wszystko znaczy? Dlaczego oskarżony Faryś wypiera się winy? Czy można uwierzyć, aby były konspirator z AK nie wiedział nic o bandach, aby się tym problemem nie interesował? Jedno jest pewne — oskarżony Faryś boi się odpowiedzialności za swe zbrodnicze czyny, boi się kary, dlatego po prostu kłamie.
Do stołu sędziowskiego podchodzi oskarżony ksiądz Ortotowski. Jest to człowiek raczej niskiego wzrostu o zaokrąglonych kształtach, niespokojnych oczach i dobrodusznym wyrazie twarzy. Ksiądz Ortotowski mówi o tym, że lubi gospodarstwo, że hoduje krowy i świnie, że lubi dobrze zjeść i żyć spokojnie i statecznie. Wygląda na typowego prowincjonalnego proboszcza.
I taki właśnie człowiek nie zawahał się namawiać księdza Łososia, aby ten spowodował zamordowanie przez bandę }Murata małżonków Praszczyków za to, że Praszczyk, jako nauczyciel był jednocześnie kierownikiem organizacji „Służba Polsce". Jakże do tego doszło, co wpłynęło na tę decyzję księdza Ortotowskiego, tego właśnie o zaokrąglonych kształtach dobrodusznego proboszcza?
Mówił o tym sam ksiądz Ortotowski. Początkowo próbował się tłumaczyć chorobą nerwów, ogólnym złym stanem fizycznym swego organizmu, skłonnością do uniesień i t. p. Wreszcie jednak — płacząc — powiedział:
„Fakt, że jestem dziś sądzony jako morderca wynika z tego, że nikt z władz kościelnych nie wyjaśniał nam dotychczas, jaki ma być stosunek księdza do rządu i ustroju Polski Ludowej. Przeciwnie — słyszeliśmy raczej słowa krytyki, nawet wrogości. Chcę, aby moją tragedię poznało całe duchowieństwo, aby przekonało się do czego prowadzi wrogość do Związku Radzieckiego, do krajów demokracji ludowej".
Ksiądz Ortotowski morderca — Jak sam siebie nazywał — nauczyciela Praszczyka — płakał. Ile w jego zachowaniu było obawy przed zasłużoną karą, a ile szczerości — trudno stwierdzić. Jedno jest pewne. Głos sądzonych dotychczas za podobne zbrodnie księży Ortotowskich nie dotarł jakoś dotychczas do władz kościelnych. Władze te milczą uparcie, jakby się nic nie działo. A tymczasem ksiądz Ortotowski publicznie stwierdza że w najbardziej dramatycznych dla siebie chwilach, że wrogość do Związku Radzieckiego, do demokracji ludowej, wepchnęła go w ramiona zbrodni i że jego władze kościelne w okresie powojennym nie pomogły mu w przezwyciężeniu tej wrogości, a tym samym — w uchronieniu go przed stoczeniem się do roli mordercy.
Ksiądz Ortotowski po spowodowanym przez siebie morderstwie Praszczyka odprawiał za niego nabożeństwo żałobne. Nabożeństwo żałobne odprawione przez mordercę za duszę zamordowanego przez siebie człowieka.
Oto do czego również i pod względem religijnym doprowadzić może nienawiść do ustroju demokracji ludowej, do socjalizmu.
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
Dziś zapadnie wyrok na Murata* i wspólników
Ci, którzy nie mieli litości dla mordowanych ofiar — biją się w piersi i proszą o łaskę
W dniu wczorajszym w dalszym ciągu procesu Murata i jego popleczników w sutannach — trzech reakcyjnych księży — wygłosił mowę oskarżycielską prokurator mjr Sikorski, naświetlając stan faktyczny sprawy zgodnie z wynikami śledztwa i przewodem sądowym.
— Oskarżeni — zaczął przemówienie prokurator — stoją pod zarzutem popełnienia przestępstw szczególnie niebezpiecznych w okresie odbudowy Państwa Polskiego — morderstwa, rabunki znaczą drogę Murata, drogę reakcyjnych księży znaczy podżeganie do przestępstw, umacnianie w bandycie Muracie przekonania, że postępował dobrze.
Prokurator powołał się następnie na dowody rzeczowe, dołączone do akt sprawy, na „meldunki", na „kwity", jakie wydawał Murat i jego podwładni w miejscach rabunków, na "rozkazy", przejęte przez władze bezpieczeństwa.
Następnie prokurator omówił winy trzech księży, znajdujących się na ławie oskarżonych.
— Ksiądz Łosoś dawał Muratowi „pożywkę duchową" w postaci odpowiednio skomentowanych wiadomości radiowych z BBC. Najdobitniejszym dowodem złej woli księdza Łososia jest jego udział w zabójstwie nauczyciela Praszczyka. — Ksiądz Ortotowski zaś w błędnym przekonaniu, że organizacja młodzieżowa „Służba Polsce" zagraża jego „rządowi dusz" nad młodzieżą, pozbywa się niewygodnego dla siebie nauczyciela Praszczyka za pośrednictwem księdza Łososia i bandy Murata.
— Nieco mniej winny. — mówił w dalszym ciągu prokurator — ale tylko pozornie wydaje się ksiądz Faryś. Jednakże i on udzielał bandzie dywersyjnej moralnego poparcia błogosławiąc jej członków. Nie starał się wcale nakłonić Murata by rzucił drogę mordów i grabieży. Nie zrobił nic, by zapewnić spokój swoim parafianom, oddając niebezpiecznego bandytę w ręce władz.
— Ponieważ wina oskarżonych została w całości udowodniona i kwalifikacja prawna przestępstw pokrywa się całkowicie z aktem oskarżenia, popieram oskarżenie w całej rozciągłości — zakończył swoje przemówienie prokurator mjr Sikorski.
Drugi oskarżyciel — prokurator mjr Ligęza — omówił szczegółowo polityczne tło przestępczej działalności oskarżonych, tło, na którym skrzyżowała się działalność zbira Murata i trzech kapłanów. — Coście zrobili z hasłem „nie zabijaj", wy trzej księża na ławie oskarżonych?!
— Z chwilą odzyskania niepodległości walka klasowa w Polsce wkroczyła na nowe tory. Odcięliśmy burżuazji drogę do władzy, przyczaiła się więc ona w niektórych urzędach, biurach, parafiach. Nasi sanacyjni dygnitarze nie zrezygnowali, mieli bowiem możnych protektorów w międzynarodowym kapitale. Ci wywłaszczeni magnaci mieli dość środków, by do „mokrej roboty", do rabunków, morderstw, wynajmować zbirów, właśnie takich, jak Murat. Zbrodnicza ręka Murata skierowana została bezpośrednio przeciw obrońcom interesów mas ludowych. Jego bogate archiwum zawierało dziesiątki legitymacji partyjnych, legitymacji żołnierskich, za które zapłacono wysoką cenę krwi i młodego życia. Dokładnie były wykonywane rozkazy Murata: mnóstwo osób zostało bestialsko pobitych i zamordowanych.
— Panowie z Londynu zdawali sobie sprawę, że Państwo nasze buduje się między innymi w oparciu o drobne i średnie chłopstwo, więc inspirowali niszczenie organizacji, które przyczyniają się do wzrostu dobrobytu wsi. Murat dobrze rozumiał interesy swoich mocodawców — rabunki dokonane na spółdzielniach wiejskich i majątkach państwowych są tego dowodem. Powiązany jest on z interesami sklepikarzy, bogatego chłopstwa i reakcyjną częścią kleru. Bogacze wiejscy wiedzą, że władza ludowa położy kres ich spekulowaniu na nędzy drobnego chłopa, to samo wie lichwiarz — sklepikarz wiejski. Oni więc udzielali Muratowi informacji, byli w jego wywiadzie, popierali go finansowo, a księża w jednym szeregu z nimi dostarczali gazet i wiadomości z anglosaskich ośrodków dyspozycyjnych.
— Bigotki i kumoszki powiedzą może, że walczymy z religią. Chcę więc z tego miejsca powiedzieć: Nie, z religią nie walczymy, cała nasza polityka jest tego dowodem. Kongres Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej wyraźnie te sprawy określił: nie walczymy z religią- dajemy pełną swobodę wyznań religijnych, gwarantujemy prawną ochronę obrządków i nie wtrącamy się w sprawy Kościoła. Nie pozwolimy jednak, by reakcyjna część kleru podważała podstawy Państwa Ludowego.
— Kiedy ORMO-wiec walczy z niedobitkami band, kiedy najlepsi synowie kraju padają, oddają życie dla zabezpieczenia życia i mienia innych, ksiądz Faryś dyskutuje z bandytą i udziela mu moralnego poparcia, profanuje krzyż, który mu daje do pocałowania. Nie zdobywa się na jedno słowo potępienia.
Polska podnosi się z ruin i zgliszcz. Młodzież zrzeszona w Służbie Polsce odbudowuje wsie i miasta. Nie widzi tego ksiądz Ortotowski, nie widzi tego ksiądz Łosoś.
Działalność oskarżonych jest przejawem walki klasowej bogaczy i reakcji przeciw Polsce maszerującej do Socjalizmu. Nie zatrzyma nas jednak żaden Murat, Faryś, Łosoś czy Ortotowski — nie dlatego, że są to ludzie mali, ale dlatego, że nasza idea jest słuszna i sprawiedliwa, że opiera się na naukowych prawach rozwoju społecznego, że odpowiada masom pracującym. Nie będziemy też pobłażać podobnym próbom, z góry zresztą skazanym na klęskę. Będziemy pobłażliwi dla tych, co sami do nas przyjdą, nie czekając na amnestię, ale nigdy dla tych, co z bunkru z nami walczą.
— Domagam się kary współmiernej do win. Nie tylko, jako człowiek, nie tylko w imieniu munduru, który mam zaszczyt nosić, nie tylko w imieniu urzędu, jaki sprawuję, nie tylko w imieniu mas pracujących — ale w imieniu morza przelanej krwi i łez —— żądam:
dla oskarżonego Murata — kary śmierci,
dla oskarżonego Łososia — kary śmierci, dla oskarżonego Ortotowskiego — kary śmierci,
dla oskarżonego Farysia — kary 12 lat więzienia".
Po przemówieniu prokuratora mjr. Ligęzy Sąd zarządził przerwę. Natychmiast, po opuszczeniu przez Sąd sali publiczność licznie zgromadzona długotrwałymi oklaskami wyraziła całkowitą solidarność z mową oskarżycielską prokuratora.
• • •
Wobec ogromu win ciążących na oskarżonych obrońcy mieli niesłychanie trudne zadanie do spełnienia. Słusznie podkreślił obrońca Murata z urzędu, że działał on „w czadzie lamp parafialnych na naszej wsi", w czadzie zatruwającym dusze ludzkie. Obrońcy proszą o łagodny wyrok dla zbrodniarzy.
• • •
— Wysoki Sądzie — powiedział w ostatnim słowie bandyta Murat — błagam o wybaczenie mi moich błędów. Rozlałem krew bratnią i czuję się teraz, Kainem. Dopiero teraz bowiem zrozumiałem, że błądziłem. Apeluję do tych, którzy jeszcze teraz błąkają się po wsi polskiej, aby wyszli z podziemia, stanęli w jednym szeregu z tymi, którzy budują jasną przyszłość naszego kraju. Ci, co nie uznają mojego głosu, niech wiedzą, że niegodni są nazwać się Polakami. Dziś, gdy władza przeszła w ręce ludu tacy, jak ja, powinni stanąć razem z tą władzą, by nikt jej nie wydarł z rąk ludu. Na moją drogę pchnęły mnie złe podszepty. Nieświadomy byłem tego, że źle czynię. Nie spotkałem jednak człowieka, któryby mi powiedział: „Złą drogę obrałeś, zawróć!" — Padam do stóp Majestatu Rzeczypospolitej! Błagam i proszę o łaskę! Błagam i proszę o przebaczenie!"
— Zdaję sobie sprawę — powiedział, ksiądz Łosoś, że na moim sumieniu, jest śmierć człowieka, który pracował dla dobra ojczyzny, żałuję bardzo mocno żałuję. Proszę o darowanie mi życia".
— Z żalem i skruchą — mówił ksiądz Ortotowski — wyznaję dzisiaj swoją winę. Żałuję szczerze i serdecznie. Byłem młodym kapłanem, wyświęconym w czasie wojny w roku 1940, a starsi kapłani nie nawoływali bym pracował dla nowej Polski Ludowej. Pewne sfery uważały to za błąd. Jedynym moim zadaniem powinno było być nauczanie ludu, czym jest praca dla młodej demokratycznej Polski.
Apeluję do kapłanów — niech chwycą za dzwon, niech dzwonią na trwogę, aby to, co było w powiecie wieluńskim nie powtórzyło się nigdzie!"
Bałem się z ambony mówić o Muracie. — mówi ks. Faryś. — Chciałem go jednak nawrócić. — Dla mnie to był czlowiek który błądzi. Bałem się jednak o swoją osobę i to teraz rzuca cień na mnie. Nie miałem bowiem nic wspólnego z morderstwami Murata. jednak czuję się przestępcą wobec prawa, że nie oddałem Murata w ręce władz. Błagam i proszę o przebaczenie".
• • •
Wyrok będzie ogłoszony dzisiaj o godzinie 16-ej.
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
Czemu milczą?
Skończył się proces „Murata"*- i trzech księży — jego wspólników. Ale nie przestał istnieć problem, o którym mówili również księża oskarżeni w tym procesie, problem stosunku hierarchii kościelnej do Fertaków, Farysiów, Ortotowskich i Łososiów.
Ks. Ortotowski powiedział w pierwszym dniu procesu: „Fakt, że jestem dziś sądzony, jako morderca, wynika z tego, iż nikt z władz kościelnych nie wyjaśnił nam dotychczas, jaki ma być stosunek księdza do Rządu i ustroju Polski Ludowej.
przeciwnie — słyszeliśmy raczej słowa krytyki, nawet wrogości". W ostatnim dniu procesu tenże sam ksiądz Ortotowski powiedział: ,,Pragnę wyznać swą winę, za którą w części jednak ponoszą odpowiedzialność ci, którzy nie pozwolili mi pracować dla dobra ojczyzny, a nawet chociażby pozytywnie ustosunkować się do przemian dokonanych w Polsce...
Brałem przykład z nauk starszych hierarchią i doświadczeniem".
Zdruzgotany ciężarem swych zbrodni, oskarżony Ortotowski powiedział głośno to, o czym mówi się w Polsce nie od dziś. Wiadomo powszechnie, że hierarchia kościelna nigdy dotychczas nie potępiła księży, będących wspólnikami bandytów i ich inspiratorami i nadużywających swego stanowiska dla zbrodniczych celów.
Centralny organ PZPR — „Trybuna Ludu" pisze w związku z tym:
„Nie pierwszy to raz ujawniona została przestępcza działalność niektórych księży, nie słyszeliśmy jednak nigdy, aby z ust miarodajnych przedstawicieli hierarchii kościelnej w Polsce padło choć słowo potępienia pod ich adresem.
Nie słyszeliśmy, aby choć w jednym wypadku zdjęto święcenia kapłańskie z księdza, skazanego wyrokiem Sądu Rzeczypospolitej za współudział w morderstwach."
Wniosek z tych faktów narzuca się sam przez się:
„Trzeba powiedzieć wyraźnie.
Odpowiedzialność obciąża także tych, którzy, mając ku temu możliwości, nic nic zrobili, aby zbrodniom przeciwdziałać. Bo chyba zdają sobie sprawę dostojnicy Kościoła jaką wymowę ma to milczenie dla podległych im księży".
„Trybuna Ludu" konkluduje:
„Stawka na zaostrzenie stosunków między Kościołem a Państwem w krajach demokracji ludowej jest dziś podstawową częścią składową planów i knowań imperialistycznych, skierowanych przeciwko tym krajom. Wątpliwe jest jednak, aby leżało to w interesie Kościoła w Polsce.
Kierownicze czynniki hierarchii kościelnej w naszym kraju lepiej więc by zrobiły, gdyby przestały słuchać obcej inspiracji i zdobyły się na wyraźne potępienie działalności przestępczej, uprawianej przez księży w rodzaju księży Fertaka, Ortotowskiego, Łososia i im podobnych."
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
Wyrok w sprawie bandyty Murata* i jego wspólników
Murat, ks. Łosoś i ks. Ortotowski skazani na karę śmierci za walkę przeciw
Państwu Polskiemu i zabójstwa
W dniu wczorajszym punktualnie o godzinie 16-ej Wojskowy Sąd Rejonowy ogłosił wyrok w sprawie bandyty Jana Małolepszego - Murata i trzech reakcyjnych księży, jego inspiratorów i popleczników. Na sali sądowej w kuluarach sądowych i przed gmachem zgromadziły się tłumy publiczności.
Wśród ciszy, jaka zapanowała na sali, przewodniczący odczytał wyrok.
— Jan Małolepszy, pseudo Murat — za wszystkie swoje przestępstwa, udowodnione w czasie procesu został skazany łącznie na karę śmierci, utratę praw publicznych i honorowych na zawsze i konfiskatę całego mienia na rzecz Skarbu Państwa. Murat dążył do obalenia przemocą ustroju Państwa Polskiego, nakłonił podległe sobie dywersyjne bojówki do aktów terroru, do napadów i zabójstw 9-ciu członków ORMO, 12 funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej, 6-ciu funkcjonariuszy urzędu Bezpieczeństwa, 6-ciu członków byłej Polskiej Partii Robotniczej, 3-ch członków Stronnictwa Ludowego, 4 osób spośród urzędników i członków organizacji społecznych. Dalej Murat wydał rozkaz zamordowania 15-tu osób cywilnych niewygodnych dla jego dywersyjnej działalności. Bojówki jego dokonały 66 napadów rabunkowych na spółdzielnie, 9 napadów na posterunki ORMO i MO, 5 napadów na majątki i przedsiębiorstwa państwowe, 21 — na urzędy gminne.
— Ksiądz Marian Łosoś skazany został na karę śmierci za kontakty z bandytą Muratem, za to że przekazywał mu wiadomości różnego rodzaju oraz za to, że za pośrednictwem Teczyńskiego przekazał Muratowi "życzenie" księdza Ortotowskiego w sprawie zamordowania działacza oświatowego, komendanta hufca Służby Polsce w Konopnicy — Antoniego Praszczyka. W stosunku do księdza Łososia Sąd również zarządził utratę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na zawsze oraz przepadek mieniu na rzecz Skarbu Państwa.
— Ksiądz Wacław Ortotowski został skazany na karę śmierci z pozbawieniem praw publicznych obywatelskich praw honorowych na zawsze za to, że wszedł w porozumienie z księdzem Łososiem, a za jego pośrednictwem z bandytą Muratem i doprowadził do zabójstwa nauczyciela Praszczyka.
— Ksiądz Stefan Faryś został skazany na 8 lat więzienia, utrątę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na 5 lat i konfiskatę mienia na rzecz Skarbu Państwa.
W obszernym uzasadnieniu Sąd podkreślił wszystkie okoliczności, jakie wpłynęły na wymiar kary.
"Murat sam wydawał wszystkie rozkazy — brzmiało uzasadnienie — nadał sobie rangę kapitana, terrorem i strachem trzymał swoich „podkomendnych". Dowodem tego są znalezione w archiwum jego meldunki i rozkazy".
„Łańcuch związku przyczynowego między wydaniem polecenia przez księdza Ortotowskiego księdzu Łososiowi a wykonaniem go przez Murata jest zamknięty. W osobach księży znajdujących się na ławie oskarżonych osądzona została ta reakcyjna część kleru, która wbrew woli olbrzymiej większości wierzących i mimo ostrzeżeń przedstawicieli władz — stanęła po stronie reakcji i kapitalistów. Nadużyli oni instytucji kościoła i swego kapłaństwa, wydając polecenie zamordowania człowieka. Nie mają oni nic wspólnego z religią. Sprawa ta zdemaskowała reakcyjną, część kleru, która chciała nadużyć instytucji kościoła dla celów nie mających nic wspólnego z kościołem. Nadużyli oni swych szat duchownych i zaufania społeczeństwa z racji swego stanowiska, aby w toczącej się walce klasowej stanąć po stronie wyzyskiwaczy i ucisku".
Sąd przy wydawaniu wyroku nie wziął pod uwagę skruchy jaką wykazali oskarżeni w czasie procesu, wychodząc z założenia, że obecnie działali oni wyłącznie pod wpływem strachu przed karą.
Wyrok ten nie jest ostateczny. Przewodniczący wyjaśnił podsądnym, że zarówno prokurator, jak i skazani za pośrednictwem obrońców mają prawo w ciągu 7-iu dni od chwili ogłoszenia wyroku domagać się rewizji procesu przed Najwyższym Sądem Wojskowym. Mają również prawo ubiegać się o łaskę Prezydenta RP.
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
1992 r.
Akta metrykalne (Parafia Rudlice) 1766
Ostrówek
Roku Pańskiego 1766, dnia 12 stycznia. Ja Jan Kryszkowski proboszcz rudlicki ochrzciłem dziecko urodzone 9 miesiąca i roku jak wyżej o godzinie 6 rano córkę Znakomitego Piotra Fundamenta i Antoniny z Radolińskich prawowitego małżeństwa Karśnickich dziedziców dóbr w Rudlicach, której nadano imię Tekla. Rodzicami chrzestnymi byli Wielmożny Zygmunt Jaxa Dobek z Wielmożną Katarzyną lub drugiego nazwiska Myszkowską dziedziczką dóbr Kraszkowskich.
Dziennik Urzędowy Woiewodztwa Kaliskiego 1822 nr 32
Sędzia Trybunału Woiewództwa Kaliskiego.
Z mocy Wyroku Trybunału Cywilnego Woiewództwa Kaliskiego Wydziału I. w dniu 27. Lipca r. b. zapadłego, Delegowany podaie ninieyszym do publiczney wiadomości, iż Dobra Ziemskie Kraszkowice z przyległościami w Pcie Wieluńskim sytuowane, przez licytacyą w dzierżawną possessyą na lat trzy, poczynaiąc od S. Jana Chrzciciela r. b. w dniu 16. Sierpnia r. b. o godzinie 5. po południu na Sali Audyencyonalney Trybunału wypuszczone zostaną. O warunkach każdego czasu dowiedzieć się można u niżey podpisanego z tym dodatkiem, że przystępuiący do licytacyi winien wprzód na ręce Delegowanego złożyć Vadium w Summie Złotp. 2000.
Kalisz dnia 4. Sierpnia 1822. r.
Brzeski.
Gazeta Warszawska 1826 nr 78
Komornik Sądowy Powiatu Wieluńskiego.
Zawiadomia się szanowną publiczność,
iż przed Rejentem Powiatu Wieluńskiego w Mieście Obwodowem
Wieluniu w Kancellaryi tegoż W. Franciszkiem z Lisca Lisieckim w
dniu 22 Czerwca r. b. począwszy o godzinie 10tey zrana prawnie
zaiętych Dóbr wsi Kraszkowic z przyległym folwarkiem Ludwina, w
Powiecie Wieluńskim Województwie Kaliskiem położonych,
wydzierżawienie na lat trzy po sobie idących, uważaiąc od dnia 24
Czerwca r. b. nastąpi. — Dzierżawy z których Dóbr dotychczas
opłaca dzierżawca rocznie zł: Pol: 7800. — O warunkach zaś
licytacyynych każdy z pretendentów u Rejenta powyższego każdego
czasu dowiedzieć się może. — Wieluń dnia 5 Maia 1826 roku.
Tadeusz Musiałowicz.
Gazeta Warszawska 1829 nr 239
Dziennik Urzędowy
Województwa Mazowieckiego 1826 nr 554
STAN
Funduszów Towarzystwa Ogniowego Wsiów
w Królestwie Polskiém z Roku 1825.
ROZCHOD z Roku 1825
|
|||
Mieysce Pogorzeli | Data Pogorzeli | Summa przyznana | |
WOJEWODZTWO KALISKIE Obwód Wieluński |
Złote | gr | |
Kraszkowice | 4/5 Listopada 1825 | 6450 |
Dziennik Urzędowy Województwa
Kaliskiego 1828 nr 24
OBWIESZCZENIE.
Podaie do publiczney wiadomości, iż
dobra ziemskie Kraszkowice, składaiące się z wsi folwarczney
Kraszkowice litt. A. i B., folwarku Louisenhoff czyli teraz Ludwina,
młyna Kloska zwanego, wszystkie w Pcie i Obwodzie Wieluńskim,
Woiewództwie Kaliskiem w gminie Kraszkowic, z których wieś
folwarczna Kraszkowice w parafii Ruda, zaś folwark Louisenhoff czyli
Ludwina i Młyn Kloska w parafii Wierzchlas położone, Wgo Józefa
Iłowieckiego obywatela Królestwa Polskiego w teyże wsi
Kraszkowicach mięszkaiącego, i tamże zamieszkanie prawne maiącego,
dziedziczne, aktem tradycyi nieruchomości przez Komornika
Trybunału Cywilnego Woiewództwa Kaliskiego Ur. Józefa
Narczyńskiego, w dniach 9, 10, 13, 14, 16. i 19. Maia r. b. 1828 na
gruncie wsi Kraszkowic spisanym, na rzecz Wgo Józefa Skórskiego
Naczelnika Komory Konsumowey Kalisz, w mieście Woiewódzkim Kaliszu
mie szkaiącego, i Wgo Józefa Jaxy Bykowskiego dziedzica dóbr
Głupic, tamże w Pcie Piotrkowskim mieszkaiącego, za których W.
Adam Mazurkiewicz Patron Trybunału Cywilnego Woiewództwa
Kaliskiego. w mieście Woiewódzkiem Kaliszu mieszkaiący, w poparciu
tegoż zaięcia stawa, i u którego ciż zamieszkanie prawne maią,
zaięte zostały.
Akt zaięcia powyżey wzmiankowany w
biórze Pisarza Kancellaryi Ziemiańskiey Woiewództwa Kaliskiego Wgo
Franciszka Bajer, do księgi wieczystey dóbr Kraszkowic w dniu 24.
Maia r. b. wpisany, a do bióra Pisarza Trybunału Cywilnego tegoż
Woiewództwa Wgo Józefa Piątkiewicza w dniu 31. t. m. podany, i
przez tegoż Pisarza Wgo Piątkiewicza do księgi zaregestrowań
wciągnięty został.
Dobra te Kraszkowice składaią iednę
gminę pod nazwiskiem „gmina Kraszkowice" , graniczą na
wschód słońca z wsią Krzeczów, na zachód z wsią Wierzchlas, na
południe z wsiami Rządowemi Toporow i Mierzyce, tudzież z wsią
szlachecką Łaszów, a na północ z wsiami Rządowemi Radoszyce i
Drobnice —
Obeymuią zaś:
a) w Placach zabudowań, ogrodach,
pastwiskach Hub 6, Morg 10, pr. 161.
b) w Gruntach ornych 1. 2. i 3. Klassy
Hub 61, Morg 7, pr. 135.
c) w Łąkach Hub 10, Morg 1, pr.
40.
d) w Borach i lasach ogólnie, Hub 26,
Morg 4, pr. 166.
e) w Zaroślach, Hub 6, Morg 25,
pr. 170.
f) w Gruntach nieobsiewanych Hub 24,
pr. 80.
g) w Sadzawkach, wodach, drogach
publicznych i ubocznych wygonach, Hub 2, Morg 10, pr. 82.
W Ogóle obeymuią sposobem
przybliżonym: Hub 137, Morg 1, pr. 114 miary Magdeburgskiey.
Dobra powyżey wyrażone są na teraz w
posiadania Zygmunta Stabernak iako dzierżawcy, któremu się
kontrakt dzierżawny z dniem Sgo Jana Chrzciciela r. p. 1829 kończy.
Bory w skutek zaięcia powyżey wymienionego zostaią pod
Administracyą Pawła Troianowskiego, w Dobrach tych znayduią się:
1) Czynszowników 2, a mianowicie: Roch
Materski karczmarz, który płaci czynszu z gościńca co rocznie po
złotp. 140, i Wincenty Nowakowski mły narz, który płaci
czynszu z młyna co rocznie po złotp, 72.
2) Półrolników 8, a mianowicie, 1)
Mateusz Borgul, 2) Woyciech Kinas, 3) Walenty Adamczyk, 4) Józef
Podyma, 5) Tomasz Borgul, 6) Piotr Bibuła, 7) Jan Lis i Franciszek
Lis na iednym półrolku, 8) Mateusz Kowalski czyli Bober.
3) Zagrodników 41, a mianowicie: 1)
Anna Madziaczka wdowa, 2) Antoni Stempiń, 3) Tomasz Stempiń, 4)
Wawrzyniec Gruszczyński, 5) Tomasz Gołygowski, 6) Jan Napierayczyk,
7) Grzegorz Sołtysiak, 8) Kasper Ko walczyk, 9) Małgorzata
Kurczyńska wdowa, 10) Adam Radwański, 11) Stanisław
Radwański, 12) Sobestyan Juszczak, 13) Jan Skowronek, 14) Mikołay
Konstanty, 15) Mateusz Kołodziey, 16) Tomasz Pluskota, 17)
Wawrzeniec Bibuła, 18) Karol Szymczak, 19) Józef Gaydziak, 20)
Franciszek Kurczyk, 21) Woyciech Kudra, 22) Franciszek Szymczak, 23)
Woyciach Konstanty, 24) Andrzey Kurczyńki, 25) Piotr Kucia, 26)
Marcin Nowak, 27) Woyciech Kołodziey, 28) Mateusz Kinas, 29) Idzi
Dura, 30) Fran ciszek Fornal, 31) Franciszek Stempiń, 32)
Szymon Kowalczyk, 33) Jan Sobczak, 34) Woyciech Gołygowski, 35) Adam
Podyma, 36) Wacław Skoczylas, 37) Adam Kinas, 38) Walenty
Małolepszy, 39) Jan Janiczek, 40) Stanisław Michalski, 41) Jan
Bawolczyk.
4. Komorników 9, a mianowicie: 1)
Teressa Borgulska wdowa, 2) Szymon Lis, 3) Jan Kędziora, 4) Łukasz
Oganiaczyk, 5) Łucya Oleyniczka, 6) Urszula Mielcarka, 7) Ewa
Frydryszka i Alexy Swiatły, 8) Grzegorz Ochmann, 9) Mateusz Podyma.
Akt zaięcia powyżey z daty wymieniony
wpierwszey kopii Wmu Józefowi Jłowieckiemu, właścicielowi dóbr
Kraszkowic w Kraszkowicach mieszkającemu, w drugiey kopii Zygmuntowi
Stabernak, iako dzierżawcy dóbr Kraszkowic i zastępcy Wóyta
gminy, w tychże dobrach ustanowionemu tamże mieszkaiącemu, w
trzeciey kopii Pawłowi Troianowskiemu Administratorowi, aktem
zaięcia ustanowionemu w Wierzchlasie mieszkaiącemu, nakoniec w
czwartey kopii Janowi Sali kiewieczowi Pisarzowi Sądu Pokoiu Ptu
Wieluńskiego, w mieście powiatowym Wieluniu mieszkaiącemu, pod
dniem 19. Maia r. b. 1828 przez Woźnego przy Trybunale Cywilnym
Wdztwa Kaliskiego Janu Zamoskiego, doręczony został.
Każdy któryby chciał o wszystkich
szczegółach tych dóbr iak równie o in wentarzach i sprzętach
gospodarskich się obiaśnić, może w Kancellaryi Trybunału, iak
również i u popieraiącego Patrona akt zaięcia przeyrzeć, a kto
chce same dobra widzieć, może się na grónt udać.
Dobra te sprzedane będą w Pś.
Trybunale Cywilnym Woiewództwa Kali skiego w Kaliszu, w Pałacu
Sądowym sessye swe odbywaiącym, na audyencyi publiczney tak iak są
zaięte.
Pierwsze ogłoszenie warunków
licytacyi i sprzedaży w dniu 22. Lipca r. b. o godzinie 10. z rana,
na audyencyi wspomnianego Trybunału nastąpi.
w Kaliszu dnia 2. Czerwca 1828. r.
Wywieszono na tablicy w Sali
Audyencyonalney Trybunału Cywilnego Wdztwa Kaliskiego dnia 2.
Czerwca 1828. r.
Piątkiewicz. P. T.
Gazeta Warszawska 1829 nr 239
OBWIESZCZENIA SĄDOWE.
Sąd Policyi Poprawczey Wydziału
Piotrkowskiego.
Wzywa wszelkie Władze tak cywilne iako
i woyskowe, niemniey osoby prywatne, aby za Danielem Radziszewskim i
Janem Kędziorą v. Dobroszewskim, o kradzież, a drugim oprócz
kradzieży o morderstwo obwinionemi, z roboty publiczney w dniu
wczorayszym zbiegłemi, baczne oko dawały, a w razie schwytania
onych Sądowi naszemu pod ścisłą strażą dostawiły. — Rysopis
tychże iest następuiący:
1) Daniel Radziszewski Katolik,
mieniący się bydź rodem z wsi Wierzchlasa, Powiatu Wieluńskiego,
Woiewództwa Kaliskiego, liczący sobie lat 19, ostateczne iego
zamieszkanie było we wsi Rudzie, Powiecie Wieluńskim, wzrostu
średniego, twarzy okrągłey pełney, nosa średniego, włosów
blond, oczu siwych; w czasie ucieczki miał na sobie spancer biały
parciany, spodnie takież, furażerka granatowa zła wypłowiała,
koszula Skarbowa nowa z wyciskiem na brzuchu i dole (Więzienie
Piotrków).
2) Jan Kędziora v. Dobroszewski
Katolik, mieniący się bydź rodem z wsi Rząsni, Powiatu
Radomskiego, Woiewództwa Kaliskiego, liczący sobie lat 40, ostatnie
iego zamieszkanie było we wsi Kraszkowicach, Powiecie Wieluńskim,
Woiewództwie Kaliskiem, wzrostu niskiego, twarzy okrągłey, oczu
burych, włosów ciemnych, nosa średniego; w czasie ucieczki miał
na sobie kapotę białą płócienną, spodnie płócienne, furażerkę
skórzaną safianową, koszulę z wypisem na kołnierzu iego
nazwiska. —
W Piotrkowie dnia 18 Sierpnia 1829 r.
J. Siedlecki.
Dziennik Urzędowy
Województwa Mazowieckiego 1829 nr 671
Nro 80,029 — WYDZIAŁ WOYSKOWY.
KOMMISSYA WOJEWODZTWA MAZOWIECKIEGO.
Nadesłane przy Odezwach Kommissyów
Woiewódzkich i Urzędu Municypalnego Miasta Stołecznego Warszawy
opisy w wieku spisowym będących, bez przesiedlenia z mieysca pobytu
zbiegłych, poniżéy zamieszczając, zaleca Wójtom Gmin,
Prezydentom i Burmistrzem Miast, aby w Gminach swych iak
nayściśleysze śledztwo uzupełnili, wyśledzonych nie prawnie
znayduiących się do właściwego Kommissarza Obwodu odesłali, skąd
do Kommissyi Woiewódzkiey transportem pod strażą odstawieni bydź
maią.
Wóyci Gmin, Prezydenci i Burmistrze
Miast, ściśle ninieyszemu poleceniu zadość uczynią, a
Kommissarze Obwodowi skutku dopilnuią.
w Warszawie dnia 21 Mca Listopada 1828
roku.
Radca Stanu, Prezes Kommissyi
R. REMBIELIŃSKI. Filipecki, Sekr:
Jener:
Lista spisowych z Woiewództw i Miasta
Stołecznego Warszawy z mieysca pobytu zbiegłych.
z Obwodu Wieluńskiego.
52. Franciszek Pikuła v. Okrasa,
zbiegł z Gminy Kraszkowic.
Dziennik Powszechny 1832 nr 130
Niżey podpisana po Józefie Skórskim
Dziedzicu dóbr Kraszkowic w Powiecie Wieluńskim Woiewództwie
Kaliskiem położonych pozostała wdowa maiąc na tych dobrach ze
względu summy posagowey znakomitey tayną hypotekę, tudzież ze
względu pożycia małżeńskiego i wspólnego dorobku, oprócz tego
będąc współwłaścicielką tych dóbr, ostrzegam każdego kogo
dotyczeć może, ażeby pod utratą wszelkiego zaliczenia i praw, w
żadną tranzakcyą z sukcessorami ś. p. Józefa Skórskiego Męża
mego o Dobra Kraszkowice bądź na dziedzictwo, zastawę lub
dzierzawę bez wpływu i zezwolenia mego niewchodził. w
Kraszkowicach d. 28 Kwietnia 1832 r. Krystyna z Jordanów Skórska.
Gazeta Rządowa
Królestwa Polskiego 1841 nr 60
Wykaz wynagród za
pogorzele w epoce dawnego Towarzystwa Ogniowego, po koniec roku 1816
zdarzone, których wypłata przypada w roku 1843.
Data
Pogorzeli
|
Gubernia
|
Obwód
|
Nazwisko |
Ner
domu podług dawnego Kadastru
|
Imię
i Nazwisko Właściciela, na rzecz którego wynagrodzenie
przyznanem zostało
|
Summa
do wypłaty pozostała
|
|||||
Miasta | Wsi |
w
Szczególe
|
w
Ogóle
|
||||||||
Prywatney | Rządowey | Złote | gr | Złote | gr | ||||||
28
Września 1810
|
Kaliska
|
Wieluński
|
Kraszkowice |
Za
dostawę Sikawki z miasta Wielunia
|
90
|
90
|
Gazeta Rządowa Królestwa Polskiego
1845 nr 254
(N. D. 5460). Sąd Policyi Poprawczej
Wydziału Kaliskiego.
Wzywa wszelkie Władze oraz osoby
prywatne, nad powszechnem bezpieczeństwem w kraju czuwać
obowiązane, ażeby Antoniego Kota*, o kradzież obwinionego ze wsi
Mokrska Okręgu Wieluńskiego pochodzącego, a ostatnio we wsi
Kraszkowicach tymże Powiecie wyrabiającego, lat wieku około 28
liczyć mogącego wzrostu dobrego, twarzy dziobatej, włosów i wąsów
rudych, ubranego w spancer granatowy połatanv, spodnie dymkowe
czarne, starały się śledzić, ujętego Sądowi Poprawczemu w
Kaliszu lub najbliższemu, pod strażą odesłać, rozporządziły.
Kalisz d. 4 (16) Października 1845 r.
Sędzia Prezydujący, Swierczyński.
*nieczytelne
Gazeta Rządowa Królestwa Polskiego
1850 nr 164
(N. D. 3297) Rejent Kancellaryi
Ziemiańskiej Gubernii Warszawskiej w Kaliszu.
Po śmierci Andrzej Frydrych
współwłaściciela dóbr Kraszkowice A. i Β. z Okręgu
Wieluńskiego i wierzyciela kapitału zł 24,950 czyli rs. 3742 kop.
50 na nieruchomości w mieście Kaliszu pod licz. 563 położonej w
dziale IV. pod Nr. 3 zabespieczonego, otworzył się spadek do
regulacyi któłrego wyznacza się termin na dzień 25 Stycznia (6
Lutego) 1851 r. w Kancellaryi hypotecznéj w Kaliszu.
Kalisz dnia 4 (16) Lipca 1850 roku.
Jan Niwiński.
Gazeta Rolnicza, Przemysłowa i
Handlowa 1851 nr 47
Dobra KRASZKOWICE, położone o milę
od m.Wielunia, rozległe włók n. pol. 105, w dobrym gruncie, z
dostatecznym lasem i łąkami, z wystarczającą robocizną, z
wszelkiemi inwentarzami, gorzelnią, są do sprzedania z wolnej
ręki.— Bliższa wiadomość na miejscu, lub w Widzowie pod
Radomskiem.
Pamiętnik Religijno-Moralny 1854 tom 26 nr. 1
(…) Probostwa Rudzkiego uposażeniem są grunta, dziesięciny, meszne, i procenta. Grunta, posiada morgów 351, prętów 165, miary Rheinlandzkiej. Dziesięciny za wytyczną z wsi rządowej, (dawniej z dóbr kapituły gnieźnieńskiej) Kamionka, pobiera żyta w snopie kóp dziesięć, z odwiezieniem na miejsce; nadto kompozyty:
z dworu wsi Rudy złp. 120
» » Olewina » 74
» » Masłowa » 60
» » Kraszkowic » 70
» » Urbanic » 40
» » Starzenic » 24
» » Rychłowic » 20
razem złp. 408. (...)
(…) Do parafii i
rudzkiej należy dziesięć wsi, jako to: Ruda, Olewin,
(Taczanowskiego), Kamionka rządowa, Rychłowice, (sukcessorów
Rubachów) Kraszkowice, sukcessorów Frydrycha. Urbanice,
(Kobierzyckiego) Starzenice, i Sienice, (Łubieńskiego) Masłowice,
(Kręskiego) Małyszyn (Tegoż). W roku 1850 parafia rudzka liczyła
dusz 2,630. (...)
Gazeta Rządowa Królestwa Polskiego
1856 nr 194
(N. D. 4456) Sąd Policyi Poprawczej
Wydziału Piotrkowskiego.
Wzywa wszelkie władze tak cywilne jako
i wojskowe nad bezpieczeństwem i porządkiem w kraju czuwające aby
Piotra Gawłowskiego ze służby utrzymującego się, ostatnio w
gminie Kraszkowice zamieszkałego, a obecnie z pobytu niewiadomego
ściśle śledziły, a wrazie ujęcia go Sądowi tutejszemu lub
najbliższemu odstawiły pod ścisłą strażą, Rysopis jego jest
następujący, lat ma około 33, wzrostu średniego, twarzy ściągłej,
włosów ciemnych, oczów siwych, nosa miernego, brody okrągłej, i
kulawy na nogę.
Piotrków d. 23 Lipca (4 Sierpnia) 1856
r.
Sędzia Prezydujący,
Assesor Kollegialny, Chmieleński.
Dziennik Warszawski 1865 nr 181
(N. D. 2724) Rejent Kancelarji
Ziemiańskiej Guberni Warszawskiej w Kaliszu.
Po śmierci:
1. Józefy z Psarskich Zarębiny
wierzycielki sum: a) rs. 3,450 pod Nr. 52, b) rs. 3,165 kop. 97, pod
Nr. 53 na dobrach Osiakowie i c) rs. 4,200 pod Nr. 19 na dobrach
Kraszkowiec z Ogu Wieluńskiego wszystkich w dziale IV
ubezpieczonych. (…) otworzyły się spadki do uregulowania których
termin na d. 13 (25) Listopada 1865 w Kancelarji Ziemiańskiej
oznaczam.
Stanisław Rościszewski.
Kurjer Warszawski 1866 nr 213
Komisja Likwidacyjna w Królestwie
Polskiem, podaje do powszechnej wiadomości, iż wynagrodzenia
likwidacyjne: w ilości rs. 18,371 kop. 75, przypadające na mocy
rozporządzenia Komisji z dnia 7 (19) Września r. b, Wiktorowi
Psarskiemu, właścicielowi dóbr Kraszkowice, położonych w
Gubernji Warszawskiej, Powiecie Wieluńskim, Gminie Kraszkowice,
wysłane zostało do Kassy Powiatu Kaliskiego, celem wypłaty komu
należy.
Dziennik Warszawski 1867 nr 13
(N. D. 130). Rejent Kancelarji
Ziemiańskiej Gubernji Warszawskiej w Kaliszu.
Po śmierci:
1. Józefy z Psarskich Zarembiny, co do
sum: a) rs. 3,000 i b) rs. 1,800,w Dziale IV pod Nr 12 i 15, na
dobrach Kraszkowice z Okręgu Wieluńskiego.
Otworzyły się spadki, do regulacji
których, oznacza się termin przed podpisanym Rejentem i w jego
Kancelarji na dzień 13 (25) Lipca 1867 r.
Kalisz d. 21 Grud. (2 Stycz.) 1866/7 r.
Wilhelm Grabowski.
Dziennik Warszawski 1873 nr 28
N. D. 814. Rejent Kancelarji
Ziemiańskiej w Kaliszu.
Po śmierci:
1. Wiktora Psarskiego właściciela
dóbr Kraszkowice z Okręgu Wieluńskiego.
(…) otworzył się spadek do
regulacji którego wyznaczony został termin na d. 11 (23) Sierpnia
1873 r. w kancelarji podpisanego Rejenta.
Kalisz d. 30 Stycz. (11 Lut. ) 1873 r.
Wilchelm Grabowski.
Dziennik Warszawski
1873 nr 82
N. D. 1875. Dyrekcja
Szczegółowa Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego w Kaliszu.
Zawiadamia wszystkich
interesowanych głównie wierzycieli hypotecznych, niemających
obranego zamieszkania prawnego, a z pobytu niewiadomych, poniżej
przy każdych dobrach na których ich wierzytelności, prawa lub
ostrzeżenia są zamieszczone, imiennie wyszczególnionych, że dobra
takowe jako zalegające w opłacie rat Towarzystwu Kredytowemu
Ziemskiemu należnych, wystawione są na pierwszą przymusową
sprzedaż przez licytację publiczną w m. Kaliszu w gmachu Sądowym
przy ulicy Józefiny położonym, w kancelarji Rejenta wyznaczonego
lub jego zastępcy odbyć się mającą a w szczególności co do
dóbr:
Kraszkowice A. B. do
których należą folwarki Ludwina i Dąbrowa z wszystkiemi
przyległościami i przynależytościami w okręgu Wieluńskim
położonych, zalegających w opłacie rat Towarzystwu Kredytowemu
Ziemskiemu przynależnych rs. 3,030 kop. 30. Sprzedaż odbywać się
będzie przed Rejentem Teofilem Józefem Kowalskim, dnia 7 (19)
Września 1873 r. Vadium do licytacji oznaczone zostało na rs.
5,000. Licytacja rozpocznie się od sumy rs. 31,398 kop. 75.
Zawiadomienie to ogłasza się dla: 1. niewiadomych z imion, nazwisk
i pobytu SS-ów Wiktora Psarskiego właściciela dóbr Kraszkowice,
niewiadomych z pobytu i niemających w hypotece obranego zamieszkania
prawnego wierzycieli hypotecznych dóbr tych Kraszkowice. 2. Dzieci
Wiktora Psarskiego, a) Władysława Psarskiego, b) Franciszka
Psarskiego. c) Józefy Psarskiej. 3. Wiktorji Leszczyńskiej. 4.
Pelagji Pągowskiej. 5. Pasterki z imienia i nazwiska niewiadomej. 6.
Antoniny z Psarskich Hubarewicz.
Sprzedaże wzmiankowane
odbędą się w terminach powyżej oznaczonych, poczynając od
godziny 10-ej z rana, w obec Delegowanego Radcy Dyrekcji
Szczegółowej, gdyby zaś Rejent przed którym sprzedaż ma się
odbywać, był przeszkodzonym, licytacja rozpocznie się przed innym
Rejentem który go zastąpi.
Vadium do licytacji
złożyć się mające, winno być w gotowiźnie, która wszakże
zastąpioną być może Listami Zastawnemi lub Likwidacyjnemi, lecz w
takiej ilości, jaka podług Kursa Giełdowego wyrównywać będzie
cyfrze gotowizną oznaczonej.
Warunki licytacyjne są
do przejrzenia we właściwych Księgach wieczystych w Biurze
Dyrekcji Szczegółowej Kaliskiej.
W razie niedojścia do
skutku powyższej sprzedaży dla braku licytantów, druga i
ostateczna sprzedaż od zniżonego szacunku odbytą będzie bez
nowych dalszych doręczeń, w terminie jaki Dyrekcja Szczegółowa
oznaczy i w pismach publicznych raz jeden ogłosi. (Art. 25.
Postanowienia Rady Administracyjnej z d. 28 Czerwca (10 Lipca) 1860
r.)
Kalisz d. 3 (15) Marca
1873 r.
Prezes Załuskowski
Pisarz, Bierzyński.
Kurjer Warszawski 1885 nr 37
Pożar.
We wsi Kraskowicach w pow. wieluńskim,
w nocy z dnia 2-go na 3 b. m., spaliły się oficyny dworskie i
suszarnia słodu. Straty wynoszą około 10,000 rs.
Kurjer Warszawski ( z
dodatkiem porannym) 1896 nr 348
(…) W majątku
Kraszkowice, własność tutejszego
fabrykanta p. T . Endera, odbyło się w d. 11 i 12-ym b. m.
polowanie w 16 strzelb.
W majątku tym zwierzostan
przedstawia się nader pomyślnie, dlatego też rezultaty polowania
okazują się zwykle b. dobre.
Na ostatniem polowaniu
ubito 191 zajęcy, lisa, 14 baranów i 6 jeleni.
Właściciel.
Rozwój 1898 nr 189
Wieluń. Po kilku dniach
bardzo upalnych w nocy z 9-go na 10-go b. m., przeszła nad miastem
straszna burza. Fala nadciągnęła z południo- wschodu. Deszczu
upadło niewiele, ale grzmoty, pioruny i błyskawice nie ustawały.
Wskutek piorunów
powstały trzy pożary: dwa mniejsze i jeden większy we wsi
Kraszkowice, gdzie spłonęły stodoły
dworskie, zapełnione do szczytów zbożem. (...)
Gazeta Kaliska 1899 nr 132
Na posiedzeniu komitetu ochrony leśnej,
odbytym w dniu 9-ym b. miesiąca, postanowiono: 3) Wstrzymać wyrąb
lasu, jako pustoszący, z zabronieniem karczowania w celu zamiany
przestrzeni leśnych na grunta orne, aż do przedstawienia komitetowi
planów gospodarstwa leśnego w następujących dobrach: Kraszkowice
pow. wieluńskiego, Pełczyska pow. łęczyckiego, Słowików pow.
wieluńskiego, Brzeziny pow. wieluńskiego, Lipę pow. kaliskiego i
Jodłowiec pow. wieluńskiego.
Kurjer Warszawski ( z
dodatkiem porannym) 1899 nr 168
Echa kaliskie.
Korespondent nasz z
Kalisza pisze d. 14-go b. m.:
„Na ostatniem
posiedzeniu komitetu ochrony leśnej w d. 9 -ym b. m. postanowiono:
(…) 3) wstrzymać wyrąb lasu, jako pustoszący, z zabronieniem
karczowania, w celu zamiany przestrzeni leśnych na grunty orne aż
do przedstawienia komitetowi planów gospodarstwa leśnego w dobrach
następujących:
Kraszkowice w pow. wieluńskim, (...)
Gazeta
Świąteczna 1900 nr. 1032
We wsi
Kraszkowicach pod Wieluniem, w guberńji kaliskiéj, dnia 15 września
spaliło się całkowicie 48 osad gospodarskich. W płomieniach
zginął synek wdowy Józefy Pacholickiéj, pięcioletni Maciuś. Z
ży winy spaliło się 15 świń i wiele drobiu. Pożar wynikł z
podpalenia. Ileż łez ludzkich wziął na sumienie zły człowiek,
który w zapamiętałości taką zbrodnię popełnił! F. K.
Drobiazgi Myśliwskie.
Łowiec Polski 1902 nr 24
Tępienie królików.
W guberni kaliskiej, gdzie króliki coraz bardziej się rozmnażają,
p. Ender w Kraszkowicach (w pow.
wieluńskim) zastosował małe żelaza talerzykowe do tępienia tego
gryzonia. Zastawia on żelaza przed norami z doskonałym skutkiem,
bowiem od m. września b. r. złapało się w ten sposób już 220
sztuk królików. Specyalny chłopak, nauczony sposobu obsługiwania
żelaz, doskonale się z tem załatwia.
Łowiec Polski 1902 nr 24
W d. 3, 4, 5 i 6
grudnia polowano w Kraszkowicach w pow.
wieluńskim, u p. Endera. W 20 strzelb, pomimo mrozu, który w d. 5
grudnia w polu zupełnie polować nie pozwolił, zabito: 3 dziki, 1
lisa, 5 rogaczy, 54 bażanty, 10 cietrzewi, 453 zające, 18 kuropatw
i 5 królików; razem 549 sztuk. Królem polowania był p. F. z
Tomaszowa, który miał na rozkładzie 48 sztuk; przytem p. F. zrobił
ładnego i rzadkiego dubleta. zabił bowiem z dwóch luf cietrzewia i
kozła.
Sport: Tygodnik Ilustrowany 1902 nr 52
Myślistwo.
Z kniej i pól.
W Kraszkowicach, w pow. Wieluńskim, na
dorocznem polowaniu u p. Teodora Endera, zabito 3 dziki, 5 kozłów,
430 zajęcy, 4 króliki, lisa, 54 bażanty, 10 cietrzewi i 25
kuropatw—razem 532 sztuki. Królem polowania był p. Franciszek
Steinhagen.
Gazeta Kaliska 1903 nr 13
Krochmalnia w Kraszkowicach, należąca
do p. Endera, przemysłowca z Pabjanic, stała się pastwą pożaru w
nocy z d. 31 grudnia na 1 styczeń. Na wiosnę ma być odbudowana.
Łowiec Polski 1903 nr 24
W połowie listopada
odbyło się polowanie w Kraszkowicach, w
pow. wieluńskim, u p. Teodora Endera. Polowano przez trzy dni w 15
strzelb i przy pogodzie dżdżystej zabito: 3 rogacze, 354 zające,
47 królików, 16 cietrzewi, 103 bażanty, 59 kuropatw i 2
jastrzębie. Królem polowania był p. Aleksander Knote z Tomaszowa,
mając na rozkładzie 84 sztuki.
Sport: Tygodnik Ilustrowany 1903 nr 52
Myślistwo.
Z kniej i pól.
W Kraszkowicach, w pow. Wieluńskim, u
p. Teodora Endera, w połowie listopada r. b. odbyło się polowanie,
podczas którego przez trzy dni w 15 strzelb i przy pogodzie
dżdżystej zabito: 3 rogacze, 354 zające, 47 królików, 16
cietrzewi, 103 bażanty, 59 kuropatw i 2 jastrzębie. Królem
polowania był p. Aleksander Knote z Tomaszowa, mając na rozkładzie
84 sztuki.
Kronika myśliwska.
Na dorocznem polowaniu u p. Teodora Endera, w dobrach Kraszkowicach w pow. wieluńskim, gub. Kaliskiej zabito 10 kozłów, lisa, królików, 704 zajęcy i 10 różnych — razem 99 sztuk.
Królem polowania był p. Herman Knothe, który miał na rozkładzie 107 sztuk.
Jeździec i Myśliwy 1904 nr 23
Kronika myśliwska.
Na dorocznem polowaniu u p. Teodora Endera, w dobrach Kraszkowicach w pow. wieluńskim, gub. Kaliskiej zabito 10 kozłów, lisa, królików, 704 zajęcy i 10 różnych — razem 99 sztuk.
Królem polowania był p. Herman Knothe, który miał na rozkładzie 107 sztuk.
Sport: Tygodnik Ilustrowany 1904 nr 51
Myślistwo.
Z kniej i pól.
W dobrach Kraszkowice, w pow.
Wieluńskim, gub. Kaliskiej, na dorocznem polowaniu u p. Teodora
Endera zabito: 10 kozłów, lisa, 89 bażantów, 6 cietrzewi, 63
kuropatwy, 107 królików, 704 zajęcy i 10 różnych—razem 990
sztuk. Królem polowania był p. Herman Knothe, który miał na
liście 107 sztuk.
Gazeta Kaliska 1904 nr 347
Kronika
myśliwska. Na dorocznem polowaniu u p. Teodora Endera, w dobrach
Kraszkowice w pow. Wieluńskim, gub. Kaliskiej zabito 10
kozłów,
lisa, 89
bażantów,
6
cietrzewi,
63
kuropatwy, 107 królików,
704
zajęcy
i 10
różnych—
razem 990 sztuk. Królem polowania był p. Herman Knothe, który miał
na liście 107
sztuk.
Gazeta Kaliska 1907 nr 121
W dobrach Kraszkowice są do sprzedania
buhajkj rasy Sirenthal od 1 do l l/2 roku, czystej krwi. Bliższa
wiadomość: Zarząd dóbr Kraszkowice, poczta Wieluń.
Łowiec Polski 1909 nr 3
W dn. 13 i 14
grudnia odbyło się polowanie w Kraczkowicach
(gub. kaliska) u p. Teodora Endera. na którem zabito: 541 zajęcy, 4
rogacze, 1 lisa, 120 bażantów i 60 kuropatw — ogółem 726 sztuk.
Królem polowania był p. Adolf Knothe, zabiwszy 72 sztuki.
Łowiec Polski 1910 nr 1
W dniu 13 i 14
grudnia r. z. polowano w Kraczkowicach
(gub. kaliska) u p. Teodora Endera. W 15 strzelb zabito: 2 rogacze, 2
cietrzewie, 284 zajęcy, 173 bażantów, 26 kuropatw i 5 drapieżników
— ogółem 557 sztuk. Królestwo podzielili pomiędzy sobą pp.
Adolf i Herman Knothe, którzy zabili po 63 sztuki.
Gazeta Leśna i Myśliwska 1913 nr 1
Wykaz ubitej
zwierzyny w roku 1912 w dobrach Kraszkowice,
gub. Kaliskiej, własność pana Teodora Endera. Kozłów 4, zajęcy
518, królików 1855, bażantów 117, cietrzewi 8, kuropatw 710,
kaczek 16, lisów starych 15, lisów młodych 21, kuny 3, borsuków
4, tchórzy 28, gronostaje 7, łasice 67, sokołów 16, sokołów
wędrownych 7, krogólców 16, kania 1, kłobusy 8, myszołów 6,
wron 604, srok 64, psów 209, kotów 123—wogóle 4426 sztuk
zwierzyny, a mianowicie: 3228 sztuk zwierzyny łownej i 1198 sztuk
zwierzyny drapieżnej.
Gazeta Leśna i Myśliwska 1913 nr 1
Z kroniki
myśliwskiej. W Kraszkowicach, w majątku
p. Teodora Endera, w powiecie wieluńskim (gub. kaliska) odbywało
się przez trzy dni, tj. 2-go, 3-go i 4-go grudnia polowanie na
zwierzynę łowną, w którem udział wzięło 15-u myśliwych.
Rezultaty okazały się gorsze, aniżeli w roku zeszłym, podczas
bowiem, gdy w r. 1911-m ubito 1260 szt. zwierzyny, obecnie padło
1026 szt. Najwięcej zwierzyny na rozkładzi mieli pp.: Herman Knothe
w 1-m dniu, Aleksander Steinhagen w 2-m dniu i Teodor Ender w 3-m
dniu.
Obwieszczenia Publiczne 1921 nr 59
Wydział hipoteczny przy sądzie okręgowym w Kaliszu, obwieszcza, że otwarte zostały postępowania spadkowe po zmarłych:
7) Teodorze Enderze, właśc. dóbr Skrzynno, Skrzynno A, Raduszyce i Kraszkowiec, pow. Wieluńskiego;
Termin zamknięcia tych postępowań spadkowych wyznaczony został w kancelarji hipotecznej w Kaliszu na dzień 6 lutego 1922 r.
Przegląd Myśliwski i Łowiectwo
Polskie 1923 nr 24
Z ziemi
Kaliskiej.
W Krakowicach,
w majątku pp. Sukcesorów ś. p. Teodora Endera w powiecie
Wieluńskim, odbywało się polowanie przez dwa dni t.j. 10 i 11
grudnia 1923 r. W 10 strzelb zabito 404 zające, 10 królików, 2
cietrzewie, 15 bażantów i 1 lisa. Królem polowania był p. Teodor
Ender, który miał 65 sztuk na rozkładzie. Stan kuropatw jest
doskonały. Przeglądając jednak zapiski Nadleśnictwa z lat
przedwojennych, rezultat polowania można nazwać ujemnym, gdyż
naprzykład w 1911 r. ubito 1260 sztuk, w 1913— 1026 sztuk różnej
zwierzyny łownej. Przypisać to można mocno rozwiniętemu
kłusownictwu, z którem nieraz formalne walki staczać trzeba. Mam
jednak nadzieję, iż w przyszłym roku rezultat polowania będzie
lepszy, tymbardziej iż właściciele dóbr pp. Enderowie nie
szczędzą kosztów, wypłacając straży leśnej sowite nagrody za
wykrycie kłusowników, tudzież płacąc wysokie strzałowe za
drapieżniki i sprowadzając zwierzynę z innych stron dla
krzyżowania rasy.
(nadleśniczy) I.
Kruszyński.
Obwieszczenia Publiczne 1923 nr 88
Do rejestru handlowego,
sądu okręgowego w Kaliszu wciągnięto następujące firmy pod Nr
Nr:
d. 28 sierpnia 1923 r.
„Teodor Ender",
krochmalnia w Kraszkowicach, gm.
Starzenice, star. Wieluńskiego; właśc. Teodor Ender,
zam. w Kraszkowicach.
5101 „Teodor
Ender", młyn
parowy w Kraszkowicach, gm. Starzenice, star. Wieluńskiego; właśc.
Teodor Ender, zam. w Kraszkowicach.
5102 „Teodor
Ender", tartak w Kraszkowicach, gm.
Starzenice, star. Wieluńskiego; właśc. Teodor Ender, zam. w
Kraszkowicach.
Łowiec Polski 1924 nr 3
W Kraczkowicach,
w majątku p. sukcesorów ś. p. Teodora Endera w powiecie
wieluńskim, odbywało się polowanie przez 2 dni, t. j. 10 i 11
grudnia 1923 r. W 10 strzelb zabito 404 zające, 10 królików, 2
cietrzewie, 15 bażantów i 1 lisa. Stan kuropatw jest doskonały. W
1911 r. ubito 1260 sztuk, w 1919 — 1026 sztuk różnej zwierzyny
łownej.
Łódzki Dziennik Urzędowy 1925 nr 37
L. RW. 1120 (11) III. Łódź, dn. 28 sierpnia 1925 r.
Okólnik Nr. 108
Do Panów Starostów Województwa Łódzkiego.
W roku bieżącym na terenie Województwa Łódzkiego zarówno w lasach państwowych (Brąszewice p. Sieradzkiego, Rudniki pow. Wieluńskiego) jak i prywatnych (Kraszkowice, Ruda, Wierzchlas, Kuźnica Grabowska pow. Wieluńskiego, Brudzew pow. Kaliskiego, Grodziec pow. Konińskiego i in.) pojawił się jeden z największych wrogów lasów — gąsiennica motyla brudnicy-mniszki (Lymantria monacha L.), który przez objadanie igieł niszczy poszczególne drzewa i często całe drzewostany iglaste.
W razie masowego wystąpienia mniszki następstwa jej żeru mogą być nieobliczalne.
Rzeczą najważniejszą w walce z tym strasznym szkodnikiem jest umiejscowienie jego wystąpienia w zarodku. Dlatego też w razie pojawienia się mniszki w lasach prywatnych winny być natychmiast przedsięwzięte środki zapobiegawcze i zaradcze, tylko bowiem radykalna walka może uchronić od nieprzewidzianych szkód.
Administracja lasów państwowych przystąpiła do energicznej walki z tym najgroźniejszym wrogiem naszych lasów, atoli bez równoczesnego współdziałania właścicieli lasów prywatnych wynik tępienia grasującego szkodnika będzie bardzo mały lub żaden.
W myśl powyższego polecam Panom zwrócić uwagę właścicielom lasów na to co im zagraża, gdy dopuszczą do rozwoju mniszki, oraz wezwać ich, aby przedsięwzięli niezwłocznie badania i w razie stwierdzenia występowania mniszki donosili natychmiast Panom, celem powiadomienia Urz. Wojewódzkiego oraz organów administracji leśnej.
Ewentualną walkę z mniszką należy prowadzić w porozumieniu się z Komisarzami Ochrony Lasów oraz Nadleśniczemi lasów państwowych, którzy wskażą środki zaradcze.
Za Wojewodę: Tułecki Naczelnik Wydziału.
Obwieszczenia Publiczne 1925 nr 47a
Do rejestru handlowego,
Działu A, sądu okręgowego w Kaliszu wciągnięto następujące
firmy pod NrNr:
d. 16 lutego 1925 r.
5100, 5101 i 5102,
Do rejestru handlowego firm: „Teodor Ender" w Kraszkowicach,
pow. wieluńskiego, wciągnięto następujący wpis: „Skreślić
z rejestru handlowego sądu firmy NrNr: 5100, 5101 i 5102 wobec
zarejestrowania pod Nr 6009 rej. handl. przez spadkobierców
Teodora Endera wszystkich znajdujących się
w Kraszkowicach przedsiębiorstw łącznie
pod firmą: „Zakłady przemysłowe dóbr Kraszkowice Teodor Ender,
spadkobiercy.
6009. „Zakłady
przemysłowe dóbr Kraszkowice—Teodor Ender, spadkobiercy".
Właścicielami są: Karol Ender, Teodor Ender, Stefan Ender i Irena
z Enderów Kindermanowa, zam.: Karol Ender, Teodor Ender i Irena z
Enderów Kindermanowa w Pabjanicach, Stefan Ender w majątku
Moszczenicy, pow. piotrkowskiego, Augusta-lrena z Enderów
Kindermanowa, Helena-Emilja Enderowa. Karol i Teodor Enderowie
upoważnili z prawem substytucji Stefana Endera do zarządzania i
administrowania w najobszerniejszem tego słowa znaczeniu ich
współwłasnościami do dóbr ziemskich Kraszkowice i Raduszyce,
oraz do zakładów przemysłowych, znajdujących się w tych dobrach
ziemskich. Stefan Ender udzielił dyrektorowi fabryk moszczenickich
Pawłowi Petzoldowi pełnomocnictwa do podpisywania per procura
wszelkich weksli tylko w charakterze
żyranta, do podpisywania czeków na Bank Polski—Oddział w
Częstochowie i korespondencyj handlowej.
Łowiec Polski 1926 nr 2
W dniu 4 i 5 grudnia
r. z. w mai. Kraczkowice, położonym w
powiecie Wieluńskim, odbyło się polowanie w 15 strzelb, na którem
ubito: 240 zajęcy, 178 bażantów-kogutów, 37 królików i 6 lisów.
Prócz tego w
sezonie letnim ubito zwierzyny użytkowej:
2 kozły, 2 bażanty, 84 kuropatwy, 1 przepiórkę, 41 królików, 3
cietrzewie, 36 kaczek, 3 bekasy; z drapieżników (straż leśna): 5
lisów, 1 borsuka, 15 łasic, 44 psy, 34 koty, 60 wiewiórek, 102
jastrzębie, 77 wron, 9 srok i 1 czaplę.
Obwieszczenia Publiczne 1926 nr 77a
Do rejestru handlowego, Działu A, sądu okręgowego w Kaliszu, wciągnięto następujące wpisy pod Nr. Nr.:
d. 15 czerwca 1926 r.
7113 „Berek Chrapot", handel spożywczy we wsi Kraszkowice, gm. Starzenice, pow. wieluńskiego. Właśc. Berek Chrapot, zam. we wsi Kraszkowice.
Przegląd Leśniczy 1926 marzec
Spis wszystkich lasów prywatnych,
komunalnych, kościeln. i fundacyjnych w województwie Śląskiem,
Poznańskiem, Pomorskiem i Łódzkiem o powierzchni ponad 50 ha
według stanu z 1924 r. Zestawił W. Przybylski.
136. Nazwa majątku leśnego:
Kraszkowice, powiat Wieluń. Właściciel: Teodor Ender. Obszar ha:
291, 51.
— (w) Czyje pieniądze? W dniu 16 sierpnia we wsi Kraszkowice gm. Starzenice po przemarszu będącego na manewrach wojska, zostało znalezione zł 35, które prawdopodobnie zgubił jakiś żołnierz. Pieniądze są do odebrania w Komendzie P.P. w Wieluniu.
— (w) Drobne kradzieże. We wtorek na targu, przytrzymane zostały dwie czternastoletnie dziewczyny tj. Ant. K. ze wsi Kraszkowice i J. D. ze wsi Wierzchlas gm. Starzenice, które uprawiały systematyczną kradzież ze straganów różnych przedmiotów galanteryjnych.
Przy zaaresztowanych policja znalazła kilka przedmiotów pochodzących z kradzieży, które zostały poznane przez poszkodowanych jako skradzione.
— (w) Z Sądu Grodzkiego. W dniu 23 lutego rb. Sąd Grodzki na publicznem posiedzeniu, między innemi rozpoznawał sprawę Stanisława Wróblewskiego, lat 17, mieszkańca wsi Laski, gminy Radoszewice pow. wieluńskiego, oskarżonego przez poster. Pol. Państwowej w Osjakowie o dokonanie kradzieży z włamaniem na szkodę następujących osób:
1. Gospodarzowi Łacinie Karolowi, zam. w Kuźnicy Ługowskiej, gm. Radoszewice, oskarżony Wróblewski skradł z zamkniętego mieszkania w miesiącu lipcu 1928 roku spodnie cajgowe, lampkę elektryczną i parę butów łącznej wartości około 40 zł.
Sąd po ustaleniu winy, skazał Wróblewskiego na 4 miesiące więzienia, z powodu ubóstwa postanowił oskarżonego zwolnić od opłat sądowych.
2. Brożynie Józefowi, lat 51, gospodarzowi ze wsi Kiełczygłów, pow. wieluńskiego tenże oskarżony Wróblewski w miesiącu lipcu zabrał z zamkniętego mieszkania garnitur męski, pas rzemienny i czapkę, wartości około 290 zł.
Przedmioty te zwrócił właścicielowi PPP. w Osjakowie za pokwitowaniem, zaś samą sprawę skierował na drogę sądową.
Sąd, ustaliwszy winę oskarżonego zeznaniem zaprzysiężonych świadków skazał Wróblewskiego na 3 miesiące więzienia, biorąc pod uwagę jako okoliczność łagodzącą niekaralność oskarżonego, oraz niepełnoletność.
3. W tymże miesiącu, w czasie nieobecności domowników w porze poobiedniej, Wróblewski skradł z otwartego mieszkania robotn. Kowalczyka Józefa z Czernic 3 koszule, 1 prześcieradło, kawałek mydła, 2 króliki i pusty worek, które to przedmioty zwróciła w posiadanie właścicielowi Policja posterunku Osjaków.
Sąd skazał w tej sprawie Wróblewskiego na 4 miesiące więzienia.
W dniu 17 lipca 1928 roku tenże Wróblewski, wyjąwszy szybę z okna z zamkniętego mieszkania, w czasie nieobecności domowników, zatrudnionych w tym czasie pracą w polu, dostał się do wnętrza, Pacholikowej Franciszki, wdowy robotnicy, zamieszkałej we wsi Kraszkowice, gminie Siemkowice skąd zabrał: białe prześcieradło, parę damskich bucików i spodnie oszacowane na sumę 38 zł.
Po interwencji posterunku w Osjakowie, obwiniony zwrócił skradzione przedmioty ubogiej wdowie zaś sąd w dniu dzisiejszym skazał go na 2 miesiące więzienia.
— (w) Utopienie się chłopca. W dniu 23 bm. podczas kąpieli w stawie, należącym do majątku Kraszewice gm. Starzenice utopił się trzynastoletni Henryk Władysław Stawiński syn tamtejszego gajowego.
KRASZKOWICE.
— (w) W dniu 31 sierp. br. spaliła się sterta owsa w majątku Kraszkowice, ogień powstał od iskry z lokomobili.
Straty wynoszą 3.800 złotych.
Pożar.
(w) W dniu 13 bm. we wsi Kraszkowice gm. Starzenice, w skutek wadliwej budowy komina, spalił się dom oraz stodoła i obora na szkodę Ant. Śmiecińskiego.
Prócz wyżej wymienionych zabudować, uległo spaleniu: 12 korcy żyta, narzędzia rolnicze, trzy cent. mąki i zapasy słomy i siana.
Powstały pożar, który początkowo b. zagrażał sąsiednim budynkom, umiejscowiony został przez przybyłych do pożaru sąsiadów i straże pożarne.
Straty wynikłe z pożaru, poszkodowany oblicza z górą na 12 tysięcy zł.
Obwieszczenia Publiczne 1928 nr 69a
Dnia 17 lipca 1928 roku.
9200. „Józef
Furmański" — piwiarnia we wsi Kraszkowice, gminy Starzenice,
pow. wieluńskiego. Istnieje od stycznia 1927 roku. Właśc. Józef
Furmański, zam. we wsi Kraszkowice.
Goniec Sieradzki 1928 nr 78
— (w) Czyje pieniądze? W dniu 16 sierpnia we wsi Kraszkowice gm. Starzenice po przemarszu będącego na manewrach wojska, zostało znalezione zł 35, które prawdopodobnie zgubił jakiś żołnierz. Pieniądze są do odebrania w Komendzie P.P. w Wieluniu.
Goniec Sieradzki 1929 nr 26
— (w) Drobne kradzieże. We wtorek na targu, przytrzymane zostały dwie czternastoletnie dziewczyny tj. Ant. K. ze wsi Kraszkowice i J. D. ze wsi Wierzchlas gm. Starzenice, które uprawiały systematyczną kradzież ze straganów różnych przedmiotów galanteryjnych.
Przy zaaresztowanych policja znalazła kilka przedmiotów pochodzących z kradzieży, które zostały poznane przez poszkodowanych jako skradzione.
Goniec Sieradzki 1929 nr 48
— (w) Z Sądu Grodzkiego. W dniu 23 lutego rb. Sąd Grodzki na publicznem posiedzeniu, między innemi rozpoznawał sprawę Stanisława Wróblewskiego, lat 17, mieszkańca wsi Laski, gminy Radoszewice pow. wieluńskiego, oskarżonego przez poster. Pol. Państwowej w Osjakowie o dokonanie kradzieży z włamaniem na szkodę następujących osób:
1. Gospodarzowi Łacinie Karolowi, zam. w Kuźnicy Ługowskiej, gm. Radoszewice, oskarżony Wróblewski skradł z zamkniętego mieszkania w miesiącu lipcu 1928 roku spodnie cajgowe, lampkę elektryczną i parę butów łącznej wartości około 40 zł.
Sąd po ustaleniu winy, skazał Wróblewskiego na 4 miesiące więzienia, z powodu ubóstwa postanowił oskarżonego zwolnić od opłat sądowych.
2. Brożynie Józefowi, lat 51, gospodarzowi ze wsi Kiełczygłów, pow. wieluńskiego tenże oskarżony Wróblewski w miesiącu lipcu zabrał z zamkniętego mieszkania garnitur męski, pas rzemienny i czapkę, wartości około 290 zł.
Przedmioty te zwrócił właścicielowi PPP. w Osjakowie za pokwitowaniem, zaś samą sprawę skierował na drogę sądową.
Sąd, ustaliwszy winę oskarżonego zeznaniem zaprzysiężonych świadków skazał Wróblewskiego na 3 miesiące więzienia, biorąc pod uwagę jako okoliczność łagodzącą niekaralność oskarżonego, oraz niepełnoletność.
3. W tymże miesiącu, w czasie nieobecności domowników w porze poobiedniej, Wróblewski skradł z otwartego mieszkania robotn. Kowalczyka Józefa z Czernic 3 koszule, 1 prześcieradło, kawałek mydła, 2 króliki i pusty worek, które to przedmioty zwróciła w posiadanie właścicielowi Policja posterunku Osjaków.
Sąd skazał w tej sprawie Wróblewskiego na 4 miesiące więzienia.
W dniu 17 lipca 1928 roku tenże Wróblewski, wyjąwszy szybę z okna z zamkniętego mieszkania, w czasie nieobecności domowników, zatrudnionych w tym czasie pracą w polu, dostał się do wnętrza, Pacholikowej Franciszki, wdowy robotnicy, zamieszkałej we wsi Kraszkowice, gminie Siemkowice skąd zabrał: białe prześcieradło, parę damskich bucików i spodnie oszacowane na sumę 38 zł.
Po interwencji posterunku w Osjakowie, obwiniony zwrócił skradzione przedmioty ubogiej wdowie zaś sąd w dniu dzisiejszym skazał go na 2 miesiące więzienia.
Goniec Sieradzki 1929 nr 172
— (w) Utopienie się chłopca. W dniu 23 bm. podczas kąpieli w stawie, należącym do majątku Kraszewice gm. Starzenice utopił się trzynastoletni Henryk Władysław Stawiński syn tamtejszego gajowego.
Goniec Sieradzki 1929 nr 203
KRASZKOWICE.
— (w) W dniu 31 sierp. br. spaliła się sterta owsa w majątku Kraszkowice, ogień powstał od iskry z lokomobili.
Straty wynoszą 3.800 złotych.
Obwieszczenia Publiczne 1930 nr 24a
Do rejestru handlowego, Działu A, sądu okręgowego w Kaliszu, wciągnięto następujące firmy pod Nr. Nr.:
dnia 16 października 1929 roku
10912.
"Laib Chrapot'',
sklep spożywczo - kolonjalny i wyroby tytoniowe w
Kraszkowicach, gminy Starzenice, powiatu wieluńskiego. Istnieje
od 1929 roku, Właśc. Lajb Chrapot. zam. w Kraszkowicach.
dnia 30 października 1929
roku
11055. „Sura
Rozensztajn", sklep kolonjalny w Kraszkowicach, gm
Starzenice, pow. wieluńskiego. Istnieje od
1928 roku. Właśc. Sura Rozensztajn, zam. w Kraszkowicach.
Goniec Sieradzki 1930 nr 39
Pożar.
(w) W dniu 13 bm. we wsi Kraszkowice gm. Starzenice, w skutek wadliwej budowy komina, spalił się dom oraz stodoła i obora na szkodę Ant. Śmiecińskiego.
Prócz wyżej wymienionych zabudować, uległo spaleniu: 12 korcy żyta, narzędzia rolnicze, trzy cent. mąki i zapasy słomy i siana.
Powstały pożar, który początkowo b. zagrażał sąsiednim budynkom, umiejscowiony został przez przybyłych do pożaru sąsiadów i straże pożarne.
Straty wynikłe z pożaru, poszkodowany oblicza z górą na 12 tysięcy zł.
_________________________________________________________________________________
Echo Sieradzkie 1931 luty
_________________________________________________________________________________
Echo Sieradzkie 1932 14 luty
Sąd Grodzki w
Wieluniu skazał mieszkańca wsi Kraszewice, gm. Starzenice F. Podyme
za kradzież 25 zł. z mieszkania J.
Gruszyny na 3 mies. więzienia.(...)
Echo Sieradzkie 1932 20 maj
Z WIERUSZOWA.
Znani karciarze
wieluńscy Wojciech Kowalski
i Stanisław
Kaczyński
oraz ich pomocniczka Kołodziejowa Józefa
z Kraszkowic, gm. Starzenice,
przybyli do Wieruszowa i naciągali naiwnych kmiotków na grę w 3
karty. Niejeden kmieć w nadziei, że wygra większą sumę, przegrał
całą swoją gotówkę. Również Zataj Franciszek, lat 32
zamieszkały we wsi Pieczyska, gm. Galewice, dał się skusić i
przegrał 10 złotych. Rozgniewany pobiegł na posterunek i złożył
zameldowanie. Policja
aresztowała oszustów.
Echo Sieradzkie 1932 12 wrzesień
Moderstwo w Rudzie,
popełnione przez Fr. Kudrasa, lat 23, zam. we wsi Olewin na osobie
Wł. Zawieji lat 30, zam. w Kraszkowicach dokonane zostało z
następujących przyczyn:
Na jednej z ostatnio
urządzonych zabaw we wsi Wierzchlas gm.
Starzenice doszło do zatargu między dwoma
rywalami ubiegającymi się o względy urodziwej wieśniaczki, która
większemi względami obdarzała Zawieję.
Dotknięty tem
Kudras zapałał nienawiścią do swego rywala. Z powstałej na ten
temat sprzeczki przyszło do krwawej bójki w której słabszy Kudras
został pobity. Pobity Kudras
nie dając za wygraną postanowił zemścić się.
Sposobność wkrótce się
nadarzyła.
We wsi Ruda oddalonej o 3
klm. od Wielunia w dniu Nar. N. M. P. odbywał się jak co roku duży
odpust. Kudras zaopatrzywszy się w siekierę oczekiwał odpowiedniej
chwili.
Po skończonym
nabożeństwie Zawieja nie przeczuwając nic złego wyszedł ze
świątyni, i w chwili gdy znajdował się kilkadziesiąt kroków od
kościoła zauważył go Kudras, który też wraz z trzema kompanami;
Legenzą J. lat 20, Dura J. lat 24, i Karczyńskim
Iat 26 podszedł do niego i wydobywszy
siekierę kilku ciosem powalił go na
ziemię. Zawieja zmarł w drodze do szpitala.
Echo Sieradzkie 1932 17 wrzesień
Jak zostaliśmy
poinformowani przez Jana Zawieje, brata zabitego Wł. Zawieje z
Olewina tło dokonanego morderstwa
z zemsty przedstawia się następująco: Rywalem Kudrasa Fr. z
Kraszkowic nie był żaden z braci Zawiejów, lecz kuzyn ich
Pustkowski Józef cieszący się większemi względami u M.
Napierajówny stał sięał przedmiotem zemsty u Kudrasa.
Wspomniany Kudras Fr. wraz
z pięcioma innymi kompanami przybył na odpust już z góry
powziętem zamiarem zemsty na Pustkowskim lecz będąc w towarzystwie Zawieji zdążył
zbiec w chwili gdy Zawieja usiłując stanąć w jego obronie padł
pod ciosami siekiery Kudrasa.
Echo Sieradzkie 1932 19 wrzesień
SKUTKI BRAKU
OPIEKI.
Do
szpitala w Wieluniu przywieziony został 10-cioletni Kolbert Karol z
Kraszkowic - któremu w czasie zabawy z dziećmi zmiażdżyła prawą
dłoń maszynka do [mia]łu w którą nieszczęśliwiec włożył
rękę, pijany zaś współtowarzysz zabawy zakręcił korbą,
niespodziewając się tak przykrych następstw.
Kto
tu winien?
Echo Sieradzkie 1933 4 kwiecień
W tych
dniach — aresztowano nauczyciela
Bekse Wawrzyńca
ze wsi Kraszkowice i Stanisława Sobieraja
z Krzyworzeki za
puszczanie w obieg fałszywych monet.
Sobieraja po
przeprowadzonym dochodzeniu narazie zwolniono.
Beksa zaś osadzono ponoć
na dobre.
Echo Sieradzkie 1933 14 czerwiec
ŚMIERTELNA BÓJKA
RYWALI...
Rok więzienia za
zabójstwo.
Mieszkaniec wsi
Kraszkowice gm. Starzenice
Franciszek Kudra lat 23 za to, że w dniu 8 września 1932 r. w
Rudzie — pod wpływem silnego wzruszenia dokonał zabójstwa
Władysława Zawiei — skazany został na 1 rok więzienia.
Tło zajścia o którym
swego czasu pisaliśmy przedstawia się następująco; — Na jednej
z zabaw wiejskich między dwoma rywalami doszło do bójki o
dziewczynę, — która posiała między niemi nienawiść...
Na
dorocznym odpuście w Rudzie dwaj nienawidzący się rywale spotkali
się ponownie. Wynikła bójka, której rezultatem było to, że
jeden z rywali został przez drugiego okropnie poraniony i w drodze
do Wielunia zmarł.
Łódzki Dziennik Urzędowy 1933 nr 19
ROZPORZĄDZENIE WOJEWODY ŁÓDZKIEGO
z dnia 16 września 1933 r. L. SA. II. 12/15/33
o podziale obszaru gmin wiejskich powiatu Wieluńskiego na gromady.
Po zasiągnięciu opinij rad gminnych i wydziału powiatowego zgodnie z uchwałą Wydziału Wojewódzkiego z dnia 15 września 1933 r. na podstawie art. 107 ustawy o częściowej zmianie ustroju samorządu terytorjalnego z dnia 23. III. 1933 r. (Dz. U. R. P. Nr. 35, poz. 294) postanawiam co następuje:
§ 1.
4. Kraszkowice, obejmującą: kol. Kraszkowice-Dąbrowę, kol. Kraszkowice-Kołodziejowiznę, wieś Kraszkowice, folw. Kraszkowice, leśniczówkę Krzeczówek, folw. Ludwinę.
§2.
Wykonanie niniejszego rozporządzenia powierza się Staroście Powiatowemu Wieluńskiemu.
Rozporządzenie niniejsze wchodzi w życie z dniem ogłoszenia w Łódzkim Dzienniku Wojewódzkim.
(-) Hauke - Nowak
Wojewoda.
Wykonanie niniejszego rozporządzenia powierza się Staroście Powiatowemu Wieluńskiemu.
Rozporządzenie niniejsze wchodzi w życie z dniem ogłoszenia w Łódzkim Dzienniku Wojewódzkim.
(-) Hauke - Nowak
Wojewoda.
Echo Sieradzkie 1933 10 październik
KRADZIEŻE.
W czasie ubiegłego
targu w Wieluniu z pozostawionego bez opieki wozu skradziono na
szkodę Kozaka Józefa z Brzezin — 2 prosiaki wartości około 35
złotych
W tymże dniu Kluba
Zofja z Kraszkowic dopuściła się kradzieży garnków na szkodę
Szumlewicza Pesy z Wielunia
Echo Sieradzkie i Zduńskowolskie 1934
30 styczeń
Z SĄDU.
Sąd Grodzki w Wieluniu na
rokach w Działoszynie skazał mieszk. wsi Kraszkowice, Józefa
Wolnego na pół roku wiezienia za to, że biorąc udział w pobiciu
Bronisława Romana Cembików, używał niebezpiecznego narzędzia
żelaznego.
Wolnemu, ze względu na
dotychczasową jego niekaralność, wykonanie tej kary zostało
zawieszone na okres 5 lat.
Echo Sieradzkie i Zduńskowolskie 1934
2 luty
WPADLI...
Mieszk. wsi
Kraszkowice Antoni Łyczko i Franciszek
Łyczko za to, że na terenie majątku Kraszkowice zastawiali sidła
na zwierzynę, skazani zostali przez Sąd Grodzki w Wieluniu na 2
tygodnie aresztu każdy oraz opłaty i koszty sądowe.
Echo Sieradzkie i Zduńskowolskie 1934
3 marzec
Józef Mordal
mieszk. Kraszkowic gm. Olewin
za przemycenie z Niemiec około 7 klg. rodzynek, pomarańczy i
sacharyny — skazany został na 299 zł. grzywny, 2 tygodnie aresztu
oraz zapłacenie kosztów sądowych.
Echo Sieradzkie i Zduńskowolskie 1934
29 kwiecień
Józefa Kucharkowa zam. we
wsi Kraszkowice w czasie jarmarku w Działoszynie skradła koszulę
ze straganu. Sąd skazał ją na 8 miesięcy więzienia.
Nadmienić należy, że
Kucharkowa kilkakrotnie karana była za kradzież.
_________________________________________________________________________________
Echo Łódzkie 1936 luty
_________________________________________________________________________________
_________________________________________________________________________________
Echo Łódzkie 1939 styczeń
_________________________________________________________________________________
Dziennik Łódzki 1946 nr
281
Z województwa
Wieluń
Dzieło odbudowy i
chłopska nieufność.
W powiecie
wieluńskim 8 wsi jest tak zniszczonych, że ludzie mieszkają w
gruzach, ziemiankach i naprędce skleconych budach. Bez wydatnej
pomocy władz chłopi
nie daliby sobie rady: taka odbudowa od
podstaw jest ponad ich siły.
Wojewódzki wydział
odbudowy w porozumieniu ze starostwem i PZUU w szybkim tempie
gromadzi materiały budowlane i szkoli fachowców. Kierownictwo robót
należy do inż. Daneckiego, który współpracuje ściśle ze Zw.
Samopomocy Chłopskiej i miejscowym
nadleśnictwem.
Największą trudność
dla inicjatorów odbudowy wsi stanowi przełamanie nieufności
chłopów.
Rzecz dziwna. Chłop
waha się, namyśla, ociąga... Tajemnicze inspiracje robią
swoje: chłop sądzi, że odbudowanie jego
zagrody, to nieczysta sprawa, to kołchozy itp., wierutne brednie.
W KRASZKOWICACH
Nastroje zmieniają
się szybko. Fakty mają druzgocącą wymowę. Chłopi widzą: już
jest we wsi 120 ton cementu, 40 ton wapna, 1320 m sześć. drzewa,
100 tys. sztuk dachówek, 205 okien gotowych, 120 m sześć.
kamienia... Ho. myślą sobie, dobry interes.
Spłaty rozłożone ma 10 lat. Ceny
najniższe... Teraz już chcą budować, proszą b. grzecznie.
Praca wre. Rosną stosy
pustaków. Wykańcza się fundamenty... Gospodarz Wicher mówi: „Za
trzy tygodnie kończę dom..."
Przed nadejściem
zimy wzniesionych będzie 36 domów mieszkalno-gospodarczych. W
pozostałych 7 wsiach opory nikną. Tam też biorą się
do roboty.
w byłym dworze, a obecnie
siedzibie Uniwersytetu Ludowego — odbywa się kurs betoniarski.
Dwudziestu kilku wiejskich chłopaków poznaje tajniki produkcji
pustaków i budownictwa wiejskiego.
„Wy, chłopcy —
mówi wicewojewoda Górniak — swymi rękami przebudujecie Polskę.
Doczekacie się
tych czasów, kiedy wieś będzie
korzystała ze wszystkich zdobyczy cywilizacji". cz.
Głos Chłopski 1948 nr 221
Parcelanci domagają się Kredytów
a kredyty wciąż jeszcze wędrują do bogatych gospodarzy
(Rozmowa z parcelantami z Kraszkowic)
„Ciężko nam — oszukują i wyzyskują, a i gazety do nas nie dochodzą tak, że człowiek jak w worku ciemny i głupi" — tymi słowy zwrócił się do mnie ob. Władysław K. z Kraszkowic, gdy przypadkowo zaszłem do niego na rozmowę.
— Ziemi chwalić Boga dostaliśmy w 45 roku od naszego Rządu, ale cóż, kiedy do tego czasu staramy się o pożyczkę na odbudowę i nijak dostać nie możemy, a przecież chcielibyśmy wybudować sobie dom i jakąś oborę czy stajnię, by nareszcie zamieszkać po ludzku.
Gdy się zwracałem po pożyczkę — mówi dalej rozmówca — to odpowiedziano mi, że muszę mieć poświadczenie, albo gwarancję gospodarzy, którzy siedzą na własnej ziemi, ale nie mogą to być nowonadzieleni. Oczywiście, że gospodarz taki, który dotychczas jeszcze odnosi się do nas z uprzedzeniem jako do tak zwanych „dworusów" nie chce nam poświadczyć. Wynik jest taki, że dotychczas z kilkunastu nadzielonych zaledwie dwóch buduje sobie w tym roku własne domy, gdy w tym samym czasie przeszło 20 gospodarzy siedzących na swych dawnych ziemiach, nieraz bardzo zamożnych, kredyt otrzymało i dawno już swoje budynki pobudowali.
Gdy w trakcie rozmowy zauważyłem, że pożyczka należy się w pierwszym rzędzie parcelantom, ob. Władysław K. oburzył się na mnie.
— „Możliwe, że tak jest „napisane" ale u nas jest inaczej. U nas pożyczkę otrzymali w pierwszym rzędzie ob. Małolepszy (10 ha), i ob. Skoczylas posiadający około 10 ha ziemi i 5 ha, które otrzymał z parcelacji mimo, iż u nas jest dużo bezrolnych, a im by się ziemia o wiele bardziej zdała.
Zaciekawiłem się bliżej tą sprawą, skądże to możliwe by zamożny gospodarz dostał ziemię w czasie, gdy znajdują się tam bezrolni. I otóż dowiedziałem się, że ziemię tę dostał początkowo ob. Cekus Mieczysław, który następnie przeniósł się do Wielunia i zrezygnował z nadziału no i tę to ziemię jakimś cudem dostał ob. Skoczylas.
— „Żebyście tak do nas częściej zaglądali — mówi przybyły w międzyczasie ob. B. również parcelant — to może by się u nas poprawiło trochę".
— „Ot chociażby i ta komasacja. Większość parcelantów nie chciało się komasować, mieliśmy bowiem nasze działki dobrze podzielone po jednym kawałku i w porządku. Ale naszym sąsiadom t. zn. gospodarzom bardzo się spodobała ziemia poobszarnicza i zapragnęli komasacji, a teraz przyjeżdża geometra i wysadza nas na gorsze ziemie, a gdy ktoś się nie zgodzi to mu mówią weź to, bo inaczej będzie gorzej, no i bierzemy... żeby się już to scalanie skończyło, toby człowiek wiedział co do niego należy, a tak to większość nie chce siać no bo może to przypadnie komu innemu. Ja sam — mówi ob. K. — sprzedałem łubin, bo, a nuż ktoś inny będzie właścicielem tej działki".
Żegnam moich rozmówców i udaję się w dalszą drogę. Tuż przed odjazdem ob. K. Władysław prosi mnie bym to wszystko, „opisał" a może im się ten los tutaj poprawi, ale prosi mnie bym jego nazwiska nie podał, bo sąsiedzi mogą mścić się.
Głos Chłopski 1948 nr 333
Ujęcie „Murata" i jego bandy
Szajka „Murata" ma na sumieniu 43 zabójstwa demokratów. Trzech księży błogosławiło bandę, zachęcało do zabójstw i wskazywało kogo należy zabijać
Jak nas poinformowano wczoraj w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego, przed niedawnym czasem władzom bezpieczeństwa udało się rozbić i niemal całkowicie zlikwidować reakcyjną bandę podziemną, która pod dowództwem „Murata" — Jana Małolepszego* przez dwa lata grasowała na terenie powiatów: sieradzkiego, radomszczańskiego, wieluńskiego, piotrkowskiego i łaskiego, zbrodniczą swoją działalność przenosząc nawet poza obszar województwa łódzkiego.
Banda ta, składająca się przeważnie z rozbitków zlikwidowanej przez władze bezpieczeństwa bandy Warszyca, dokonywała systematycznych zabójstw miejscowych działaczy PPR, PPS, SL i ORMO-wców, i napadała na placówki spółdzielcze, uwożąc ze sobą towary i pieniądze. Ogółem banda „Murata" ma na swoim sumieniu 248 napadów i 43 zabójstwa członków PPR i innych działaczy demokratycznych.
Najbardziej jednak charakterystyczne w działalności bandy „Murata" jest jej ścisła powiązanie z niektórymi przedstawicielami KLERU, którzy nie tylko ZACHĘCALI BANDYTÓW DO MORDOWANIA działaczy demokratycznych. LECZ CZĘSTO SAMI WSKAZYWALI, KOGO NALEŻY MORDOWAĆ.
Wśród aresztowanych przez władze bezpieczeństwa znajduje się prócz „Murata" wielu członków jego bandy, a wśród nich 3-ch księży, a mianowicie: ksiądz wikary Stefan Farys z parafii Rudlice (pow. Wieluń), ksiądz proboszcz Marian Łosoś ze wsi Szynkielów, gm. Konopnica (pow. Wieluń) i ksiądz Ortotowski Wacław z Konopnicy.
Jak ustaliło dotychczasowe śledztwo w końcu grudnia 1946 r. ksiądz Farys, dowiedziawszy się o tym, że banda „Murata" znajduje się we wsi Okalew, udał się tam, pod pozorem „chodzenia po kolędzie" i po dłuższych poszukiwaniach znalazł ją wreszcie u kilku sterroryzowanych mieszkańców wspomnianej wsi. Ksiądz Farys zetknął się osobiście z „Muratem", oświadczył mu, że sam należał do A. K. i użalał się, że utracił kontakt z „ruchem podziemnym". Ksiądz Farys udzielił bandytom swego błogosławieństwa, mówiąc; „Musicie być odważni i zdecydowani w swej walce, bowiem niezadługo zwyciężycie i wszystko w kraju zmieni się na lepsze".
Ks. wikary Farys spotkał się jeszcze — na ile ustalono na razie — dwa razy z „Muratem": w lutym 1947 r. we wsi Rudlice.
GDZIE URZĄDZIŁ LIBACJĘ DLA BANDYTÓW i poinformował ich o działalności innych band, i w okresie amnestii w roku 1947, kiedy to czynił „Muratowi" wyrzuty, że niektórzy jego ludzie przerwali swoją zbrodniczą działalność i, korzystając z amnestii ujawnili się i wrócili do spokojnego życia.
Ksiądz proboszcz MARIAN ŁOSOŚ nawiązał kontakt z bandą „Murata" przez „łącznika" — niejakiego Tereczyńskiego. przekazywał bandzie tygodnik katolicki „Niedziela" i wraz z tym — nadawane przez radio londyńskie (BBC) „informacje" o rzekomo bliskiej „trzeciej wojnie".
KSIĄDZ ORTOTOWSKI Z GM. KONOPNICA ZWRÓCIŁ SIĘ DO "MURATA" Z PROŚBĄ O ZAMORDOWANIE KIEROWNIKA SZKOŁY POWSZECHNEJ W TEJŻE
GMINIE. OB. ANTONIEGO PRASZCZYKA I JEGO ŻONY, których „przestępstwo" polegało na tym, że założyli w swej gminie hufiec „Służby Polsce", przez co młodzież wsi stała się mniej podatna na antydemokratyczną agitację księdza Ortotowskiego.
Otrzymawszy tę prośbę „Murat", po dokonaniu „wywiadu", okazał się bardziej litościwym, niż ksiądz proboszcz i postanowił, że zamordować należy tylko Praszczyka, a żonie jego można darować życie. I rzeczywiście: 21 sierpnia 1948 r. nauczyciel Antoni Praszczyk został przez bandytów wyprowadzony przed dom i w obecności świadków — czterech sterroryzowanych pracowników Straży Pożarnej salwą z automatów, rozstrzelany.
Oprócz „Murata", Tereczyńskiego i wspomnianych 3-ch księży, władze bezpieczeństwa ujęły innych członków bandy, jak: Karola Pietrusa - „Świerka", jego brata Władysława Pietrusa, Mariana Derelatkę - „Maćka". Stefana Raczaka - „Wicka" i wielu innych bandytów. Dalsze dochodzenie w toku.
*urodzony w Kraszkowicach [przypis autora bloga]
Głos Chłopski 1949 nr 59
Krwawy zbir Murat-Małolepszy*
i jego trzej wspólnicy w sutannach
staną dziś przed Sądem Rejonowym w Łodzi
W dniu dzisiejszym przed Rejonowym Sądem Wojskowym w Łodzi rozpoczyna się proces przywódcy bandy faszystowsko - kryminalnej, hersztem której był niejaki Jan Małolepszy pseudo „Murat". Opiekunami i protektorami tej zbrodniczej szajki byli trzej księża — ksiądz Marian Łosoś, ksiądz Wacław Ortotowski i ksiądz Stefan Faryś.
Banda Murata składała się z niedobitków rozgromionej uprzednio bandy Warszyca. Grasowała ona na terenie powiatu wieluńskiego, sieradzkiego. a od czasu do czasu robiła wypady i w inne powiaty naszego województwa.
W długim łańcuchu zbrodni szajki Murata powtarzają się wciąż napady na ludność wiejską, grabieże i rabunki, a także szereg zabójstw popełnionych na chłopach małorolnych i średniorolnych, robotnikach pracownikach państwowych, zwłaszcza na ludziach o poglądach demokratycznych. Wśród kilkudziesięciu osób zamordowanych przez bandytów — znajdowało się trzech członków Stronnictwa Ludowego, sześciu członków byłej PPR, w tym jedna kobieta, oraz wielu bezpartyjnych chłopów i robotników, znanych ze swych poglądów demokratycznych.
Zbrodniczej szajce udzielali pomocy i schronienia bogacze wiejscy. Poza licznymi grabieżami u osób prywatnych, bandyci obrabowali kilkadziesiąt spółdzielni gminnych i gromadzkich, godząc w ten sposób w stan posiadania przede wszystkim mało- i średniorolnych gospodarzy.
Specjalną rolę w tej bandzie odgrywali trzej księża, o których wspomnieliśmy wyżej. Tak na przykład ksiądz Marian Łosoś ze wsi Szynkielów, w powiecie wieluńskim, był swego rodzaju duchowym mentorem szajki Murata. On to w chwili wydania przez państwo ustawy o amnestii powstrzymał bandytów od ujawnienia się i od powrotu do normalnej pracy. Dzięki namowom księdza Łososia — banda i po amnestii kontynuowała swoją zbrodniczą robotę. Ksiądz Łosoś wskazywał bandytom, kogo z niewygodnych mu osób o poglądach demokratycznych mają oni zamordować.
Podobną rolę w stosunku do tejże szajki odgrywał i ksiądz Stefan Faryś, proboszcz ze wsi Ostrówek. Pozostawał on również w ścisłym kontakcie z banda Murata i parokrotnie udzielał błogosławieństwa Muratowi i członkom jego szajki, gdy szli zabijać, grabić i terroryzować biednych chłopów, którzy z tych czy innych względów nie podobali się proboszczowi.
Najbardziej perfidną i podłą rolę odegrali w obecnej sprawie wspomniani już ks. Łosoś oraz ksiądz proboszcz Ortotowski. Księdzu Ortotowskiemu nie podobał się miejscowy nauczyciel — ob. Antoni Praszczyk. Nauczyciel Antoni Praszczyk, członek Związku Nauczycielstwa Polskiego, człowiek który nigdy nie należał do żadnej partii—był jednak demokratą z przekonań oraz stworzył i kierował lokalną organizacją „Służba Polsce".
Ofiarna praca ob. Antoniego Praszczyka nad podniesieniem oświaty wsi, a zwłaszcza młodzieży wiejskiej nie podobała się księdzu proboszczowi, podobnie jak i zachowanie żony nauczyciela — ob. Praszczykowej, która, podzielając poglądy demokratyczne swego męża — nie ulegała woli księdza. Był prawdopodobnie jeszcze inny powód niechęci księdza proboszcza Ortotowskiego do ob. Praszczykowej, natury bardziej osobistej...
I oto wiosną 1948 roku na plebanii w Szynkielowie doszło do niesłychanego porozumienia między księdzem proboszczem Ortotowskim, a księdzem proboszczem Łososiem, — głównym protektorem bandy Murata. Na podstawie tego porozumienia ksiądz Łosoś przyrzekł księdzu Ortotowskiemu "sprzątnąć" niewygodne księdzu Ortotowskiemu małżeństwo Praszczyków.
Ksiądz Łosoś przyrzeczenia swego dotrzymał i polecił Muratowi wykonać wyrok śmierci sądu kapturowego z plebanii w Szynkielowie na małżonkach Praszczykach.
Murat wykonał zlecenie księdza Łososia i nauczyciel Praszczyk Antoni został zamordowany. Charakterystyczny szczegół —bandyta Murat wykonał wyrok sądu kapturowego księdza Ortotowskiego i księdza Łososia na osobie nauczyciela Praszczyka, natomiast nie wykonał w stosunku do żony Praszczyka. Nawet tego zatwardziałego bandytę ruszyło sumienie i nie wykonał on wyroku śmierci na żonie Praszczyka.
Jeszcze jeden szczegół godny uwagi — a świadczący dobitnie o mentalności księdza proboszcza Ortotowskiego: po zamordowaniu nauczyciela Antoniego Praszczyka — ksiądz proboszcz zaproponował nieszczęsnej wdowie aby przyszła doń na plebanię w charakterze... gospodyni.
Proces dzisiejszy rzuca snop światła na kulisy i pobudki działania wrogów klasy robotniczej i pracujących chłopów. Nie ma takiej podłości i nie ma takiej zbrodni, której nie byliby oni gotowi popełnić z nienawiści do rządów ludowych. Ale spośród wielu procesów ten bodaj jest szczególnie charakterystyczny, ze względu na wybitną rolę jaką odegrali w krwawej działalności szajki faszystowskiej trzej księża — ksiądz Łosoś, ksiądz Ortotowski i ksiądz Faryś. Oni to — osoby duchowne — powołane z urzędu do głoszenia haseł miłości chrześcijańskiej—byli inspiratorami i kierownikami zbrodniczej szajki faszystowskiej. Trzej księża — inspiratorami mordów!
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
i jego trzej wspólnicy w sutannach
staną dziś przed Sądem Rejonowym w Łodzi
W dniu dzisiejszym przed Rejonowym Sądem Wojskowym w Łodzi rozpoczyna się proces przywódcy bandy faszystowsko - kryminalnej, hersztem której był niejaki Jan Małolepszy pseudo „Murat". Opiekunami i protektorami tej zbrodniczej szajki byli trzej księża — ksiądz Marian Łosoś, ksiądz Wacław Ortotowski i ksiądz Stefan Faryś.
Banda Murata składała się z niedobitków rozgromionej uprzednio bandy Warszyca. Grasowała ona na terenie powiatu wieluńskiego, sieradzkiego. a od czasu do czasu robiła wypady i w inne powiaty naszego województwa.
W długim łańcuchu zbrodni szajki Murata powtarzają się wciąż napady na ludność wiejską, grabieże i rabunki, a także szereg zabójstw popełnionych na chłopach małorolnych i średniorolnych, robotnikach pracownikach państwowych, zwłaszcza na ludziach o poglądach demokratycznych. Wśród kilkudziesięciu osób zamordowanych przez bandytów — znajdowało się trzech członków Stronnictwa Ludowego, sześciu członków byłej PPR, w tym jedna kobieta, oraz wielu bezpartyjnych chłopów i robotników, znanych ze swych poglądów demokratycznych.
Zbrodniczej szajce udzielali pomocy i schronienia bogacze wiejscy. Poza licznymi grabieżami u osób prywatnych, bandyci obrabowali kilkadziesiąt spółdzielni gminnych i gromadzkich, godząc w ten sposób w stan posiadania przede wszystkim mało- i średniorolnych gospodarzy.
Specjalną rolę w tej bandzie odgrywali trzej księża, o których wspomnieliśmy wyżej. Tak na przykład ksiądz Marian Łosoś ze wsi Szynkielów, w powiecie wieluńskim, był swego rodzaju duchowym mentorem szajki Murata. On to w chwili wydania przez państwo ustawy o amnestii powstrzymał bandytów od ujawnienia się i od powrotu do normalnej pracy. Dzięki namowom księdza Łososia — banda i po amnestii kontynuowała swoją zbrodniczą robotę. Ksiądz Łosoś wskazywał bandytom, kogo z niewygodnych mu osób o poglądach demokratycznych mają oni zamordować.
Podobną rolę w stosunku do tejże szajki odgrywał i ksiądz Stefan Faryś, proboszcz ze wsi Ostrówek. Pozostawał on również w ścisłym kontakcie z banda Murata i parokrotnie udzielał błogosławieństwa Muratowi i członkom jego szajki, gdy szli zabijać, grabić i terroryzować biednych chłopów, którzy z tych czy innych względów nie podobali się proboszczowi.
Najbardziej perfidną i podłą rolę odegrali w obecnej sprawie wspomniani już ks. Łosoś oraz ksiądz proboszcz Ortotowski. Księdzu Ortotowskiemu nie podobał się miejscowy nauczyciel — ob. Antoni Praszczyk. Nauczyciel Antoni Praszczyk, członek Związku Nauczycielstwa Polskiego, człowiek który nigdy nie należał do żadnej partii—był jednak demokratą z przekonań oraz stworzył i kierował lokalną organizacją „Służba Polsce".
Ofiarna praca ob. Antoniego Praszczyka nad podniesieniem oświaty wsi, a zwłaszcza młodzieży wiejskiej nie podobała się księdzu proboszczowi, podobnie jak i zachowanie żony nauczyciela — ob. Praszczykowej, która, podzielając poglądy demokratyczne swego męża — nie ulegała woli księdza. Był prawdopodobnie jeszcze inny powód niechęci księdza proboszcza Ortotowskiego do ob. Praszczykowej, natury bardziej osobistej...
I oto wiosną 1948 roku na plebanii w Szynkielowie doszło do niesłychanego porozumienia między księdzem proboszczem Ortotowskim, a księdzem proboszczem Łososiem, — głównym protektorem bandy Murata. Na podstawie tego porozumienia ksiądz Łosoś przyrzekł księdzu Ortotowskiemu "sprzątnąć" niewygodne księdzu Ortotowskiemu małżeństwo Praszczyków.
Ksiądz Łosoś przyrzeczenia swego dotrzymał i polecił Muratowi wykonać wyrok śmierci sądu kapturowego z plebanii w Szynkielowie na małżonkach Praszczykach.
Murat wykonał zlecenie księdza Łososia i nauczyciel Praszczyk Antoni został zamordowany. Charakterystyczny szczegół —bandyta Murat wykonał wyrok sądu kapturowego księdza Ortotowskiego i księdza Łososia na osobie nauczyciela Praszczyka, natomiast nie wykonał w stosunku do żony Praszczyka. Nawet tego zatwardziałego bandytę ruszyło sumienie i nie wykonał on wyroku śmierci na żonie Praszczyka.
Jeszcze jeden szczegół godny uwagi — a świadczący dobitnie o mentalności księdza proboszcza Ortotowskiego: po zamordowaniu nauczyciela Antoniego Praszczyka — ksiądz proboszcz zaproponował nieszczęsnej wdowie aby przyszła doń na plebanię w charakterze... gospodyni.
Proces dzisiejszy rzuca snop światła na kulisy i pobudki działania wrogów klasy robotniczej i pracujących chłopów. Nie ma takiej podłości i nie ma takiej zbrodni, której nie byliby oni gotowi popełnić z nienawiści do rządów ludowych. Ale spośród wielu procesów ten bodaj jest szczególnie charakterystyczny, ze względu na wybitną rolę jaką odegrali w krwawej działalności szajki faszystowskiej trzej księża — ksiądz Łosoś, ksiądz Ortotowski i ksiądz Faryś. Oni to — osoby duchowne — powołane z urzędu do głoszenia haseł miłości chrześcijańskiej—byli inspiratorami i kierownikami zbrodniczej szajki faszystowskiej. Trzej księża — inspiratorami mordów!
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
Głos Chłopski 1949 nr 60
Bandyta Murat* i jego wspólnicy w sutannach przed sądem
Pierwszy dzień procesu
członków faszystowskiej bandy dywersyjnej
W dniu wczorajszym w dużej sali Sądu Okręgowego na Placu Dąbrowskiego, wypełnionej po brzegi publicznością, rekrutującą się przede wszystkim spośród robotników łódzkich fabryk i chłopów z terenu — rozpoczął się przed Rejonowym Sądem Wojskowym proces dowódcy bandy terrorystycznej, Jana Małolepszego, pseudo "Murat" oraz trzech reakcyjnych księży — jego opiekunów, popleczników i inspiratorów: Mariana Łososia, Wacława Ortotowskiogo i Stefana Farysia. Korzenie jednak dywersyjnej działalności Murata i S-ki sięgają głębiej, niż może się wydawać przeciętnemu widzowi procesu. Komu bowiem przede wszystkim leżało na sercu, aby pierwsze lata naszego Państwa po wyzwoleniu zakłócić, aby utrudnić odbudowę kraju, aby nie dopuścić do poprawy bytu mas robotniczych i biedoty wiejskiej? Zależało na tym przede wszystkim imperialistom anglo-amerykańskim. oraz powiązanym z nimi ośrodkom emigracji polskiej. Czynniki te poprzez wrogą propagandę radiową i swoje agentury "zagrzewały" Murata i jemu podobnych do zbrodni przeciwko ustrojowi sprawiedliwości społecznej.
Przedstawicieli tych ośrodków, działających za amerykańskie dolary, nie ma na obecnym procesie na ławie oskarżonych, ale ich cień unosi się nad salą sądową, cień wrogów klasy robotniczej, broniących interesów obszarników i kapitalistów przeciwko interesom szerokich mas ludowych.
Ponury rejestr zbrodni zanotowanych suchym aktem oskarżenia, odczytanym przez przewodniczącego na wstępie procesu — to łzy sierot po pomordowanych ofiarach, to strata dla naszego Państwa przeszło 50-ciu ludzi spośród nie tylko działaczy demokratycznych, ale i ludzi, stojących na straży ustroju demokratycznego, działaczy oświatowych, milicjantów, ormowców, przedstawicieli władz bezpieczeństwa. Ale nie tylko to — banda Murata uderzała w fundamenty gospodarcze naszego ustroju — grabiła spółdzielnie gminne i samopomocowe, a więc własność uspołecznioną. Murat dysponował siecią wywiadu składającą się z bogatych chłopów, którzy informowali go o tym, kto i gdzie działa dla poprawy doli biedoty wiejskiej. Znalezione bogate archiwum bandy Murata ujawniło właśnie to wszystko.
"Murat" — czuje się panem życia i śmierci ludzi, których organizuje w swoich grupach. Kiedy cześć z nich po dekrecie Rządu o amnestii ujawnia się, Murat wydaje rozkaz, aby ich zabić. I ludzie ci zostają zabici.
Reakcyjna część kleru, siejąca w szerokich masach nienawiść do nowego ustroju, nie cofa się przed zbrodnią — kapłańska suknia dla tych ludzi jest tylko płaszczykiem dla ich wrogiej działalności już nie tylko z punktu widzenia ustroju domokratycznego, ale nawet z punktu widzenia kanonów etyki katolickiej, której przecież jednym z przykazań jest "Nie zabijaj". Reakcyjni księża stali się protektorami zbrodni, stosując dla usprawiedliwienia swojego postępowania podwójną moralność, która z jednej strony nie pozwalała im wydać władzom bezpieczeństwa bandyty "Murata", a z drugiej strony pozwalała spokojnie patrzeć, jak „Murat" i jego dywersyjna szajka bezkarnie napadają na spokojne domostwa, jak zabijają ludzi, jak terroryzują mieszkańców wsi, jak rabują mienie spółdzielcze i państwowe, jak mordują urzędników Państwa.
Wszystko to wynika z obszernego uzasadnienia aktu oskarżenia, opartego na niezbitych dowodach winy jeszcze jaskrawię uwypukla się nikczemne postacie oskarżonych, na tle ich własnych zeznań.
Pierwszy, na wniosek prokuratora, zeznaje ksiądz Marian Faryś. Jest to były nieujawniony zresztą, jak sam przyznaje — członek AK. Ma ptasią, nieprzyjemną twarz, o ostrych rysach.
Trzy razy spotkałem się z Muratem — rozpoczyna swoje zeznania — ksiądz Faryś. Po raz pierwszy na przełomie roku 1946 i 1947, kiedy tradycyjnym zwyczajem obchodziłem wieś "po kolendzie". W jednej z chat znalazł się Murat, który poprosił mnie o udzielenie błogosławieństwa. Błogosławieństwa tego udzieliłem mu. Kiedy Murat wyrażał niezadowolenie z obecnego ustroju, milczałem..." Ksiądz milczał, chociaż dobrze wiedział, jakie zbrodnie Murat ma na sumieniu. Chociaż usiłuje przekonać Sąd, że był dobrym duszpasterzem swojej parafii, z zeznań jego wynikają fakty wręcz przeciwne. Każdemu bowiem normalnemu obywatelowi, zależałoby przede wszystkim na tym, by bronić interesów społeczeństwa.
Bałem się o swoją osobę mówi ksiądz, dlatego nie zawiadamiałem władz o miejscu pobytu Murata".
Drugie spotkanie, a właściwie druga "audiencja" księdza Farysia u Murata odbyła się na prozaicznym tle — u sklepikarza wiejskiego — Tożyka we wsi Rudlice. Sklepikarz wiejski. — "Murat" - bandyta i reakcyjny ksiądz rozumieli się bowiem doskonale — jednakowo bowiem nienawidzili wszystkiego, co demokratyczne.
— Za pośrednictwem żony Murata, doszło do tego spotkania. Mówiliśmy o sprawach bieżących. — Wiadomości bieżące — To radiowe wiadomości z BBC...
— "Murat" narzekał, że czuje się osamotniony i prosił o ułatwienie mu kontaktów z innymi bandami. W pewnym momencie dał mi do zrozumienia, że jest już zmęczony. Audiencję uważał za skończoną i ksiądz Faryś wyszedł ze sklepiku — prawie, jak z kurii biskupiej.
— Do trzeciego spotkania z "Muratem" doszło po ogłoszeniu amnestii w marcu 1947 roku. Chciałem się dowiedzieć jakie stanowisko zajmuje "Murat" wobec tej ustawy, ponieważ, członkowie jego oddziału nie wiedzieli co mają zrobić i błąkali się po stodołach, po polach i mogli się zaziębić...
Tutaj właśnie występuje ksiądz Faryś w faryzeuszowskiej masce, usiłuje pokazać się z najlepszej strony, że niby „troszczył" się o losy nieujawnionych. Jednakże nie przypomina sobie, że w tym samym czasie bandyci tego samego pokroju zamordowali w Zakładach Chodakowskich 10-ciu robotników.
Ksiądz uważał, że jest powołany do tego, by ułatwiać bandytom ich kontakty z reakcyjnymi elementami. Jednak, kiedy „Murat" oznajmił mu, że nie ujawni się, nie odezwał się ani słowem. Ale silniejsza była nienawiść do ustroju demokracji ludowej, a w interesie tej nienawiści leżało utrzymanie w dalszym ciągu istnienia bandv dywersyjnej "Murata". Tak ksiądz Faryś plugawił suknię katolickiego kapłana. Plugawi tę suknię tym bardziej, że zasłania się ciągle tajemnicą konfesjonału, podczas gdy jego spotkania i rozmowy z „Muratem" nie miały absolutnie charakteru spowiedzi. Na marginesie obydwóch ostatnich spotkań księdza Farysia z „Muratem", należy zaznaczyć — jak zresztą przyznał sam ksiądz. — że ksiądz i bandyta przy jednym stole pili wódkę.
Ksiądz Ortotowski — to zewnętrznie zupełne przeciwicństwo księdza Farysia. Niewysoki, pulchny proboszcz o tłustym dobrze odkarmionym karku. To on odegrał złowieszczą rolę w zabójstwie nauczyciela i działacza oświatowego Antoniego Praszczyka we wsi Konopnica.
Antoni Praszczyk mieszkał w parafii księdza od samego początku jej istnienia. Ksiądz Ortotowski znał go więc dobrze. Nienawistne mu było to, że Antoni Praszczyk szerzy oświatę na wsi, że jest komendantem lokalnego hufca Służby Polsce, która szkoli naszą młodzież, daje jej zawód. „Dzięki tej organizacji młodzież nasza bierze udział w odbudowie zniszczonego wojną kraju" — stwierdza sam ksiądz Ortotowski. Tym nie mniej ksiądz pała wyraźną nienawiścią do tej organizacji. Mimo, że młodzież "Służby Polsce" brała chętnie udział w honorowej straży przy grobie Chrystusa przed Świętami Wielkanocnymi ks. Ortotowski żali się swojemu sąsiadowi księdzu Łososiowi, że organizacja ta przeszkadza mu rzekomo w wykonywaniu praktyk religijnych.
„Ksiądz Łosoś powiedział, zeznaje ksiądz Ortotowski, że ma kontakt z bandą "Murata" — „Murat" może nauczyciela Praszczyka i jego żonę sprzątnąć. Powiedziałem:
„NIECH TAMCI KROPNĄ IM W ŁEB!".
— Jestem nerwowy i uczuciowy (?!) z natury, więc się uniosłem — mówi ksiądz Ortotowski. — Teraz widzę, że ja jestem przestępcą, bo ja dałem zlecenie zabójstwa Praszczyków.
Ksiądz Ortotowski płacze pod koniec składania zeznań. Spóźnione łzy...
Nauczyciel Praszczyk został zamordowany. Jego żona cudem uniknęła śmierci, ale tylko dlatego, że bandyta „Murat" nie chciał zabijać kobiety.
— Żałuję swojej winy — mówi pod koniec swoich zeznań ksiądz Ortotowski — ale moim złym duchem był ksiądz Łosoś.
W ciągu ostatniego czasu miałem wiele czasu na refleksje. Wzywam teraz innych księży katolickich do zmiany postępowania.
Zeznania księdza Ortotowskiego zakończyły pierwszy dzień procesu.
Dziś rozprawa trwa.
Wrażania z sali sądowej.
Milczenie i zbrodnia
Przewodniczący sądu czyta akt oskarżenia. Jego słowa skierowane są w jednakowej mierze przeciw bandycie Muratowi, jak i przeciw trzem ludziom w sutannach — trzem księżom. Banda Murata mordowała, grabiła, terroryzowała. A ci trzej księża? Przecież to duchowni, którzy służyć mieli idei miłości bliźniego. Jak to się stało, że trafili na ławę oskarżonych, że są współodpowiedzialni za potworne zbrodnie, które zmierzały do likwidacji ustroju demokracji ludowej, do fizycznego wytępienia tych, którzy temu ustrojowi służyli. Co powiedzą ci trzej księża. Czy pojmą bezmiar swego upadku moralnego?
Do stołu sędziowskiego podchodzi szczupły człowiek w sutannie. To ksiądz Faryś. Stwierdza, że udzielał błogosławieństwa bandytom. Zdaje sobie sprawę kim byli współuczestnicy bandy Murata — bandyci, gdyż tak ich właśnie nazywa. Dawał każdemu z nich krzyż do całowania, utwierdzał ich w czasie amnestii i później w przeświadczeniu o potrzebie dalszego konspirowania. O morderstwach i rabunkach bandy nic nie wiedział, gdyż czytywał tylko „Niedzielę", w której na ten temat nie pisano. Polskę Ludową traktuje jako swoją ojczyznę, docenia wielki wkład rządu w dzieło odbudowy. Osobiście nie czuje się winnym.
Co to wszystko znaczy? Dlaczego oskarżony Faryś wypiera się winy? Czy można uwierzyć, aby były konspirator z AK nie wiedział nic o bandach, aby się tym problemem nie interesował? Jedno jest pewne — oskarżony Faryś boi się odpowiedzialności za swe zbrodnicze czyny, boi się kary, dlatego po prostu kłamie.
Do stołu sędziowskiego podchodzi oskarżony ksiądz Ortotowski. Jest to człowiek raczej niskiego wzrostu o zaokrąglonych kształtach, niespokojnych oczach i dobrodusznym wyrazie twarzy. Ksiądz Ortotowski mówi o tym, że lubi gospodarstwo, że hoduje krowy i świnie, że lubi dobrze zjeść i żyć spokojnie i statecznie. Wygląda na typowego prowincjonalnego proboszcza.
I taki właśnie człowiek nie zawahał się namawiać księdza Łososia, aby ten spowodował zamordowanie przez bandę }Murata małżonków Praszczyków za to, że Praszczyk, jako nauczyciel był jednocześnie kierownikiem organizacji „Służba Polsce". Jakże do tego doszło, co wpłynęło na tę decyzję księdza Ortotowskiego, tego właśnie o zaokrąglonych kształtach dobrodusznego proboszcza?
Mówił o tym sam ksiądz Ortotowski. Początkowo próbował się tłumaczyć chorobą nerwów, ogólnym złym stanem fizycznym swego organizmu, skłonnością do uniesień i t. p. Wreszcie jednak — płacząc — powiedział:
„Fakt, że jestem dziś sądzony jako morderca wynika z tego, że nikt z władz kościelnych nie wyjaśniał nam dotychczas, jaki ma być stosunek księdza do rządu i ustroju Polski Ludowej. Przeciwnie — słyszeliśmy raczej słowa krytyki, nawet wrogości. Chcę, aby moją tragedię poznało całe duchowieństwo, aby przekonało się do czego prowadzi wrogość do Związku Radzieckiego, do krajów demokracji ludowej".
Ksiądz Ortotowski morderca — Jak sam siebie nazywał — nauczyciela Praszczyka — płakał. Ile w jego zachowaniu było obawy przed zasłużoną karą, a ile szczerości — trudno stwierdzić. Jedno jest pewne. Głos sądzonych dotychczas za podobne zbrodnie księży Ortotowskich nie dotarł jakoś dotychczas do władz kościelnych. Władze te milczą uparcie, jakby się nic nie działo. A tymczasem ksiądz Ortotowski publicznie stwierdza że w najbardziej dramatycznych dla siebie chwilach, że wrogość do Związku Radzieckiego, do demokracji ludowej, wepchnęła go w ramiona zbrodni i że jego władze kościelne w okresie powojennym nie pomogły mu w przezwyciężeniu tej wrogości, a tym samym — w uchronieniu go przed stoczeniem się do roli mordercy.
Ksiądz Ortotowski po spowodowanym przez siebie morderstwie Praszczyka odprawiał za niego nabożeństwo żałobne. Nabożeństwo żałobne odprawione przez mordercę za duszę zamordowanego przez siebie człowieka.
Oto do czego również i pod względem religijnym doprowadzić może nienawiść do ustroju demokracji ludowej, do socjalizmu.
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
Głos Chłopski 1949 nr 61
Wstrząsające dowody winy
Murata—Małolepszego* i jego wspólników w sutannach
Dziś przemówi prokurator i obrońca
Dziś przemówi prokurator i obrońca
W
dniu wczorajszym rozprawę przeciw „Muratowi" i jego wspólnikom
rozpoczęły zeznania księdza Mariana Łososia, proboszcza parafii
Szynkielów w powiecie wieluńskim. On to właśnie przekazał "Muratowi"
„życzenie".
Jak sam to nazywa — księdza Ortotowskiego, który domagał się zabójstwa nauczyciela Praszczyka i jego żony.
— Od kiedy oskarżony nawiązał kontakt z bandytą "Muratem"? — pyta przewodniczący Sądu.
— W roku 1948 przychodził ktoś od "Murata" po gazety. Dawałem tygodnik "Niedziela", a ponadto wiadomości radiowe. Później zorientowałem się, że łącznikiem „Murata" jest Treczyński i wtedy wiedziałem już dla kogo wiadomości i pisma katolickie przekazuję.
— Czy oskarżony znał Praszczyka i jego żonę?
— Osobiście, nie.
— Czy duchowieństwo popierało organizację "Służba Polsce", której hufiec stworzył nauczyciel Praszczyk?
Na to pytanie ksiądz Łosoś odpowiada twierdząco. Zapomniał widać, że właśnie za udział w organizowniu hufca „Służby Polsce" pomógł zgładzić obcego dla niego Praszczyka, domagając się jednocześnie zgładzenia jego żony.
— Kiedy i jak przedstawił oskarżonemu ksiądz Ortotowski sprawę nauczyciela Praszczyka?
— Latem 1948 roku ksiądz Ortotowski zwrócił się do mnie, wiedząc, że mam kontakt z bandą „Murata" z żalami na nauczyciela, prosząc jednocześnie bym przyczynił się do zgładzenia nauczyciela i jego żony „Życzenie" to przekazałem łącznikowi „Murata" Treczyńskiemu, kiedy zgłosił się do mnie po odbiór tygodnika katolickiego „Niedziela".
— Czy oskarżony nie usiłował umitygować Ortotowskiego, który jest młodszy wiekiem, doświadczeniem i święceniami kapłańskimi?
— Nie. Nie zdawałem sobie sprawy ze swojego postępowania.
Ksiądz Łosoś zdawał sobie sprawę z tego, że jest kapłanem katolickim, ale nie zdawał sobie sprawy z wagi życia ludzkiego, które przecież dla każdego kapłana powinno być drogie. Ksiądz Łosoś — to cynik bez czci i wiary.
Ksiądz Łosoś, nie tylko za pośrednictwem Treczyńskiego starał się przekazać „Muratowi" sprawę zabójstwa nauczyciela Praszczyka. Użył on do tego celu jeszcze jednego swojego parafianina, niejakiego Kolanko — chyba tylko po to, by do „Murata" za wszelką cenę i wszystkimi możliwymi drogami dotarł „rozkaz" księży, dotyczący zamordowania niewinnego człowieka, szczerego demokraty, krzewiącego, oświatę na ciemnej wsi.
— Dlaczego oskarżony nie odrzucił propozycji księdza Ortotowskiego?
— Nie przyszło mi to na myśl...
— Czy ludzkie i kapłańskie sumienie oskarżonego nie drgnęło, czy ta „prośba" księdza Ortotowskiego nie wstrząsnęła oskarżonym?
— Tak...
— Jak się ten wstrząs objawił?
— Po morderstwie — odpowiada z niesłychanym cynizmem ksiądz Łosoś.
— Kto ponosi odpowiedzialność za śmierć Praszczyka?
— Wszyscy: Ortotowski, ja i wykonawcy — przyznaje oskarżony i dodaje: „Nie byłem spokojny w swoim sumieniu, ale przecież, wypełniłem prośbę Ortotowskiego". Nie zdaje sobie jeszcze dzisiaj ksiądz Łosoś sprawy z faktu, że spełnienie takiej prośby równało się zbrodni.
Ksiądz Łosoś w czasie okupacji przebywał w obozie w Dachau, gdzie stosowano wobec niego kary chłosty i rozmaite inne kary. Tym nie mniej nie było różnicy w postępowaniu księdza i Niemców wobec ludzi — moralność tego księdza niczym nie rożni się od moralności faszystowskich zwyrodnialców.
Następny z kolei składa zeznania szef dywersyjnej bandy — Jan Małolepszy — "Murat". Plącze się w zeznaniach, chwilami zaprzecza, ustępuje jednak, gdy Sąd okazuje mu dowody jego winy: meldunki, rozkazy.
— Dlaczego oskarżony nie ujawnił się?
— Siedziałem w lesie przez pięć lat. Nie wiedziałem nawet dobrze, co to jest amnestia. Szukałem wyjaśnień u księdza Farysia. Ale ten tylko wzruszał ramionami i milczał.
— Jak doszło do zamordowania nauczyciela Praszczyka?
— Przyszedł Terczyński i powiedział, że ksiądz mówił, że „to nic nie warte, że trzeba to wyrżnąć i w łeb wypalić". I, że „ta kobieta, to jeszcze gorsza". Praszczyka zabił „Marianek" z mojej bandy.
Z dalszych zeznań „Murata" wynika, że rozpowszechniał on ulotki o treści antypaństwowej, że nakładał na ludność kontrybucje.
— A jakie usługi spełniał ksiądz Faryś?
— Dawał nam gazety i wiadomości radiowe. Utrzymywał nas ciągle w przekonaniu, "żeby wytrwać", że „będzie wojna na jesieni 1948 roku, a wtedy wypłyniemy...". Poza tym tłumaczył się, że nie może udzielić nam pomocy finansowej, bo proboszcz „trzyma rękę na pieniądzach".
Sąd zarządził konfrontację księdza Farysia i oskarżonego „Murata". „Murat" bowiem twierdzi, że to ksiądz powstrzymywał go od ujawnienia się, a ksiądz, — że „Murat" sam stanowczo sprzeciwiał się ujawnieniu.
Teraz w obronie własnego życia, chcąc uniknąć kary — ksiądz i bandyta nie mogą dojść do porozumienia, które tak łatwo przecież przychodziło im w okresie dywersyjnej i wywrotowej współpracy.
Kilkudziesięciu świadków zeznawało w sprawia Murata i reakcyjnych księży, zeznawały wdowy, matki, które straciły synów, zeznawali też sprowadzeni z więzienia członkowie dywersyjnej bandy — już osądzeni.
I inni — niedawno ujęci przez władze bezpieczeństwa. Zeznania ich wyszły poza ramy aktu oskarżenia, rzuciły jaskrawe światło na prawdziwe tło, system działania i bezsprzeczną winę oskarżonych.
Pierwszy zeznaje Karol Pietrus, doprowadzony z więzienia, któremu w marcu ubiegłego roku w bunkrze Murat wydał polecenie strzelania do funkcjonariuszy Urzędu Bezpiczeństwna Milicji i ORMO, świadek sam brał udział w 12 napadach z rozkazu Murata. „Marianek mówił mi również o tym, że Murat kazał zabić nauczyciela Praszczyka."
— Czy mówili wam, jaki jest cel istnienia bandy?
— Tak — obalenie ustroju demokratycznego.
Drugi z kolei zeznaje również doprowadzony z więzienia szef sztabu Murata — Jan Krzywański. Była to niespodzianka dla Murata, który nie wiedział o ujęciu jednego z ważniejszych członków swojej bandy.
— Skąd wasza banda czerpała pieniądze? Z rabunków majątków państwowych i spółdzielni.
Osobną grupę świadków stanowią rodziny ofiar dywersyjnej grupy.
Pierwsza zeznaje żona zamordowanego nauczyciela Praszczyka — Krystyna, która cudem uniknęła śmierci, bo jak stwierdził jeden ze świadków, Murat powiedział, że „tylko mężczyzn można zabijać, a niewiasty nie".
— Wieczorem 21 sierpnia po skończeniu lekcji mąż mój wyszedł przed dom. Po chwili rozległy się strzały. Kiedy wybiegłam z domu, mąż mój już leżał we krwi. Jeszcze żył, ale był już nieprzytomny.
Następnego dnia, po śmierci męża ksiądz Ortotowski odprawił mszę żałobną i użalał się, że mąż mój niewinnie zginął. Proponował, bym została gospodynią.
Helena Pietrzak — to żona zamordowanego funkcjonariusza ORMO w Świerczowie.
Edmund Barsiński był świadkiem powieszenia jednego z funkcjonariuszy ORMO i zabicia dwóch innych w dnia 6 września ubiegłego roku w gminie Kluki.
Długa jest lista ofiar Murata. Czerwoną nicią przewijają się poprzez nią nazwiska działa czy demokratycznych, członków Stronnictwa Ludowego, byłej Polskiej Partii Robotniczej, funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa, Milicji, i ORMO oraz tych, którzy niezorganizowani w żadnej partii budowali wraz z całym społeczeństwem spokojną przyszłość dla siebie i swoich dzieci.
Przewód sądowy został zamknięty. W dniu dzisiejszym przemawiać będą prokurator i obrona.
„Głos Ameryki", bandyta Murat i jego wspólnicy
Oskarżony ksiądz Łosoś od czasu odzyskania niepodległości
do chwili aresztowania nastawiał aparat radiowy, aby pilnie słuchać tego, co mówi „Głos Ameryki" i BBC. Ksiądz Łosoś skrzętnie notował każde słowo i przekazywał informacje bandzie Murata. Między tym, co mówi „Głos Ameryki" i BBC, a bandytą Małolepszym istniała ścisła więź.
Wystarczy posłuchać przebiegu rozprawy — choćby tylko przez godzinę — aby przekonać się o istnieniu tej więzi. Mocodawcy "Głosu Ameryki"wygłaszają bajdy o rzekomym braku wolności w krajach za rzekomą „żelazną kurtyną" i wychwalają rzekome wolności amerykańskie, na co dzień zaś zajmują się rabunkiem i grabieżą słabszych narodów i swojego własnego ludu i przygotowują nową wojnę. Murat też usiłował przedstawiać się publiczności, jako rzecznik takiej w amerykański sposób rozumianej „wolnej" Polski, w której z wolności wyzysku mas ludowych korzystać będą obszarnicy i kapitaliści. Obiecywał nawet uczestnikom swojej bandy, że po obaleniu władzy ludowej nikt z nich już nie będzie potrzebował jąć się pracy, bo na nich pracować będą robotnicy i chłopi — chamy. Im pozostanie tylko pilnować z knutem w ręku swoich niewolników. Na codzień bandyta Murat, podobnie jak mocodawcy „Głosu Ameryki" — morduje, grabi, rabuje i myśli jedynie o pieniądzach, o dostatnim życiu. Interesuje się każdym groszem, zrabowanym przez swoich podwładnych, aby urwać sobie lwią dolę po to, żeby ten grosz ciułać, żeby powiększać swoje prywatne zasoby, żeby używać. Podkomendni jego skarżą się — „to co sam zrabował, kładł do swojej kieszeni. Z tego, co się nam udało, trzeba było największa dolę oddać Muratowi, nam zostawały nędzne grosze". Źle było z tym, co się przed Muratem nie wyliczył ze swych łupów".
Czyż to nie przypomina Wam, Czytelnicy, stosunków, łączących amerykańskiego komisarza dla spraw planu Marshalla z premierami i ministrami zmarshallizowanych krajów Europy: premierem Oneuille'm we Francji, Spaakiem z Belgii, Attlee i Bevinem w Anglii? Pokrewieństwo dusz jest pełne, to nie ulega wątpliwości. Różnica jest tylko ilościowa: w ilościach dzielonego łupu.
Ksiądz Łosoś skrzętnie notował każde słowo, podawane przez „Głos Ameryki“ i BBC i niósł je członkom bandy Murata. Ksiądz Łosoś nie brał z sobą — idąc do bandytów — ewangelii, i nie szedł do nich ze słowem miłości bliźniego, ze słowem pojednania. Kiedy jeden z bandytów zwrócil się do niego w okresie amnestii z pytaniem, czy należy się ujawnić — ksiądz Łosoś powiedział: "Bezwzględnie nie. Nie trzeba się ujawniać!"
Co oznaczało to zlecenie? Było to zlecenie, że trzeba dalej mordować, grabić, niszczyć mienie prywatne i społeczne, bo tak każe BBC i "Głos Ameryki".
Oskarżeni księża: Łosoś, Ortotowski i Faryś nie znaleźli się na ławie oskarżonych dlatego, że są księżami. W Polsce Ludowej istnieje pełna wolność religijna, wolność posunięta dalej, niż to w jakimkolwiek kraju. Znaleźli się na ławie oskarżonych dlatego, że jako obywatele Państwa wkroczyli na drogę zbrodni i występku. Dlaczego jednak ludzie predestynowani z racji swych funkcji do głoszenia miłości chrześcijańskiej, stali się wspólnikami bandytów i rzezimieszków, współuczestnikami mordów? Na to pytanie niewątpliwie łatwiej było by znaleźć odpowiedź dostojnikom kościoła, hierarchom Watykanu. Lecz oni milczą wobec licznych aktów występków i zbrodni, popełnianych przez szereg księży. Czy ich podwładni nie mogli i nie mogą tego milczenia rozumieć, jako cichej zgody, jako zachęty? Tacito consensu — milczącą zgodę?
Czyż to nie ich milczenie ukształtowało mentalność i postawę księży Łososia, Ortotowskiego i Farysia, którzy dziś siedzą na jednej ławie ze zwykłym bandytą?
Oto, co mówi sam Murat: „Ani ci trzej księża, siedzący tu razem ze mną na ławie oskarżonych, ani inni księża w okolicy, gdzie przejawialiśmy naszą działalność, nie mówili na ambonach o potrzebie skorzystania z amnestii, zaprzestania walki. Przeciwnie — odprawiali na naszą intencję nabożeństwa. Dokładnie pamiętam jedno takie nabożeństwo żałobne za duszę "Lisa-Kuli" —pospolitego bandyty i złodzieja. W kościele — opowiada Murat — rozegrała się wówczas tragiczna scena. Wdowa po jednej z ofiar „Lisa-Kuli", po zamordowaniu przez niego mieszkańca wsi parafialnej, nie chciała dopuścić do nabożeństwa. które było profanacją, naigrywaniem się z jej osobistej tragedii".
Murat mówił dalej: "Ci trzej księża nazywają mnie teraz bandytą. A jak to było — pytam — przed aresztowaniem mnie — jeszcze w latach 1947 i 1948? Przecież wówczas mówiło się do mnie: „panie komendancie" i poczytywano sobie za zaszczyt pić ze mną wódkę, a przy wódce wskazywać kogo mamy sprzątnąć."
Widzimy więc, że w metodach, w stylu i w celu istnieje ścisła więź między „Głosem Ameryki" i jego mocodawcami, pośrednikami w osobach księży Łososia, Ortotowskiego i Farysia, a bandytą Muratem.
A pytania, jakie społeczeństwo polskie stawia hierarchom kościoła — wciąż pozostają bez odpowiedzi.
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
Jak sam to nazywa — księdza Ortotowskiego, który domagał się zabójstwa nauczyciela Praszczyka i jego żony.
— Od kiedy oskarżony nawiązał kontakt z bandytą "Muratem"? — pyta przewodniczący Sądu.
— W roku 1948 przychodził ktoś od "Murata" po gazety. Dawałem tygodnik "Niedziela", a ponadto wiadomości radiowe. Później zorientowałem się, że łącznikiem „Murata" jest Treczyński i wtedy wiedziałem już dla kogo wiadomości i pisma katolickie przekazuję.
— Czy oskarżony znał Praszczyka i jego żonę?
— Osobiście, nie.
— Czy duchowieństwo popierało organizację "Służba Polsce", której hufiec stworzył nauczyciel Praszczyk?
Na to pytanie ksiądz Łosoś odpowiada twierdząco. Zapomniał widać, że właśnie za udział w organizowniu hufca „Służby Polsce" pomógł zgładzić obcego dla niego Praszczyka, domagając się jednocześnie zgładzenia jego żony.
— Kiedy i jak przedstawił oskarżonemu ksiądz Ortotowski sprawę nauczyciela Praszczyka?
— Latem 1948 roku ksiądz Ortotowski zwrócił się do mnie, wiedząc, że mam kontakt z bandą „Murata" z żalami na nauczyciela, prosząc jednocześnie bym przyczynił się do zgładzenia nauczyciela i jego żony „Życzenie" to przekazałem łącznikowi „Murata" Treczyńskiemu, kiedy zgłosił się do mnie po odbiór tygodnika katolickiego „Niedziela".
— Czy oskarżony nie usiłował umitygować Ortotowskiego, który jest młodszy wiekiem, doświadczeniem i święceniami kapłańskimi?
— Nie. Nie zdawałem sobie sprawy ze swojego postępowania.
Ksiądz Łosoś zdawał sobie sprawę z tego, że jest kapłanem katolickim, ale nie zdawał sobie sprawy z wagi życia ludzkiego, które przecież dla każdego kapłana powinno być drogie. Ksiądz Łosoś — to cynik bez czci i wiary.
Ksiądz Łosoś, nie tylko za pośrednictwem Treczyńskiego starał się przekazać „Muratowi" sprawę zabójstwa nauczyciela Praszczyka. Użył on do tego celu jeszcze jednego swojego parafianina, niejakiego Kolanko — chyba tylko po to, by do „Murata" za wszelką cenę i wszystkimi możliwymi drogami dotarł „rozkaz" księży, dotyczący zamordowania niewinnego człowieka, szczerego demokraty, krzewiącego, oświatę na ciemnej wsi.
— Dlaczego oskarżony nie odrzucił propozycji księdza Ortotowskiego?
— Nie przyszło mi to na myśl...
— Czy ludzkie i kapłańskie sumienie oskarżonego nie drgnęło, czy ta „prośba" księdza Ortotowskiego nie wstrząsnęła oskarżonym?
— Tak...
— Jak się ten wstrząs objawił?
— Po morderstwie — odpowiada z niesłychanym cynizmem ksiądz Łosoś.
— Kto ponosi odpowiedzialność za śmierć Praszczyka?
— Wszyscy: Ortotowski, ja i wykonawcy — przyznaje oskarżony i dodaje: „Nie byłem spokojny w swoim sumieniu, ale przecież, wypełniłem prośbę Ortotowskiego". Nie zdaje sobie jeszcze dzisiaj ksiądz Łosoś sprawy z faktu, że spełnienie takiej prośby równało się zbrodni.
Ksiądz Łosoś w czasie okupacji przebywał w obozie w Dachau, gdzie stosowano wobec niego kary chłosty i rozmaite inne kary. Tym nie mniej nie było różnicy w postępowaniu księdza i Niemców wobec ludzi — moralność tego księdza niczym nie rożni się od moralności faszystowskich zwyrodnialców.
Następny z kolei składa zeznania szef dywersyjnej bandy — Jan Małolepszy — "Murat". Plącze się w zeznaniach, chwilami zaprzecza, ustępuje jednak, gdy Sąd okazuje mu dowody jego winy: meldunki, rozkazy.
— Dlaczego oskarżony nie ujawnił się?
— Siedziałem w lesie przez pięć lat. Nie wiedziałem nawet dobrze, co to jest amnestia. Szukałem wyjaśnień u księdza Farysia. Ale ten tylko wzruszał ramionami i milczał.
— Jak doszło do zamordowania nauczyciela Praszczyka?
— Przyszedł Terczyński i powiedział, że ksiądz mówił, że „to nic nie warte, że trzeba to wyrżnąć i w łeb wypalić". I, że „ta kobieta, to jeszcze gorsza". Praszczyka zabił „Marianek" z mojej bandy.
Z dalszych zeznań „Murata" wynika, że rozpowszechniał on ulotki o treści antypaństwowej, że nakładał na ludność kontrybucje.
— A jakie usługi spełniał ksiądz Faryś?
— Dawał nam gazety i wiadomości radiowe. Utrzymywał nas ciągle w przekonaniu, "żeby wytrwać", że „będzie wojna na jesieni 1948 roku, a wtedy wypłyniemy...". Poza tym tłumaczył się, że nie może udzielić nam pomocy finansowej, bo proboszcz „trzyma rękę na pieniądzach".
Sąd zarządził konfrontację księdza Farysia i oskarżonego „Murata". „Murat" bowiem twierdzi, że to ksiądz powstrzymywał go od ujawnienia się, a ksiądz, — że „Murat" sam stanowczo sprzeciwiał się ujawnieniu.
Teraz w obronie własnego życia, chcąc uniknąć kary — ksiądz i bandyta nie mogą dojść do porozumienia, które tak łatwo przecież przychodziło im w okresie dywersyjnej i wywrotowej współpracy.
Kilkudziesięciu świadków zeznawało w sprawia Murata i reakcyjnych księży, zeznawały wdowy, matki, które straciły synów, zeznawali też sprowadzeni z więzienia członkowie dywersyjnej bandy — już osądzeni.
I inni — niedawno ujęci przez władze bezpieczeństwa. Zeznania ich wyszły poza ramy aktu oskarżenia, rzuciły jaskrawe światło na prawdziwe tło, system działania i bezsprzeczną winę oskarżonych.
Pierwszy zeznaje Karol Pietrus, doprowadzony z więzienia, któremu w marcu ubiegłego roku w bunkrze Murat wydał polecenie strzelania do funkcjonariuszy Urzędu Bezpiczeństwna Milicji i ORMO, świadek sam brał udział w 12 napadach z rozkazu Murata. „Marianek mówił mi również o tym, że Murat kazał zabić nauczyciela Praszczyka."
— Czy mówili wam, jaki jest cel istnienia bandy?
— Tak — obalenie ustroju demokratycznego.
Drugi z kolei zeznaje również doprowadzony z więzienia szef sztabu Murata — Jan Krzywański. Była to niespodzianka dla Murata, który nie wiedział o ujęciu jednego z ważniejszych członków swojej bandy.
— Skąd wasza banda czerpała pieniądze? Z rabunków majątków państwowych i spółdzielni.
Osobną grupę świadków stanowią rodziny ofiar dywersyjnej grupy.
Pierwsza zeznaje żona zamordowanego nauczyciela Praszczyka — Krystyna, która cudem uniknęła śmierci, bo jak stwierdził jeden ze świadków, Murat powiedział, że „tylko mężczyzn można zabijać, a niewiasty nie".
— Wieczorem 21 sierpnia po skończeniu lekcji mąż mój wyszedł przed dom. Po chwili rozległy się strzały. Kiedy wybiegłam z domu, mąż mój już leżał we krwi. Jeszcze żył, ale był już nieprzytomny.
Następnego dnia, po śmierci męża ksiądz Ortotowski odprawił mszę żałobną i użalał się, że mąż mój niewinnie zginął. Proponował, bym została gospodynią.
Helena Pietrzak — to żona zamordowanego funkcjonariusza ORMO w Świerczowie.
Edmund Barsiński był świadkiem powieszenia jednego z funkcjonariuszy ORMO i zabicia dwóch innych w dnia 6 września ubiegłego roku w gminie Kluki.
Długa jest lista ofiar Murata. Czerwoną nicią przewijają się poprzez nią nazwiska działa czy demokratycznych, członków Stronnictwa Ludowego, byłej Polskiej Partii Robotniczej, funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa, Milicji, i ORMO oraz tych, którzy niezorganizowani w żadnej partii budowali wraz z całym społeczeństwem spokojną przyszłość dla siebie i swoich dzieci.
Przewód sądowy został zamknięty. W dniu dzisiejszym przemawiać będą prokurator i obrona.
„Głos Ameryki", bandyta Murat i jego wspólnicy
Oskarżony ksiądz Łosoś od czasu odzyskania niepodległości
do chwili aresztowania nastawiał aparat radiowy, aby pilnie słuchać tego, co mówi „Głos Ameryki" i BBC. Ksiądz Łosoś skrzętnie notował każde słowo i przekazywał informacje bandzie Murata. Między tym, co mówi „Głos Ameryki" i BBC, a bandytą Małolepszym istniała ścisła więź.
Wystarczy posłuchać przebiegu rozprawy — choćby tylko przez godzinę — aby przekonać się o istnieniu tej więzi. Mocodawcy "Głosu Ameryki"wygłaszają bajdy o rzekomym braku wolności w krajach za rzekomą „żelazną kurtyną" i wychwalają rzekome wolności amerykańskie, na co dzień zaś zajmują się rabunkiem i grabieżą słabszych narodów i swojego własnego ludu i przygotowują nową wojnę. Murat też usiłował przedstawiać się publiczności, jako rzecznik takiej w amerykański sposób rozumianej „wolnej" Polski, w której z wolności wyzysku mas ludowych korzystać będą obszarnicy i kapitaliści. Obiecywał nawet uczestnikom swojej bandy, że po obaleniu władzy ludowej nikt z nich już nie będzie potrzebował jąć się pracy, bo na nich pracować będą robotnicy i chłopi — chamy. Im pozostanie tylko pilnować z knutem w ręku swoich niewolników. Na codzień bandyta Murat, podobnie jak mocodawcy „Głosu Ameryki" — morduje, grabi, rabuje i myśli jedynie o pieniądzach, o dostatnim życiu. Interesuje się każdym groszem, zrabowanym przez swoich podwładnych, aby urwać sobie lwią dolę po to, żeby ten grosz ciułać, żeby powiększać swoje prywatne zasoby, żeby używać. Podkomendni jego skarżą się — „to co sam zrabował, kładł do swojej kieszeni. Z tego, co się nam udało, trzeba było największa dolę oddać Muratowi, nam zostawały nędzne grosze". Źle było z tym, co się przed Muratem nie wyliczył ze swych łupów".
Czyż to nie przypomina Wam, Czytelnicy, stosunków, łączących amerykańskiego komisarza dla spraw planu Marshalla z premierami i ministrami zmarshallizowanych krajów Europy: premierem Oneuille'm we Francji, Spaakiem z Belgii, Attlee i Bevinem w Anglii? Pokrewieństwo dusz jest pełne, to nie ulega wątpliwości. Różnica jest tylko ilościowa: w ilościach dzielonego łupu.
Ksiądz Łosoś skrzętnie notował każde słowo, podawane przez „Głos Ameryki“ i BBC i niósł je członkom bandy Murata. Ksiądz Łosoś nie brał z sobą — idąc do bandytów — ewangelii, i nie szedł do nich ze słowem miłości bliźniego, ze słowem pojednania. Kiedy jeden z bandytów zwrócil się do niego w okresie amnestii z pytaniem, czy należy się ujawnić — ksiądz Łosoś powiedział: "Bezwzględnie nie. Nie trzeba się ujawniać!"
Co oznaczało to zlecenie? Było to zlecenie, że trzeba dalej mordować, grabić, niszczyć mienie prywatne i społeczne, bo tak każe BBC i "Głos Ameryki".
Oskarżeni księża: Łosoś, Ortotowski i Faryś nie znaleźli się na ławie oskarżonych dlatego, że są księżami. W Polsce Ludowej istnieje pełna wolność religijna, wolność posunięta dalej, niż to w jakimkolwiek kraju. Znaleźli się na ławie oskarżonych dlatego, że jako obywatele Państwa wkroczyli na drogę zbrodni i występku. Dlaczego jednak ludzie predestynowani z racji swych funkcji do głoszenia miłości chrześcijańskiej, stali się wspólnikami bandytów i rzezimieszków, współuczestnikami mordów? Na to pytanie niewątpliwie łatwiej było by znaleźć odpowiedź dostojnikom kościoła, hierarchom Watykanu. Lecz oni milczą wobec licznych aktów występków i zbrodni, popełnianych przez szereg księży. Czy ich podwładni nie mogli i nie mogą tego milczenia rozumieć, jako cichej zgody, jako zachęty? Tacito consensu — milczącą zgodę?
Czyż to nie ich milczenie ukształtowało mentalność i postawę księży Łososia, Ortotowskiego i Farysia, którzy dziś siedzą na jednej ławie ze zwykłym bandytą?
Oto, co mówi sam Murat: „Ani ci trzej księża, siedzący tu razem ze mną na ławie oskarżonych, ani inni księża w okolicy, gdzie przejawialiśmy naszą działalność, nie mówili na ambonach o potrzebie skorzystania z amnestii, zaprzestania walki. Przeciwnie — odprawiali na naszą intencję nabożeństwa. Dokładnie pamiętam jedno takie nabożeństwo żałobne za duszę "Lisa-Kuli" —pospolitego bandyty i złodzieja. W kościele — opowiada Murat — rozegrała się wówczas tragiczna scena. Wdowa po jednej z ofiar „Lisa-Kuli", po zamordowaniu przez niego mieszkańca wsi parafialnej, nie chciała dopuścić do nabożeństwa. które było profanacją, naigrywaniem się z jej osobistej tragedii".
Murat mówił dalej: "Ci trzej księża nazywają mnie teraz bandytą. A jak to było — pytam — przed aresztowaniem mnie — jeszcze w latach 1947 i 1948? Przecież wówczas mówiło się do mnie: „panie komendancie" i poczytywano sobie za zaszczyt pić ze mną wódkę, a przy wódce wskazywać kogo mamy sprzątnąć."
Widzimy więc, że w metodach, w stylu i w celu istnieje ścisła więź między „Głosem Ameryki" i jego mocodawcami, pośrednikami w osobach księży Łososia, Ortotowskiego i Farysia, a bandytą Muratem.
A pytania, jakie społeczeństwo polskie stawia hierarchom kościoła — wciąż pozostają bez odpowiedzi.
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
Głos Chłopski 1949 nr 62
Dziś zapadnie wyrok na Murata* i wspólników
Ci, którzy nie mieli litości dla mordowanych ofiar — biją się w piersi i proszą o łaskę
W dniu wczorajszym w dalszym ciągu procesu Murata i jego popleczników w sutannach — trzech reakcyjnych księży — wygłosił mowę oskarżycielską prokurator mjr Sikorski, naświetlając stan faktyczny sprawy zgodnie z wynikami śledztwa i przewodem sądowym.
— Oskarżeni — zaczął przemówienie prokurator — stoją pod zarzutem popełnienia przestępstw szczególnie niebezpiecznych w okresie odbudowy Państwa Polskiego — morderstwa, rabunki znaczą drogę Murata, drogę reakcyjnych księży znaczy podżeganie do przestępstw, umacnianie w bandycie Muracie przekonania, że postępował dobrze.
Prokurator powołał się następnie na dowody rzeczowe, dołączone do akt sprawy, na „meldunki", na „kwity", jakie wydawał Murat i jego podwładni w miejscach rabunków, na "rozkazy", przejęte przez władze bezpieczeństwa.
Następnie prokurator omówił winy trzech księży, znajdujących się na ławie oskarżonych.
— Ksiądz Łosoś dawał Muratowi „pożywkę duchową" w postaci odpowiednio skomentowanych wiadomości radiowych z BBC. Najdobitniejszym dowodem złej woli księdza Łososia jest jego udział w zabójstwie nauczyciela Praszczyka. — Ksiądz Ortotowski zaś w błędnym przekonaniu, że organizacja młodzieżowa „Służba Polsce" zagraża jego „rządowi dusz" nad młodzieżą, pozbywa się niewygodnego dla siebie nauczyciela Praszczyka za pośrednictwem księdza Łososia i bandy Murata.
— Nieco mniej winny. — mówił w dalszym ciągu prokurator — ale tylko pozornie wydaje się ksiądz Faryś. Jednakże i on udzielał bandzie dywersyjnej moralnego poparcia błogosławiąc jej członków. Nie starał się wcale nakłonić Murata by rzucił drogę mordów i grabieży. Nie zrobił nic, by zapewnić spokój swoim parafianom, oddając niebezpiecznego bandytę w ręce władz.
— Ponieważ wina oskarżonych została w całości udowodniona i kwalifikacja prawna przestępstw pokrywa się całkowicie z aktem oskarżenia, popieram oskarżenie w całej rozciągłości — zakończył swoje przemówienie prokurator mjr Sikorski.
Drugi oskarżyciel — prokurator mjr Ligęza — omówił szczegółowo polityczne tło przestępczej działalności oskarżonych, tło, na którym skrzyżowała się działalność zbira Murata i trzech kapłanów. — Coście zrobili z hasłem „nie zabijaj", wy trzej księża na ławie oskarżonych?!
— Z chwilą odzyskania niepodległości walka klasowa w Polsce wkroczyła na nowe tory. Odcięliśmy burżuazji drogę do władzy, przyczaiła się więc ona w niektórych urzędach, biurach, parafiach. Nasi sanacyjni dygnitarze nie zrezygnowali, mieli bowiem możnych protektorów w międzynarodowym kapitale. Ci wywłaszczeni magnaci mieli dość środków, by do „mokrej roboty", do rabunków, morderstw, wynajmować zbirów, właśnie takich, jak Murat. Zbrodnicza ręka Murata skierowana została bezpośrednio przeciw obrońcom interesów mas ludowych. Jego bogate archiwum zawierało dziesiątki legitymacji partyjnych, legitymacji żołnierskich, za które zapłacono wysoką cenę krwi i młodego życia. Dokładnie były wykonywane rozkazy Murata: mnóstwo osób zostało bestialsko pobitych i zamordowanych.
— Panowie z Londynu zdawali sobie sprawę, że Państwo nasze buduje się między innymi w oparciu o drobne i średnie chłopstwo, więc inspirowali niszczenie organizacji, które przyczyniają się do wzrostu dobrobytu wsi. Murat dobrze rozumiał interesy swoich mocodawców — rabunki dokonane na spółdzielniach wiejskich i majątkach państwowych są tego dowodem. Powiązany jest on z interesami sklepikarzy, bogatego chłopstwa i reakcyjną częścią kleru. Bogacze wiejscy wiedzą, że władza ludowa położy kres ich spekulowaniu na nędzy drobnego chłopa, to samo wie lichwiarz — sklepikarz wiejski. Oni więc udzielali Muratowi informacji, byli w jego wywiadzie, popierali go finansowo, a księża w jednym szeregu z nimi dostarczali gazet i wiadomości z anglosaskich ośrodków dyspozycyjnych.
— Bigotki i kumoszki powiedzą może, że walczymy z religią. Chcę więc z tego miejsca powiedzieć: Nie, z religią nie walczymy, cała nasza polityka jest tego dowodem. Kongres Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej wyraźnie te sprawy określił: nie walczymy z religią- dajemy pełną swobodę wyznań religijnych, gwarantujemy prawną ochronę obrządków i nie wtrącamy się w sprawy Kościoła. Nie pozwolimy jednak, by reakcyjna część kleru podważała podstawy Państwa Ludowego.
— Kiedy ORMO-wiec walczy z niedobitkami band, kiedy najlepsi synowie kraju padają, oddają życie dla zabezpieczenia życia i mienia innych, ksiądz Faryś dyskutuje z bandytą i udziela mu moralnego poparcia, profanuje krzyż, który mu daje do pocałowania. Nie zdobywa się na jedno słowo potępienia.
Polska podnosi się z ruin i zgliszcz. Młodzież zrzeszona w Służbie Polsce odbudowuje wsie i miasta. Nie widzi tego ksiądz Ortotowski, nie widzi tego ksiądz Łosoś.
Działalność oskarżonych jest przejawem walki klasowej bogaczy i reakcji przeciw Polsce maszerującej do Socjalizmu. Nie zatrzyma nas jednak żaden Murat, Faryś, Łosoś czy Ortotowski — nie dlatego, że są to ludzie mali, ale dlatego, że nasza idea jest słuszna i sprawiedliwa, że opiera się na naukowych prawach rozwoju społecznego, że odpowiada masom pracującym. Nie będziemy też pobłażać podobnym próbom, z góry zresztą skazanym na klęskę. Będziemy pobłażliwi dla tych, co sami do nas przyjdą, nie czekając na amnestię, ale nigdy dla tych, co z bunkru z nami walczą.
— Domagam się kary współmiernej do win. Nie tylko, jako człowiek, nie tylko w imieniu munduru, który mam zaszczyt nosić, nie tylko w imieniu urzędu, jaki sprawuję, nie tylko w imieniu mas pracujących — ale w imieniu morza przelanej krwi i łez —— żądam:
dla oskarżonego Murata — kary śmierci,
dla oskarżonego Łososia — kary śmierci, dla oskarżonego Ortotowskiego — kary śmierci,
dla oskarżonego Farysia — kary 12 lat więzienia".
Po przemówieniu prokuratora mjr. Ligęzy Sąd zarządził przerwę. Natychmiast, po opuszczeniu przez Sąd sali publiczność licznie zgromadzona długotrwałymi oklaskami wyraziła całkowitą solidarność z mową oskarżycielską prokuratora.
• • •
Wobec ogromu win ciążących na oskarżonych obrońcy mieli niesłychanie trudne zadanie do spełnienia. Słusznie podkreślił obrońca Murata z urzędu, że działał on „w czadzie lamp parafialnych na naszej wsi", w czadzie zatruwającym dusze ludzkie. Obrońcy proszą o łagodny wyrok dla zbrodniarzy.
• • •
— Wysoki Sądzie — powiedział w ostatnim słowie bandyta Murat — błagam o wybaczenie mi moich błędów. Rozlałem krew bratnią i czuję się teraz, Kainem. Dopiero teraz bowiem zrozumiałem, że błądziłem. Apeluję do tych, którzy jeszcze teraz błąkają się po wsi polskiej, aby wyszli z podziemia, stanęli w jednym szeregu z tymi, którzy budują jasną przyszłość naszego kraju. Ci, co nie uznają mojego głosu, niech wiedzą, że niegodni są nazwać się Polakami. Dziś, gdy władza przeszła w ręce ludu tacy, jak ja, powinni stanąć razem z tą władzą, by nikt jej nie wydarł z rąk ludu. Na moją drogę pchnęły mnie złe podszepty. Nieświadomy byłem tego, że źle czynię. Nie spotkałem jednak człowieka, któryby mi powiedział: „Złą drogę obrałeś, zawróć!" — Padam do stóp Majestatu Rzeczypospolitej! Błagam i proszę o łaskę! Błagam i proszę o przebaczenie!"
— Zdaję sobie sprawę — powiedział, ksiądz Łosoś, że na moim sumieniu, jest śmierć człowieka, który pracował dla dobra ojczyzny, żałuję bardzo mocno żałuję. Proszę o darowanie mi życia".
— Z żalem i skruchą — mówił ksiądz Ortotowski — wyznaję dzisiaj swoją winę. Żałuję szczerze i serdecznie. Byłem młodym kapłanem, wyświęconym w czasie wojny w roku 1940, a starsi kapłani nie nawoływali bym pracował dla nowej Polski Ludowej. Pewne sfery uważały to za błąd. Jedynym moim zadaniem powinno było być nauczanie ludu, czym jest praca dla młodej demokratycznej Polski.
Apeluję do kapłanów — niech chwycą za dzwon, niech dzwonią na trwogę, aby to, co było w powiecie wieluńskim nie powtórzyło się nigdzie!"
Bałem się z ambony mówić o Muracie. — mówi ks. Faryś. — Chciałem go jednak nawrócić. — Dla mnie to był czlowiek który błądzi. Bałem się jednak o swoją osobę i to teraz rzuca cień na mnie. Nie miałem bowiem nic wspólnego z morderstwami Murata. jednak czuję się przestępcą wobec prawa, że nie oddałem Murata w ręce władz. Błagam i proszę o przebaczenie".
• • •
Wyrok będzie ogłoszony dzisiaj o godzinie 16-ej.
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
Głos Chłopski 1949 nr 63
Czemu milczą?
Skończył się proces „Murata"*- i trzech księży — jego wspólników. Ale nie przestał istnieć problem, o którym mówili również księża oskarżeni w tym procesie, problem stosunku hierarchii kościelnej do Fertaków, Farysiów, Ortotowskich i Łososiów.
Ks. Ortotowski powiedział w pierwszym dniu procesu: „Fakt, że jestem dziś sądzony, jako morderca, wynika z tego, iż nikt z władz kościelnych nie wyjaśnił nam dotychczas, jaki ma być stosunek księdza do Rządu i ustroju Polski Ludowej.
przeciwnie — słyszeliśmy raczej słowa krytyki, nawet wrogości". W ostatnim dniu procesu tenże sam ksiądz Ortotowski powiedział: ,,Pragnę wyznać swą winę, za którą w części jednak ponoszą odpowiedzialność ci, którzy nie pozwolili mi pracować dla dobra ojczyzny, a nawet chociażby pozytywnie ustosunkować się do przemian dokonanych w Polsce...
Brałem przykład z nauk starszych hierarchią i doświadczeniem".
Zdruzgotany ciężarem swych zbrodni, oskarżony Ortotowski powiedział głośno to, o czym mówi się w Polsce nie od dziś. Wiadomo powszechnie, że hierarchia kościelna nigdy dotychczas nie potępiła księży, będących wspólnikami bandytów i ich inspiratorami i nadużywających swego stanowiska dla zbrodniczych celów.
Centralny organ PZPR — „Trybuna Ludu" pisze w związku z tym:
„Nie pierwszy to raz ujawniona została przestępcza działalność niektórych księży, nie słyszeliśmy jednak nigdy, aby z ust miarodajnych przedstawicieli hierarchii kościelnej w Polsce padło choć słowo potępienia pod ich adresem.
Nie słyszeliśmy, aby choć w jednym wypadku zdjęto święcenia kapłańskie z księdza, skazanego wyrokiem Sądu Rzeczypospolitej za współudział w morderstwach."
Wniosek z tych faktów narzuca się sam przez się:
„Trzeba powiedzieć wyraźnie.
Odpowiedzialność obciąża także tych, którzy, mając ku temu możliwości, nic nic zrobili, aby zbrodniom przeciwdziałać. Bo chyba zdają sobie sprawę dostojnicy Kościoła jaką wymowę ma to milczenie dla podległych im księży".
„Trybuna Ludu" konkluduje:
„Stawka na zaostrzenie stosunków między Kościołem a Państwem w krajach demokracji ludowej jest dziś podstawową częścią składową planów i knowań imperialistycznych, skierowanych przeciwko tym krajom. Wątpliwe jest jednak, aby leżało to w interesie Kościoła w Polsce.
Kierownicze czynniki hierarchii kościelnej w naszym kraju lepiej więc by zrobiły, gdyby przestały słuchać obcej inspiracji i zdobyły się na wyraźne potępienie działalności przestępczej, uprawianej przez księży w rodzaju księży Fertaka, Ortotowskiego, Łososia i im podobnych."
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
Głos Chłopski 1949 nr 63
Wyrok w sprawie bandyty Murata* i jego wspólników
Murat, ks. Łosoś i ks. Ortotowski skazani na karę śmierci za walkę przeciw
Państwu Polskiemu i zabójstwa
W dniu wczorajszym punktualnie o godzinie 16-ej Wojskowy Sąd Rejonowy ogłosił wyrok w sprawie bandyty Jana Małolepszego - Murata i trzech reakcyjnych księży, jego inspiratorów i popleczników. Na sali sądowej w kuluarach sądowych i przed gmachem zgromadziły się tłumy publiczności.
Wśród ciszy, jaka zapanowała na sali, przewodniczący odczytał wyrok.
— Jan Małolepszy, pseudo Murat — za wszystkie swoje przestępstwa, udowodnione w czasie procesu został skazany łącznie na karę śmierci, utratę praw publicznych i honorowych na zawsze i konfiskatę całego mienia na rzecz Skarbu Państwa. Murat dążył do obalenia przemocą ustroju Państwa Polskiego, nakłonił podległe sobie dywersyjne bojówki do aktów terroru, do napadów i zabójstw 9-ciu członków ORMO, 12 funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej, 6-ciu funkcjonariuszy urzędu Bezpieczeństwa, 6-ciu członków byłej Polskiej Partii Robotniczej, 3-ch członków Stronnictwa Ludowego, 4 osób spośród urzędników i członków organizacji społecznych. Dalej Murat wydał rozkaz zamordowania 15-tu osób cywilnych niewygodnych dla jego dywersyjnej działalności. Bojówki jego dokonały 66 napadów rabunkowych na spółdzielnie, 9 napadów na posterunki ORMO i MO, 5 napadów na majątki i przedsiębiorstwa państwowe, 21 — na urzędy gminne.
— Ksiądz Marian Łosoś skazany został na karę śmierci za kontakty z bandytą Muratem, za to że przekazywał mu wiadomości różnego rodzaju oraz za to, że za pośrednictwem Teczyńskiego przekazał Muratowi "życzenie" księdza Ortotowskiego w sprawie zamordowania działacza oświatowego, komendanta hufca Służby Polsce w Konopnicy — Antoniego Praszczyka. W stosunku do księdza Łososia Sąd również zarządził utratę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na zawsze oraz przepadek mieniu na rzecz Skarbu Państwa.
— Ksiądz Wacław Ortotowski został skazany na karę śmierci z pozbawieniem praw publicznych obywatelskich praw honorowych na zawsze za to, że wszedł w porozumienie z księdzem Łososiem, a za jego pośrednictwem z bandytą Muratem i doprowadził do zabójstwa nauczyciela Praszczyka.
— Ksiądz Stefan Faryś został skazany na 8 lat więzienia, utrątę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na 5 lat i konfiskatę mienia na rzecz Skarbu Państwa.
W obszernym uzasadnieniu Sąd podkreślił wszystkie okoliczności, jakie wpłynęły na wymiar kary.
"Murat sam wydawał wszystkie rozkazy — brzmiało uzasadnienie — nadał sobie rangę kapitana, terrorem i strachem trzymał swoich „podkomendnych". Dowodem tego są znalezione w archiwum jego meldunki i rozkazy".
„Łańcuch związku przyczynowego między wydaniem polecenia przez księdza Ortotowskiego księdzu Łososiowi a wykonaniem go przez Murata jest zamknięty. W osobach księży znajdujących się na ławie oskarżonych osądzona została ta reakcyjna część kleru, która wbrew woli olbrzymiej większości wierzących i mimo ostrzeżeń przedstawicieli władz — stanęła po stronie reakcji i kapitalistów. Nadużyli oni instytucji kościoła i swego kapłaństwa, wydając polecenie zamordowania człowieka. Nie mają oni nic wspólnego z religią. Sprawa ta zdemaskowała reakcyjną, część kleru, która chciała nadużyć instytucji kościoła dla celów nie mających nic wspólnego z kościołem. Nadużyli oni swych szat duchownych i zaufania społeczeństwa z racji swego stanowiska, aby w toczącej się walce klasowej stanąć po stronie wyzyskiwaczy i ucisku".
Sąd przy wydawaniu wyroku nie wziął pod uwagę skruchy jaką wykazali oskarżeni w czasie procesu, wychodząc z założenia, że obecnie działali oni wyłącznie pod wpływem strachu przed karą.
Wyrok ten nie jest ostateczny. Przewodniczący wyjaśnił podsądnym, że zarówno prokurator, jak i skazani za pośrednictwem obrońców mają prawo w ciągu 7-iu dni od chwili ogłoszenia wyroku domagać się rewizji procesu przed Najwyższym Sądem Wojskowym. Mają również prawo ubiegać się o łaskę Prezydenta RP.
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
Dziennik Łódzki 1952 nr
158
Krok naprzód
Powiat wieluński — to
jedyny powiat w województwie łódzkim, w którym do kwietnia br.,
istniała tylko jedna spółdzielnia produkcyjna, Rolnicza
Spółdzielnia Wytwórcza w Kraszkowicach. Aktywiści powiatowi i
gminni „tak mocno byli zajęci" różnymi bieżącymi akcjami,
że zabrakło im czasu aby tę jedną jedyną spółdzielnię otoczyć
troskliwą opieką i postawić na takim poziomie, aby jej wzorowa
gospodarka stała się przykładem dla okolicznego chłopstwa.
— Nasz teren jest
trudny. Pokutują w nim silniej niż gdzieindziej przedwojenne złe
nawyki. Nie zapominajcie, że był to powiat przygraniczny w którym
kwitnął przemyt i spekulacja, że dawniejsi przemytnicy i różnego
rodzaju handlarze nie mogąc się pogodzić z nową rzeczywistością
podali sobie ręce z kułakami i uprawiają perfidną robotę —
głośno mówią o lojalności a po cichu prowadzą szkodliwą
propagandę. Z tych też powodów było trudno postawić spółdzielnię
w Kraszkowicach na mocne nogi i uczynić z niej wzorowe gospodarstwo.
Takimi mniej więcej
argumentami tłumaczą liczni aktywiści swoje zaniedbania na odcinku
spółdzielczości produkcyjnej.
Zestawmy to z kilkoma
faktami.
Ostatnio np. odbyły
się zebrania gromadzkie w Krzyżu, Kuźnicy Grabowskiej, Czajkowie,
Wierzchlesie i w Olesinie.
STANISŁAW HENDZEL,
uczestnik I tegorocznej wycieczki chłopów do Związku Radzieckiego,
barwnie i z zapałem opowiadał licznym słuchaczom o wspaniałych
osiągnięciach kołchozów ukraińskich, o zamożności
kołchoźników, o bujnym, pracowitym, a jednocześnie radosnym życiu
ludzi radzieckich, a następnie udzielał zebranym odpowiedzi na
pytania, dotyczące różnych szczegółów z dziedziny uprawy roli,
mechanizacji, hodowli, długości dnia pracy, zarobków, życia
rodzinnego i kulturalnego, opieki lekarskiej, opieki nad dziećmi,
ciężarnymi matkami i starcami.
Uczestnicy wycieczki na
teren Pomorza (z pow. wieluńskiego było ich 35) zapoznali słuchaczy
z dorobkiem tamtejszych spółdzielni produkcyjnych oraz ze wzrostem
dobrobytu gospodarnych spółdzielców.
-U nas w gromadach —
mówił np. 4-hektarowy gospodarz z Wierzchlasu, JAN KORPAL —
nawet zamożnym średniakom nie powodzi się tak dobrze jak członkom
spółdzielni produkcyjnej ze Świecia nad Osą. Oprócz 104 dobrze
odżywionych krów należących do zespołu, każdy ze spółdzielców
hoduje na swej zagrodzie po 2 a nawet 3 krowy. Wszyscy korzystają
ze wspólnej bazy paszowej. Spółdzielnia hoduje spore stado świń
i odstawia co miesiąc po kilkanaście bekonów — spółdzielcy
również tuczą w swych zagrodach po kilka sztuk.
Co tu dużo gadać.
Dopiero teraz chłopom ze Świecia życie układa się po ich myśli.
Tak, tak, moi drodzy! Gospodarka w liczniejszym zespole, oczywiście
w zespole, który chce pracować i umie się rządzić, daje znacznie
więcej produktów rolnych i hodowlanych, niż taka sama ilość
najlepszych bodaj gospodarzy harujących w pojedynkę. I państwo na
tym zyskuje — i zyskują przede wszystkim członkowie spółdzielni.
Bo po pierwsze mają do pomocy najnowocześniejsze maszyny, pomoc
fachową agronomów, korzystają z pierwszeństwa pod czas rozdziału
nawozów sztucznych. A po wtóre wspólnym wysiłkiem łatwiej im
pokonywać każdą trudność i osiągać coraz lepsze zbiory, coraz
lepsze wyniki w hodowli — stąd też ich dochody rosną z roku na
rok.
-Mnie tylko jedna
rzecz zastanawia — rzekł Stanisław Mielczarek również z
Wierzchlasu —oto to, że tyle jeszcze w naszych gromadach ludzi
naiwnych. Wielu przecież było takich małorolnych czy średniaków,
którzy byliby chętnie pojechali na wycieczkę do woj. bydgoskiego,
lecz cóż? zlękli się, bo kułacy i spekulanci rozpuścili bajdy,
że pod płaszczykiem wycieczki powiat organizuje ekipy do robót
przy sianokosach i przerywce buraków w spółdzielniach, które się
rozlatują, bo nikt nie chce w nich pracować. My — a było nas z
całego województwa przeszło 400 — pojechaliśmy jednak, kpiąc
z tych nieprzytomnych bredni. I cośmy stwierdzili?... Że nie tylko nie rozlatuje się żadna
spółdzielnia, ale do każdej z nich przybywają nowi członkowie,
że powstają nowe spółdzielnie, że chłopi na innych terenach są
od nas o wiele mądrzejsi, bo już dawno zrobili dobry początek. A
do żadnej roboty nikt nas nie ciągnął.
Całe szczęście, że
takich naiwnych, co wierzą w kułackie bajdy jest coraz mniej. 24
czerwca z naszego powiatu wyjechało z wycieczką do woj.
szczecińskiego 50 chłopów i gospodyń wiejskich, a 6 lipca
wyjedzie drugie tyle do woj. gdańskiego. I wszyscy się przekonają,
tak jak myśmy się przekonali, że najlepszą formą gospodarki
chłopskiej jest gospodarka zespołowa. O tym mówią fakty, a faktów
tych nie zdolne jest zaciemnić najbardziej zręczne kułackie
kłamstwo.
• • •
Podobnych rozmów wiele
się toczy we wsiach powiatu wieluńskiego. Rozmawiają z sąsiadami
uczestnicy wycieczek, tłumaczą wiele rzeczy aktywiści wiejscy.
Organizacja partyjna i ZSCh nareszcie zainteresowały się
spółdzielnią w Kraszkowicach.
A rezultat? — Rolnicza
Spółdzielnia Wytwórcza
w Kraszkowicach otoczona lepszą opieką zaczyna pracować lepiej i
stawać na mocne nogi. W gminie Mierzyce dzięki pracy
uświadamiającej, dzięki stałemu kontaktowi z terenem, w gromadzie
Łaszew AB powstał na wiosnę Rolniczy Zespół Spółdzielczy i
jeśli będzie otoczony dalszą opieką na pewno jego rozwój będzie
pomyślny.
Również dzięki pracy
części aktywu powiat wieluński wzbogacił się o 13 Komitetów
Założycielskich. Wprawdzie nie wszystkie są dosyć silne, ale
wszystkie składają się z ludzi, którym założenie w gromadzie
spółdzielni leży głęboko na sercu. Szczególnie troskliwą
opieką należy więc otoczyć komitety słabsze, pomóc im w
werbowaniu na członków nie tylko biedniaków, ale i średniaków.
Należy też jak najszybciej zrezygnować z tłumaczenia się
„trudnym" terenem. lecz jeszcze wzmocnić pracę organizacyjną
i agitator-ską.
A wówczas powiat
wieluński będzie mógł odrobić zaległości i dogonić inne
powiaty naszego województwa.
(cm)
Dziennik Łódzki 1952 nr 197
Kiedyś były tam mokradła i oparzeliska, porośnięte trzcinami, sitowiem i zielskiem. Czasem tylko na tych bagnach dziedzic z Kraszkowic zapolował na kaczki lub bekasy. Chłopi z pobliskiego Jodłowca powiadali:
— Chytrus zapowietrzony! Nawet pokosika siana skąpi z jakiejś dostępniejszej kępki. Że też nie ugrzęźnie w którymś z trzęsawisk, gdzie diabły gospodarują i po nocach błędne ogniki zapalają.
Lecz przyszły nowe czasy. Manifest Lipcowy przepędził z kraju wraz z dziedzicami również i diabłów z jodłowieckich mokradeł.
Teraz ludno, gwarnie i pracowicie bywa tu zwłaszcza przed żniwami. Kto tylko z okolicy chciał mieć tani opał na cały rok, a nie lenił się, przychodził albo przyjeżdżał furą na torfowisko, zgłaszał się do pełnomocnika GS Floriana Fajfrowskiego, zamawiał po kilka lub kilkanaście metrów sześciennych torfiastej łąki, zawijał rękawy i wraz z członkami rodziny zabierał się do kopania.
Józef Falender z Masłowic wykopał, przemieszał i przerobił na cegiełki 11 metrów sześciennych torfu, Antoni Kostrzewa z Jodłowca 10 m sześć, małżonkowie Janina i Franciszek Kukułowie z Borowca 12. Ogółem do chwili rozpoczęcia żniw około 200 gospodarzy z gm. Wierzchlas kopała dla siebie torf na dawnych trzęsawiskach około Jodłowca — Pewnie, narobić się trzaba było — mówi Antoni Dobróć z Masłowic — ale za to spokój w chałupie o opał aż do przyszłej wiosny. No i tanio, bo za metr sześcienny płaciliśmy tylko po 7 złotych.
Gminna Spółdzielnia „Samopomoc Chłopska" w Wierzchlesie sama zajmuje się również eksploatacją. Ekipa złożona z 20 robotników produkuje dziennie od 17 do 20 tysięcy cegiełek, które po wysuszeniu dają od 8,5 do 10 ton dobrego opału. W sprzedaży — a nabywców jest wielu — cena tony wynosi 82 zł.
Należy wyjaśnić, że 100 kg torfu zastępuje z powodzeniem przy opalaniu pieców kuchennych i ogrzewających mieszkania 60 kg węgla.
Łódzki Oddział CRS „Samopomoc Chłopska" w roku bieżącym uruchomił w 11 powiatach naszego województwa 60 punktów eksploatacji złóż torfowych. Wśród nich 6 jest całkowicie zmechanizowanych, a do 4 sprowadza się maszyny, jak mieszarki, zestawy elewatorowo-transportowe oraz bagro-agregaty, wyprodukowane w niedawno wybudowanej fabryce w Derlu (woj. olsztyńskie).
Największą, najlepiej zmechanizowaną oraz najwięcej produkującą cegiełek opałowych jest kopalnia torfu w gm. Kluki (pow. piotrkowski). Zajmuje ona obszar ponad 40 ha — grubość pokładu wynosi około 2,5 metra.
Tegoroczna planowa i zorganizowana produkcja torfu wyniesie w skali wojewódzkiej ponad 75.000 ton, czyli trzykrotnie więcej niż w latach ubiegłych.
Poza tym niemal w każdym powiecie znajdują się gromady, które posiadając własne skrawki torfodajnych łąk, przeznaczyły wszystkie wolne dni od pracy w polu na produkcję opału.
Obecnie chodzi o to, aby po zaopatrzeniu w ten tani i dobry opał gromad położonych w niedalekim sąsiedztwie eksploatowanych kopalń, nadwyżki zostały rozprowadzone po dalszych gminach, nie posiadających na swym terenie łąk torfowych.
Torf, młodszy brat węgla, spełnia coraz większą rolę w naszej gospodarce opałowej, zmniejsza bowiem w znacznym stopniu zużycie dla celów nieprzemysłowych węgla, którego coraz więcej potrzebują nasze huty, gazownie, elektrownie, fabryki i wszelkiego rodzaju zakłady pracy.
Eksploatacja torfowisk — to udział wsi w przyśpieszaniu i realizacji Planu 6-letniego, to jej włączenie się do zacieśnienia spójni z miastem.
C. M.
Dziennik Łódzki 1953 nr 35
Przed Krajowym Zjazdem Spółdzielczości
Idziemy po najlepszej drodze i innym pomożemy wejść na nią
Teatr Miejski w Sieradzu. W stronę prezydium zjazdu i trybuny zwrócone wszystkie twarze, stare i młode, poorane bruzdami zmarszczek i tryskające rumieńcami młodości. Na wszystkich ten sam wyraz: skupienie.
Referat, który wygłasza przewodniczący PRN Sieradz, Jan Janikowski — to analiza rozwoju spółdzielczości produkcyjnej w trzech powiatach: sieradzkim, łaskim i wieluńskim, sprawozdanie z trzech lat walki w gromadach spółdzielczych z wrogiem jawnym i ukrytym — walki zakończonej wieloma sukcesami.
U tych, którzy zwyciężyli
Oto RZS Izabelów po roku wegetacji i ślamazarnej roboty, oczyszcza swe szeregi ze szkodników, powierza nowym ludziom kierownictwo, staje na mocnych nogach i rozpoczyna solidną pracę.
To samo czynią spółdzielcy z RZS Pelagia, RZW Kraszkowice i innych gospodarstw zespołowych. Rosną plony, rośnie hodowla, rosną dochody ogólne i osobiste.
RZS Pelagia, posiadający ziemie 5 i 6 klasy, zbiera w 1952 r. przeciętnie po 16 q zbóż kłosowych z hektara, podczas gdy indywidualnie gospodarujący chłopi zaledwie po 8 do 10 q.
RZW Kraszkowice podnosi plony do 23 q. czyli zbiera o 4 q więcej niż miejscowi i okoliczni chłopi.
RZS Dzierlin uzyskuje z ha 28 q pszenicy — chłopi tylko 12 q.
W RZS Opiesin sypie wspaniale owies i jęczmień: po 27 q z ha
— chłopi osiągają przeciętnie po 13,8 q.
Każdy hektar rzepaku ozimego dał w RZS Wojsławice po 12,5 q
— u chłopów tylko po 8,4 q. Spółdzielcy wykopali po 370 q ziemniaków — chłopi tylko po 186 q.
Choć powoli, lecz i stale zwiękasz się w spółdzielniach produkcyjnych pogłowie bydła, trzody owiec, w powiecie sieradzkim, w którym istnieje 13 spółdzielni produkcyjnych wybudowano w ciągu ub. roku: 1 stajnię, 2 chlewnie, 2 wozownie, 3 betonowe silosy, 2 cieplarnie, 9 hal ogrodniczych i 6 domków jednorodzinnych.
RZS Opiesin z kredytów uzyskanych na 2 hale ogrodnicze, dzięki gospodarności wybudował 6 hal, a RZS Izabelów zamiast 1 hali wybudował 2. RZS Pelagia na budowę nowej obory wydał o 14.000 zł mniej niż przewidywał kosztorys opracowany przez fachowców. RZW Chociw na remoncie młyna zaoszczędził 21.900 zł.
Doświadczenie nauczyło już wielu spółdzielców, że o dobrym rozwoju gospodarstwa zespołowego nie świadczy tyle wysoka dniówka obrachunkowa ile zwiększenie pogłowia zwierząt domowych i wkład w inwestycje.
Oto gdy RZW Tubądzin w r. 1951 przeznaczył na inwestycje tylko 4 tys. zł., to w roku ubiegłym wydzielił już 15.505 zł. Podobnie postąpił RZS Wojsławice, który fundusz inwestycyjny na rok bież. zwiększył 5-krotnie w porównaniu z 1951 rokiem.
Poważny wzrost stopy życiowej
W parze z troską o rozwój gospodarki zespołowej, w parze z krzepnięciem przeświadczenia o wyższości tej gospodarki nad indywidualną wyrastają przodownicy pracy, wyrasta nowy typ człowieka „człowieka spółdzielczości produkcyjnej" i jednocześnie rosną dochody osobiste.
Przykłady: Rodzina Franciszka Antczaka z RZS Tubądzin za 713 dniówek obrachunkowych otrzymała 41 q żyta, pszenicy i owsa, 58 q ziemniaków. około 14 q siana, 57 q buraków pastewnych oraz 9.468 zł w gotówce. Gdy wartość naturalii określimy w pieniądzach — roczny dochód tej rodziny osiągnął ponad 28.000 zł.
Rodzina Walczaków z RZS Wodzierady za 1.006 dniówek obrachunkowych w naturaliach i gotówce otrzymała tyle,że jej przeciętny miesięczny zarobek osiągnął wysokość 2.420 zł.
Chlewmistrzyni Bobrowska z RZS Tubądzin, która w ciągu roku wypracowała 410 dniówek obrachunkowych, uzyskała roczny dochód w wysokości 16.443 zł.
Przykłady te, wyjęte z długiej listy przodujących spółdzielców, mówią same za siebie. A przecież poważny dochód przynoszą spółdzielcom również działki przyzagrodowe.
Cienie i plamy...
Mimo tych i wielu innych sukcesów, niewiele jednak zrobiono w pow. sieradzkim, łaskim i wieluńskim w kierunku szerszej rozbudowy spółdzielczości produkcyjnej.
Bo oto w ciągu ub. r. do 12 istniejących w pow. sieradzkim spółdzielni przybyła zaledwie jedna nowa, do 8 w pow. łaskim — trzy, a w pow. wieluńskim, w którym istniały jedynie 2 rolnicze zespoły wytwórcze, zdołano zorganizować też tylko jedną spółdzielnię: RZS w Łaszewie AB.
Aktywiści powiatowi i gminni nie potrafili ożywić „starych lecz papierowych" spółdzielni w Jeżopolu (gm. Klonowa), w Podłężycach (gm. Męka), w Bogucicach (gm. Krokocice) i w Elodii (gm. Wodzierady).
„Mój powiat nie ma się czym szczycić"
— Mało u nas zrobiono na odcinku spółdzielczości produkcyjnej — mówił podczas dyskusji Stefan Kolbert, członek RZW Kraszkowice (pow. wieluński).—Nie, nie ma się czym szczycić mój powiat. A przecież można było wiele zdziałać. Za długo — mimo naszych sygnałów — tolerowano w naszej spółdzielni nierobów i szkodników, tak że stała się ona odstraszającym przykładem — Dopiero rok 1952 postawił nas na nogi. Uczciwi zwyciężyli. Na walnym zebraniu w styczniu postanowiliśmy przejść z II na III typ gospodarowania zespołowego i odtąd nasz RZS nosi miano „Zwycięstwo".
— Już w 1949 roku byłam zwolenniczką spółdzielczości produkcyjnej — mówiła z trybuny Helena Bechtowa, członkini RZS Pelagia — lecz gdy przyszło do założenia spółdzielni wraz z mężem uciekłam do miasta. Męża załamały kułackie plotki, a jego strach przed zespołową gospodarką podziałał i na mnie. Dziś wstydzę się za te chwile słabości.
Wróciliśmy w r. ub. do Pelagii. Z otwartymi rękami przyjęli nas spółdzielcy na członków. A dziś?... Dziś jesteśmy szczęśliwi. Mąż pracuje jako oborowy, a ja mu pomagam Do naszego mieszkania wszedł dobrobyt. Nie, dla tego kto kocha rolę, nie ma lepszego życia jak w spółdzielni!
Na mównicę wszedł 66-letni Grzegorz Szafrański z gromady Pyszków. Twarz pomarszczona lecz czerstwa. Oczy pełne ognia i radości.
— Chcę wam powiedzieć, moi drodzy, że wczoraj powitała u nas nowa spółdzielnia, do której przystąpiłem jako jeden z pierwszych. A co mnie przekonało?... Wizyta u mojego syna Teofila, który od dwu lat jest członkiem spółdzielni produkcyjnej Bilice, w woj. szczecińskim. I oto com tam stwierdził: tak jak przedtem, gdy gospodarzył indywidualnie na 8 ha Teofilowi było ciężko i źle, tak teraz powodzi mu się wspaniale.
Oświadczam tu z tego miejsca, że my w Pyszkowie, a jest nas 19, twardo staniemy przy naszej spółdzielni i nie damy jej rozbić kułakom, którzy przypuścili na nas już szturmy. To tylko powiem, że złamią zęby, i że wkrótce cała wieś pójdzie w nasze ślady!
Członek komitetu założycielskiego w gr. Kiki, ob. Woźniak oświadczył:
Dołożę wszelkich starań, aby u nas jeszcze przed Krajowym Zjazdem Spółdzielczości Produkcyjnej powstała spółdzielnia. I wzywam do współzawodnictwa z nami komitet zał. w gr. Karszew.
— W imieniu członków ZUZ Okup Wielki — mówił spółdzielca Tkaczyk — przekazuję zobowiązanie, że do końca roku zwerbujemy do naszej spółdzielni 8 ostatnich indywidualnych gospodarzy w naszej gromadzie.
— My spółdzielcy z Dzierlina — mówił ob. Pszczółkowski — zobowiązujemy się siewy wiosenne zakończyć w ciągu 5 dni oraz do końca roku podnieść hodowlę trzody o 50 procent.
Po podsumowaniu dyskusji przez ob. Bąkowskiego, I sekretarza KW — PZPR, zebrani przedstawiciele spółdzielni wybrali spośród siebie 27 delegatów na Krajowy Zjazd Spółdzielczości Produkcyjnej, a w liście do Prezesa Rady Ministrów Bolesława Bieruta i w rezolucji wytyczyli drogę swej działalności na rok bieżący.
Będą więc podnosić w swych zespołach uświadomienie polityczne, walczyć o wzrost plonów i hodowli, wszędzie stosować statutową dniówkę obrachunkową, popularyzować swoje osiągnięcia i pomagać przy zakładaniu nowych spółdzielni Czesław Mondrzyk.
Dziennik Łódzki 1972 nr
73
W miejscowości
Kraskowice (pow. Wieluń) spaliły się dwie stodoły w gospodarstwie
Józefa S. i Agnieszki P. Straty znaczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz