Rosin:
OSTRÓWEK-pierwotnie Ostrów (1446 Ostrow, 1608 Ostrowek) 14 km na N od Wielunia. 1446 Jan z O., żonaty z wdową po Piotrze z Osjakowa (GS ins. 9, 50); 1458 Paweł Ostrowski z O. pożyczył 5 grz. Wikt. z Mierzyc (GW 1, 13), 1459 pisał się z Osjakowa (K 6, 320), nabył młyn w Nowej Wsi (GW 1, 30); 1459-61 Mik. Ostrowski (BJ 5012, 555; GW 1, 79, ? Osjaków); 1520 par. Uników, dek. wartcki, dzies. snop. z ról folw. i kmiec. plebanowi (Ł 1, 422-423); 1608 divisio Ostrowskich in Ostrowek11 AGAD, Sumariusz nr 197, s. 35 (zob. Ros. 184).
Tabella miast, wsi, osad Królestwa Polskiego 1827 r.
Słownik Geograficzny:
Ostrówek al. Rudlice, fol., pow. wieluński, gm. Skrzynno, par. Rudlice, odl. od Wielunia 16 w., ma 6 dm., 39 mk.
Czajkowski 1783-84 r.
Ostruwek, parafia rudlice, dekanat
rudzki, diecezja gnieźnieńska, województwo sieradzkie, ziemia
wieluńska, własność: Rychłowski.
Tabella miast, wsi, osad Królestwa Polskiego 1827 r.
Ostrówek, województwo
Kaliskie, obwód Wieluński, powiat Wieluński, parafia Rudlice,
własność prywatna. Ilość domów 5, ludność 31, odległość od
miasta obwodowego 2.
Słownik Geograficzny:
Ostrówek al. Rudlice, fol., pow. wieluński, gm. Skrzynno, par. Rudlice, odl. od Wielunia 16 w., ma 6 dm., 39 mk.
Słownik Geograficzny:
Ostrówek, wś, pow. wieluński, gm. Skrzynno, par. Rudlice, odl. od Wielunia 13 w., ma 25 dm., 140 mk.
Spis 1925:
Ostrówek, wś i leśn., pow. wieluń, gm. Skrzynno. Budynki z przeznaczeniem mieszkalne wś 32, leśn. 1. Ludność ogółem: wś 204, leśn. 12. Mężczyzn wś 101, leśn. 8, kobiet wś 103, leśn. 4. Ludność wyznania rzymsko-katolickiego wś 194, leśn. 12, ewangelickiego wś 10. Podało narodowość: polską wś 204, leśn. 12.
Wikipedia:
Ostrówek-wieś w Polsce położona w województwie łódzkim, w powiecie wieluńskim, w gminie Ostrówek. Przez obrzeża wsi przebiega droga krajowa nr 45 łącząca Sieradz z Wieluniem. Do 1953 roku miejscowość była siedzibą gminy Skrzynno. W latach 1975-1998 miejscowość należała administracyjnie do województwa sieradzkiego.
Wieluń
Kobiety rozbroiły bandytę
Wieś Skrzynno w powiecie wieluńskim była w dniu 16 maja br. miejscem niecodziennego zajścia
Do mieszkania Korbaczów wtargnął bandyta o pseudonimie „Marianek" z zamiarem zamordowania Korbacza Władysława członka ORMO. Obecne przy tym matka Korbacz Marianna i narzeczona ormowca Stasiak Wanda rozbroiły bandytę, który zbiegł jak niepyszny z "pola bitwy". Niedoszłemu mordercy kobiety zabrały 1 automat, 1 granat i magazyn amunicji.
Zawiadomiony o wypadku komendant posterunku MO gm. Ostrówek kpr. Zwierz Bolesław zarządził pościg za bandytą. W czasie walki komendant Ostrówka zginął.
Na mocy specjalnego rozkazu gen. Witolda kpr. Zwierz Bolesław został odznaczony pośmiertnie Krzyżem Walecznych, zaś Korbacz Marianna i Stasiak Wanda mają być przedstawione do odznaczenia medalem zasłużonych.
Siedem punktów skupu żywca
powstanie w powiecie wieluńskim
W Powiatowym Związku Gminych Spółdzielni w Wieluniu odbyła się konferencja prezesów i kierowników Gminnych Spółdzielni „Samopomocy Chłopskiej".
Konferencja była poświęcona sprawie technicznej organizacji punktów skupu przy spółdzielniach SCh. Omówiono korzyści, jakie drobno- i średniorolni chłopi będą mieli dzięki zorganizowaniu punktów skupu żywca. Zorganizowanie tych punktów położy kres prywatnemu pośrednictwu, ustalą się stałe ceny na sprzedawane sztuki. Zorganizowane punkty skupu będą obsługiwane przez fachowy personel, który już obecnie przechodzi kurs przeszkoleniowy.
Chłopi sprzedający sztuki rogacizny i trzody chlewnej w punktach skupu, otrzymają premię pieniężną, premię w postaci pasz treściwych oraz będą mogli uzyskiwać ulgi w rozmaitych postaciach.
Z dniem 31 stycznia br. w pow. wieluńskim powstanie 7 takich punktów. Punkty będą zorganizowane przy spółdzielniach Samopomocy Chłopskiej w Praszce, Rudnikach, Wiaruszowie, Ostrówku, Osiakowie i Lututowie.
Nie poprzestając na tym w najbliższym czasie zorganizowanych zostanie 7 dalszych punktów. Z końcem roku bieżącego powiat wieluński pokryje się gęstą siatką punktów skupu, które obsłużą wszystkich rolników powiatu.
Zarząd PZGS nosi się z zamiarem założenia własnej masarni w Wieluniu, a w przyszłości masarnie powstaną przy każdym punkcie skupu.
Poza sprawami organizacji punktów, poruszono na konferencji zagadnienia kontraktowania ziemiopłodów oraz wzmożenia akcji zbierania odpadków użytkowych.
Podkreślono również, że głównym celem spółdzielczości jest wyeliminowanie wyzysku, uprawianego przez kupców prywatnych oraz zapewnienie należytych cen za artykuły dla producentów rolnych.(K)
Bandyta Murat* i jego wspólnicy w sutannach przed sądem
Pierwszy dzień procesu
członków faszystowskiej bandy dywersyjnej
W dniu wczorajszym w dużej sali Sądu Okręgowego na Placu Dąbrowskiego, wypełnionej po brzegi publicznością, rekrutującą się przede wszystkim spośród robotników łódzkich fabryk i chłopów z terenu — rozpoczął się przed Rejonowym Sądem Wojskowym proces dowódcy bandy terrorystycznej, Jana Małolepszego, pseudo "Murat" oraz trzech reakcyjnych księży — jego opiekunów, popleczników i inspiratorów: Mariana Łososia, Wacława Ortotowskiogo i Stefana Farysia. Korzenie jednak dywersyjnej działalności Murata i S-ki sięgają głębiej, niż może się wydawać przeciętnemu widzowi procesu. Komu bowiem przede wszystkim leżało na sercu, aby pierwsze lata naszego Państwa po wyzwoleniu zakłócić, aby utrudnić odbudowę kraju, aby nie dopuścić do poprawy bytu mas robotniczych i biedoty wiejskiej? Zależało na tym przede wszystkim imperialistom anglo-amerykańskim. oraz powiązanym z nimi ośrodkom emigracji polskiej. Czynniki te poprzez wrogą propagandę radiową i swoje agentury "zagrzewały" Murata i jemu podobnych do zbrodni przeciwko ustrojowi sprawiedliwości społecznej.
Przedstawicieli tych ośrodków, działających za amerykańskie dolary, nie ma na obecnym procesie na ławie oskarżonych, ale ich cień unosi się nad salą sądową, cień wrogów klasy robotniczej, broniących interesów obszarników i kapitalistów przeciwko interesom szerokich mas ludowych.
Ponury rejestr zbrodni zanotowanych suchym aktem oskarżenia, odczytanym przez przewodniczącego na wstępie procesu — to łzy sierot po pomordowanych ofiarach, to strata dla naszego Państwa przeszło 50-ciu ludzi spośród nie tylko działaczy demokratycznych, ale i ludzi, stojących na straży ustroju demokratycznego, działaczy oświatowych, milicjantów, ormowców, przedstawicieli władz bezpieczeństwa. Ale nie tylko to — banda Murata uderzała w fundamenty gospodarcze naszego ustroju — grabiła spółdzielnie gminne i samopomocowe, a więc własność uspołecznioną. Murat dysponował siecią wywiadu składającą się z bogatych chłopów, którzy informowali go o tym, kto i gdzie działa dla poprawy doli biedoty wiejskiej. Znalezione bogate archiwum bandy Murata ujawniło właśnie to wszystko.
"Murat" — czuje się panem życia i śmierci ludzi, których organizuje w swoich grupach. Kiedy cześć z nich po dekrecie Rządu o amnestii ujawnia się, Murat wydaje rozkaz, aby ich zabić. I ludzie ci zostają zabici.
Reakcyjna część kleru, siejąca w szerokich masach nienawiść do nowego ustroju, nie cofa się przed zbrodnią — kapłańska suknia dla tych ludzi jest tylko płaszczykiem dla ich wrogiej działalności już nie tylko z punktu widzenia ustroju domokratycznego, ale nawet z punktu widzenia kanonów etyki katolickiej, której przecież jednym z przykazań jest "Nie zabijaj". Reakcyjni księża stali się protektorami zbrodni, stosując dla usprawiedliwienia swojego postępowania podwójną moralność, która z jednej strony nie pozwalała im wydać władzom bezpieczeństwa bandyty "Murata", a z drugiej strony pozwalała spokojnie patrzeć, jak „Murat" i jego dywersyjna szajka bezkarnie napadają na spokojne domostwa, jak zabijają ludzi, jak terroryzują mieszkańców wsi, jak rabują mienie spółdzielcze i państwowe, jak mordują urzędników Państwa.
Wszystko to wynika z obszernego uzasadnienia aktu oskarżenia, opartego na niezbitych dowodach winy jeszcze jaskrawię uwypukla się nikczemne postacie oskarżonych, na tle ich własnych zeznań.
Pierwszy, na wniosek prokuratora, zeznaje ksiądz Marian Faryś. Jest to były nieujawniony zresztą, jak sam przyznaje — członek AK. Ma ptasią, nieprzyjemną twarz, o ostrych rysach.
Trzy razy spotkałem się z Muratem — rozpoczyna swoje zeznania — ksiądz Faryś. Po raz pierwszy na przełomie roku 1946 i 1947, kiedy tradycyjnym zwyczajem obchodziłem wieś "po kolendzie". W jednej z chat znalazł się Murat, który poprosił mnie o udzielenie błogosławieństwa. Błogosławieństwa tego udzieliłem mu. Kiedy Murat wyrażał niezadowolenie z obecnego ustroju, milczałem..." Ksiądz milczał, chociaż dobrze wiedział, jakie zbrodnie Murat ma na sumieniu. Chociaż usiłuje przekonać Sąd, że był dobrym duszpasterzem swojej parafii, z zeznań jego wynikają fakty wręcz przeciwne. Każdemu bowiem normalnemu obywatelowi, zależałoby przede wszystkim na tym, by bronić interesów społeczeństwa.
Bałem się o swoją osobę mówi ksiądz, dlatego nie zawiadamiałem władz o miejscu pobytu Murata".
Drugie spotkanie, a właściwie druga "audiencja" księdza Farysia u Murata odbyła się na prozaicznym tle — u sklepikarza wiejskiego — Tożyka we wsi Rudlice. Sklepikarz wiejski. — "Murat" - bandyta i reakcyjny ksiądz rozumieli się bowiem doskonale — jednakowo bowiem nienawidzili wszystkiego, co demokratyczne.
— Za pośrednictwem żony Murata, doszło do tego spotkania. Mówiliśmy o sprawach bieżących. — Wiadomości bieżące — To radiowe wiadomości z BBC...
— "Murat" narzekał, że czuje się osamotniony i prosił o ułatwienie mu kontaktów z innymi bandami. W pewnym momencie dał mi do zrozumienia, że jest już zmęczony. Audiencję uważał za skończoną i ksiądz Faryś wyszedł ze sklepiku — prawie, jak z kurii biskupiej.
— Do trzeciego spotkania z "Muratem" doszło po ogłoszeniu amnestii w marcu 1947 roku. Chciałem się dowiedzieć jakie stanowisko zajmuje "Murat" wobec tej ustawy, ponieważ, członkowie jego oddziału nie wiedzieli co mają zrobić i błąkali się po stodołach, po polach i mogli się zaziębić...
Tutaj właśnie występuje ksiądz Faryś w faryzeuszowskiej masce, usiłuje pokazać się z najlepszej strony, że niby „troszczył" się o losy nieujawnionych. Jednakże nie przypomina sobie, że w tym samym czasie bandyci tego samego pokroju zamordowali w Zakładach Chodakowskich 10-ciu robotników.
Ksiądz uważał, że jest powołany do tego, by ułatwiać bandytom ich kontakty z reakcyjnymi elementami. Jednak, kiedy „Murat" oznajmił mu, że nie ujawni się, nie odezwał się ani słowem. Ale silniejsza była nienawiść do ustroju demokracji ludowej, a w interesie tej nienawiści leżało utrzymanie w dalszym ciągu istnienia bandv dywersyjnej "Murata". Tak ksiądz Faryś plugawił suknię katolickiego kapłana. Plugawi tę suknię tym bardziej, że zasłania się ciągle tajemnicą konfesjonału, podczas gdy jego spotkania i rozmowy z „Muratem" nie miały absolutnie charakteru spowiedzi. Na marginesie obydwóch ostatnich spotkań księdza Farysia z „Muratem", należy zaznaczyć — jak zresztą przyznał sam ksiądz. — że ksiądz i bandyta przy jednym stole pili wódkę.
Ksiądz Ortotowski — to zewnętrznie zupełne przeciwicństwo księdza Farysia. Niewysoki, pulchny proboszcz o tłustym dobrze odkarmionym karku. To on odegrał złowieszczą rolę w zabójstwie nauczyciela i działacza oświatowego Antoniego Praszczyka we wsi Konopnica.
Antoni Praszczyk mieszkał w parafii księdza od samego początku jej istnienia. Ksiądz Ortotowski znał go więc dobrze. Nienawistne mu było to, że Antoni Praszczyk szerzy oświatę na wsi, że jest komendantem lokalnego hufca Służby Polsce, która szkoli naszą młodzież, daje jej zawód. „Dzięki tej organizacji młodzież nasza bierze udział w odbudowie zniszczonego wojną kraju" — stwierdza sam ksiądz Ortotowski. Tym nie mniej ksiądz pała wyraźną nienawiścią do tej organizacji. Mimo, że młodzież "Służby Polsce" brała chętnie udział w honorowej straży przy grobie Chrystusa przed Świętami Wielkanocnymi ks. Ortotowski żali się swojemu sąsiadowi księdzu Łososiowi, że organizacja ta przeszkadza mu rzekomo w wykonywaniu praktyk religijnych.
„Ksiądz Łosoś powiedział, zeznaje ksiądz Ortotowski, że ma kontakt z bandą "Murata" — „Murat" może nauczyciela Praszczyka i jego żonę sprzątnąć. Powiedziałem:
„NIECH TAMCI KROPNĄ IM W ŁEB!".
— Jestem nerwowy i uczuciowy (?!) z natury, więc się uniosłem — mówi ksiądz Ortotowski. — Teraz widzę, że ja jestem przestępcą, bo ja dałem zlecenie zabójstwa Praszczyków.
Ksiądz Ortotowski płacze pod koniec składania zeznań. Spóźnione łzy...
Nauczyciel Praszczyk został zamordowany. Jego żona cudem uniknęła śmierci, ale tylko dlatego, że bandyta „Murat" nie chciał zabijać kobiety.
— Żałuję swojej winy — mówi pod koniec swoich zeznań ksiądz Ortotowski — ale moim złym duchem był ksiądz Łosoś.
W ciągu ostatniego czasu miałem wiele czasu na refleksje. Wzywam teraz innych księży katolickich do zmiany postępowania.
Zeznania księdza Ortotowskiego zakończyły pierwszy dzień procesu.
Dziś rozprawa trwa.
Wrażania z sali sądowej.
Milczenie i zbrodnia
Przewodniczący sądu czyta akt oskarżenia. Jego słowa skierowane są w jednakowej mierze przeciw bandycie Muratowi, jak i przeciw trzem ludziom w sutannach — trzem księżom. Banda Murata mordowała, grabiła, terroryzowała. A ci trzej księża? Przecież to duchowni, którzy służyć mieli idei miłości bliźniego. Jak to się stało, że trafili na ławę oskarżonych, że są współodpowiedzialni za potworne zbrodnie, które zmierzały do likwidacji ustroju demokracji ludowej, do fizycznego wytępienia tych, którzy temu ustrojowi służyli. Co powiedzą ci trzej księża. Czy pojmą bezmiar swego upadku moralnego?
Do stołu sędziowskiego podchodzi szczupły człowiek w sutannie. To ksiądz Faryś. Stwierdza, że udzielał błogosławieństwa bandytom. Zdaje sobie sprawę kim byli współuczestnicy bandy Murata — bandyci, gdyż tak ich właśnie nazywa. Dawał każdemu z nich krzyż do całowania, utwierdzał ich w czasie amnestii i później w przeświadczeniu o potrzebie dalszego konspirowania. O morderstwach i rabunkach bandy nic nie wiedział, gdyż czytywał tylko „Niedzielę", w której na ten temat nie pisano. Polskę Ludową traktuje jako swoją ojczyznę, docenia wielki wkład rządu w dzieło odbudowy. Osobiście nie czuje się winnym.
Co to wszystko znaczy? Dlaczego oskarżony Faryś wypiera się winy? Czy można uwierzyć, aby były konspirator z AK nie wiedział nic o bandach, aby się tym problemem nie interesował? Jedno jest pewne — oskarżony Faryś boi się odpowiedzialności za swe zbrodnicze czyny, boi się kary, dlatego po prostu kłamie.
Do stołu sędziowskiego podchodzi oskarżony ksiądz Ortotowski. Jest to człowiek raczej niskiego wzrostu o zaokrąglonych kształtach, niespokojnych oczach i dobrodusznym wyrazie twarzy. Ksiądz Ortotowski mówi o tym, że lubi gospodarstwo, że hoduje krowy i świnie, że lubi dobrze zjeść i żyć spokojnie i statecznie. Wygląda na typowego prowincjonalnego proboszcza.
I taki właśnie człowiek nie zawahał się namawiać księdza Łososia, aby ten spowodował zamordowanie przez bandę }Murata małżonków Praszczyków za to, że Praszczyk, jako nauczyciel był jednocześnie kierownikiem organizacji „Służba Polsce". Jakże do tego doszło, co wpłynęło na tę decyzję księdza Ortotowskiego, tego właśnie o zaokrąglonych kształtach dobrodusznego proboszcza?
Mówił o tym sam ksiądz Ortotowski. Początkowo próbował się tłumaczyć chorobą nerwów, ogólnym złym stanem fizycznym swego organizmu, skłonnością do uniesień i t. p. Wreszcie jednak — płacząc — powiedział:
„Fakt, że jestem dziś sądzony jako morderca wynika z tego, że nikt z władz kościelnych nie wyjaśniał nam dotychczas, jaki ma być stosunek księdza do rządu i ustroju Polski Ludowej. Przeciwnie — słyszeliśmy raczej słowa krytyki, nawet wrogości. Chcę, aby moją tragedię poznało całe duchowieństwo, aby przekonało się do czego prowadzi wrogość do Związku Radzieckiego, do krajów demokracji ludowej".
Ksiądz Ortotowski morderca — Jak sam siebie nazywał — nauczyciela Praszczyka — płakał. Ile w jego zachowaniu było obawy przed zasłużoną karą, a ile szczerości — trudno stwierdzić. Jedno jest pewne. Głos sądzonych dotychczas za podobne zbrodnie księży Ortotowskich nie dotarł jakoś dotychczas do władz kościelnych. Władze te milczą uparcie, jakby się nic nie działo. A tymczasem ksiądz Ortotowski publicznie stwierdza że w najbardziej dramatycznych dla siebie chwilach, że wrogość do Związku Radzieckiego, do demokracji ludowej, wepchnęła go w ramiona zbrodni i że jego władze kościelne w okresie powojennym nie pomogły mu w przezwyciężeniu tej wrogości, a tym samym — w uchronieniu go przed stoczeniem się do roli mordercy.
Ksiądz Ortotowski po spowodowanym przez siebie morderstwie Praszczyka odprawiał za niego nabożeństwo żałobne. Nabożeństwo żałobne odprawione przez mordercę za duszę zamordowanego przez siebie człowieka.
Oto do czego również i pod względem religijnym doprowadzić może nienawiść do ustroju demokracji ludowej, do socjalizmu.
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
Dziś zapadnie wyrok na Murata* i wspólników
Ci, którzy nie mieli litości dla mordowanych ofiar — biją się w piersi i proszą o łaskę
W dniu wczorajszym w dalszym ciągu procesu Murata i jego popleczników w sutannach — trzech reakcyjnych księży — wygłosił mowę oskarżycielską prokurator mjr Sikorski, naświetlając stan faktyczny sprawy zgodnie z wynikami śledztwa i przewodem sądowym.
— Oskarżeni — zaczął przemówienie prokurator — stoją pod zarzutem popełnienia przestępstw szczególnie niebezpiecznych w okresie odbudowy Państwa Polskiego — morderstwa, rabunki znaczą drogę Murata, drogę reakcyjnych księży znaczy podżeganie do przestępstw, umacnianie w bandycie Muracie przekonania, że postępował dobrze.
Prokurator powołał się następnie na dowody rzeczowe, dołączone do akt sprawy, na „meldunki", na „kwity", jakie wydawał Murat i jego podwładni w miejscach rabunków, na "rozkazy", przejęte przez władze bezpieczeństwa.
Następnie prokurator omówił winy trzech księży, znajdujących się na ławie oskarżonych.
— Ksiądz Łosoś dawał Muratowi „pożywkę duchową" w postaci odpowiednio skomentowanych wiadomości radiowych z BBC. Najdobitniejszym dowodem złej woli księdza Łososia jest jego udział w zabójstwie nauczyciela Praszczyka. — Ksiądz Ortotowski zaś w błędnym przekonaniu, że organizacja młodzieżowa „Służba Polsce" zagraża jego „rządowi dusz" nad młodzieżą, pozbywa się niewygodnego dla siebie nauczyciela Praszczyka za pośrednictwem księdza Łososia i bandy Murata.
— Nieco mniej winny. — mówił w dalszym ciągu prokurator — ale tylko pozornie wydaje się ksiądz Faryś. Jednakże i on udzielał bandzie dywersyjnej moralnego poparcia błogosławiąc jej członków. Nie starał się wcale nakłonić Murata by rzucił drogę mordów i grabieży. Nie zrobił nic, by zapewnić spokój swoim parafianom, oddając niebezpiecznego bandytę w ręce władz.
— Ponieważ wina oskarżonych została w całości udowodniona i kwalifikacja prawna przestępstw pokrywa się całkowicie z aktem oskarżenia, popieram oskarżenie w całej rozciągłości — zakończył swoje przemówienie prokurator mjr Sikorski.
Drugi oskarżyciel — prokurator mjr Ligęza — omówił szczegółowo polityczne tło przestępczej działalności oskarżonych, tło, na którym skrzyżowała się działalność zbira Murata i trzech kapłanów. — Coście zrobili z hasłem „nie zabijaj", wy trzej księża na ławie oskarżonych?!
— Z chwilą odzyskania niepodległości walka klasowa w Polsce wkroczyła na nowe tory. Odcięliśmy burżuazji drogę do władzy, przyczaiła się więc ona w niektórych urzędach, biurach, parafiach. Nasi sanacyjni dygnitarze nie zrezygnowali, mieli bowiem możnych protektorów w międzynarodowym kapitale. Ci wywłaszczeni magnaci mieli dość środków, by do „mokrej roboty", do rabunków, morderstw, wynajmować zbirów, właśnie takich, jak Murat. Zbrodnicza ręka Murata skierowana została bezpośrednio przeciw obrońcom interesów mas ludowych. Jego bogate archiwum zawierało dziesiątki legitymacji partyjnych, legitymacji żołnierskich, za które zapłacono wysoką cenę krwi i młodego życia. Dokładnie były wykonywane rozkazy Murata: mnóstwo osób zostało bestialsko pobitych i zamordowanych.
— Panowie z Londynu zdawali sobie sprawę, że Państwo nasze buduje się między innymi w oparciu o drobne i średnie chłopstwo, więc inspirowali niszczenie organizacji, które przyczyniają się do wzrostu dobrobytu wsi. Murat dobrze rozumiał interesy swoich mocodawców — rabunki dokonane na spółdzielniach wiejskich i majątkach państwowych są tego dowodem. Powiązany jest on z interesami sklepikarzy, bogatego chłopstwa i reakcyjną częścią kleru. Bogacze wiejscy wiedzą, że władza ludowa położy kres ich spekulowaniu na nędzy drobnego chłopa, to samo wie lichwiarz — sklepikarz wiejski. Oni więc udzielali Muratowi informacji, byli w jego wywiadzie, popierali go finansowo, a księża w jednym szeregu z nimi dostarczali gazet i wiadomości z anglosaskich ośrodków dyspozycyjnych.
— Bigotki i kumoszki powiedzą może, że walczymy z religią. Chcę więc z tego miejsca powiedzieć: Nie, z religią nie walczymy, cała nasza polityka jest tego dowodem. Kongres Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej wyraźnie te sprawy określił: nie walczymy z religią- dajemy pełną swobodę wyznań religijnych, gwarantujemy prawną ochronę obrządków i nie wtrącamy się w sprawy Kościoła. Nie pozwolimy jednak, by reakcyjna część kleru podważała podstawy Państwa Ludowego.
— Kiedy ORMO-wiec walczy z niedobitkami band, kiedy najlepsi synowie kraju padają, oddają życie dla zabezpieczenia życia i mienia innych, ksiądz Faryś dyskutuje z bandytą i udziela mu moralnego poparcia, profanuje krzyż, który mu daje do pocałowania. Nie zdobywa się na jedno słowo potępienia.
Polska podnosi się z ruin i zgliszcz. Młodzież zrzeszona w Służbie Polsce odbudowuje wsie i miasta. Nie widzi tego ksiądz Ortotowski, nie widzi tego ksiądz Łosoś.
Działalność oskarżonych jest przejawem walki klasowej bogaczy i reakcji przeciw Polsce maszerującej do Socjalizmu. Nie zatrzyma nas jednak żaden Murat, Faryś, Łosoś czy Ortotowski — nie dlatego, że są to ludzie mali, ale dlatego, że nasza idea jest słuszna i sprawiedliwa, że opiera się na naukowych prawach rozwoju społecznego, że odpowiada masom pracującym. Nie będziemy też pobłażać podobnym próbom, z góry zresztą skazanym na klęskę. Będziemy pobłażliwi dla tych, co sami do nas przyjdą, nie czekając na amnestię, ale nigdy dla tych, co z bunkru z nami walczą.
— Domagam się kary współmiernej do win. Nie tylko, jako człowiek, nie tylko w imieniu munduru, który mam zaszczyt nosić, nie tylko w imieniu urzędu, jaki sprawuję, nie tylko w imieniu mas pracujących — ale w imieniu morza przelanej krwi i łez —— żądam:
dla oskarżonego Murata — kary śmierci,
dla oskarżonego Łososia — kary śmierci, dla oskarżonego Ortotowskiego — kary śmierci,
dla oskarżonego Farysia — kary 12 lat więzienia".
Po przemówieniu prokuratora mjr. Ligęzy Sąd zarządził przerwę. Natychmiast, po opuszczeniu przez Sąd sali publiczność licznie zgromadzona długotrwałymi oklaskami wyraziła całkowitą solidarność z mową oskarżycielską prokuratora.
• • •
Wobec ogromu win ciążących na oskarżonych obrońcy mieli niesłychanie trudne zadanie do spełnienia. Słusznie podkreślił obrońca Murata z urzędu, że działał on „w czadzie lamp parafialnych na naszej wsi", w czadzie zatruwającym dusze ludzkie. Obrońcy proszą o łagodny wyrok dla zbrodniarzy.
• • •
— Wysoki Sądzie — powiedział w ostatnim słowie bandyta Murat — błagam o wybaczenie mi moich błędów. Rozlałem krew bratnią i czuję się teraz, Kainem. Dopiero teraz bowiem zrozumiałem, że błądziłem. Apeluję do tych, którzy jeszcze teraz błąkają się po wsi polskiej, aby wyszli z podziemia, stanęli w jednym szeregu z tymi, którzy budują jasną przyszłość naszego kraju. Ci, co nie uznają mojego głosu, niech wiedzą, że niegodni są nazwać się Polakami. Dziś, gdy władza przeszła w ręce ludu tacy, jak ja, powinni stanąć razem z tą władzą, by nikt jej nie wydarł z rąk ludu. Na moją drogę pchnęły mnie złe podszepty. Nieświadomy byłem tego, że źle czynię. Nie spotkałem jednak człowieka, któryby mi powiedział: „Złą drogę obrałeś, zawróć!" — Padam do stóp Majestatu Rzeczypospolitej! Błagam i proszę o łaskę! Błagam i proszę o przebaczenie!"
— Zdaję sobie sprawę — powiedział, ksiądz Łosoś, że na moim sumieniu, jest śmierć człowieka, który pracował dla dobra ojczyzny, żałuję bardzo mocno żałuję. Proszę o darowanie mi życia".
— Z żalem i skruchą — mówił ksiądz Ortotowski — wyznaję dzisiaj swoją winę. Żałuję szczerze i serdecznie. Byłem młodym kapłanem, wyświęconym w czasie wojny w roku 1940, a starsi kapłani nie nawoływali bym pracował dla nowej Polski Ludowej. Pewne sfery uważały to za błąd. Jedynym moim zadaniem powinno było być nauczanie ludu, czym jest praca dla młodej demokratycznej Polski.
Apeluję do kapłanów — niech chwycą za dzwon, niech dzwonią na trwogę, aby to, co było w powiecie wieluńskim nie powtórzyło się nigdzie!"
Bałem się z ambony mówić o Muracie. — mówi ks. Faryś. — Chciałem go jednak nawrócić. — Dla mnie to był czlowiek który błądzi. Bałem się jednak o swoją osobę i to teraz rzuca cień na mnie. Nie miałem bowiem nic wspólnego z morderstwami Murata. jednak czuję się przestępcą wobec prawa, że nie oddałem Murata w ręce władz. Błagam i proszę o przebaczenie".
• • •
Wyrok będzie ogłoszony dzisiaj o godzinie 16-ej.
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
Czemu milczą?
Skończył się proces „Murata"*- i trzech księży — jego wspólników. Ale nie przestał istnieć problem, o którym mówili również księża oskarżeni w tym procesie, problem stosunku hierarchii kościelnej do Fertaków, Farysiów, Ortotowskich i Łososiów.
Ks. Ortotowski powiedział w pierwszym dniu procesu: „Fakt, że jestem dziś sądzony, jako morderca, wynika z tego, iż nikt z władz kościelnych nie wyjaśnił nam dotychczas, jaki ma być stosunek księdza do Rządu i ustroju Polski Ludowej.
przeciwnie — słyszeliśmy raczej słowa krytyki, nawet wrogości". W ostatnim dniu procesu tenże sam ksiądz Ortotowski powiedział: ,,Pragnę wyznać swą winę, za którą w części jednak ponoszą odpowiedzialność ci, którzy nie pozwolili mi pracować dla dobra ojczyzny, a nawet chociażby pozytywnie ustosunkować się do przemian dokonanych w Polsce...
Brałem przykład z nauk starszych hierarchią i doświadczeniem".
Zdruzgotany ciężarem swych zbrodni, oskarżony Ortotowski powiedział głośno to, o czym mówi się w Polsce nie od dziś. Wiadomo powszechnie, że hierarchia kościelna nigdy dotychczas nie potępiła księży, będących wspólnikami bandytów i ich inspiratorami i nadużywających swego stanowiska dla zbrodniczych celów.
Centralny organ PZPR — „Trybuna Ludu" pisze w związku z tym:
„Nie pierwszy to raz ujawniona została przestępcza działalność niektórych księży, nie słyszeliśmy jednak nigdy, aby z ust miarodajnych przedstawicieli hierarchii kościelnej w Polsce padło choć słowo potępienia pod ich adresem.
Nie słyszeliśmy, aby choć w jednym wypadku zdjęto święcenia kapłańskie z księdza, skazanego wyrokiem Sądu Rzeczypospolitej za współudział w morderstwach."
Wniosek z tych faktów narzuca się sam przez się:
„Trzeba powiedzieć wyraźnie.
Odpowiedzialność obciąża także tych, którzy, mając ku temu możliwości, nic nic zrobili, aby zbrodniom przeciwdziałać. Bo chyba zdają sobie sprawę dostojnicy Kościoła jaką wymowę ma to milczenie dla podległych im księży".
„Trybuna Ludu" konkluduje:
„Stawka na zaostrzenie stosunków między Kościołem a Państwem w krajach demokracji ludowej jest dziś podstawową częścią składową planów i knowań imperialistycznych, skierowanych przeciwko tym krajom. Wątpliwe jest jednak, aby leżało to w interesie Kościoła w Polsce.
Kierownicze czynniki hierarchii kościelnej w naszym kraju lepiej więc by zrobiły, gdyby przestały słuchać obcej inspiracji i zdobyły się na wyraźne potępienie działalności przestępczej, uprawianej przez księży w rodzaju księży Fertaka, Ortotowskiego, Łososia i im podobnych."
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
Wyrok w sprawie bandyty Murata* i jego wspólników
Murat, ks. Łosoś i ks. Ortotowski skazani na karę śmierci za walkę przeciw
Państwu Polskiemu i zabójstwa
W dniu wczorajszym punktualnie o godzinie 16-ej Wojskowy Sąd Rejonowy ogłosił wyrok w sprawie bandyty Jana Małolepszego - Murata i trzech reakcyjnych księży, jego inspiratorów i popleczników. Na sali sądowej w kuluarach sądowych i przed gmachem zgromadziły się tłumy publiczności.
Wśród ciszy, jaka zapanowała na sali, przewodniczący odczytał wyrok.
— Jan Małolepszy, pseudo Murat — za wszystkie swoje przestępstwa, udowodnione w czasie procesu został skazany łącznie na karę śmierci, utratę praw publicznych i honorowych na zawsze i konfiskatę całego mienia na rzecz Skarbu Państwa. Murat dążył do obalenia przemocą ustroju Państwa Polskiego, nakłonił podległe sobie dywersyjne bojówki do aktów terroru, do napadów i zabójstw 9-ciu członków ORMO, 12 funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej, 6-ciu funkcjonariuszy urzędu Bezpieczeństwa, 6-ciu członków byłej Polskiej Partii Robotniczej, 3-ch członków Stronnictwa Ludowego, 4 osób spośród urzędników i członków organizacji społecznych. Dalej Murat wydał rozkaz zamordowania 15-tu osób cywilnych niewygodnych dla jego dywersyjnej działalności. Bojówki jego dokonały 66 napadów rabunkowych na spółdzielnie, 9 napadów na posterunki ORMO i MO, 5 napadów na majątki i przedsiębiorstwa państwowe, 21 — na urzędy gminne.
— Ksiądz Marian Łosoś skazany został na karę śmierci za kontakty z bandytą Muratem, za to że przekazywał mu wiadomości różnego rodzaju oraz za to, że za pośrednictwem Teczyńskiego przekazał Muratowi "życzenie" księdza Ortotowskiego w sprawie zamordowania działacza oświatowego, komendanta hufca Służby Polsce w Konopnicy — Antoniego Praszczyka. W stosunku do księdza Łososia Sąd również zarządził utratę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na zawsze oraz przepadek mieniu na rzecz Skarbu Państwa.
— Ksiądz Wacław Ortotowski został skazany na karę śmierci z pozbawieniem praw publicznych obywatelskich praw honorowych na zawsze za to, że wszedł w porozumienie z księdzem Łososiem, a za jego pośrednictwem z bandytą Muratem i doprowadził do zabójstwa nauczyciela Praszczyka.
— Ksiądz Stefan Faryś został skazany na 8 lat więzienia, utrątę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na 5 lat i konfiskatę mienia na rzecz Skarbu Państwa.
W obszernym uzasadnieniu Sąd podkreślił wszystkie okoliczności, jakie wpłynęły na wymiar kary.
"Murat sam wydawał wszystkie rozkazy — brzmiało uzasadnienie — nadał sobie rangę kapitana, terrorem i strachem trzymał swoich „podkomendnych". Dowodem tego są znalezione w archiwum jego meldunki i rozkazy".
„Łańcuch związku przyczynowego między wydaniem polecenia przez księdza Ortotowskiego księdzu Łososiowi a wykonaniem go przez Murata jest zamknięty. W osobach księży znajdujących się na ławie oskarżonych osądzona została ta reakcyjna część kleru, która wbrew woli olbrzymiej większości wierzących i mimo ostrzeżeń przedstawicieli władz — stanęła po stronie reakcji i kapitalistów. Nadużyli oni instytucji kościoła i swego kapłaństwa, wydając polecenie zamordowania człowieka. Nie mają oni nic wspólnego z religią. Sprawa ta zdemaskowała reakcyjną, część kleru, która chciała nadużyć instytucji kościoła dla celów nie mających nic wspólnego z kościołem. Nadużyli oni swych szat duchownych i zaufania społeczeństwa z racji swego stanowiska, aby w toczącej się walce klasowej stanąć po stronie wyzyskiwaczy i ucisku".
Sąd przy wydawaniu wyroku nie wziął pod uwagę skruchy jaką wykazali oskarżeni w czasie procesu, wychodząc z założenia, że obecnie działali oni wyłącznie pod wpływem strachu przed karą.
Wyrok ten nie jest ostateczny. Przewodniczący wyjaśnił podsądnym, że zarówno prokurator, jak i skazani za pośrednictwem obrońców mają prawo w ciągu 7-iu dni od chwili ogłoszenia wyroku domagać się rewizji procesu przed Najwyższym Sądem Wojskowym. Mają również prawo ubiegać się o łaskę Prezydenta RP.
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
________________________________________________________________________________
Ostrówek (Fol. Ostr. Rudlice) 1916 r.
1992 r.
1992 r.
Akta metrykalne (Parafia Rudlice) 1746
Ostrówek
Roku Pańskiego 1746, dnia 12 września. Ja Józef Krzywdziński zarządca rudlicki ochrzciłem dziecko imieniem Ksawery August Józef [syna] Znakomitych i Wielmożnych Karola z Rudy Masłowskiego podstolego ziemi wieluńskiej i Gertrudy z Karśnickich Masłowskiej prawowitego małżeństwa. Rodzicami chrzestnymi byli Znakomity i Wielmożny Pan Paweł Karśnicki chorąży ostrzeszowski i Teresa z Wielogłowskich Błeszyńska.
Akta metrykalne (Parafia Rudlice) 1757
Ostrówek
Ja Maciej Musiałowicz prepozyt rudnicki, dnia 30 maja ochrzciłem córkę imieniem Petronela Joanna Paulina prawowitych małżonków Znakomitego Wielmożnego Andrzeja Jaxa Bykowskiego i Znakomitej Wielmożnej Jadwigi jego żony. Rodzicami chrzestnymi byli Znakomity Wielmożny Pan Józef Sławenta Stawski podczaszy wieluński i Znakomita Wielmożna Pani Marianna Pągowska.
Akta metrykalne (Parafia Rudlice) 1758
Ostrówek
Ja Maciej Musiałowicz prepozyt
rudnicki, dnia 31 sierpnia ochrzciłem córkę imieniem Marianna
prawowitych małżonków Antoniego Adama i Katarzyny jego żony.
Rodzicami chrzestnymi byli Znakomity Wielmożny Andrzej Bykowski i
Znakomita Wielmożna Pani Jadwiga z Pągowskich Bykowska.
Akta metrykalne (Parafia Rudlice) 1760
Ostrówek, 28 wrzesień
Ja, Idzi od św. Jana Obertson,
prefekt Szkoły Pijarów w Wieluniu, poprzedziwszy tym, czym trzeba
było poprzedzić, za zgodą i w obecności Przewielebnego Jana
Kryszkowskiego aktualnego proboszcza tego kościoła w Rudlicach,
błogosławiłem małżeństwo między uczciwymi Janem Hoffmanem
krawcem przywiedzionym z powrotem z luteranizmu do Rzymskiego
Kościoła Katolickiego przez wyznanie wiary a Magdaleną ochrzczoną
z judaizmu nawróconą na wiarę katolicką, jak okazało się z
dokumentów przedłożonych oraz świadków od ludzi bez wyjątku
wiarygodnych w tej sprawie złożonych. Asystującymi byli Wielmożny
Pan Piotr Fundament Karśnicki podczaszyc wieluński, także Urodzony
Jan Wierzbicki, Antoni Górski, Andrzej kowal i wielu innych
uczciwych.
Akta metrykalne (Parafia Rudlice) 1761
Ostrówek
15 listopad
Ja ten sam jak wyżej, ochrzciłem
dziecko imionami Marcin Stanisław Kostka pracowitych Franciszka i
Ewy Majewskich woźniców dworskich z Ostrówka prawowitych
małżonków. Rodzicami chrzestnymi byli Wielmożny Piotr Fundament
Karśnicki ze swoją żoną Anielą z Rychłowskich Karśnicką
podczaszostwo wieluńskie.
Akta metrykalne (Parafia Rudlice) 1766
Ostrówek
Roku Pańskiego 1766, dnia 12 stycznia. Ja Jan Kryszkowski proboszcz rudlicki ochrzciłem dziecko urodzone 9 miesiąca i roku jak wyżej o godzinie 6 rano córkę Znakomitego Piotra Fundamenta i Antoniny z Radolińskich prawowitego małżeństwa Karśnickich dziedziców dóbr w Rudlicach, której nadano imię Tekla. Rodzicami chrzestnymi byli Wielmożny Zygmunt Jaxa Dobek z Wielmożną Katarzyną lub drugiego nazwiska Myszkowską dziedziczką dóbr Kraszkowskich.
Gazeta Warszawska 1828 nr 306
Sąd Policyi Poprawczey Wydziału
Piotrkowskiego.
Wzywa wszelkie Władze tak cywilne iako
i woyskowe, iak niemniey osoby prywatne, aby na Józefa Niewczasiaka
inaczey Skorczyńskim zowiącego się, o skaleczenie obwinionego, z
roboty publiczney zbiegłego, wedle poniżey załączonego opisu
baczne dawały oko, a w razie wyśledzenia go pod mocną strażą
Sądowi naszemu dostawiły. Opis fizognomii tegoż zbiega iest
następuiący: Józef Niewczasiak vel Skorczyński, Katolik, rodem z
wsi Ostrówka Powiatu Wieluńskiego Woiewództwa Kaliskiego, lat 18
liczący sobie; ostatnie iego zamieszkanie było przed aresztowaniem
we wsi Pstrykoniach Obwodzie Sieradzkim Woiewództwie Kaliskiem,
wzrostu miernego, twarzy szczupłey, nosa miernego, oczów czarnych,
włosów ciemnych; w czasie ucieczki miał na sobie kapotę szarą,
spodnie płócienne, koszulę skarbową z wyciskiem na brzuchu i dole
( Więzienie Piotrków), czapkę z siwym baranem, bóty chłopskie. —
W Piotrkowie dnia 11 Września 1828 r.
J. Siedlecki.
Powszechny Dziennik Krajowy 1831 nr 31
W dniu 29 stycznia r. b. wieczorem
wyjechawszy Strażnik skarbowy Relewicz na patrol ku miastu Złoczewu
i stanąwszy na trakcie pod wsią Ostrówkiem wraz ze strażnikiem
Leśnym Manickim spostrzegli o podal w boru 5ciu chłopów na sankach
parą końmi iadących, do których gdy się przybliżać zaczęli, i
gdy widzieli, że z sankami i końmi nie uciekną, sami zeskoczywszy
z sań w bór ratowali się ucieczką. Na sankach więc wraz z końmi
zabranych następuiące towary znaydowały się, iako to 1. Cukru
głów 3 brutto funtów 45, 2. Kawy w trzech torbach funtów 102 3.
Araku sądek ieden bez naruszenia pieczęci garncy 12 4. Flinta
potłuczona nabita, 5. Parę koni chłopskich z sankami i szlami
staremi. Wzywa więc Komora Konsumową w Kaliszu niewiadomych
właścicieli, ażeby w przeciągu 4 tygodni od daty dzisieyszey z
dowodami własność i pochodzenie towarów tych usprawiedliwiaiącemi
do komory tuteyszey zgłosili się, gdyż w przeciwnym razie zaocznie
z niemi postąpioną będzie. Niemniey wzywa wszystkich, którzyby
jakiekolwiek o właścicielach lub wspólnikach towarów tych,
posiadali wiadomości, iżby o tych w wyznaczonym czasie z
wymienieniem świadków Komorę konsumowę uwiadomili. Kalisz dnia 3
lutego 1831 r. Skórski. Szafrański
Dziennik Powszechny 1833 nr 302
Sąd Policyi Prostey Ptu Wieluńskiego.
Podaie do powszechney wiadomości, iż w wsi Ostrówku, w Powiecie
Wieluńskim przez Wóyta gminy teyże odebraną została Janowi
Rybczyńskiemu para koni: ieden kary bez żadney odmiany, lat około
12 maiący, drugi gniado-kasztanowaty, lat 6 maiący; wzywa więc
każdego, ktoby mienił się bydź właścicielem pomienionych koni,
aby w przeciągu miesiąca iednego, od dnia ogłoszenia,zaopatrzony w
dowody, do Sądu tuteyszego zgłosił się; po upłynieniu bowiem
miesiąca, takowe przez publiczną licytacyą na rzecz Skarbu
sprzedanemi będą. Wieluń d. 26 Października 1833 r. N. D. 4542
Sławiński, z.
Gazeta Rządowa Królestwa Polskiego
1845 nr 256
(N. D. 5230) Sąd Policyi Prostéj
Okręgu Wieluńskiego.
Wzywa wszelkie władze tak cywilne jako
i wojskowe aby na poszukiwanego Franciszka Malinowskiego o kradzież
obwinionego baczne oko zwracały i wrazie dostrzeżenia go wprost
Sądowi Policyi Poprawczej Wydziału Piotrkowskiego pod najściślejszą
strażą i mocném zabespieczeniu od ucieczki dostawić raczyły,
rysopis Franciszek Malinowski lat ma 18, katolik, z wsi Ostrówka,
trudniący się krawiectwem, bezżenny, czytać, pisać i mówić
umie tylko po polsku, wzrostu jest średniego, budowy ciała
szczupłej, twarzy ściągłéj, nosa średniego, oczu czarnych,
czoła niskiego, włosów blond, znaków szczególnych niema, ubrany
jest w surducie sukiennym granatowym, w takiejże kamizelce,
spodniach letnich szarych, kaszkiecie sukiennym z rydelkiem w butach
na nogach.
Wieluń d. 5 (17) Września 1845 r.
Тurchetti Podsędek.
Gazeta Rządowa Królestwa Polskiego
1846 nr 273
(N. D. 6306) Urząd Skarbowy Lututów.
Podpisany sprawujący Urząd Skarbowy
Lututowa, łącznie z Wnym Nowickiem Rewizorem Skarbowym Okręgu
Wieluńskiego Wydziału Igo. patrollując nocy dzisiejszej w boru za
wsią Ostrówkiem, nadedniem dostrzegli kilkunastu defraudantów, na
których uderzywszy zdołali dwóm odebrać brzemienia, defraudanci
zaś ile w boru ucieczką się ratowali, po dostawieniu więc
takowych brzemień do Urzędu tutejszego, przy rewizyi okazał się
następujący towar bez żadnych cech a mianowicie:
Perkalu drukowanego sztuk 2 fun. 5;
obrusów białych 2 fun. 2 1/2; materyi bawełniano-wełnianej sztuka
l fun. 1 1/2; tybetu gładkiego czyli merynusu sztuka 1 fun. 1 1/2;
tybetu wełnianego w desenia sztuk 2 fun. 7; cukru w głowie fun. 17;
Zdarzenie więc to, Urząd Skarbowy podając do wiadomości, wzywa
niewiadomych defraudantów, iżby od daty dzisiejszej w przeciągu
tygodni 4ch do usprawiedliwienia zabranych im powyższych towarów,
stawili się w Urzędzie tutejszym, wzywa niemniej każdego, ktoby o
nich lub nie odstawieniu w całości towarów posiadać mógł jaką
wiadomość, by takową ustnie lub na piśmie bez użycia stempla
Rządowi Gubernialnemu Warszawskiemu, alboli też Urzędowi
Skarbowemu udzielił, gdyż wrazie przeciwnym, po bez skutecznym
upływie oznaczonego terminu, sprawa ta pod zaoczne zawyrokowanie
Władzy wyższej przedstawionę będzie.
w Lutotowie dnia 16 (28) Listopada 1846
r.
p o. Kontrollera Skarbowego
Antoni Szremski.
Gazeta Rządowa Królestwa Polskiego
1847 nr 251
(Ν. D. 5892) Rejent Kancellaryi
Ziemiańskiej Gubernii Warszawskiej w Kaliszu.
Ogłasza po osobach zmarłych toczące
się postępowania spadkowe:
3) Alexandrze Urbanowskim jak o
współwłaścicielu dóbr Ostrówka część lit. A. B. z Okręgu
Wieluńskiego;
(...) Do ukończenia tych postępowań
spadkowych, termin w Kancellaryi Ziemiańskiéj w Kaliszu na d. 12
(24) Maja 1848 r. się wyznacza.
Kalisz d. 25 Paźdz. (6 Listop)1847 r.
Nepomucen Wojciechowski.
Gazeta Codzienna 1849 nr 2
W następujących miejscach w
Królestwie były pożary, w skutku których spaliły się: We wsi
Ostrówek pow. Wieluńskim, młyn drewniany, na rub. 180
ubezpieczony.
Gazeta Rządowa Królestwa Polskiego
1857 nr 102
(N. D. 1704) Sąd Policyi Poprawczej
Wydziału Piotrkowskiego.
Wzywa wszelkie Władze tak cywilne jako
też i wojskowe, nad porządkiem i bezpieczeństwem w kraju
czuwające, aby Jakóba Majewskiego, katolika, lat 33 mającego,
wzrostu dobrego, twarzy ściągłej, oczu piwnych, włosów blond,
nosa i ust miernych, znaków szczególnych żadnych niemającego, o
oszustwo obwinionego, dawniej we wsi Ostrówku tejże gminie Ogu
Wieluńskim zamieszkałego, obecnie przed wymiarem sprawiedliwości
ukrywającego się, ściśle śledziły, a w razie ujęcia Sądowi
tutejszemu lub najbliższemu pod strażą dostawić zechciały.
Piotrków d. 21 Marca (2 Kwiet.) 1857
r.
Sędzia Prezydujący,
Assessor Kollegialny, Chmieleński.
Dziennik Powszechny 1862 nr 12
(N D. 330) Rejent Kancelarji
Ziemiańskiej Gubernii Warszawskiej w Kaliszu. Po śmierci:
3. Józefa Goy co do współwłasności
prawa wieczystej dzierżawy młyna Molnik w dziale III pod Nr. 7 w
księdze wieczystej dóbr Ostrówek A. B. z Okręgu Wieluńskiego
sposobem zastrzeżenia dla aktu zapisanego;
Otworzyły się spadki, do regulacji
których wyznacza się termin na dzień 7 (19) Lipca 1862 r. o
godzinie 10 z rana w Kancelarji hypotecznej w Kaliszu. Kalisz d. 23
Grudnia (4 Stycznia) 1861/62 r. Jan Niwiński.
Dziennik Warszawski 1873 nr 14
WIADOMOŚCI KRAJOWE.
W ostatnich czasach zostały otwarte
szkoły elementarne w dyrekcjach:
b) kaliszskiej: katolickie: we wsi
Ostrówku, w powiecie wieluńskim, z przeznaczeniem na jej
utrzymanie, oprócz domu i 3 morgów 140 prętów gruntu, po 160 rub.
79 kop., i we wsi Krzyworzece, w tymże powiecie, z przeznaczeniem na
jej utrzymanie, oprócz 5 morgów 73 prętów gruntu, po 150 rub.;
Kurjer Warszawski 1873 nr 25
W ostatnich czasach zostały otwarte
szkoły elementarne w dyrekcjach: (…) b) kaliszskiej: katolickie:
we wsi Rychnowie, w powiecie kaliszskim, z przeznaczeniem na jej
utrzymanie po 188 rub. 70 k.; we wsi Ostrówku, w powiecie
wieluńskim, z przeznaczeniem na jej utrzymanie, oprócz domu i 3
morgów 140 prętów gruntu, po 160 rub. 79 kop., i we wsi
Krzyworzece, w tymże powiecie, z przeznaczeniem na jej utrzymanie,
oprócz 5 morgów 73 prętów gruntu, po 150 rub.
Kaliszanin 1873 nr 73
Rozporządzenia Władz miejscowych.
(...) proboszcz parafii Rudlice w pow. Wieluńskim Konstanty Puchalski, nauczycielem religji w Ostrówku tymże powiecie; (...).
Dziennik Warszawski 1875 nr 169
N. D. 5360. Pisarz Trybunału Cywilnego
w Kaliszu.
Wiadomo czyni, iż na żądanie Mośka
Czernik, kupca i właściciela nieruchomości w osadzie Lututów,
okręgu Wieluńskim zamieszkałego, a zamieszkanie prawne u Seweryna
Tymienieckiego Patrona Trybunału Cywilnego w Kaliszu, w temże
mieście zamieszkałego, obrane mającego, w poszukiwaniu sumy rs.
10,650 procentem od dnia 9 (21) Maja 1871 r. na dobrach Rudlice
zahipotekowanej, od Wirginji Sadowskiej właścicielki dóbr Rudlice,
głównej dłużniczki, oraz od nabywców kolonji Janów Dąbroszyny
poniżej wymienionych, protokół Romualda Pinowskiego Komornika z
dnia 15 (27), 16 (28), 18 (30) Kwietnia, 19 (1), 20 (2) Maja 1874
roku oraz na żądanie Karola Wehr właściciela dóbr Stypuły, w
tychże dobrach okręgu Szadkowskim zamieszkałego, a zamieszkanie
prawne do tego interesu i całego postępowania subhastacyjnego dóbr
Rudlice ze wszystkiemi przyległościami u Antoniego Zgleczewskiego
Patrona Trybunału Cywilnego w Kaliszu obrane mającego, w
poszukiwaniu dwóch sum rubli sr. 1300 i rubli sr. 1063 kop. 72 1/2 z
procentem zaległym, na dobrach Rudlice z przyległościami
ubezpieczonej, oraz kosztów procesu rs. 20, wyrokiem zasądzonym i
kosztów egzekucyjnych od Wirginji Sadowskiej Antoniego Sadowskiego
żony, w asystencji tegoż czynić winnej, i od nabywców części
dóbr Rudlice nomenklatur wyżej wymienionych oraz Mośka Czernik,
nabywcy młyna Jackowskie i Ignacego Kowalskiego, nabywcy młyna
Kuźnica, a w reszcie od Karola Brükner, Mojżesza Sziffer i Zeliga
Gołąb nabywców części Rudlice lit. A. Milejów zwanej,
protokółem Franciszku Roweckiego Komornika z dnia 18 (30) Kwietnia,
19 (1), 20 Kwietnia (2 Maja) 1874 r. zajęte i zaaresztowane zostały,
protokółem Romualda Pinowskiego dobra Rudlice z opuszczeniem młynów
Jackowskie i Kuźnica z należnymi do nich gruntami oraz części
dóbr Rudlice A. Milejów zwanej, zaś protokółem Roweckiego
Komornika całe dobra Rudlice z przyległościami, bez żadnego
wyłączenia, a więc i części powyższym protokółem opuszczone,
zajęte zostały, które to zajęcie po dopełnieniu ich
zarejestrowań, na skutek art. 720 i 721 K. P. S. połączone zostają
i Seweryn Tymieniecki Patron w Kaliszu zamieszkały, subhastację
całych dóbr popiera i prawne kroki czyni, na podstawie zatem
powyższych zajęć wystawiają się na sprzedaż w drodze
przymuszonego wywłaszczenia ze wszystkiemi przyległościami i
inwentarzami, z wyjątkiem gruntów uwłaszczonych włościan,
Dobra Ziemskie Rudlice,
składające się z wsi Woli
Rudlickiej, Ostrówka, Kuźnicy, do których należą folwarki
Jeżowkie i Dąbroszyny, z których obecnie utworzone zostały
kolonje Janów i Dąbroszyny, należą także młyn z osadą
Jackowski i Dąbrówka, dobra zatem te obecnie składają się z
folwarku dominialnego Rudlice czyli Ostrówek, do folwarku tego
należą trzy karczmy w Ostrówku wsi Rudlice i Woli Rudlickiej, w
których propinację w biórze powiatu w Wieluniu za rubli sr. 460
kopiejek 10 rocznie wydzierżawił Franciszek Gertner w Ostrówku
mieszkający na lat trzy, z młyna wodnego Kuźnia, do którego
należy przestrzeń gruntu Bzdzionek zwana z młyna Jackowskie,
części Rudlica lit. A. tudzież kolonji Janów i Dąbroszyny. Całe
dobra graniczą na wschód z dobrami Skrzynno, na południe z dobrami
Bolkowem, na zachód z dobrami Złoczew i Dymki, a na północ z
dobrami Brzoski, Stolcem i Wielgiem. Położone są w okręgu i
powiecie Wieluńskim gubernji Kaliskiej, należą do parafji Rudlice
a gminy Skrzynno. Odległe od miasta Wielunia mil 2, Sieradza mil 4,
Kalisza mil 8, od osad Złoczewa mila 1, Lututowa wiorst 10.
Folwark Rudlice czyli Ostrówek z wsią
Rudlice i Wolą Rudlicką należy do własności Wirginji Sadowskiej,
w dobrach Giżyce okręgu Kaliskim zamieszkałej i zamieszkanie
prawne obrane mającej, a zostają w posiadaniu jej syna Mieczysława
Sadowskiego.
W folwarku tym dwór parterowy, z
pawilonem jedno piętrowym, na podmurowaniu z kamieni i cegły
palonej, z bali w słupy zbudowany, gontami pokryty o 4 kominach, z
dobudowaniem w tyle, którego ściana tylna z cegły palonej. Pawilon
o piętrze zajmuje Mieczysław Sadowski, resztę zaś dworu Juljan i
Józefa z Murzynowskich małżonkowie Falkowsсу, którzy na
warunkach aktu dnia 17 (29) Czerwca 1869 r. przed Grabowskim Rejentem
w Kaliszu wypożyczywszy Sadowskiej rsr. 4500 mają dane mieszkanie i
ogród. Dwór ten otacza ogród owocowy i warzywny, dwie kuchnie
dworska i czeladnia z drzewa, stodoła o dwóch klepiskach i spichrz
pod jednym dachem z drzewa, a w części w strychulec zbudowana,
szopa z drzewa, przy tej dobudowany chlew dla trzody chlewnej, z
drugiej strony szopy jest chlewik i sklep w ziemi z drzewa i ziemią
pokryty. Budynek murowany, dawna oranżerja z kominem, przed frontem
jego są krzewy winogron i cały jest ogrodzony płotem w słupy z
desek w kształcie sztachet, studnia balami ocembrowana, dom dla
ludzi dworskich, druga studnia balami cembrowana, piwnice w ziemi z
cegły palonej, które otacza kanał balami ocembrowany, po którym
do piwnic prowadzą dwa mostki, kanał ten łączy się ze stawami w
ogrodzie w ilości trzech, z których jeden zarybiony, dom dla
rządcy, wozownia, dwie stodoły, owczarnia, kuźnia, gorzelnia z
drzewa z piwnicami murowanemi stoi bezczynnie, wolarnia, dwa domy,
dwa sześcioraki i jeden czworak dla ludzi dworskich.
W Ostrówku jest dom karczemny z
zajazdem, stodoła, studnia i dom dawna kuźnia. We wsi Rudlice jest
dom karczemny i chlew przy nim w Woli Rudlickiej dom karczemny przy
trakcie do Sieradza. Przy kolonji Dąbroszyny jest osada leśna którą
składają dom, obórka, stodoła i chlewy.
Podług rejestru pomiarowego Antoniego
Grabowskiego jeometry, grunta folwarku Rudlice wynoszą mórg 2125
prętów 96. Z folwarku tego 5 włók gruntu należeć mają do
Józefy Cieleckiej, Pelagiusza Cieleckiego żony we wsi Świątkowicach
zamieszkałej i zamieszkanie prawne mającej, położone są za
gruntami Proboszczowskiemi, ciągną się do kolonji Ostrówek,
poczynają się od stodół włościańskich w Rudlicach, aż do boru
i w tymże boru. Gruntu tego Cielecka dotąd w posiadanie nie objęła.
II. Część Rudlic lit A. Milejów
zwana, przestrzeń ich włók 17 mórg 9 prętów 153, oddzielnie
założoną księgę hipoteczną mające ale hipotecznie dotąd nie
odłączone, należą do własności Karola Brükner, Mojżesza
Sziffer i Zeliga Gołąb, w tychże dobrach zamieszkanie prawne
mających w mieście Turku zamieszkałych, graniczy z jednej strony
duktem lasu Dymkowskiego z drugiej lasem Złoczewskim, z trzeciej
gruntami włościańskiemi Woli Rudlickiej, z czwartej lasem Bolkowa.
Zabudowania: trzy domy po 1 kominie mające, wozownia, stodoła,
kloaka, stajnia i obora z drzewa. Z przestrzeni tej za prywatnymi
kontraktami nabyli: Andrzej Pierogowski* mórg 45*, Franciszek Frejch
mórg 5, Bartłomiej Jarczyński mórg 15, Wawrzyniec Trąbczyński
mórg 30 i Gotlib Sztange mórg 20, na tych przestrzeniach mają
domy, studnie i stodółki i tamże mieszkają.
III. Młyn Kuźnica wraz z 203 morgami
gruntu i 144 prętów, dom o jednym kominie, młyn wodny pod jednym
dachem, młyn ten o dwóch kołach wodnych, do melenia zboża z
porządkami i jagielnikiem, most z drzewa, stodoła, obora, wozownia,
chlewy, należy do własności Ignacego Kowalskiego tamże
zamieszkałego i w jego posiadaniu zostaje.
IV. Młyn Jackowskie własność Mośka
Czernik w osadzie Lututów zamieszkałego, gruntu mórg 140 prętów
235, młyn o dwóch kołach ze wszystkimi porządkami, dom, stajnia,
obora oraz stodoła i studnia. Całą tę osadę dzierżawi Antoni
Wolny do 23 Kwietnia 1879 r. za rs. 300 rocznie i osada ta w jego
posiadaniu zostaje.
V. Z kolonji Janów i Dąbroszyny
należy do Antoniego Albin mórg 15. Wawrzyńca Kulik mórg 2. Jana
Zięba mórg 15. Kazimierza Wasilowskiego mórg 15. Marcina Szewczyk
mórg 30 z tych mórg 20 nabył Stanisław Krzyżański, a mórg 10
Franciszek Pawlak. Antoniego Jeziorny mórg 15. Wawrzeńca Wituła
mórg 15 od którego nabyli Andrzej Śliwka i Karol Kuglik. Mateusza
Nikiel mórg 15. Jana Wojtaszewskiego mórg 15. obecnie Jana Zagozdy.
Karola Jahn mórg 15. Kazimierza Łapińskiego mórg 15. Franciszka
Wojciechowskiego i Wawrzyńca Pasterczaka po 3 morgi 225 prętów.
Jadwigi Suchorzyny mórg 7 pr. 150. Andrzeja Grodzickiego mórg 15.
Józefa Król mórg 15. od pięciu ostatnich i Andrzeja Grodzickiego
grunta nabył Wilchelm Morytz. Józefy Kwiatuszyńskiej a właściwie
teraz Anny Kwiatuszyńskiej Bogumiła Kwiatuszyńskiego żony mórg
15. Józefa Tiec mórg 15 prętów 150. Simona Kola mórg 17. Łukasza
Gruchot mórg 17 prętów 150. Wicentego Gruchot mórg 5, które
obecnie nabył Wincenty Gothard. Wawrzyńca Łochno mórg 7 prętów
150, od tego nabył Michał Figlas mórg 3. Kazimierza Kapica mórg
32 prętów 150. Kaspra Nowak mórg 7 prętów 150 obecnie je posiada
August Sztajer. Jana Bocheńskiego mórg 20, Karola В..ensz*, a
właściwie Ferdynanda Sielskiego mórg 10. Karola Nowak mórg 45.
Samuela Keln* mórg 15. Szymona Turalskiego mórg 30, z tego nabył
Michał Szmidt mórg 4 pr. 150, a obecnie przeszło na Franciszka
Macłowskiego. Wilchelma Bocheńskiego mórg 45, z tego należy do
Ferdynanda Bocheńskiego mórg 15. Piotra Gonderskiego, właściwie
teraz Ferdynanda Somerfeld mórg 15. Wincentego Gorthardt mórg 15.
Wawrzyńca Sobczak mórg 7 pr. 150. Wincentego Grodzickiego mórg 3
pr. 225. Józefa Mituty mórg 22 pr. 150. Tomasza Mituty mórg 7 pr.
150, a właściwie do Juljusza Sztejnborn nabywcy od Mitutow Gotlieba
Sachej mórg 15. Michała Utych mórg 7 pr. 150. Marcina Recław mórg
15. Marcina Frejlich, a raczej jego nabywcy Marcina Grenda i Marcina
Dudzińskiego mórg 15. Godfrida Stroze* mórg 15. Szczepana
Kędzierskiego mórg 15, na którym wystawiony wiatrak i zabudowania.
Antoniego Obiegło mórg 7 pr. 150. Antoniego Obalskiego, Wojciecha
Cieślak czyli nabywcy ostatniego Leopolda Boblewskiego, Franciszki
Pacek, Ignacego Niepiekło po mórg 7 pr. 150. Dominika Skrzypek i
Pawła Ojda* po mórg 6 pr. 150. Jana Klem mórg 51 pr. 102. Piotra
Dreszer* mórg 10. Ludwika Falkenbelg czyli jego nabywcy Michała Mac
v. Walczak mórg 22 pr. 150. Gotliba Ludwik i Tomasza Parzonki po
mórg 7 pr. 150. Jana Trypki mórg 5 pr. 150, Marjanny Lenard od
której nabył Gotlib Matschke mórg 8. Augusta Podgórskiego mórg
17, z których Ambroży Ciesielski nabył mórg 4. Karola Vegiel mórg
22 pr. 150. Bartłomieja Kurzawskiego czyli jego nabywcy Jana
Musiałowicz mórg 7 pr. 150. Filipa Matusiak mórg 4. Kazimierza
Kapica mórg 48, z których odkupił Nepomucen Zajączkowski mórg 3.
Józefa Tiec i Antoniego Albin po mórg 3. Franciszka Tiec mórg 4
pr. 150. Walentego Gruchot, a dziś jego nabywców Gotfryda i Doroty
z Giertow mał. Frantz. Wawrzyńca Sobczak mórg 3 pr. 150. Piotra
Gondarskiego mórg 2 pr. 163. Bogusława Spałek mórg 22 pr. 150.
Adama Długosz Cieśli mórg 7 pr. 150. Jakóba Osmala i Bogumiła
Nikiel po mórg 30. Jana Rzeźniczak mórg 22 pr. 150. Marjanny Czyż
wdowy mórg 15. Szymona Tomaszewskiego mórg 2 na kolonjach tych
znajdują się zabudowania gospodarskie mieszkalne szczegółowo w
aktach zajęcia opisane, a wymienieni właściciele w tychże
kolonjach zamieszkali i zamieszkanie prawne mający.
Podług rejestru pomiarowego jeometry
Grabowskiego, rozległość kolonji Janów i Dąbroszyny wynosić
winna mórg 1016 pr. 227, a że posiadają mórg 1067 pr. 40, zatem
przewyżka mórg 50 pr. 113 zapewne od folwarku Rudlice odjęta.
Kontrowers 710* mórg 281 pr. lasu odstąpiony sąsiednim dobrom
Stolec. Cała rozległość zajętych dóbr wynosi włók 113 mórg
16 pr. 250, czyli dziesiatyn 2010. Grunta przeważnie żytnie, należą
do klasy II, III, IV i V. Podatków z całych dóbr opłaca się
rocznie rs. 898 k. 61, a zaległości wynoszą rs. 3192 k. 8.
Obszerniejszy opis zajętych dóbr
znajduje się w protokółach zajęcia u Tymienieckiego Patrona i w
biórze Pisarza Trybunału w Kaliszu, gdzie również zbiór
objaśnień i warunków przedaży przejrzany być może.
Akt zajęcia przez Pinowskiego
Komornika sporządzony, doręczony Pisarzowi Sądu Pokoju w Wieluniu
Walerjanowi Kossowskiemu Wójtowi gminy Skrzynno Wawrzyńcowi Tyc oba
do rąk własnych, dnia 22 Kwietnia (4 Maja) 1874 r.
Wniesiony do księgi wieczystej dóbr
Rudlice dnia 25 Kwietnia (7 Maja) 1874 r., a do księgi zaaresztowań
w biórze Pisarza Trybunału w Kaliszu dnia 8 (20) Maja t. r.
Zaś akt zajęcia przez Roweckiego
Komornika sporządzony, doręczony Pisarzowi Sądu Pokoju w Wieluniu
Walerjanowi Kossowskiemu i Wójtowi gminy Skrzynno Wawrzyńcowi Tyc,
obu do rąk własnych dnia 3 (15) Maja 1874 r., wniesiony do ksiąg
wieczystych dóbr Rudlice i Rudlice część A w d. 8 (20) Maja 1874
roku, a wpisany do księgi zaaresztowań w biórze Pisarza Trybunału
w Kaliszu dnia 9 (21) Maja t. r.
Pierwsze ogłoszenie warunków i zbioru
objaśnień tej sprzedaży odbędzie się na audjencji Trybunału
Cywilnego w Kaliszu d. 25 Czerwca (7 Lipca) 1874 r. o godzinie 10 z
rana.
Kalisz d. 10 (22) Maja 1874 r.
Po odbyciu trzech publikacji zbioru
objaśnień i warunków sprzedaży oraz temczasowego w d. 20 Sierpnia
(1 Września) 1874 r. przysądzenia dobra te temczasowo Sewerynowi
Tymienieckiemu za rs. 33,000 przysądzone zostały. Termin do
stanowczej sprzedaży na dzień 2 (14) Października 1874 r. został
oznaczony, lecz ten z powodu sporów o taksę nie odbył się,
obecnie wskutek wyroków Trybunału z dnia 19 Września (1
Października) 1874 r. i Rządzącego Senatu z dnia 18 (30) Kwietnia
1875 r. i po przejściu sumy rs. 10,650, na Czesława Węgierskiego
obywatela w mieście Kaliszu zamieszkałego, zamieszkanie prawne u
Tymienieckiego Patrona obrane mającego, taksa staraniem
popierających przez Alexandra Umińskiego Jeometrę, Kazimierza
Dymeskiego technika, Ludwika Łapacińskiego obywatela poczynając od
dnia 7 (19) Lipca do 18 (30) Lipca 1875 r. na rs. 98,840 kop. 95
sporządzoną została, poczem wyrokiem Trybunału z dnia 5 (17)
Sierpnia 1875 r. termin do stanowczej sprzedaży na dzień 9 (21)
Września 1875 r. godzinę 10 z rana został oznaczony. Licytacja
rozpocznie się od sumy rs. 65,893 kop. 97 jako 2/30 części
szacunku taksą biegłych wynalezionego. Vadium rs. 5,000.
Kalisz dnia 5 (17) Sierpnia 1875 r.
Skoczyński.
* nieczytelne
Kurjer Warszawski 1879 nr 177
— Podług wieści, projektowana kolej kalisko-łódzka będzie miała następujące stacje: Łódź, Pabianice, Łask, Zduńska-wola, Sieradz, Błaszki, Opatówek, Szczypiorno (komora celna), prócz tego od Sieradza iść ma linja na Starce, Ostrówek i Wieruszów. Po zbudowaniu kolei kaliskiej projektowana jest droga żelazna z Łodzi do Ozorkowa i Łęczycy przez Konin. W Kaliszu zawiązuje się już komitet złożony z obywateli i kupców, dla przedwstępnych spraw kolejowych i ulokowania akcyj.
Kaliszanin 1887 nr. 27
= Zabójstwa. We wsi
Ostrówku, powiecie wieluńskim, włościanie
Aleksander i Józef Piaseccy, pobili tak silnie stróża lasów
węglewickich Józefa Grzelę, iż ten wkrótce zmarł.
Gazeta Kaliska 1896 nr. 49
Dobra, sprzedane w drodze licytacji przez tutejszą Dyrekcję
Szczegółową w maju 1896 r.:
3. Ostrówek AB, p-tu wieluńs., przestrzeni około włók 18.
Nabywczyni pani Kazimiera Rymarkiewicz za rs. 15695.
Kurjer Warszawski 1896 nr 178
Sprzedaż dóbr. Za raty zaległe Towarzystwu kredytowemu ziemskiemu w okręgu dyrekcji kaliskiej w maju r. b. sprzedane zostały majątki:
Ostrówek A B, w pow. wieluńskim, 18 włók, nabyła pani Kazimiera Rymarkiewiczowa za 15,695 rs.
Gazeta Świąteczna 1905 nr 1302
Ciemnota. Z Ostrówka, w Wieluńskiem,
na południu guberńji kaliskiej. Sumienie nakazuje mi oznajmić, jak
u nas się dzieje. Oto prawda, że ogłoszony został manifest
konstytucyjny o wolności sumienia, słowa i osobistej, ale Boże
broń, żeby człowiek miał co powiedzieć o przeszłości kraju
naszego, bo zaraz strażnicy biorą do kozy. Śledzą ciągle, żeby
pochwycić kogo mówiącego o Polsce, lub śpiewającego jaką pieśń
polską narodową. Posłyszawszy zatrzymują, piszą protokół i do
kozy sadzają. W dniu 19-ym listopada ksiądz proboszcz czytał nam w
kościele manifest, ale cóż z tego, kiedy niewolno nawet na drodze
stanąć i pomówić o niewinnych rzeczaćh. Szczególniej gorliwą w
szpiegowaniu jest pewna kobieta. Ma ona duszę zaprzedaną szatanowi.
Gdyby była prawdziwą Polką i katoliczką, nie zaparłaby się
Ojczyzny swojej. A ona ludziom opowiada, że „Polski niema i nie
było, tylko Prywiślański kraj", że Litwy niema, że
najlepsza religja jest tylko prawosławna, a katolicka nic niewarta.
aż przyszła do jednego domu i mówi:— Ludzie głupcy, że nie
biorą rozprzedawanych gruntów na wypłatę. Cesarz naumyślnie
banki otworzył dla ludzi ubogich, „żeby to parszywe plemię, tę
szlachtę wymarnować". — Może nawet nie należy takich słów
pisać, ale co mi się ciśnie do serca, to i wypowiem, bo to nie
jest kłamstwo, a przed kimże się użalę? chyba przed Bogiem i
przed wami, mili spółczytelnicy. Mieliśmy zaśpiewać „Boże,
coś Polskę" i robiliśmy już starania z organistą, żeby
ludzie umieli, zwłaszcza młodzież, bo starzy u nas są przeważnie
ciemni (chociaż znajdą się i rozumniejsi) Aleśmy zaprzestali
dlatego, że ogłoszony został stan wojenny, i zapowiedziano, że
nas za owe pieśni zabiorą do więzienia. Mówią, że to są pieśni
rewolucyjno-socjalistyczne, więc upraszam o wyjaśnienie w Gazecie
*). I o tem muszę jeszcze wspomnieć, że teraz straszne ciągną
opłaty od gruntów i dobytku. I muszę się poskarżyć na ciemnotę
naszego ludu. Powiedz komu:—Gdybyśmy mieli w kraju samorząd i
sejm w Warszawie, to byłyby lepsze porządki, — to odpowiada jeden
i drugi: — Ha! jakby był taki rząd, to byśmy musieli robić
pańszczyznę i biliby nas batami. — Ach, cóż to za ciemnota, że
są jeszcze ludzie, co takim głupim i podłym łgarstwom wierzą i
powtarzają je drugim! O Boże, ojców naszych Panie! dajże temu
ludowi oświatę, natchnij tych ciemnych i błądzących Duchem
Świętym, nie daj zaginąć naszej kochanej Ojczyźnie, Polsce!
Czytelnik. *) Pieśń „Boże coś Polskę" i inne pieśni
narodowe, śpiewane nieraz po kościołach, nie są ani rewolucyjne,
ani socjalistyczne. W pieśni „Boże coś Polskę" są nawet
słowa: „Boże najświętszy! przez Twe wielkie cudy oddalaj od nas
klęski, mordy boju, połącz wolności węzłem Twoje ludy pod
jednem berłem anioła pokoju." Układający tę pieśń przed
90-ciu laty Aloizy Feliński, pisząc te słowa miał na myśli
panowanie ówczesnego króla polskiego, cesarza Rossji Aleksandra
Pierwszego.
Zaranie 1910 nr 33
Listy do „Zarania". Z Ostrówka,
w pow. wieluńskim, gub. kaliskiej. W niedzielę, 7-go sierpnia,
odbyły się u nas wybory w Kółku rolniczem, które u nas zostało
założone w roku 1906-ym w obecności wybranego na przewodniczącego
zebrania, A. Koźmińskiego i członków, których się zaledwie
zebrało 24, a jest zapisanych 50. Reszta, zamiast na zebranie,
wolała iść do tajnych karczem pić i w karty grać. Nasza
arystokracja wcale się nie pokazała na onem Kółku, bo u nich,
choć kieszeń pełna, ale dusza marna. Więc przez grono zebranych
dokonano nowych wyborów do zarządu Kółka, bo czas dawnego zarządu
wyszedł, więc zostali wybrani: na prezesa gospodarz Michał
Kubacki, na wice prezesa Szczepan Teodorczyk; skarbnikiem obwołano
miejscowego księdza, Wacława Chrzanowskiego. Ksiądz ten jest dla
parafjan dobrym pasterzem, tylko w ostatnim czasie z namowy swoich
kolegów „gorliwym" został prześladowcą „Zarania".
Do Komisji rewizyjnej zostali wybrani gospodarze: Antoni Koźmiński,
Andrzej Tyc, Jan Ulas i Michał Mysiorek. Również odbył się
odczyt i pogadanki rolniczo-naukowe; ksiądz W. Chrzanowski mówił o
uprawie żyta, A. Koźmiński wypowiedział w jaki sposób wykonywać
orkę pod żyto i jakie ziarno siać, żeby wybierać jak najlepsze,
najgrubsze ziarno, na nasze grunta okazało się najodpowiedniejsze
żyto „Petkuskie". P. Koźmiński opowiedział, jak to się
nasi bracia Czesi gospodarzą i jak sobie sami pomagają w spólnej
pracy; tam u nich—mówił—niema panów ani bogaczy co się
biedniejszego wstydzą, tylko jest lud-naród, który wspólnie
pracuje, a u nas przeciwnie: choć kieszeń pełna ale dusza marna.
Żniwa rozpoczęły się u nas 2-go lipca, sprzęt był z początku
trochę niedobry, bo deszcze przeszkadzały, ale później pogoda
służyła. Żyta są ładne, tylko trochę przysuszyło na
szczerkach; owsy, jęczmiona i inne zboża piękne; kartofle
zapowiadają obfity plon, zwłaszcza „Arlerosy" i „Gawronki".
Potrawy siana i koniczyny są lepsze, niż pierwsza trawa. Mamy w
Ostrówku szkołę i urząd gminny, ale w gminie pan pisarz tak
rządzi, jak szara gęś; wójta mamy malowanego, a szkoła bardzo
marnie idzie, a to z braku odpowiednich nauczycieli. W gminie mamy
trzy szkoły, a teraz 27-go lipca uchwalono budować czwartą szkołę
we wsi Wielgie. Członek Kółka W. K.
Gazeta Świąteczna 1910 1542
Listy do Gazety Świątecznej. Z
Ostrówka pod Wieluniem, w guberńji kaliskiej. W niedzielę 7
sierpnia odbyło się zgromadzenie naszego kółka rolniczego,
założonego w r. 1906-tym, o czem w swoim czasie było w Gazecie
Świątecznej. Przybyło 24-ech członków, a jest ich w kółku
zgórą 50-ciu, ale znać zaspali, lub też wcale nie odczuwają
potrzeby spólnej pracy. Na przewodniczącego zgromadzenia powołano
A. Koźmińskiego. Przedewszystkiem dokonano nowych wyborów zarządu,
bo czas działania dawnego zarządu upłynął. Zostali wybrani: na
przewodniczącego M. Kubacki, gospodarz z Janowa; na jego zastępcę
S. Teodorczyk z Okalewa; na skarbnika ksiądz proboszcz W.
Chrzanowski; do rady sprawdzającej gospodarze: A. Koźmiński, A.
Tyc, J. Ulas i M. Mysiorek. Potem uchwalono jednomyślnie, żeby w
pierwszą niedzielę każdego miesiąca odbywało się zgromadzenie
kółka, abyśmy mogli wzajemnie się pouczać. Trzeba tylko, żeby
członkowie zgromadzali się sumienniej niż dotychczas, żeby po
nabożeństwie szli na naradę, a nie umykali mówiąc: „A co mi
tam da to kółko!” Po tej jednomyślnej uchwale ksiądz proboszcz
wypowiedział pogadankę o uprawie ziemi pod żyto. Radził w ten
sposób: Na wiosnę pod łubin dać żużle Tomasa i kainit. —
Łubin przytłoczyć wałkiem i zaorać; niech ziemia odleży się
przynajmniej 5 do 6 tygodni, i dopiero siać. — Żyto można siać
choćby przez kilkanaście lat po sobie, tylko trzeba dać
odpowiednią ilość nawozów. — W rosnące żyto na wiosnę siać
ptaszyniec (seradelę). Gdy odrośnie, przyorać, zasilić rolę
stucznemi nawozami, i siać. Żyto do siewu zmieniać co 3 lata;
najodpowiedniejsze na nasze ziemie szczerkowe jest Petkuskie. Siać
tylko ziarnem dorodnem. Na kartofliskach nie opłaci się siać,
chyba tylko po wczesnych kartoflach. Na lekkich, piasczystych
ziemiach kartofliska nigdy nie orać, tylko po wykopaniu kartofli
zwałować i posiać sztucznym nawozem, aby zaś woda nie stała,
porobić przegony. Zagonową uprawę powinniśmy zarzucić; niejeden
błędnie myśli, że zagonami ziemię osuszy, a to nieprawda, bo gdy
woda jest w bróździe, to będzie i w zagonie; na środku zagona
jest jakie-takie zboże, a nad brózdą niema nic. — Uchwalono
nawozy sztuczne sprowadzać ze składu rolniczego w Wieluniu, ale nie
brać na rachunek, tylko za pieniądze; dotychczas braliśmy na
rachunek, ale jak przyszedł czas płacić, to aż o sąd się
oparło; tak oto za 2 —3 członków niesumiennych muszą wszyscy
cierpieć. Kilku gospodarzy uradziło sprowadzić sobie brony
sprężynowe. Mamy też w kółku młocarnię i wialnię, ale już
były po 3 razy u majstra, bo je sami członkowie przez nieuwagę
popsuli. — Okolica nasza to jakby kąt zabity deskami; wielka tu
jeszcze ciemnota. Zamiast pójść na spólną naradę czy to na
wiecu gminnym, czy w kółku, wielu gospodarzy woli wylegiwać się w
cieniu, albo zabawiać się w karczmie. Gospodynie też, zamiast
posyłać córki do szkoły, pozwalają im chodzić „na saksy”.
Ale, Bogu dzięki, pomału i do nas zaczyna zaglądać promień
oświaty. Już w tym roku było od nas na nauce gospodarstwa dwóch
chłopaków i jedna dziewczyna, i z sąsiedniej wsi Wydrzyna była
też jedna, a da Bóg, na przyszły rok będzie więcej chętnych do
nauki. Członek kółka W. Koźm.
Gazeta Świąteczna 1910 1555
Z kółka rolniczego w
Rudlicach-Ostrówku. W Ostrówku pod Wieruszowem, w guberńji
kaliskiej, odbyło się w czwartą niedzielę października
zgromadzenie kółka rolniczego. Obradowano na plebańji. Przybyło
tylko 17-tu członków, bo wielu jest takich, którzy zapisali się
wprawdzie do kółka, ale nie rozumieją, jak ważną i potrzebną
jest spólna praca i pomoc wzajemna. Najprzód ksiądz Chrzanowski
odczytał sprawozdanie za rok 1910-ty, i uchwalono przedstawić je
głównemu Zarządowi kółek rolniczym. Potem była pogadanka o
korzyściach ze szczepienia świniom leku ochronnego przeciw
czerwonce i pomorowi. Po wysłuchaniu tej pogadanki uchwalono
sprowadzić weterynarza z Wielunia, aby dokonał tego szczepienia.
Potem ksiądz proboszcz miał pogadankę o jesiennej uprawie ziemi
pod buraki i kartofle. Pod buraki zalecał nawozić rolę na zimę
obornikiem i orać do sześciu cali głęboko, a za pługiem puszczać
pogłębiacz; kto ma dobre radło (obsypnik), może odjąć skrzydła
i tem narzędziem mocno pogłębiać. Na wiosnę spulchnić rolę
tylko sprężynówką (broną sprężynową) i sadzić buraki w
redliny, ale sadzić nie rozsadę, lecz ziarno. Na to dać saletry za
10 złotych na mórg, ale nie rozsypywać wszystkiej odrazu, jeno
rozdzielić na pół — i połowę dać zaraz po wzejściu rośliny,
a drugą w jakie 2 lub 3 tygodnie później. Przedewszystkiem zaś
baczyć, aby ziemia zawsze była pulchna i wypielona z chwastów.
Przez lato powinna być taka rola co najmniej 2 lub 3 razy motykowana
dziabką. Na paszę uprawa buraków zawsze lepiej się opłaca, niż
uprawa kartofli, bo przy dobrej obróbce mórg ziemi może dać do
300 korcy buraków, a ziemniaków da najwyżej do 200 korcy, przytem
ziemniaki czasem się psują, a burak zawsze jest trwały. Dalej były
pogadanki o umiejętnem przechowywaniu obornika i gnojówki, która
jest bogactwem rolnika; następnie o znaczeniu kas
pożyczkowo-oszczędnościowych, które są już w naszej okolicy w
Złoczewie i Siemkowicach. Kasa w Złoczewie dobrze się rozwija, bo
w przeszłym roku miała 37 tysięcy rubli obrotu. Kapitału
zakładowego ma 11 tysięcy rubli. W tym roku działalność Kasy
rozciągnęła się już na trzy gminy: Złoczew, Skrzynno i
Majaczewice. W Siemkowicach kasa również bardzo dobrze się rozwija
i dopomaga drobnym rolnikom. Nadto jest tam kółko rolnicze, sklep
spółkowy i własna kapela. A u nas, niestety, tak trudno coś
założyć. Sz. Teodorczyk, zastępca przewodniczącego w kółku
naszem, zachęcał, żebyśmy zawiązali kółko wzajemnego
zabezpieczenia od upadku bydła; każdy członek płaciłby po 40
groszy kwartalnie od krowy, a po 20 od jałówki i cielęcia; z tego
tworzyłby się zasób pieniężny, a jakby komu z zabezpieczonych
bydlę padło lub zachorowało, toby można go było poratować z
tego zasobu pieniędzy. Czy taka kasa dojdzie u nas do skutku,
zobaczymy na następnem zgromadzeniu, które się wkrótce odbędzie.
O żeby to już nareszcie wszyscy drobni gospodarze zrozumieli własny
pożytek, żebyśmy mogli dorównać naszym braciom w Poznańskiem,
albo innym narodom oświeconym, jak naprzykład Czechom i Duńczykom!
Daj to Boże! Członek kółka W. Kal.
Listy do „Zarania". Z Ostrówka pod Wieluniem ziemi kaliskiej. Serce się napełnia radością, gdy się czyta, że oto lud nasz wiejski już się rusza i łączy w różne stowarzyszenia, a tymbardziej cieszy się człowiek, gdy młodzież nasza uczęszcza do szkół gospodarczych. My w Ostrówku mamy szkołę gminną elementarną, ale teraz chyli się ona do upadku i niema jej kto poratować; bo jeżeli się zbierze uchwała, to nigdy nie może przyjść do zgody; każda wieś chce mieć szkołę u siebie i gminiacy nie mogą się pogodzić. Wieś Ostrówek leży o dwie mile od Wielunia, a o 4-ry od Sieradza, grunta są tu przeważnie piasczyste. Wieś ta stanowi 18 numerów, a 30 domów. Gospodarze ostrowscy dotąd mało się interesowali sp w 1906-m roku ks. Wacława Chrzanowskiego, coraz więcej starają się wprowadzać ulepszenia: uprawę zagonową zarzucili, i tylko na mokrych ziemiach sadzą kartofle w zagony; po zebraniu żyta zaraz ścierniska
podorują i sieją łubin, to też już w tej chwili ścierniska nie bieleją się u nas, tylko zielenią. Jest u nas Kółko rolnicze, ale jakoś idzie kulawo, bo gospodarze mało uczęszczają na pogadanki. Ale nadziei nie tracimy, bo i u nas się polepszy. Już teraz inaczej postępują, bo jeden chłopiec powrócił z Pszczelina i jedna dziewczyna z Kruszynka, a także wybierają się na Kursa do szkoły rolniczo-mleczarskiej do Liskowa, która podobno ma być na zimę czynna. Z sąsiedniej parafji Biała są w tym roku dwie dziewczyny w szkole dla dziewcząt w Kionczynie pod Kaliszem, a także ze wsi Naramie jedzie jeden na zimę do Sokołówka; także była jedna dziewczyna w Mirosławicach. Kasa pożyczkowo oszczędnościowa, którą założyliśmy staraniem ks. Wacława Chrzanowskiego, w zeszłym roku, już od 1-go stycznia do sierpnia ma przeszło 55 tysięcy rubli obrotu, a pożyczają przeważnie małorolni i są bardzo zadowoleni, bo dawniej, gdy tej Kasy nie było, to niejeden gospodarz musiał iść pożyczać do żyda, a żydzi obdzierali tak, że nieraz musiano płacić 10 do 12-u rubli od sta procentu *); prawda, że we wsi jest gminna Kasa, ale że nie każdy mógł korzystać, bo tym gospodarzom, co mieli grunta tak zwane bankowe i sukcesorów, czyli takim, co do jednego numeru należy kilku, już gminna Kasa pożyczki nie dała. To też tymbardziej powinniśmy się starać zakładać po wsiach Kasy. Czytaliśmy w „Nowej Jutrzence", że ks. Wacław Bliziński w Liskowie założył przeszło 18 różnych instytucji, a nawet na dowód niech posłuży książka, wydana przez p. Moczydłowską, żonę instruktora ziemi Kaliskiej, który do nas przyjechał do Wielunia z odczytem, pod tytułem „Wieś Lisków" **). Instytucje te bardzo się rozwijają i są dźwignią tamtejszych gospodarzy. Da Bóg, że i u nas to powstanie, niech tylko nasi gospodarze przejrzą na oczy, a całą gromadą zaczną się uczyć i dużo czytać, a także gdy się nasi proboszczowie więcej będą zajmować krajem ojczystym i ludzką dolą... Coraz więcej się i czytelnictwo u nas rozwija; już przychodzi przeszło 40 egzemplarzy gazet, jak: „Zaranie", „Drużyna", „Nowa Jutrzenka", „Lud Polski", „Ziemianka", „Gazeta świąteczna", a także przychodzi „Głos Ludu", który wciąż ujada na chłopa polskiego tak, jak ten żyd, co to ssie krew naszą, a w oczy świadczy. Na zakończenie posyłam Wam, kochani Bracia, czytelnicy „Zarania", dwa widoki z naszej parafji: kościół, który stoi sto kilkanaście lat, a cały jest modrzewiowy. W 1907—8 roku został on gruntownie odnowiony, ale, jako drewniany, jest nie trwały... zaczyna się już po trochu zwozić kamienie pod nowy murowany ***). Fotografje te przysłał mi kolega W. Koźmiński. Drugi obrazek przedstawia właśnie rodzinę włościańską Koźmińskich. Tak się u nas ubierają prawie wszyscy ludzie. Gospodarz, p. Koźmiński, jest wzorowym gospodarzem a człowiekiem trzeźwym. Jest też kasjerem Kasy pożyczkowo-oszczędnościowej. Tyle Wam, kochani czytelnicy, napisałem, a teraz się zwracam do Was koledzy Pszczeliniacy, Sokołowiacy, Kruszynianki, Mirosławianki, Gołotczyźnianki, Krasieninianki, ażebyśmy się więcej brali do nauki i dawali o sobie znać ogółowi. Każdy Pszczeliniak, Sokołowiak i t. p. powinien być tym początkiem dnia — lepszej doli, to jest prawdziwym... zaraniarzem. Śmiało druhowie przez ciernie i głogi do ideału, a historja dopiero nasze czyny osądzi. Niech tchórze i marni poplecznicy wstecznictwa karleją, a my naprzód—do słońca!.. Pszczeliniak Tadeusz Polak zpod Wielunia.
Zaranie 1911 nr 50
(...) 2. Z Rudlic w Wieluńskiem. Parafja
nasza składa się z 18-u wiosek mniejszych i większych, a tylko są
trzy szkoły: w Ostrówku, Skrzynnie i Janowie, do których uczęszcza
zaledwie 260 dzieci, i to z przerwami, a mogłoby chodzić 1,300, bo
tyle ich jest, a tylko marnują czas, latem za bydłem, a zimą bąki
zbijają po lodzie; mogłoby być 5 szkół, tylko że jakoś
gospodarze nie mogą się zdobyć na uchwałę odpowiednią. W
Ostrówku jest urząd gminny i kasa po życzkowo-oszczędnościowa,
która daje pożyczki na 6 procent; w kasie owej jest koło 13
tysięcy rubli „karnych" pieniędzy, któreby też mogły być
użyte na cele ogólne, byleby tego chcieli gospodarze. Kościół
był u nas drewniany, modrzewiowy, budowany w 1807-ym roku, dziś do
gruntu odnowiony, obecny kościół stoi w Ostrówku. Cmentarz stary
jest zadrzewiony, drzewka sadził sokołowiak W. K. Parafja nasza
podobno została założona przy końcu 14-go wieku. Ludności jest
5,300. Jest w parafji Kółko rolnicze, które pośredniczy w
sprowadzaniu narzędzi rolniczych, nawozów sztucznych, również są
pogadanki, tylko że członkowie mało na nie uczęszczają.
Czytelnictwo się tu pomału rozwija, bo już przychodzi 5
egzemplarzy „Zarania", 2 „Zorzy", 2 „Przewodnika
Kółek", 1 egz. „Ziemianki", 19 „Gazety Świątecznej",
3 „Kurjera Polskiego" i 1 „Gońca". Przed Nowym Rokiem
przychodziło 20 egz. „Posiewu" i jeden „Polak-Katolik",
ale teraz niema ani jednego, bo się parafjanie przekonali, że z
niego nie było pożytku, a przedewszystkiem o „Gawędach
Matusowych" to mówili czytelnicy, że są ni w pięć ni w
dziewięć, to też da Pan Bóg, że zamiast tego warcholskiego
świstka będzie „Zaranie" i „Zorza", bo ludzie
poznają, że pismo dawać powinno zdrowe ziarno wiedzy. Było także
z naszej parafji dwuch młodych na kursach w Sokołówku i jedna
dziewczyna w Mirosławicach; jedna się teraz wybiera do Kruszynka. W
parafji naszej, we wsi Okalewie, staraniem zaraniarza Teodorczyka
zakłada się straż ogniowa, a jeden chłopak jedzie do Pszczelina
po to, by po powrocie dopomagał oświacie swych braci. Tak więc,
pomimo trudności, grzebiemy się powoli, aby do lepszej przyszłości
okolicę naszą przysposobić. Parafjanin rudlicki Tadeusz Polak.
Zaranie 1913 nr 33
Listy do „Zarania". Z Ostrówka pod Wieluniem ziemi kaliskiej. Serce się napełnia radością, gdy się czyta, że oto lud nasz wiejski już się rusza i łączy w różne stowarzyszenia, a tymbardziej cieszy się człowiek, gdy młodzież nasza uczęszcza do szkół gospodarczych. My w Ostrówku mamy szkołę gminną elementarną, ale teraz chyli się ona do upadku i niema jej kto poratować; bo jeżeli się zbierze uchwała, to nigdy nie może przyjść do zgody; każda wieś chce mieć szkołę u siebie i gminiacy nie mogą się pogodzić. Wieś Ostrówek leży o dwie mile od Wielunia, a o 4-ry od Sieradza, grunta są tu przeważnie piasczyste. Wieś ta stanowi 18 numerów, a 30 domów. Gospodarze ostrowscy dotąd mało się interesowali sp w 1906-m roku ks. Wacława Chrzanowskiego, coraz więcej starają się wprowadzać ulepszenia: uprawę zagonową zarzucili, i tylko na mokrych ziemiach sadzą kartofle w zagony; po zebraniu żyta zaraz ścierniska
podorują i sieją łubin, to też już w tej chwili ścierniska nie bieleją się u nas, tylko zielenią. Jest u nas Kółko rolnicze, ale jakoś idzie kulawo, bo gospodarze mało uczęszczają na pogadanki. Ale nadziei nie tracimy, bo i u nas się polepszy. Już teraz inaczej postępują, bo jeden chłopiec powrócił z Pszczelina i jedna dziewczyna z Kruszynka, a także wybierają się na Kursa do szkoły rolniczo-mleczarskiej do Liskowa, która podobno ma być na zimę czynna. Z sąsiedniej parafji Biała są w tym roku dwie dziewczyny w szkole dla dziewcząt w Kionczynie pod Kaliszem, a także ze wsi Naramie jedzie jeden na zimę do Sokołówka; także była jedna dziewczyna w Mirosławicach. Kasa pożyczkowo oszczędnościowa, którą założyliśmy staraniem ks. Wacława Chrzanowskiego, w zeszłym roku, już od 1-go stycznia do sierpnia ma przeszło 55 tysięcy rubli obrotu, a pożyczają przeważnie małorolni i są bardzo zadowoleni, bo dawniej, gdy tej Kasy nie było, to niejeden gospodarz musiał iść pożyczać do żyda, a żydzi obdzierali tak, że nieraz musiano płacić 10 do 12-u rubli od sta procentu *); prawda, że we wsi jest gminna Kasa, ale że nie każdy mógł korzystać, bo tym gospodarzom, co mieli grunta tak zwane bankowe i sukcesorów, czyli takim, co do jednego numeru należy kilku, już gminna Kasa pożyczki nie dała. To też tymbardziej powinniśmy się starać zakładać po wsiach Kasy. Czytaliśmy w „Nowej Jutrzence", że ks. Wacław Bliziński w Liskowie założył przeszło 18 różnych instytucji, a nawet na dowód niech posłuży książka, wydana przez p. Moczydłowską, żonę instruktora ziemi Kaliskiej, który do nas przyjechał do Wielunia z odczytem, pod tytułem „Wieś Lisków" **). Instytucje te bardzo się rozwijają i są dźwignią tamtejszych gospodarzy. Da Bóg, że i u nas to powstanie, niech tylko nasi gospodarze przejrzą na oczy, a całą gromadą zaczną się uczyć i dużo czytać, a także gdy się nasi proboszczowie więcej będą zajmować krajem ojczystym i ludzką dolą... Coraz więcej się i czytelnictwo u nas rozwija; już przychodzi przeszło 40 egzemplarzy gazet, jak: „Zaranie", „Drużyna", „Nowa Jutrzenka", „Lud Polski", „Ziemianka", „Gazeta świąteczna", a także przychodzi „Głos Ludu", który wciąż ujada na chłopa polskiego tak, jak ten żyd, co to ssie krew naszą, a w oczy świadczy. Na zakończenie posyłam Wam, kochani Bracia, czytelnicy „Zarania", dwa widoki z naszej parafji: kościół, który stoi sto kilkanaście lat, a cały jest modrzewiowy. W 1907—8 roku został on gruntownie odnowiony, ale, jako drewniany, jest nie trwały... zaczyna się już po trochu zwozić kamienie pod nowy murowany ***). Fotografje te przysłał mi kolega W. Koźmiński. Drugi obrazek przedstawia właśnie rodzinę włościańską Koźmińskich. Tak się u nas ubierają prawie wszyscy ludzie. Gospodarz, p. Koźmiński, jest wzorowym gospodarzem a człowiekiem trzeźwym. Jest też kasjerem Kasy pożyczkowo-oszczędnościowej. Tyle Wam, kochani czytelnicy, napisałem, a teraz się zwracam do Was koledzy Pszczeliniacy, Sokołowiacy, Kruszynianki, Mirosławianki, Gołotczyźnianki, Krasieninianki, ażebyśmy się więcej brali do nauki i dawali o sobie znać ogółowi. Każdy Pszczeliniak, Sokołowiak i t. p. powinien być tym początkiem dnia — lepszej doli, to jest prawdziwym... zaraniarzem. Śmiało druhowie przez ciernie i głogi do ideału, a historja dopiero nasze czyny osądzi. Niech tchórze i marni poplecznicy wstecznictwa karleją, a my naprzód—do słońca!.. Pszczeliniak Tadeusz Polak zpod Wielunia.
*) A jaki procent pobiera od pożyczek
Kasa w Ostrówku? Bo jeżeli, jak tyle innych, pobiera 8 od sta 1
nadto dopisuje różne kary i procent dopisuje z góry it.d., to to
uczyni także 12 na rok, a może i więcej. Obrachujcie no!..
**) o książce tej i o Liskowie
napiszemy osobno. (Przyp. red.)
***) Modrzew jest nadzwyczaj trwały.
Znamy kościoły modrzewiowe, stojące po 500 lat i więcej. Musi tam
być inna przyczyna budowania nowego kościoła... (Przyp. red.)
Zorza 1914 nr 21
Listy czytelników.
Z Ostrówka pod Złoczewem.
Wieś Ostrówek składa się z 30
domów. Mamy kościołek modrzewiowy, postawiony w 1807 roku przez
Jana Nepomucena Nałęcz-Rychłowskiego, ówczesnego hetmana wojsk
polskich ziemi Wieluńskiej. Ludności w parafii jest 5367, ale praca
społeczna dopiero zaczyna się rozwijać. Kółko rolnicze,
istniejące już od 1907 roku, słabo się rozwija, tak jak i w
innych okolicach ziemi Wieluńskiej, a to z winy samych członków, a
także po części z winy zarządu, ale zawsze coś robi. Pośredniczy
w sprowadzaniu nawozów sztucznych, narzędzi rolniczych i t. p.
Członkowie mają już 3 siewniki „Superior” i „Wichterle”,
parę bron sprężynowych, kilkanaście młocarń i inne. Drugą
instytucyą jest kasa pożyczkowo-oszczędnościowa, założona w
zeszłym roku we wrześniu i doskonale się rozwijająca. Ma już
przeszło 95,000 rubli obrotu a ludzie tutejsi są najwięcej
zadowoleni z tego, bo może każdy gospodarz, a nawet i robotnik za
poręczeniem pożyczyć na polepszenia swego gospodarstwa.
O mleczarni spółkowej też już
niektórzy myślą i mamy nadzieję, że w niedługim czasie
powstanie.
Orkiestra też się podoba
gospodarzom, bo we wsi Woli sami sobie pokupowali instrumenta
muzyczne za rb. 200 i uczą się grać pod kierunkiem jednego
gospodarza, który był w wojsku w orkiestrze.
Mamy tu 2 Sokołowiaków, 1
Pszczeliniaka, 2 Kruszynianki i 1 Mirosławiankę a jest nadzieja że,
więcej wyruszy do szkół, gdy poznają korzyść z nauki, jaka
gospodarzowi i gospodyni jest potrzebna.
Czytelnictwo się także potrochu
rozwija, dawniej było zaledwie 1 gazeta a dziś do parafii
przychodzi kilkadziesiąt egzemplarzy. Jest nadzieja, że z czasem
się zwiększy ilość czytających a wtedy i praca społeczna
pójdzie lepiej.
Wiemy, że wielką przeszkodą w
rozwoju gospodarstwa naszego jest serwitut i szachownica. To też
gospodarze wsi Rudlic, zachęceni przez ks. W. Chrzanowskiego i ludzi
lepiej myślących, swoje grunta scalili, w tym roku już przejdą na
kolonie i każdy będzie na swojem.
Dużą pomocą dla ludzi jest poczta,
to też zarząd kasy pożyczkowo-oszczędnościowej stara się, aby
powstała i już posłano prośbę o zatwierdzenie. Zarząd kasy
stanowią: prezes-gospodarz Fr. Sibera, wicepres — ks. Grzywak,
kasyer — A. Koźmiński, sekretarz — Fr. Baumajster, organista.
Kasa mieści się w wynajętym domu, gdzie się także odbywają
posiedzenia. Domu ludowego jeszcze niema, ale ma być budowany. Szkół
w parafii jest 3: w Ostrówku, Woli* i Skrzycznie, a mają być
jeszcze pobudowane 2. Urząd gminny jest w Ostrówku. Jest także
parę sklepów chrześcijańskich, jedno tylko zło, że w niektórych
miejscach są potajemne karczmy i karczma w Dobroszynach. Wychodźtwo
do Prus jest bardzo liczne. Smutne to, że inteligencya wiejska
przeważnie uchyla się od pracy społecznej i żadnego większego
gospodarza nie widać na zebraniu kółka i kasy, a to źle, bo
powinniśmy jedni drugich pouczać.
Tak, kochani bracia i siostry! uczmy
się, dzieci posyłajmy do szkół, zwłaszcza teraz już
jest czas zapisów do szkół
gospodarczych, to też ojcze i matko, jeżeli chcesz na starość żyć
spokojnie, poślij teraz zadatek do której szkoły gospodarczej i
zapisz syna lub córkę na następny rok a ci, gdy powrócą, dużą
będą pomocą i nie będą potrzebowali w przyszłości poniewierać
się po Prusach, jak teraz. W. Koźmiński.
*Wola Rudlicka
Gazeta Świąteczna 1914 nr 1741
Kościół w Ostrówku, w parafji
Rudlicach pod Złoczewem (z której jest nowina tu niżej w Gazecie).
Widoczek tego kościoła przysłał do odbicia w Gazecie jeden jej
czytelnik, dołączając do niego następujące słowa: „Kościół
jest modrzewiowy. Otaczają go stare drzewa, to też wspaniałe
wygląda, gdy się na wiosnę rozwiną. Źle bardzo robią ci, co
stare drzewa wycinają koło kościołów, bo są to piękne pamiątki
po naszych praojcach. Fotografję kościoła zrobił i dał mi na
pamiątkę jeden ze współparafjan, a ja daję ten obrazek na
pamiątkę czytelnikom Gazety Świątecznej. Rudliczak."
Zorza 1916 nr 15
Listy naszych Czytelników.
Z Parafii Ostrówek=Rudlice (pow.
Wieluński)
Redakcya „Zorzy” otrzymała
następujący list, zawierający mądre uwagi i dobre wieści.
Długo myśli zbierałem, o czem by z
naszych stron Wieluńskich napisać do „Zorzy”, bo to teraz, jak
to mówią „co godzina — to nowina”, a każda z nich inna.
Człowiek czasem sam nie wie, czego się trzymać, czy dawać wiarę,
czy nie.
Ale my, polscy włościanie, musimy
trzymać się zdrowego chłopskiego rozsądku, a nie wierzyć różnym
jegomościom nieznanym, którzy tylko mącą w naszych głowach,
opowiadając, że wkrótce ma powrócić pańszczyzna, a ziemie
magnaci nam odbiorą. Bracia czytelnicy! idźmy do tych ciemnych i
tłomaczmy im, i zbijajmy te różne rozsiewane bajdy. Trzeba nam
wiedzieć o tem, że pańszczyzna już przepadła na wieki i nie
wróci, a ziemi nikt nam nie odbierze, jeżeli jej dobrze będziemy
pilnować i około niej chodzić z głową.
Ażeby odpędzić tych różnych
„mądrali”, co rozsiewają po wioskach wieści błędne, jakoby
wojnę sprowadzili panowie, księża i ci co do szkół jeździli, to
każdy z nas, młody czy stary, powinien wiedzieć, co się w naszym
kraju dawniej działo; każdy powinien poznać historyę Polski.
Powinniśmy wiedzieć jakie koleje przechodzili nasi pradziadowie,
jakie prowadzili wojny i jak się dostali pod obce jarzmo przemocy.
Do tego wszystkiego służą książki historyczne, powieściowo
narodowe i gazety. A więc takowe trzeba czytać, trzeba poznawać
przeszłość, aby uniknąć dawnych błędów i na przyszłość
robić dobrze i umieć strzedz się złego.
Ażeby poznać dobrze dzieje ojczyste,
ażeby się dowiedzieć, jak w innych krajach ludzie sami wydźwigali
się z niewoli i jak dążą do dobrobytu, zespoliło się grono
młodzieży w naszej parafii. Złożyli młodzi po rublu i założyli
sobie we wsi biblioteczkę za 25 rb. Na początku kupiono zbiór
powieści Kraszewskiego w 78 tomach.
Ażeby dokupywać jeszcze więcej
książek, odegrano jeszcze zeszłego roku teatr amatorski w szkole
ludowej w Janowie, grano „Świt”, „Jaśkowe zamysły”
Domosławy, „Balladynę” Słowackiego. Z dochodu wypłacono dług
za kupione instrumenty muzyczne i dokupiono książek: bardzo
pożytecznych wydawnictw Wojnara, Księgarni Polskiej i t. p. W
ostatki 5 marca znowu odegrano „Zapusty” Domosławy, Bardzo było
przyjemnie posłuchać, jak młodzież chórem śpiewała. Na
zakończenie ks. proboszcz St. Grzywak, wytłomaczył obecnym cel
teatrów i zabaw szlachetnych. Zakończono śpiewem ogólnym
„Wszystkie nasze dzienne sprawy”. Dochód, jaki był,
przeznaczono na najbiedniejszych w parafii.
Jest to pocieszające, że młodzież
nasza, więcej myśląca i kochająca Boga i Ojczyznę dała słowo,
że całe 3 dni ostatków spędzi na wspólnem czytaniu książek
pouczających. Czytelnictwo się coraz więcej rozwija, ci, co mogą,
kupują sami książki, składając się po paru; ci zaś, których
nie stać, pożyczają od tamtych i od ks. proboszcza. I dziś
wspólnemi siłami mamy 2 biblioteki w parafii. Gazet „Zorzy” i
„Świątecznej” przychodzi obecnie przez pocztę w Wieluniu 37
egzemplarzy.
Kółko rolnicze wcale nie funkcyonuje
tak, jak w całem Wieluńskiem. Daje się odczuwać brak nawozów
sztucznych, bez których rolnictwo dużo ucierpi. Za to cały czas od
początku wojny, jest czynna Kasa pożyczkowo-oszczędnościowa.
Wojna u nas też się daje odczuwać;
coraz większa drożyzna inwentarza i produktów spożywczych.
Tyle narazie daję wam, kochani
czytelnicy, dziś wiadomości; później napiszę więcej. Także i
wy dajcie znać o sobie i o waszych okolicach. A już święty
obowiązek dać wiadomości macie wy, Sokołowiacy, Pszczeliniacy,
Liskowiacy, Mirosławianki, Kruszynianki, Gołotczyźnianki i inni
którzy się nie zasklepiacie w swych okolicach. Napiszcie coś o
naszych kochanych szkołach, bo nie wiemy, czy istnieją, czy też
wojna je zrujnowała.
Pouczajmy i pocieszajmy się wzajem,
nie opuszczajmy rąk w wspólnej pracy, a da Bóg, że się dola zła,
która nas tak przeszło 100 lat gniecie, zmieni się.
My wierzymy z całej mocy,
I wierzymy z całej duszy,
Że dość złego już przemocy —
Zła moc prawdy nie zagłuszy.
I weselszem patrzym okiem
W to co przyjdzie, co nastanie...
W. Koźmiński — wieśniak.
Zorza 1916 nr 21
Z pod Wielunia.
Długie lata żyliśmy zgnębieni i
pogrążeni w ciemnocie i bezczynności. Jak i zboże ozime,
przygniecione ciężarem śniegu, skute kajdanami, zmarzłej ziemi
nie wzrasta, i zdaje się zwiędłem, takiem też zdawało się nasze
polskie życie, przez tę stuletnią niewolę i smutne lata.
Ale choć nas wrogowie wszędzie
gnębili różnemi wyjątkowemi prawami, choć sięgali po nasze
piastowskie siedziby, my nie zamarliśmy zupełnie! Bo oto, choć
dziś straszny wicher wojny wyje nad naszemi głowami, zaledwie
wyjrzał z za chmur jasny promień nadziei, że zaświta po dniach
smutku i poniżenia lepsza dola, a naród nasz już się budzi z
odrętwienia, ciemnoty, poczuł się narodem i po całej ziemi naszej
rozległ się jeden głos „Żyjemy”, Jeszcze Polska nie zginęła.”
Tak kochani Bracia czytelnicy, żyjemy,
nie zginęliśmy! I ta nadzieja „żyjemy” nam dodaje otuchy do
dalszej pracy nad odrodzeniem nas i Ojczyzny.
Jasny duch wolności, Orzeł Biały,
zrywa się z więzów, wzlatuje po nad polskie łany nasze, ogrzane
ciepłem majowem słonkiem, i ożywia nas. Zmartwychwstajemy!... Tak
Bracie i Siostro, żyjemy życiem zmartwychwstania, bo oto, to nasze
życie narodowe objawia się w miłości do ziemi-matki, która nas
żywi i okrywa, w tych tak strasznie ciężkich chwilach.
Dziś się okazało, że ten, kto ma
kawałek ziemi, kto jej się nie wyzbył, ma utrzymanie z rodziną i
jeszcze innych pożywi. Strasznie dziś żałują ci, co ziemię
sprzedali, a iluż to takich było, którzy ziemię lekceważyli,
puszczali za bezcen, lub dla dużych pieniędzy sprzedawali, by
ciężko nie pracować. Dziś napewno biedacy żałują tego.
Niegodziwcem! po trzykroć niegodziwcem
jest każdy Polak, mniejsza o to, kto on jest, chłop, mieszczanin
czy szlachcic, który dla podłego zysku sprzedaje ziemię ojczystą
ludziom innej wiary i narodowości.
Nigodziwcami są sprzedawczyki i
zdrajcy, którzy zuchwale ręce podnoszą na Matkę Polskę. Da Bóg,
że pomiędzy nami takich nie będzie.
Zimę mieliśmy lekką, wiosnę suchą
i pogodną; to też i roboty w polu porobiono, żywina w cenę
poszła, zwłaszcza krowy i konie, których jest mało, korzec żyta
kosztuje 18 rb., pszenicy 30, owsa 10, kartofli 22, seradeli 40 rb i
t. p.
W drugie święto Wielkiejnocy młodzież
z Woli Rudlickiej i Janowa odegrała w parafii Rudlice-Ostrówek 2
sztuczki ludowe. „Do szkoły” Domosławy, i „Dla szczęścia
dziecka” Gensówny.
Tak, droga młodzieży Polska! uczmy
się wspólnie, urządzajmy szlachetne zabawy i gry towarzyskie.
Porzućmy już raz pijaństwo i papierosy, na które tak olbrzymie
sumy wydajemy, a korzyści żadnej. Nie żałujmy na książki i
gazety pożyteczne, które budzą miłość Boga i Ojczyzny.
Święta miłości kochanej Ojczyzny!
Płomieniu święty, ozdobo siwizny,
Młodych zapale, chwało i zaszczycie
W posługi Twoje oddaję me życie.
Koźmiński — wieśniak.
Zorza 1916 nr 21
ODPOWIEDZI REDAKCYI.
P. W. Koźmińskiemu w
Ostrówku-Rudlicach. Fotografii i rękopisów pod opaską ani jako
posyłkę przesyłać nie wolno. Pozostaje tylko droga na
pocztówkach, albo przez okazyę.
„Zorza” przesyła panu serdeczne
podziękowanie za jednanie jej czytelników, oraz za korespondencye i
artykuły. Prosimy o zachęcanie mieszkańców Wieluńskiego do
pisywania do nas. Obecnie pożądane byłyby opisy uroczystości
majowych.
Zorza 1916 nr 25
ODPOWIEDZI REDAKCYI.
P. W. Koźmińskiemu w
Ostrówku-Rudlicach. Pisma „Ziemianka”, „Ognisko” i
„Gospodarz” nie wychodzą. „Ognisko” połączyło się w
swoim czasie z „Zorzą”. Z okupacyi austryackiej dotąd żadnego
pisma prenumerować nie można. Z pism galicyjskich zamawiać można:
„Czas”, „Głos Narodu” z Krakowa i „Gazetę Lwowską”.
Książki M. Malinowskiego „Gospodarka stara a nowa” katalogi nie
wskazują. Z podręczników omawiających sprawy kobiece w
gospodarstwie i wychowaniu dzieci polecić możemy: Borel de la
Prevostiere (tłomacz. E, Węsławskiej) „Kobieta jako gospodyni
domu, współpracownica rolnika, właściciela, dzierżawcy, czy
zagrodnika”, cena 20 kop; „Poradnik porządku i różnych
wiadomości potrzebnych kobiecie” cena w oprawie k. 90 Mirosława
„Wiązanka wskazówek i wiadomości z gospodarstwa domowego dla
użytku gosposi w mieście i na wsi” cena 60 kop. M. Brzeziński
„Jak wychowywać dzieci” cena 24 grosze. Pelagia Restorfowa
„Wychowujcie dobrze dzieci” cena 20 kop. Książki te można
nabyć w Księgarni Polskiej.
Zorza 1916 nr 43
ODPOWIEDZI REDAKCYI.
P. W. Koźmińskiemu w
Ostrówku-Rudlicach. List Pana do Redakcyi „Przewodnika Kółek i
Spółek Rolniczych” przesłaliśmy tej redakcyi do bezpośredniego
załatwienia.
Zorza 1916 nr 50
Wieści od Czytelników.
Z parafji Ostrówek-Rudlice (pow.
Wieluński).
Pod względem czytelnictwa w parafji
naszej znać od paru miesięcy olbrzymi postęp: przez pocztę
przychodzi tu obecnie sto kilkadziesiąt egzemplarzy rozmaitych pism,
jak „Zorzy”, „Gazety Świątecznej” i innych. Także czytanie
książek zwiększa się z każdym dniem. Mamy w parafji dwie
biblioteczki ludowe, jedną w Woli-Janowie*, a drugą w Ostrówku u
ks. proboszcza przy kościele. Także szkoła w Janowie za staraniem
nauczyciela, p. Krykowskiego, posiada biblioteczkę złożoną z
dziełek ludowych wydanych przez „Księgarnię Krajową K.
Prószyńskiego”, Księgarnię Polską i Księgarnię Ludową J,
Sikorskiej. Oprócz tego dużo młodzieży starszej nabywa sobie
książki na własność.
W drugą niedzielę listopada kółko
amatorskie odegrało w szkole ludowej w Ostrówku sztuczkę pod nazwą
„Na Przekór”, poczem dziatwa szkolna ze szkoły Janowskiej
odegrała „Przed popisem”. Przedstawienie przeplatane było
śpiewem chóralnym pod przewodnictwem organisty p. F. B. Na
zakończenie odśpiewano pieśni narodowe „Z dymem pożarów”,
„Jeszcze Polska nie zginęła”. Wreszcie przemówił ks. St.
Grzywak, zachęcając do dalszych szlachetnych zabaw; po przemówieniu
Szanowny ksiądz zaintonował „Wszystkie nasze dzienne sprawy”,
co zebrani odśpiewali stojąc. Na tem miejscu składamy dzięki p.
Krzemieniowi, który bezinteresownie dopomagał w urządzaniu
przedstawienia.
Tutejsza Kasa
Pożyczkowo-Oszczędnościowa nabyła tuż przy kościele dom za 1600
rb. na własność. Choć coprawda potrzebny nam dom ludowy taki, jak
w Liskowie, ale dobre i to, bo tymczasem można tu robić zebrania
Kasy i Kółka Rolniczego.
W gminie naszej założono dwie nowe
szkoły ludowe we wsi Dymkach i w Milejowie, a więc mamy teraz 5
szkół w gminie, a przydałyby się jeszcze ze 4.
W. Koźmiński—wieśniak.
*Wola Rudlicka?
Zorza 1916 nr 52
Z par. Ostrówek-Rudlice (pow.
Wieluński).
Ku czci Henryka Sienkiewicza.
Odbyło się 5-go grudnia we wsi
Ostrówku-Rudlicach nabożeństwo żałobne. Na nabożeństwo to
zeszli się ludzie mający więcej pojęcia i iskrę miłości
względem swej Ojczyzny, kochający wielkich bohaterów naszych,
którzy swem życiem dali przykład jak się powinno kochać swój
kraj i braci. Takim właśnie był nasz zmarły pisarz. On wlewał w
nasze chłopskie serca miłość Ojczyzny przez swe cudowne powieści
historyczne. On pokazał w „Kwo wadis”, jak bronić swej wiary,
którą nam Chrystus Pan pozostawił.
Na nabożeństwie były także dzieci z
czterech szkół wraz z nauczycielami. Na środku kościoła był
ustawiony katafalk ubrany zielenią i świerkami; na przodzie
katafalku umieszczono Orła Białego wraz z podobizną wielkiego
pisarza wśród znaków narodowych i wieńca zrobionego przez
dziewczęta wiejskie. Po odśpiewaniu wigilii żałobnych, odprawił
ks. St. Grzywak Mszę Św., a chór odśpiewał pienia żałobne. Po
„Rekwiem” ks. proboszcz wszedł na ambonę i opowiedział w
pięknej mowie o życiu, czynach i zasługach zmarłego względem
Ojczyzny nie tylko w dniach smutku i niewoli przed wojną, ale i w
czasach obecnej wojny.
Ponieważ wielu może jeszcze nie
czytało dzieł zmarłego powieściopisarza, przeto ks. proboszcz
zapowiedział, że jeżeli się znajdą chętni słuchania, to
będziemy wspólnie co niedziela i święto po nieszporach czytać.
Nabożeństwo zakończono śpiewem
„Boże coś Polskę” i „Boże Ojcze Twoje dzieci”. Jedno jest
smutne: oto, że starzy gospodarze bardzo mały udział wzięli w tak
pięknem nabożeństwie. A szkoda. Wszak zmarły nasz pisarz położył
olbrzymie zasługi dla dobra Ojczyzny i napisał wiele, wiele
pięknych powieści, które powinniśmy wszyscy znać, jako to:
„Krzyżacy”, „Potop”, „Ogniem i mieczem”, „Pan
Wołodyjowski”, „Kwo wadis”, „Za chlebem”, „Na polu
chwały” i wiele innych wspaniałych książek (a nie drogich).
Kogo nie stać samego na kupno tych książek, ten niech znajdzie
kilku innych takich, niech się złożą do spółki i napiszą do
jakiej księgarni, albo do redakcyi „Zorzy”, która chętnie
będzie pośredniczyć w sprowadzeniu pism Sienkiewicza. A powinniśmy
koniecznie wszyscy znać te powieści, bo z każdej ich karty bije
miłość Ojczyzny i poczucie obowiązku dobrego Polaka i Polki.
Bracia! Choć smutek zranił nasze
serca przez śmierć zmarłego dobrego syna Polski, my jednak nie
rozpaczajmy, ale z tem większym zapałem bierzmy się do wspólnej
pracy nad budową Ojczyzny.
Smutno dziś w Polsce. Lud idzie
tłumnie...
A dzwony ślą jęk żałosny —
Ojciec nasz umarł i leży w trumnie!
Och! nie doczekał już wiosny...
Żal się rozchodzi po całym świecie,
Każdy boleje stroskany,
I płacze starzec, młodzieniec,
dziecię,
Że umarł pisarz kochany.
Dziejopisarzu, Ojcze kochany!
Spoczywaj w ciszy cmentarnej!
Wieczny spoczynek racz Ci dać Panie,
Za trud jałmużny ofiarnej!
Tadeusz Orlicz, wieśniak.
Zorza 1916 nr 52
Życzenia dla współczytelników.
Oto dziś błyszczy gwiazda na niebie,
Gwiazda nowego imienia
Narodzie Polski, ona dla Ciebie!
To gwiazda—Polski zbawienia.
Daj Boże, by nasza Ojczyzna naprawdę
się odrodziła i aby raz się skończyła niewola i krwawa
pielgrzymka Narodu Polskiego. Bracia Czytelnicy! weźmy się odtąd z
większą pilnością do pracy dla Polski. Niech ten biały opłatek,
którym się dziś łamiemy, będzie zapowiedzią zgody, którą
oświeci blaskiem swoim nowowschodząca gwiazda: gwiazda Polski.
Te życzenia składa
Wawrzyniec Koźmiński
z Ostrówka Rudlic.
Zorza 1916 nr 52
ODPOWIEDZI REDAKCYI.
P. W. Koźmińskiemu w
Ostrówku-Rudlicach. Dziękujemy serdecznie za nadesłaną
korespondencyę. Inne artykuły Pańskie zamieścimy po Nowym Roku.
Wobec tego, że poczta na pisanych przez Pana kartach pocztowych
parokrotnie robiła już uwagę „za długo”, prosimy o
umieszczanie na jednej karcie mniejszej ilości wierszy (przepis mówi
o 12-stu). Prosimy też uprzejmie o odliczanie kosztów
korespondencyi, jakie Pan ponosi, z nadsyłanej nam prenumeraty.
Gazeta Świąteczna 1916 nr 1839
Listy do Gazety Świątecznej. Z pod
Wielunia w stronach Kaliskich. Wiadomo każdemu, ile złego wyrządził
nam rząd rossyjski, gdy przy uwłaszczeniu włościan nie odłączył
ich zupełnie od dworów, dając za to odrazu więcej ziemi, ale
pozostawił serwituty, czyli prawo pasienia na dworskiem, zbierania
ściółki i t. p. Rząd pozostawił te służebności umyślnie na
to, żeby w kraju była ciągła niezgoda pomiędzy dworem a wsią, i
ciągłe prawowanie się włościan z dworami to o paśnik, to o
ściółkę, to znów o drzewo. Nie szło tu wcale rządowi
rossyjskiemu o pożytek włościan, boć daleko byłoby lepiej, żeby
nie mieli owych serwitutów, a za to więcej gruntu dostali. Szło
tylko o to, żeby naród polski miał o co kłócić się pomiędzy
sobą i żeby łatwiej go było utrzymać w posłuszeństwie. Boć
wiadomo każdemu, że gdy się dwóch kłóci, to łatwiej trzymać
obu za łeb, niż wtedy, kiedy będą żyć z sobą w zgodzie i
pomagać sobie wzajemnie, jak dobrzy bracia. Jednocześnie utworzono
też wtedy urzędy komisarzy od spraw włościańskich, żeby niby
opiekowali, się włościanami i brali ich w obronę. Naprawdę zaś
ci komisarze byli tylko od tego, żeby kopać w kraju naszym coraz
głębszą przepaść pomiędzy większymi a mniejszymi rolnikami, i
trzymać przytem włościan w ciemnocie, aby nie poznali, gdzie
prawda, a gdzie fałsz. I nasza okolica doznawała skutków tej
czułej opieki komisarzy włościańskich. To też była ona jakby
zabita deskami i odgrodzona od świata. Szkół mieliśmy bardzo
mało, bo, jak wiadomo, przez długie lata nie było wolno ich
zakładać. Te zaś, co były, często, zamiast siać prawdziwą
naukę, urabiały młodzież na ciemne sługi rządu, a nieraz i na
zdrajców własnych braci. To też nic dziwnego, że ucisk ten dławił
ludzi i że rok rocznie wychodziliśmy ztąd gromadami za granicę na
letnie zarobki. Tak płynęło nam życie aż do czasu wojny
rossyjsko-japońskiej w roku 1904. Odtąd zaczęło zmieniać się
trocha na lepsze. Dostaliśmy kilku dobrych nauczycieli, którzy
zaczęli rzetelnie uczyć dzieci nasze, a ludzie coraz chętniej
brali się do czytania dobrych gazet i książek. Wtedy to i u nas —
w Czarnożyłach, Ostrówku i innych parafjach zaczęto zakładać
spólne czytelnie i sprowadzać więcej gazet. Młodzież tu i ówdzie
wyjeżdżała do szkół gospodarskich: do Liskowa, Pszczelina,
Sokołówka, Kruszynka, Mirosławic i innych. Gospodarstwa zaczęły
się podnosić przez lepszą uprawę roli i hodowlę żywiny. Zaczęto
zakładać kółka rolnicze, mleczarnie i spółki sklepowe. Kółka
rolnicze, jeżeli były dobrze prowadzone, pośredniczyły w
sprowadzaniu narzędzi rolniczych, nasion doborowych, dopomagały
zakładać czytelnie i sprowadzać gazety. Mleczarnie spółkowe
dawały gospodarzom dobry dochód, sklepy spółkowe zaspokajały
domowe potrzeby gospodarza i gospodyni, dając dobry a tani towar.
Tak żyliśmy aż do 28 lipca 1914 roku. Aż tu niespodzianie, jak
grom z jasnego nieba, spadła wiadomość, że zaczyna się wielka
wojna. W Wieluniu i gminach okolicznych ogłoszono powołanie
żołnierzy zapasowych. Ileż to było płaczu i narzekania, gdy
brano ojców od dzieci, mężów od żon, synów od starych rodziców!
Rodzinom tracącym opiekunów nie dano żadnej zapomogi, pozostałych
zaś mężczyzn pobrano do strzeżenia telegrafu na drodze bitej z
Wielunia do Sieradza i kazano go pilnować przez cztery dnie i trzy
noce bez wynagrodzenia. Widzieliśmy, jak urzędnicy i żołnierze
wynosili się z Wielunia i z nad granicy, a wszelkie zapasy rządowe
— owies, naftę, sól, obuwie, odzież, a także wszelkie sprzęty
palili, nikomu nie chcąc sprzedać, ani podarować. Niejeden z nas
radował się, że już nareszcie po stu latach opuszczają
nieproszeni opiekunowie nasze wioski i miasta. Odtąd nie widzieliśmy
już ani żandarma rossyjskiego, ani kozaka. Dnia 5-go sierpnia
wjechał do Wielunia pierwszy oddział niemiecki i ogłoszono rozkaz
złożenia broni. Zaczęły przeciągać tędy wojska w stronę
Warszawy. Wszelka łączność ze stolicą została przerwana i odtąd
nie dostawaliśmy Gazety Świątecznej aż do dnia Narodzenia Matki
Boskiej, to jest do 8-go września 1915 roku. Od tego dnia zaczęliśmy
dostawać ją od handlarzy, płacąc im po złotemu, albo po 20
groszy za jedną, i tak kupujemy Gazetę Świąteczną dotychczas.
Zaraz też na samym początku wojny powstała drożyzna. Za kwartę
nafty płaciliśmy po 7 do 10 złotych, a i tak niemożna było jej
dostać, za funt soli 24 grosze albo i złoty. Cena żyta podskoczyła
z 7 rubli na 16 r. za korzec, i tak wszystko podrożało. Do kłopotów
wynikających z tej drożyzny przyłączył się strach ogólny,
gdyśmy usłyszeli pierwsze strzały armatnie. W dzień Wszystkich
Świętych od strony Sieradza i Piotrkowa nadciągnęło wojsko
niemieckie i stało przez 3 dnie i 4 noce. Dnia 8-go listopada od
Osiakowa i Złoczewa pokazały się oddziały kozackie, a od granicy
niemieckie. Dnia 11-go listopada pierwszy raz polała się krew na
polach Ostrowca, gdzie poległo 4 żołnierzy rossyjskich, którzy
też zostali tam pochowani. Były też potyczki w okolicy Złoczewa,
gdzie zginęło 5 żołnierzy rossyjskich, i około Wielunia, gdzie
pozostało na polu bitwy 5-ciu zabitych. Dnia 28-go listopada znowu
przeciągały wojska niemieckie od Wrocławia w stronę Sieradza i
wielkie mnóstwo wojsk austrjacko-węgierskich, oraz legjony czyli
pułki polskie. Szły te wojska w stronę Widawy i Piotrkowa, a
odgłosy bitew pod Sieradzem i Łodzią dochodziły nas przez 17 dni,
wieczorami zaś widzieliśmy wielkie łuny na niebie. Dochodził
również odgłos strzałów od strony Działoszyna, Częstochowy i
Widawy. Wtenczas to był strach wielki, ziemia drżała, okna się
trzęsły, a naokoło nas kopano rowy, ścinano drzewa, robiono
zasieki. Każdy też na wsi robił jakieś schowanie w ziemi, aby na
wypadek było gdzie się ukryć i z żywności coś schować. Od dnia
17-go grudnia odgłosy strzałów zaczęły się oddalać, aż 22-go
zupełnie ucichły. Zabrano znowu wiele podwód pod wojska; większa
ich część po dwóch tygodniach wróciła, wiele jednak pozostało
przy wojsku aż do Wielkiejnocy; dopiero na trzeci dzień po
Wielkiejnocy gospodarze przyszli sami bez koni i furmanek, a nawet
bez kwitów; z samej parafji Czarnożylskiej powróciło w ten sposób
piętnastu gospodarzy. Rodziny ich doznały wiele zmartwienia, bo tu
wiosna, praca w polu, a w domu ani gospodarzy, ani sprzężaju do
roboty, ani żadnej wiadomości o zaginionych, a źli ludzie głosili,
że ich pobito, zabrano do niewoli i t. p. Na szczęście wrócili i,
jak mogli, wzięli się do pracy. Tu zganić muszę bogatszych, że
korzystali z ciężkiego położenia ubogich i żądali za orkę po 6
rubli na dzień. Oj, źle to i smutno! Czyż to w nas brak serca i
miłości bratniej? Prawda, że wszystko bardzo zdrożało, ale żeby
aż tak obdzierać biedaków, to chyba trzeba nie mieć światła
Ewagielji Chrystusowej. W okolicy naszej zaczyna się coraz bardziej
rozwijać praca społeczno-oświatowa. W Wieluniu założono szkołę
7-klasową i otwarto z dobrowolnych ofiar przeszło 30 innych szkół.
Dawano też na korzyść tych szkół przedstawienia teatralne.
Przedstawiano piękną opowieść pod nagłówkiem „Gwiazda
Syberji” i inne. Dało to 200 rubli czystego dochodu. Wiele dobrego
robi tu nowe „towarzystwo szerzenia oświaty”. Założyło ono
książnicę, z której za opłatą 10 groszy od książki można
mieć dużo dobrych i pożytecznych rzeczy do czytania i dużo
dowiedzieć się o naszej kochanej Ojczyźnie, Polsce. Z książnicy
tej może korzystać nietylko ludność miejska, ale i nauczyciele
wiejscy, i księża proboszczowie mogą pożyczać książki bądź
dla siebie, bądź dla udzielania innym. I za pośrednictwem
towarzystwa krajoznawczego, jak również przez księgarnię p.
Nowickiego, można sprowadzać z Warszawy, Poznania i Krakowa książki
do czytelń parafjalnych i szkół. Serce się z tego raduje, że
dobra książka szerzy rzetelną oświatę, a Ojczyźnie naszej tak
bardzo przecie potrzeba rozumnych obywateli. Sami widzimy, że z
głupim i ciemnym nikt nie chce się liczyć, a siła jest tam, gdzie
nauka i dobre urządzenie spraw społecznych. Widzimy i teraz,
podczas tej wojny, że zwycięża nie liczba żołnierzy, ale dobre
ich wyćwiczenie i oświata dowódców. Bracia! kto mówi po
dziecinnemu, że dopiero po wojnie będziemy się uczyć, zakładać
szkoły, ten nie jest dobrym Polakiem, ten działa na zgubę narodu i
kopie wielki grób matce swej, Ojczyźnie. Nie odkładać nam pracy
do jutra; przeciwnie, korzystajmy z każdej chwili, pracujmy dla
odradzającej się Polski, nietylko krew jej swoją po bohatersku
poświęcając, ale i wychowując młode pokolenie. Wyrzućmy z serc
pychę, obłudę, chciwość i niezgodę; nie dzielmy się na
stronnictwa, bo w ten sposób nic dobrego nie zrobimy dla Polski.
Dość już tych podziałów na „zaraniarzy”, „endeków”,
„głosiarzy”, „narodowców” i t. p .; czas już połączyć
się w jedno wielkie stronnictwo narodu polskiego, dążące do
wiedzy, spólnego dobra i odrodzenia naszej doli. Ktoby chciał
jeszcze teraz dzielić naród polski na partje, ten nie jest
obywatelem kraju, lecz zdrajcą Ojczyzny. Zrozumiejmy, że gdy nie
potrafimy skorzystać z chwili obecnej, to zginiemy w ciemnocie i
nędzy. Narodowi naszemu należy się dużo praw i dóbr, a mamy
ledwie odrobinę tego, co mają ludy innych krajów, ale moc tych
praw leży przed nami i możemy je pozyskać pracą nad sobą samymi
i dokoła siebie. Spólne nasze starania i ofiary muszą odbudować
Polskę. Wielu ludzi powiada: Siedzieć cicho, nic nie robić, bo i
tak Polskę odbudują nam Anglicy, Francuzi, Rossjanie i t. d. Kto
tak mówi, jest jeszcze bardzo ciemny. Wtenczas będziemy mieli
Polskę szczęśliwą, gdy nad odbudową jej będziemy sami pracowali
spólnie i zgodnie. Polska taka będzie, jaką ją sobie sami
zbudujemy. W budowie jej musi wziąć udział cały naród. Często
daje się jeszcze słyszeć to dziecinne gadanie, że gdy będą
rządzili panowie i księża, to powróci pańszczyzna. Ależ to
trzeba nie mieć rozumu, trzeba być głupcem największym, żeby
takie brednie powtarzać! Naród to nie sami księża i szlachta, ani
też sam lud wiejski czy miejski, tylko wszyscy razem, a więc
wszyscy razem powinniśmy brać się do spólnej pracy. A więc kto
żyw, kto zdrów, kto silny — niech broni swego narodu i wiary
katolickiej. A bronią naszą jest nietylko strzelba i szabla, ale
jeszcze więcej oświata — nauka, szkoły, ochronki, czytelnie i
książnice. Tej broni każdy z nas może i winien się chwytać. Tak
właśnie czyni młodzież w Wieluniu i Woli-Janowej. Założyła ona
spólnemi siłami książnicę, a porzuciła hańbiące pijaństwo i
palenie papierosów. Szkoda, że nie wszyscy to uczynili, jeno część,
ale i ci dają innym przykład, bo pracują gorliwie i starają się
działalność swą rozszerzyć. Urządzają przedstawienia
teatralne, a dochód przeznaczają na kupno narzędzi muzycznym,
książek i na inne sprawy dobre i pożyteczne. Przykład pracy
takiej społeczno-oświatowej dają również ksiądz dziekan i
nauczyciel w Czarnożyłach, urządzając dwa razy na tydzień spólne
czytanie w szkole. Czytanie takie oświeca ludzi, daje poznać dzieje
ojczyste i wielkich rodaków. Stawia nam ono przed oczy sławnych
naszych królów, jak Mieczysław Pierwszy, który oświecił kraj
światłem Ewangielji, jak Kazimierz Wielki, prawodawca narodu,
przezwany królem chłopów, jak Władysław Jagiełło i świętobliwa
nasza królowa Jadwiga, jak ów dzielny Jan Sobieski, co to po łbach
bił pogan. Czytanie to stawia nam przed oczy dzielnych wodzów i
bohaterów, jak Pułaskiego, księdza Marka, Kościuszkę, księcia
Józefa Poniatowskiego, Henryka Dąbrowskiego. Zdaje się, że
słyszymy odgłosy bitwy pod Grochowem w roku 1830, że przemykają
przed oczyma naszemi postacie powstańców z roku 1863: ksiądz
Antoni Mackiewicz, Brzósko, Romuald Traugutt i inni. Dowiadujemy się
również, jak dziś walczą nasi rodacy, jak założono w Warszawie
wyższą szkołę polską, zwaną uniwersytetem, i wielu, wielu
innych rzeczy się dowiadujemy, o których przedtem nikt z nas nie
wiedział. A więc pracujmy i uczmy się, oświecajmy, a da Bóg i ta
Najświętsza Panna Częstochowska, Królowa korony Polskiej, że
zmieni się nasza dola. Dodaj nam mocy, Matko kochana, niech się lud
zbudzi z tego uśpienia! Oto zginamy kornie kolana: przyjmij
modlitwy, usłysz westchnienia! Dziś wioski nasze są popalone,
miasta, kościoły w gruzy zburzone; otocz nas płaszczem, Matko
kochana, uproś nam łaskę u Niebios Pana! Ach, kiedyż dola ciężka
się zmieni, kiedyż nam w Polsce będzie weselej? Wtenczas, gdy
spadną ciężkie kajdany, kiedy odetchnie umiłowany kraj nasz
wolnemi wreszcie piersiami... Módl się, Królowo, módl się za
nami! Tadeusz Orlicz, włościanin z pod Wielunia.
Gazeta Świąteczna 1916 nr 1873
300 rubli nagrody za odnalezienie koni
skradzionych we wsi Ładzicach, w gminie Raciechowicach (poczta
Radomsk): 1) Koń kary, 6-letni, wart 1000 rubli, ma na lewej łopatce
pod chomątem mały szewek od przecinanego wrzodu; grzywa obcięta,
odrosła na 4 do 5 cali; koń wchodzeniu się uwydatnia, bo trzyma
ogon-zwrócony w lewą stronę; 2) klacz gniada, 14-letnia, warta 600
rubli, ma małą gwiazdkę na czole, grzywę obciętą, nadzwyczaj
grubą, ogon obcięty krótko, zadnią lewą nogę po pęcinę białą,
od źrebięcia. Konie te skradziono 22 listopada Symforjanowi
Józefowiczowi. Zawiadomić właściciela lub Wawrzyńca Koźmińskiego
w Ostrówku-Rudlicach, w gminie Skrzynnie, poczta Wieluń.
Kościół parafjalny w Ostrówku-Rudlicach pod Wieluniem. Kościołek to skromny i nieduży, ale ciekawy dlatego, że go zbudowano jeszcze z drzewa modrzewiowego, które coraz jest rzadsze w naszym kraju. Kościół ten tysiąca przeszło lat temu, w czasach, kiedy w Polsce panował król Kazimierz Wielki. Dawny kościół parafjalny stał kilka wieków, aż wkońcu spalił się podczas pożaru wsi. Stał on we wsi Rudlicach. Po owym pożarze właściciel Ostrówka i Rudlic zbudował swoim kosztem na suchszem miejscu, o pół wiorsty dalej ten właśnie kościół, który dziś stoji. Fotografję kościoła, z której wykonano obrazek do Gazety, zrobił sam ksiądz Stanisław Grzywak, obecny proboszcz w Ostrówku-Rudlicach. W.K
Zorza 1917 nr 2
ODPOWIEDZI REDAKCYI.
P. Wawrzyńcowi Koźmińskiemu w
Ostrówku-Rudlicach. Są dwa dzieła ogrodnicze Józefa Bzezińskiego
1) „Hodowla drzew i krzewów owocowych” i 2) „Hodowla warzyw”
— kosztują razem 4 rb. 40 kop. Przypuszczamy, że dzieła te będą
zbyt obszerne i specyalne; radzimy natomiast nabycie książki St.
Celichowskiego „Sad” (kop. 60) oraz jednej z następujących: M.
Karczewska: „O uprawie warzyw” (36 kop.), Froń: „Ogród
warzywny” (45 kop.), Schönfeld: „Warzywnictwo gruntowe” (40
k.). Zwracamy również uwagę, że wydane przez Bondyego w Wiedniu
„Dzieje Powsz. lllustr.” są dla czytelni zbyt obszerne —
dzieło to składa się z 18-tu wielkich tomów (w antykwarniach
nabyć je można za cenę około 20 rb. w oprawie). Radzimy nabyć za
te pieniądze Książki z historyi Polski.
Zorza 1917 nr 2
Listy naszych Czytelników.
Jakich posłów powinniśmy mieć w
przyszłym sejmie.
Po wielu latach cierpień wybija na
polskim zegarze dziejowym godzina, która naszemu narodowi ma
przynieść jaśniejszą dolę.
Po wielu latach niewoli naród polski
zacznie sam kierować swemi sprawami—sam rządzić sobą. Razem z
całym narodem i my, włościanie polscy, zaczniemy brać udział w
rządzie polskim. Ale musimy to rozumieć, że nam brakuje jeszcze
bardzo dużo, ponieważ nie posiadamy jeszcze dosyć światła
wiedzy. Wszyscy powinniśmy odczuwać te braki, wyrządzone nam przez
wieki, a ludzie światli, rozumni, dbający o dobro swego kraju,
powinni nam iść w tem z pomocą.
Sami włościanie bez ludzi światłych,
wykształconych nic nie zrobią, ale tak samo ludzie światli bez
udziału ludu również nic nie zrobią.
To też w obecnym czasie powinniśmy
się wziąć wszyscy za ręce, bez różnicy stanów i dążyć
wspólnemi siłami do jednego celu. Zwłaszcza w tak ważnej sprawie,
jaką będzie wybór posłów do przyszłego Sejmu Polskiego w
Warszawie, musimy wszyscy działać wspólnie.
Niech członkowie różnych stronnictw
nie kłócą się i niech jedni na drugich błotem oszczerstw nie
rzucają. Niech nas Bóg zachowa, żebyśmy się mieli gryźć, jak
to było przed dziesięcioma laty w czasie rewolucyi, kiedy to jedni
na drugich błotem bluzgali, a z tego skorzystał wróg i wszystkie
zabiegi poszły na marne.
Wiedzmy o tem, że dopóki nie będziemy
mieć stałego i mocnego gruntu pod nogami, dotąd nie wolno nam
wsczynać walk partyjnych.
Dziś trzeba nam pokazać światu,
żeśmy są godni i że potrafimy trzymać ster rządu własnego,
opartego na zasadzie demokratycznej. To muszą pokazać przyszli
ministrowie nasi, to muszą pokazać posłowie, których na Sejm
wybierzemy.
Posłowie nasi muszą być mądrzy i
sprawiedliwi. Poseł to tak, jak wójt w gminie i jeżeli obieramy
mądrego wójta, znającego się na gospodarce gminnej, to wszystkim
w gminie jest dobrze, wtedy wszystko jest w porządku i nie dzieje
się nikomu krzywda. Tak samo poseł powinien znać potrzeby i
położenie nie tylko w swojej gminie, ale i powiatu i całego kraju,
a nawet i innych krajów.
Posłowie, których wyślemy do Sejmu,
będą odpowiadać za całe powiaty, to też poseł powinien być
człowiekiem rozumnym, mieć pojęcie o wszystkich sprawach narodu.
Poseł nie może być pochlebcą, ani szukającym korzyści
osobistych, ani zadawalniać się tylko swoim urzędem. Dobry poseł
powinien kochać prawdę i służyć prawdzie, powinien pracować dla
całego społeczeństwa.
To też, gdy przyjdzie czas wyborów do
Sejmu, to dobrze rozważmy, kogo obrać na posła. Bo jakich my
posłów wybierzemy, taki będziemy mieli rząd i takie prawa. A od
tego zależy cała nasza przyszłość.
Tylko pod jednym względem bądźmy
ostrożni, t. j. nie słuchajmy różnych krzykaczów i głupich
mędrków, ale słuchajmy takich, którzy zasługują na zaufanie, i
którzy pracę swą poświęcają dla ludu, a nie dla kieszeni.
Pokażmy światu, że jesteśmy ludźmi dojrzałego rozumu i
pilnujmy, by się nie spełniły słowa poety Stanisława
Wyspiańskiego:
Miałeś chłopie złoty róg
Miałeś chłopie czapkę z piór—
Został ci się ino sznur.
W. Koźmiński*—wieśniak.
*z Ostrówka, przyp. autora bloga
Zorza 1917 nr 3
Listy naszych Czytelników.
O Kółkach i innych stowarzyszeniach
wiejskich.
Przez szkoły, biblioteki wiejskie,
Kółka Rolnicze, Kasy pożyczkowo-oszczędnościowe i spółki
wszelkiego rodzaju różne narody, jak włosi, niemcy, czesi,
duńczycy i inne, doszły do bogactwa i siły, a młodzież tamtejsza
w związkach gimnastycznych, towarzystwach śpiewaczych, kółkach
dramatycznych i t. p. wyrobiła się na dzielnych, szlachetnych i
karnych obywateli swego kraju.
My, polacy, powinniśmy naśladować
tamtych w ich szlachetnej pracy, w ich organizacyach i związkach,
powinniśmy zakładać nowe i ożywiać dawniej już istniejące
Spółki i Kółka. Musimy zrozumieć wreszcie, że we wszystkiem
trzeba iść z postępem, że nie można gospodarować po staremu
tak, jak się gospodarowało przed tysiącem lat. A tymczasem wiele
jeszcze rzeczy w gospodarstwie robimy tak, jak się robiło setki lat
temu, zapominając, że dawnemi czasy były inne warunki życia niż
teraz. Dawniej gospodarz mógł gospodarzyć byle jak i byle jak się
budować. Dawniej ludzi było mniej, a ziemi i lasów więcej, nie
dbano więc o porządne budynki. Ale dziś, kiedy drzewo i wszelki
materyał coraz droższy, potrzeba stawiać budowle porządne i
ogniotrwałe, a gospodarkę prowadzić racyonalnie. Kółka Rolnicze
do tego właśnie służą, aby gospodarze schodzili się do gromady
i radzili nad polepszeniem swego dobrobytu i podniesieniem zamożności
kraju całego. Na zebraniu takiego Kółka można poczytać
pouczającą gazetę o gospodarstwie oraz książki rolnicze mówiące
nam o urządzeniu gospodarstw za granicą, gdzie naród nie słuchał
głupich bajd o jakiejś „pańszczyźnie”, ale poszedł za głosem
ludzi, którzy życzyli ludowi, by się wydobył z nędzy i ciemnoty.
I wydobył się też z nędzy i poniewierki właśnie przez oświatę,
czytanie gazet i książek przez Kółka Rolnicze i Stowarzyszenia.
Tam lud poszedł za głosem swych braci, którzy więcej wiedzieli.
Tymczasem my powtarzamy wciąż
jeszcze, że Kółka i spółki doprowadziły do wojny, że ci co
jeżdżą na zjazdy i wiece, by pomagać niemcom do sprowadzenia
pańszczyzny i tym podobne. Ale nie dziwmy się temu! bo któż ten
nasz lud biedny miał pouczyć? Szkół nie było, a te co były, po
większej części znieprawiały jeszcze naszą duszę, bo zamiast
dobrych nauczycieli, którzyby nieśli światło wiedzy i otuchy,
nasyłano nam ludzi obcych i innej wiary. Tam, gdzie byli dobrzy
nauczyciele polacy, tam i młodzież wyrosła na porządnych ludzi i
trzeźwych synów Ojczyzny. Ale tam, gdzie był nauczyciel pijak,
karciarz i do tego nie z naszego narodu, nie polak, wyrośli zdrajcy
i bandyci.
To też nie dziwujmy się wcale, gdy
usłyszymy chłopa mówiącego, „że gazety i książki” tylko
dla próżniaków i „panów”, że Kółka i kasy „wymysł
księży i pański.” Wszak to, co się zapieniło przez 120 lat, to
się zaraz nie da wyniszczyć.
Żeby to wszystko wyplenić, na to
potrzeba czasu. Ale, na szczęście, to wszystko zniknie prędko—rok
ubiegły przyniósł na wsi dużo zmian na lepsze.
Miejmy w Bogu nadzieję, że przy
naszym polskim rządzie w niepodległej Polsce wszystko to odrazu
pójdzie dobrze.
Wawrzyniec Koźmiński.*
*z Ostrówka, przyp. autora bloga
Zorza 1917 nr 19
Przed kościołem w Ostrówku-Rudlicach
dziatwa szkolna z nauczycielami po nabożeństwie, które się odbyło
w grudniu 1916 roku, za spokój duszy wielkiego naszego Henryka
Sienkiewicza. Ażeby dziatwa zapamiętała to nabożeństwo za tego,
co kochał łud polski i Polskę, zrobił tę fotografję proboszcz
miejscowy Ks. St. Grzywak, a podał do gazety W. Koźmiński. (Czytaj
korespondencję z Wieluńskiego, w Listach naszych Czytelników)
Zorza 1917 nr 27
Listy naszych Czytelników.
O partjach i o wspólnej pracy.
Niedługo już może nadejdzie
upragniona chwila, że w Polsce naszej zapanuje szczęście i pokój.
Ale, by się doczekać tych jasnych dni, do tego musimy koniecznie i
my, włościanie, przyłożyć ręki. Musimy koniecznie brać się do
pracy dla Polski podnoszącej się z gruzów stuletniej i niewoli. A
powinniśmy pracować wszyscy, bez różnicy przekonań, nie kłócąc
się i nie warcholąc. Nie potępiam partji, bo te być muszą—ale
w czasach zwyczajnych, a nie takich, jak obecne. Ja wiem, że niema
na świecie narodu, któryby miał we wszystkich sprawach jednakie
przekonanie i jedną myśl. Powiem nawet, że w czasach zwyczajnych
partje są potrzebne, aby broniły interesów różnych odłamów
społeczeństwa i różnych zawodów. Ale obecnie, kiedy chodzi o
sprawę jednako dla nas wszystkich ważną: o wydobycie się
wszystkich nas z jarzma niewoli, o zdobycie dla wszystkich
niepodległego bytu — w tak ważnej chwili sprawy partyjne odrzućmy
precz.
Na zajmowanie się sprawami partyjnemi
prędzej mogłyby sobie pozwolić te narody, które już mają własne
państwa, które nie potrzebują dopiero zdobywać sobie
niepodległości. Ale nawet i takie narody podczas tej wielkiej wojny
zdobyły się na większą jedność, niż w czasie pokoju. Patrzmy
na Anglję, Niemcy albo Francję. W tych krajach wszyscy teraz
pracują wspólnie dla swojej ojczyzny: i ludowcy, i szlachta, i
socjaliści, i narodowcy. Tam wszyscy przedewszystkiem poczuwają się
do obowiązków na rzecz swojej angielskiej, czy niemieckiej, czy
francuskiej, ojczyzny. Miejmy nadzieję, że i u nas zapanuje zgoda i
jedność w pracy dla Ojczyzny, że wszyscy usłuchamy głosu, którym
woła na nas wspólna Matka nasza, Polska: „Synowie i córy
polskie, stańcie do budowy gmachu ojczystego!”
Stańmy więc wszyscy, zakasawszy
rękawy, do pracy nad budową wolnej Ojczyzny!
W. Koźmiński*.
*z Ostrówka, w innym artykule z tego
numeru podpisuje się z Okalewa, przypis autora bloga.
Zorza 1917 nr 31
Z parafji Ostrówek-Rudlice pod
Wieluniem.
W „Zorzy” zajmują nas bardzo różne
wiadomości z całego świata, ale najwięcej interesują nas sprawy
ojczyste: wiadomości o naszych dziejach, opisy z gmin i parafji.
Jako Polaków, te wiadomości powinny nas więcej obchodzić, aniżeli
inne — z całego świata. Gdy weźmie do ręki gazetę Czech,
Anglik, Niemiec lub człowiek innej narodowości, to najprzód szuka
nowin i opisów z własnej ojczyzny, z wiosek, miast i pól, które
go żywią i w których leżą prochy jego przodków. To też i
„Zorza” na swoich kartach daje te opisy pouczające; już od
kilku lat i z naszej okolicy wieluńskiej czytelnicy podają od czasu
do czasu wiadomości. Więc i ja coś dorzucę, bo powinniśmy jedni
drugich pouczać i dzielić się nawzajem wiadomościami. Powinniśmy
wypowiadać wspólnie swe żale i pocieszać jedni drugich. Bo
wtenczas tylko jest pismo ludowe, jeżeli i lud sam głos w nim
zabiera i wypowiada swe myśli. Zwłaszcza w dzisiejszych
przełomowych czasach bardzo nam potrzeba tych dobrych, mówiących o
rozbudzaniu się z uśpienia wiekowego i z bezczynnej martwoty, nowin
i opisów, które tak pobudzają do naśladowania w pracach
społecznych.
Bywało tu u nas w Ostrówku-Rudlicach
rozmaicie. Przed kilkunastu jeszcze laty niektórzy ludzie oddawali
się pijaństwu. Ale gdy został proboszczem ks. W. Chrzanowski, to
przez 6 lat swej bytności u nas bardzo dużo zrobił pod względem
obyczajowości i oświaty. Zachęcał zawsze do czytania książek i
gazet, do pracy wspólnej, jaka jest w innych krajach oświeconych; a
zawsze nam dawał za wzór gospodarzy czeskich. Radził wszystkim
dobrze jako kapłan-polak, coraz to podawał nowe sposoby do pracy
dla dobra kraju, wzywał, by pracowali wszyscy bez różnicy
przekonań. Zachęcał młodzież wieśniaczą do szkół
gospodarczych, a nawet sam dopomagał do wyjazdu. Radził wszystkim,
by scalali swe rozrzucone ziemie i pogodzili się z dworem na
serwitut; to też dziś ci, co posłuchali jego obywatelskich rad, z
szacunkiem go wspominają.
Od 1913 r. jest proboszczem ks. St.
Grzywak. Za jego to staraniem została latoś urządzona kwesta pod
hasłem „Ratujcie dzieci”. Była to piękna uroczystość. Dnia 3
czerwca, w odpust św. Trójcy, urządzono sprzedaż znaczka, loterje
fantową i przedstawienie amatorskie. Kwestarzy przybranych w
narodowe znaczki było 7 par. Sprzedawali oni znaczek przypinając go
tym, którzy odczuwają biedę dziatwy i złożyli ofiarę na jej
ratowanie. Z tego znaczka ukwestowano 420 marek 50 fen.
Obok kościoła, z obydwu stron bramy
cmentarnej urządzono dwa namioty ubrane w znaki narodowe. W jednym z
nich sprzedawano losy loterji i dzieci zbierały ofiary dla dzieci,
pod okiem starszej osoby. To dało ofiarę 92 marki 08 fen. W drugim
namiocie były fanty ponumerowane — każdy, kto kupił los za 50
groszy, szedł do tego namiotu, i tam, jeżeli wygrał, wydawano mu
zaraz rzecz wygraną. A było dość uciechy, gdy jeden wygrał
książkę do czytania, inny kurę, kaczkę, świnię, a ten znów
cielę, jajka, kaszę lub inny przedmiot. Jeden z księży wygrał
prosię i ofiarował je zaraz, by sprzedano na licytacji; przez tę
licytację uzyskano 20 rubli na dzieci. Razem fantowa loterja dała
802 marki.
Po południu tegoż dnia urządzono
bardzo przyjemną zabawę. W stodole na probostwie urządzono scenę,
na której nasi żołnierze legjoniści odegrali III akt „Kościuszko
pod Racławicami” i „Na biwaku”. Potem były śpiewy i
deklamacje narodowe, a orkiestra z Woli Janowej* przygrywała marsze
polskie. Zabawa ta dała 311 marek 62 fenigów dochodu. W ten sposób
latosia kwesta urządzona na biedne dzieci przyniosła razem 1721
marek 15 fenigów. Pieniądze te odesłano do Rady powiatowej w
Wieluniu.
Uroczystość Bożego Ciała odbyła
się w tym roku w Ostrówku-Rudlicach, prawdziwie po polsku. Ołtarze
były ubrane zielenią, chorągiewkami amarantowemi i Orłami Białemi
na czerwonem polu. Procesja szła we wzorowym porządku. Po obu jej
stronach młodzież należąca do P. O. W. tworzyła szpalery. Przed
dziatwą, sypiącą kwiatki, szła orkiestra, a za księdzem z
Najświętszym Sakramentem lud, śpiewając „Twoja cześć chwała”.
Jedną zwrotkę śpiewali ludzie, a drugą grali muzykanci.
Ostatnie nieszpory oktawy Bożego Ciała
odbyły się ze sztandarem narodowym.
Na jednem z zebrań na początku maja
jeden z włościan podał myśl, by sprawić Sztandar Narodowy. Myśl
ta została przyjęta z chęcią; zajęto się zbieraniem ofiar na
ten cel i wkrótce zebrano 141 rubli. Czyn ten poparł ks. proboszcz
zebrawszy jeszcze na tackę w jedną niedzielę 43 ruble; poczem
zamówiono sztandar za 250 rubli. Sztandar ten wyhaftowała pewna
pani z Częstochowy, mieszkająca obecnie w naszej okolicy. Robota
jest bardzo piękna: sztandar ma na jednej stronie Obraz Matki
Boskiej Częstochowskiej z napisem „Królowo Korony Polskiej módl
się za nami”, a z drugiej jest Orzeł Biały również haftowany i
wkoło napis „Boże błogosław Polsce niepodległej 1917 r.”
Sztandar ten został poświęcony podczas ostatnich nieszporów i
obecnie jest piękną ozdobą kościoła. Resztę kosztów t. j. 66
rubli pokryto z dochodu jaki przyniosło przedstawienie amatorskie.
Odegrano „Łobzowian” i „Wierną Nastkę”.
Tyle dziś daje Wam Kochani Czytelnicy
wiadomości z naszej okolicy. Bierzmy się do wspólnej pracy dla
dobra naszej kochanej Polski. Nie rozpaczajmy opuszczając ręce, że
dzisiejsza wojna zabiera dużo ofiar. Wiedzmy bracia i siostry, że
tylko po cierniach i głogach kolących dochodzi się do szczęścia.
Nie rzucajmy też dzikich podejrzeń
jedni na drugich. Lepiej będzie gdy się będziemy prześcigać w
pracy dla budującego się Niepodległego Państwa Polskiego.
Wawrzyniec Koźmiński.
*Wola Rudlicka?
Zorza 1917 nr 35
Urodzaje i zbiory w par.
Ostrówek-Rudlice
(ziemia Wieluńska).
Żniwa u nas pokończono pogodnie,
tylko, że omłot w latosim roku o wiele mniejszy, aniżeli w
zeszłym. Żyta po górkach mocno przypaliło, to też morga więcej
nie wyda jak 2 korce ziarna. Na nizkich ziemiach żyta są lepsze,
wyrosły w słomę i ziarno jest pełne. Pszenice średnie, ale za to
ziarno doskonałe, tylko że się bardzo rzuciła miotła. Za żyto
władze niemieckie płacą od 26—32 marek za korzec z odstawą do
Wielunia. Jęczmień się dobrze udał w słomę i ziarno, ale zato
owies średni. Tatarki są dobre w ziarno i okwitły równo; proso
jest dobre; lny także doskonale się udały w ziarno, włókno mają
mocne. Grochy dobre; kartofle w nać wszędzie wyrosły, ale jakie
będą w ziemi, to jeszcze nie wiadomo—jak dotąd, to średnie.
Ogrodowizny piękne, szczególniej ogórki, ale wszystko jest drogie.
Urodzaj owoców jest taki: jabłek
dobry, gruszek średni, śliwek jest mało. Ceny owoców są dosyć
wysokie np. gruszek kwarta od 50—75 fen.
Każdy gospodarz powinien, ile możności
zakładać sady, trzeba tylko drzewka owocowe sadzić jak najrzadziej
i równo, ażeby można uprawiać pomiędzy drzewami. Kilku
gospodarzy posadziło u nas w tym roku sady, które rosną doskonale;
drzewka były sadzone co 12—15 łokci. Drzewka kupowali w ogrodzie
w Złoczewie po 50—60 kop. za sztukę. Kto ma zamiar sadzić
drzewka owocowe, już teraz powinien pokopać doły, a przy końcu
listopada, lub na początku grudnia sadzić. Jak to jest przyjemnie
patrzeć na taką zagrodę, gdzie rośnie porządnie posadzony sad; w
dodatku dobre to dla zdrowia i przynosi pokaźny dochód z owoców.
Niedawno czytałem w „Piaście”, że w Galicji w niektórych
gminach gospodarze radzą w kółkach rolniczych, by sadzić jak
najwięcej sadów, a nawet już jedna gmina w tym roku na wiosnę
posadziła wspólnie przeszło 3 tysiące drzewek owocowych.
W Czechach i na Morawach gospodarze
mają poobsadzane wszystkie drogi i rowy drzewkami owocowemi, z czego
mają doskonały dochód. Warto, żebyśmy i my, polacy, brali z tego
przykład. Pomyślmy i my na zebraniach kółek rolniczych i w
pogawędkach sąsiedzkich, żeby wspólnie sprowadzić drzewek
dobrych i posadzić je koło chat i przy drogach.
Kto będzie przystępował do sadzenia
drzewek owocowych, temu radzę, niech przeczyta książkę napisaną
przez znanego ogrodnika Jankowskiego pod napisem „Sad przy chacie”
a tam się dowie jak sadzić drzewka, żeby dobrze rosły i rodziły.
Tadeusz Orlicz.
Zorza 1917 nr 39
Wieści od Czytelników.
Założenie straży ogniowej w
Czarnożyłach
(ziemia Wieluńska).
Po tylu nieszczęściach sprowadzonych
przez pożary, jakie trzykrotnie już podczas obecnej wojny
nawiedziły wieś Czarnożyły, zrozumieli nareszcie miejscowi
obywatele, że potrzebną im jest bardzo straż ogniowa, któraby
czuwała nad bezpieczeństwem, a w czasie pożaru, mogła stanąć do
walki z rozhukanym żywiołem. To też w maju roku bieżącego
staraniem ks. kanonika Przygodzkiego i światlejszych obywateli,
dbających o dobro ogólne, postanowiono zwołać zebranie gminne w
celu omówienia spraw, dotyczących założenia straży ogniowej.
Na to zebranie dość licznie zeszli
się włościanie i postanowili zorganizować straż ogniową
ochotniczą w Czarnożyłach z oddziałami: w Wydrzynie i Raczynie.
Do zarządu wybrani zostali: na kasjera
— wójt, na sekretarza — pisarz gminny, do dozoru zaś z każdej
wsi jeden gospodarz. Składki uchwalono płacić z morgi, to jest po
25 kop. od rubla z podymnego. Kilku obywateli ofiarowało nawet
dobrowolne składki (honorowych członków) w różnej wysokości. Na
czynnych członków zapisało się przeszło 80 ciu ochotników. Na
naczelnika powołano pana Józefa Maraszka, rządcę dóbr
czarnożylskich; na wice-naczelnika, gospodarza z Wydrzyna, pana
Ignacego Modrzejewskiego. Pan Modrzejewski zamówił zaraz w Wieluniu
narzędzia strażackie: toporki, bosaki i linki. Wszystko to już
zostało zrobione i rozdzielone między strażaków w niedzielę dnia
29 lipca. Bluzy strażackie są w robocie i niedługo już będą
gotowe. Sikawki dwie wypożyczył hrabia Załuski z Czarnożył na
tak długo, dopóki zarząd straży nie będzie mógł kupić nowych.
Wypożyczone sikawki mają zepsute węże; postanowiliśmy więc
sprowadzić nowe z Warszawy. Kiedy zaś sikawki nowe będziemy mogli
sprowadzić tego nie wiemy, bo nasza strażacka kasa nie posiada tyle
kapitału. Nie miała nawet straż czem zapłacić za te narzędzia i
ubiory, które sprowadzono za pożyczone pieniądze. Postanowili więc
strażacy i naczelnicy z prezesem straży ks. kanonikiem Przygodzkim
urządzić w czasie odpustu w Czarnożyłach, na świętego
Bartłomieja, dnia 24 sierpnia „kwiatek”, który dał dochodu z
górą 200 marek.
Wreszcie w niedzielę dnia 26 sierpnia
urządzono „fantową loterję”, na którą strażacy cały
tydzień przedtem fanty po wsiach zbierali. Zgromadzono 600 fantów,
a w tej liczbie dość cenne, jak: 4 prosięta i jedną jałówkę,
darowaną przez hrabiego Załuskiego. Reszta były to zbierane z
całej gminy: kury, kaczki, króliki, gołębie, jajka, ogórki,
owoce, mąka i t. p. Wszystko to zebrali strażacy, poczem urządzili
wzorową wystawę fantów w parku hrabiego Załuskiego.
Popełnili jednak przytem ten błąd,
że nie zajęli się wszystkiem sami, przez co było kilka
nieporozumień. Zainteresowanie loterją było tak wielkie, iż
wkrótce biletów zabrakło, chociaż było trzy czwarte próżnych,
a tylko jedna część wygranych. Bilety sprzedawano po 50 fenigów.
Wejście na muzykę do parku i loterję także kosztowało 50
fenigów. Zabawa rozpoczęła się o godzinie w pół do trzeciej po
południu. Przybyło bardzo dużo gości z Okalewa i Wielunia, bo
była bardzo piękna pogoda. W parku grała orkiestra wynajęta z
Woli Janowej. Bawiono się wyśmienicie. Urządzona była poczta
kwiatowa i żywy kwiatek.
O godzinie 5 ej po południu, gdy już
loterję rozegrano, odbył się popis strażacki i śpiewy bardzo
urozmaicone. W końcu odbyła się ogólna fotografja. Były także
wyścigi strażackie w workach, z jajkiem w łyżce i na nogach
biegiem. O godzinie 7 wieczorem strażacy w marszu pod dowództwem
naczelnika, pana Maraszka, udali się przed pałac hrabiego
Załuskiego, aby podziękować mu za użyczenie parku na urządzenie
całej zabawy, która dała tak znaczny zasiłek kasie strażackiej.
Potem udano się do „Sali Ludowej”, gdzie amatorzy z Ostrówka
dali przedstawienie, na które złożyły się dwie sztuczki: „Wierna
Nastka” i „Łobzowianie”. Za bilety na przedstawienie i za
programy zebrano z górą 300 marek. Część tej sumy przeznaczono
na chleb dla legjonistów uwięzionych w Szczypiornie, resztę zaś
na straż. Po skończonem przedstawieniu odbyły się tańce, które
przeciągnęły się aż do w pół do jedenastej w nocy. Wreszcie
wzniesiono okrzyki na cześć muzyki, amatorów, którzy urządzili
przedstawienie i na cześć straży. Potem odśpiewano „Rotę” M.
Konopnickiej. Podczas śpiewania „Roty” wszyscy stali, a strażacy
salutowali rękoma. W końcu wszyscy się rozeszli do domu.
Strażak Stacho.
Wydrzyn, dnia 19 września 1917.
Zorza 1917 nr 45
Jak to bywało z serwitutami.
Z Gminy Skrzynno z. Wieluńskiej.
Nasza gmina jest dość szeroko
rozrzucona: należy do niej 23 wsie z ośmioma tysiącami dusz
ludności. Osad jest 873; obejmują one razem przeszło 7683 morgi.
Gospodarstwa są przeważnie małorolne i porozrzucane w szachownicę,
nawet po kilkanaście kawałków. Na obszarze gminy są trzy dwory: w
Skrzynnie, Ostrówku i Wielgiem. Na lesie dworskiem ciąży serwitut,
z czego wypływają częste nieporozumienia z dworem. A to wszystko
wina owych rosyjskich komisarzy włościańskich. Ci komisarze
zamiast dopomagać włościanom tylko jątrzyli szlachcica na chłopa,
a chłopów na szlachtę — z tego to pozostała nieufność do
większego obywatela. Ci komisarze bowiem postępowali w taki sposób:
gdy chłop ułamał gałąź, wykopał większy pieniek, lub kiedy
wpadło bydło w zagajnik, to komisarz wzywał winnych i tłomaczył
im: „Widzicie, moje dzieci, tutaj was dziedzic podał do sądu,
żeście mu pokradli drzewo z lasu i wypaśli zagajnik i żąda, żeby
was ukarać, jak największych zbrodniarzy. Ale wiedzcie, moi
gospodarze, że najjaśniejszy Pan, którego dziadek zwolnił was z
tego jarzma polskiego i dał wam ziemię darmo, jest waszym ojcem —
on nie zapomina o was i karę kazał wam złagodzić, a nawet
niektórym zupełnie będzie kara darowana. Ja wiem, że szlachta
polska was oszukuje, ale czekajcie cierpliwie, to najjaśniejszy Pan
nie zapomni o swych wiernych dzieciach”. I tak dalej tłomaczył
„pan” komisarz nam, włościanom, o różnych szczodrych
dobrodziejstwach cara, a myśmy wierzyli, nie wiedząc o tem, że to
właśnie ten car nas oszukał, bo serwituty, które nam się należą,
zamiast zupełnie oddać podczas uwłaszczenia naszych ojców w 1864
roku, pozostawił na dworskiem, żebyśmy się ciągle żarli.
Sprytny był moskal, bo się bał, że gdyby wieśniacy żyli w
zgodzie, to jest, gdyby dwór miał swoje i chata swoje, to mogliby
się zbratać a w tenczas byłoby źle moskalom. Więc tak urządził,
że pastwiska i lasy zostawił przy dworze, a lichą porozrzucaną
ziemię dał wieśniakom-chłopom. Przez takie rzucenie kości
niezgody pomiędzy dwór a chatę, rząd ciągnął wielkie zyski, bo
w sądach karał chłopów, a pan komisarz, gdy pojechał do dworu,
do dziedzica, podburzał go znowu na chłopów; To zło, jakiem są
serwituty, musimy jaknajprędzej naprawić. Tembardziej przyszły
rząd polski powinien się koniecznie zająć uregulowaniem
serwitutów i szachownicy, bo dopóki ta kość niezgody będzie,
dopóty będą ciągłe spory między chłopem a dworem i dopóty nie
można będzie porządnie urządzić gospodarstwa. Takie stosunki
były w naszej gminie, takie i w całym kraju. Gminiak K. W.
Zorza 1917 nr 50
Listy naszych Czytelników.
Z Wielunia (Obchód ku czci
Kościuszki).
W Wieluniu rozpoczęła się
uroczystość Kościuszkowska dnia 14 października w Sali
Towarzystwa Muzycznego, gdzie o godz. 5 po południu odbył się
odczyt (płatny po 25 fen. na cele dobroczynne). Wieczorem o godz. 7
w tejże sali odbyło się uroczyste zebranie, na które złożyły
się: Słowo wstępne, muzyka i deklamacje o Kościuszce. Wejście
było od 1—4-ch marek.
W poniedziałek dnia 15 listopada od
samego rana zaczęły ściągać tłumy ludu ze wszystkich stron
powiatu ze sztandarami, wieńcami i napisami. Przybyło także kilka
oddziałów straży ogniowych oraz dziatwa szkolna, pod kierunkiem
nauczycieli i nauczycielek. Ze sztandarów wyróżniał się swą
pięknością sztandar z parafji Ostrówek-Rudlice. Miasto całe było
udekorowane chorągwiami i zielenią, okna przybrane w kwiaty, obrazy
T. Kościuszki i nalepki. Pośrodku Starego Rynku urządzono ołtarz
polowy, obok zaś postawiono ambonę i tymczasowy pomnik. Do tak
przygotowanego ołtarza o godz. 11-ej przed południem wyszedł
pochód księży, poprzedzany przez chorągwie cechowe i rozpoczęła
się uroczysta Msza święta. W czasie Mszy św. pienia
religijno-narodowe wykonała wieluńska „Lutnia” wraz z chórem
kościelnym z Czarnożył. Kazanie w pięknych słowach wygłosił
dziekan wieluński ks. W. Przygodzki.
Po nabożeństwie złożono wieńce
przy pomniku tymczasowym, poczem długi pochód wyruszył z rynku do
gmachu szkoły. Tu odbyła się uroczystość poświęcenia tablicy
pamiątkowej i przemianowanie tejże Szkoły na Wyższą Szkołę
Realną imienia Tadeusza Kościuszki. Po poświęceniu dokonanem
przez prefekta szkół ks. B. Osadnika, który w podniosłych słowach
zachęcał społeczeństwo do pomocy w budowie szkolnictwa,
przemawiali p. Godecki, prezes Wzajemnego Kredytu i dyrektor szkoły
p. Kutyłowski. Ze szkoły pochód ruszył do ogrodu miejskiego,
gdzie nastąpił akt sadzenia pamiątkowego dębu w ogrodzie, obok
magistratu. Obok dębu wkopano kamień z napisem „Dąb Kościuszki
1817—1917 r.” Także ogród miejski został przemianowany na
ogród Tadeusza Kościuszki. Po posadzeniu drzewka pamiątkowego
pochód ruszył napowrót na Stary Rynek, gdzie wygłoszono znowu
mowy. Pan J. Kosiński z mównicy obok kościoła farnego,
przedstawił opłakany stan włościan przed powstaniem
Kościuszkowskiem, wysiłki Tadeusza Kościuszki i innych dobrych
polaków, którzy chcieli ulżyć doli ludu wiejskiego oraz zasługę
Tadeusza Kościuszki, który pierwszy uwolnił włościan od
pańszczyzny.
Po południu o godz. 3-ej w sali
Towarzystwa Muzycznego p. Tadeusz Chlewski z Czarnożył wygłosił
odczyt dla włościan, a także p. J. Kosiński dla delegacji
wiejskich, jako to: straży ogniowych, cechów i innych korporacji.
Wawrzyniec Koźmiński z pod Wielunia.
Gazeta Świąteczna 1917 nr 1876
Kościół parafjalny w Ostrówku-Rudlicach pod Wieluniem. Kościołek to skromny i nieduży, ale ciekawy dlatego, że go zbudowano jeszcze z drzewa modrzewiowego, które coraz jest rzadsze w naszym kraju. Kościół ten tysiąca przeszło lat temu, w czasach, kiedy w Polsce panował król Kazimierz Wielki. Dawny kościół parafjalny stał kilka wieków, aż wkońcu spalił się podczas pożaru wsi. Stał on we wsi Rudlicach. Po owym pożarze właściciel Ostrówka i Rudlic zbudował swoim kosztem na suchszem miejscu, o pół wiorsty dalej ten właśnie kościół, który dziś stoji. Fotografję kościoła, z której wykonano obrazek do Gazety, zrobił sam ksiądz Stanisław Grzywak, obecny proboszcz w Ostrówku-Rudlicach. W.K
Gazeta Świąteczna 1917 nr 1878
Groby żołnierskie. Dnia 11 listopada
1914 r. oddziały wywiadowcze rossyjskie spotkały na polach wsi
Rudlic, w gminie Skrzynnie, w ziemi Wieluńskiej, takież oddziały
niemieckie. Nastąpiła potyczka i poległo w niej 4 żołnierzy
rossyjskich ze 117 pułku Jarosławskiego. Byli to: Iwan Kołonow z
4-ej roty, Pobrow z 10-ej roty, Iwan Romanow z 9-ej roty i
Półtoraków. Pochowano ich, każdego w osobnej trumnie, w rogu
cmentarza katolickiego we wsi Ostrówku. Podaję tę wiadomość w
tym celu, aby kiedyś zczasem mogła dojść do rodzin tych, którzy
tu snem wiecznym zdała od swej ojczyzny spoczywają. Zbierajmy
wszyscy skrzętnie wiadomości o grobach żołnierskich i posyłajmy
je do Gazety, bo wszak to dobry uczynek względem tych wszystkich
rodzin, których blizcy polegli na polach bitew. W. Koźmiński.
Gazeta Świąteczna 1917 nr 1884
Listy do Gazety Świątecznej. Z
parafji Ostrówka-Rudlic w stronach wieluńskich, guberńji
kaliskiej. Z wielką ciekawością czytamy w Gazecie o pracy
prowadzonej w całym kraju nad odrodzeniem naszego narodu. I u nas na
żądanie włościan otwarto nowe szkoły we wsiach Dymku Wielgoskim
i Milejowie, tak, że gmina ma już 5 szkół, ale przydałoby się
ich i drugie tyle. Mamy nadzieję, że gdy ludzie zrozumieją lepiej,
iż nauka dzieciom jest potrzebna, to postarają się i więcej szkół
założyć. Czytelnictwo w parafji naszej zwiększa się z każdym
miesiącem. Co prawda, wielu czyta głównie dla ciekawości o
wojnie, ale przytem zachęca się do czytania i innych rzeczy
pouczających i potrzebniejszych nam, niż wieści wojenne (choć i
te są dzisiaj bardzo dla nas ważne). Tem bardziej długie wieczory,
święta i dnie, w których niema pilnej pracy, powinniśmy poświęcać
na czytanie książek i gazet. Co prawda, nafta jest teraz bardzo
droga, ale można temu zaradzić: złożyć się w kilka osób, kupić
nafty, zejść się do szkoły lub jednego domu i czytać spólnie.
Taki przykład dała młodzież we wsi Wydrzynie, urządzając spólne
czytania w szkole wraz z nauczycielką Marją Rutkowską. Czytają
gazety i książki powieściowo-historyczne. Tam, gdzie łatwo o
szczepki, można też choćby nafty nie było, urządzać spólne
czytania. Książki kupujemy w Warszawie, ale dużą też pomocą
jest dla nas księgarnia Nowickiego w Wieluniu, gdzie można mieć
dużo książek do wyboru. Można więc spędzić czas na szlachetnej
zabawie, a nie na rozpustnych tańcach, o których nie powinno dziś
być mowy w Polsce, bo żyjemy w czasach smutku i nędzy. Dziś jest
poprostu czas śmierci, bo tam na polach bitew giną przecie tysiące
naszych braci. Powinniśmy nad tem boleć, a tymczasem iluż
lekkomyślnych wyprawia zabawy i tańce! Wobec ludzi obcych świadczy
to o naszej dziecinnej niedojrzałości. Aby odciągnąć rówieśników
od zabaw bezmyślnych, a zachęcić do lepszych. szlachetniejszych,
gromadka młodzieży z naszej parafji urządziła, w drugą niedzielę
listopada pod przewodnictwem p. Krzemienia widowisko teatralne na
korzyść spólnej czytelni wioskowej. Dano rzecz wesołą pod nazwą
„Na przekór”, przyczem przygrywała muzyka wioskowa z
Janowa-Woli: nadto dzieci ze szkółki wiejskiej w Janowie
przedstawiły drobną rzecz „Przed popisem”. Na zakończenie
drużyna młodzieży odśpiewała pod przewodnictwem organisty F. B.
pieśni narodowe: „Z dymem pożarów”, „Jeszcze Polska nie
zginęła” i inne, a ksiądz St. Grzywak, zachęciwszy młodzież
do dalszej pracy i szlachetnej zabawy Bogu na chwałę, a ludziom na
pożytek, zaintonował „Wszystkie nasze dzienne sprawy” i wszyscy
prześpiewali tę modlitwę stojąc. Wszystkim, którzy nam
dopomagają czynem i radą, składam tu w imieniu młodzieży „Bóg
zapłać”. Do naszej parafji przychodzi już teraz około 200
egzemplarzy różnych gazet, a najwięcej Gazety Świątecznej. Muszę
z radością wspomnieć, że i w sąsiedniej parafji Złoczewie
młodzież założyła też spólnemi siłami czytelnię w ten
sposób, że wstrzymano się od palenia papierosów i z tego
uskładało się 10 rubli na kupno książek. Co prawda, nie wszystka
młodzież złoczewska do tego przystąpiła, tylko ci, którzy
kochają Polskę nie w pięknych słowach, ale prawdziwie chcą
odrodzenia Ojczyzny. Jest to młodzież
robotniczo-rzemiemieślniczo-włościańska, a także i starsi. Niech
przykład ich będzie zachętą dla innych okolic. Drożyzna u nas,
jak wszędzie zresztą, coraz większa, ale żyjemy nadzieją, że po
wojnie będzie lepiej. I będzie z pewnością lepiej, jeżeli
wszyscy będziemy zgodnie brać się do pracy społecznej. Dziś
powiedzmy sobie, że nie ma partyj, tylko jest Polska, a w niej
naród, który chce żyć, a nie gnić w ciemnocie. Muszę jeszcze
wspomnieć, że w naszej parafji potrzebne są szkoły we wsiach
Niemierzynie, Okalewie i Ostrówku, a także w Skrzynnie. Co prawda,
w obu wsiach na końcu wymienionych są szkoły, ale w Skrzynnie
szkoła nie może pomieścić dzieci, których jest około 230, a w
Ostrówku jest tak zniszczona, że się już rozlatuje. W. Koźmiński.
Gazeta Świąteczna 1917 nr 1893
Listy do Gazety Świątecznej. Z
parafji Ostrówka-Rudlic w ziemi Sieradzkiej. W górę serca! Nie
traćmy nadzieji w lepszą przyszłość, gdyż lud polski poczyna
spoglądać na życie coraz rozumniej i myśleć o tem, co jest
potrzebne dla dobra narodu. Dowodem tego jest zwiększająca się
wciąż liczba szkół, powstających na życzenie i za staraniem
samych włościan. I nasza parafja Rudlicka pod względem oświaty
chyżo postępuje naprzód. Nie tak dawno odbyło się poświęcenie
nowootworzonej szkoły we wsi Niemieszynie. Już od dość dawna
światlejsi gospodarze niemieszyńscy myśleli o szkole, gdyż wieś
jest duża, a do najbliższej szkoły gminnej były 4 wiorsty;
wskutek jednak oporu kilku nie rozumiejących dobra ogółu sprawa
się przewlekła. Dziś, mając szkołę w swojej wsi, poznali
wszyscy, jakiem dobrodziejstwem jest dobra szkoła, i nawet ci,
którzy dawniej byli najoporniejsi, obecnie chętnie posyłają
dzieci na naukę. Liczba dzieci odrazu dosięgła 75 i byłaby
zapewne większa, gdyby mieszkanie na szkołę było obszerniejsze.
Przed kilku zaś tygodniami odbyło się poświęcenie szkoły we wsi
Okalewie, również w naszej parafji. Już od rana znać było
większy ruch we wsi. Rodzice, jak mogli, powystrajali dzieci, aby im
upamiętnić ten dzień. Koło południa przyjechał dla dopełnienia
obrzędu proboszcz nasz, ksiądz St. Grzywak, który ustawicznie
zachęca nas do oświaty. Ksiądz przemówił gorącemi słowy do
licznie zgromadzonych mieszkańców wsi, wykazując, czem jest nauka
i jak bardzo ona potrzebna każdemu. Następnie zwrócił się do
dzieci z zachętą, żeby pilnie uczęszczały do szkoły i jak
najwięcej korzystały z nauki, potem do rodziców, żeby
spółdziałali z pracą nauczyciela i nie odrywali dzieci od nauki
do gospodarstwa, a wreszcie i do samego nauczyciela, oddając mu w
imieniu rodziców dziatwę, żeby pracował nad nią z całym zapałem
młodzieńczych sił. Nauczycielem został Wawrzyniec Koźmiński,
znany dobrze czytelnikom Gazety Świątecznej ze swych listów
gorących, a zawsze owianych duchem wiary i miłości Ojczyzny.
Ponieważ pochodzi z ludu przywiązanego mocno do wiary ojców,
spodziewać się należy, że to, co czuł i przelewał dotychczas na
papier, obecnie będzie wszczepiał w młode serduszka dzieci
powierzonych mu z całem zaufaniem, że wyrosną na gorliwych synów
i córy Kościoła katolickiego i dzielnych Polaków i Polki.
Błogosław mu Boże w tej trudnej i nieraz lekceważonej pracy! Na
zakończenie uroczystości poświęcenia szkoły odmówiono spólnie
ku uproszeniu pomocy Bożej „Ojcze nas”, „Zdrowaś Maryja” i
„Pod Twoją obronę”, a ksiądz proboszcz porobił zdjęcia
fotograficzne (z których jedno znajduje się tu wyżej w Gazecie).
Okalew jest to wieś duża, mająca zgórą 800 mieszkańców. Ziemia
tu dobra i mogliby gospodarze dobrze się mieć, gdyby nie ta ogólna
klęska naszych polskich wsi: drobne i rozrzucone działki. Oj,
kiedyż to nareszcie ludzie i pod tym względem przejrzą i
zrozumieją, jak to jest zgubne! Każdy, nawet małe dziecko chyba to
rozumie, że o wiele łatwiej i z większym pożytkiem można
gospodarzyć na roli w jednym kawałku i blizko domu, aniżeli na 15
czy 20 kawałkach, wąziutkich jak kiszki, nieraz o kilka wiorst
jeden od drugiego oddalonych. Rozumiemy to wszyscy, a nie umiemy
złemu zaradzić. A przecież nietrudno! Trzeba tylko zastanowić się
nad pożytkiem całej wsi, sprowadzić miernika, któryby zrobił
sprawiedliwy podział ziemi, a co najważniejsza, nie dawać posłuchu
ludziom złej woli lub też ciemnym. Przez całą wieś ciągnie się
bardzo ładna, drzewami wysadzona droga, choć trudno ją tak nazwać
w porze słotnej, bo wtedy błoto na niej jest wprost nie do
przebycia. Gospodarze w długich butach dają sobie radę, brnąc po
kolana w kałużach błota; ale gorzej jest kobietom i dzieciom
chodzącym do szkoły, gdyż marnują swe liche buciki i narażają
się na różne choroby. Gdyby dołożyć trochę pracy i dobrych
chęci całej gromady, to w krótkim czasie możnaby doprowadzić
drogę do porządku. Gromada — to wielki człowiek, pamiętajmy o
tem w każdej sprawie. Jak szkoła we wsi była potrzebna, najlepiej
pokazuje to, że zapisano odrazu 100 dzieci, tak, iż nauczyciel
pragnąc, żeby każde z nich mogło jak najwięcej korzystać,
podzielił je na dwie zmiany. Szkoda tylko, że taka duża wieś nie
ma własnego budynku na szkołę; ale chyba sami gospodarze
zrozumieją, że opłacanie komornego za mieszkanie na szkołę i dla
nauczyciela to niepotrzebny wydatek, i pomyślą o kupnie albo
wybudowaniu domu szkolnego. Jak w każdej wsi, tak i tu znajdą się
źli ludzie, którzy przeszkadzają innym w pracy i ciągną młodzież
do pijaństwa, zepsucia i karciarstwa; jest ich tu jednak niewielu,
naogół bowiem trzeba oddać mieszkańcom Okalewa sprawiedliwość,
że są uczciwi i garną się do nauki. Starsi i młodzież chętnie
biorą książkę do ręki i sprowadzają sobie gazety. Ze
wszystkiego, co tu o parafji naszej powiedziano, widać, że chociaż
wre już w niej praca społeczna, jednak jeszcze dużo jest do
zrobienia. Nie opuszczajmy tedy rąk, nie zrażajmy się trudnościami
i pozornemi przeszkodami, a da Bóg, że zczasem wszystko przemieni
się na lepsze i doczekamy się lepszej doli w naszej ukochanej, a
tak dotychczas prześladowanej Ojczyźnie. Jeden z obecnych.
Gazeta Świąteczna 1917 nr 1894
W Wieluniu, mieście powiatowem w
guberńji kaliskiej, święto narodowe 3 maja obchodzono bardzo
uroczyście i wspaniale. Już od samego rana snuły się tłumy ludzi
z okolic, a nawet od Czarnożył i Ostrówka wielu szło pieszo
przeszło 2 mile. Dziewczęta przyodziane były odświętnie, a
chłopcy przystrojeni kokardkami biało-amarantowemi; szli czwórkami
przez miasto do kościoła farnego śpiewając „Przed Twe ołtarze”,
a potem marsza „Nie traćwa nadzieji”. Miasto i kościół były
przystrojone chorągwiami i orłami, a tu i ówdzie widać było
popiersia Kościuszki, Mickiewicza i innych. Na środku kościoła
przystrojonego zielenią umieszczono napis ze srebrzystych liter
„Królowo Korony Polskiej, módl się za nami!” Presbiterjum
zajęły szkoły z nauczycielami, harcerze i harcerki ze swemi
chorągwiami, a dalej ustawiły się różne stowarzyszenia, oddział
legjonów polskich, straże ogniowe i t. d. Uroczystą mszę św.
odprawił ksiądz kanonik Przygodzki w otoczeniu licznych księży.
Kazanie wygłosił ks. dziekan Wróblewski z Prażki, tłómacząc
dążenia naszych dziadów i ojców, żeby ulżyć ciężkiej niedoli
narodu podczas upadku naszego państwa. Kiedy w całej Europie lud
jęczał w ciężkiej niewoli i pańszczyźnie, u nas przed 126 laty
najlepsi synowie Ojczyzny ustanowili prawa zaprowadzające dobry
rząd, skarb i wojsko, a także biorące włościan w opiekę. Po
kazaniu, które trwało przeszło godzinę, wyruszył pochód
narodowy z kościoła naokoło miasta. Po południu odbył się
odczyt o Konstytucji 3 maja, wygłoszony przez p. Kaczkowskiego,
potem chorąży Butkiewicz przeczytał list Jego Dostojności księdza
Arcybiskupa warszawskiego, następnie legjoniści dali dla włościan
przedstawienie teatralne. Była „Bitwa Racławicka” i „Prolog z
dyktatora”. Wieczorem odbyło się w teatrze odświętne
przedstawienie na skarb wojskowy. — W niedzielę 6 maja odbyło się
znowu uroczyste nabożeństwo we wsi Ostrówku. Kościół był
przepełniony. Przed sumą ksiądz Grzywak odczytał list
Arcypasterza. Podczas uroczystej procesji, na której czele szły
dzieci ze szkoły w Ostrówku-Rudlicach, przygrywała kapela wiejska.
Ksiądz Grzywak wygłosił piękne kazanie o miłości Ojczyzny, tej
matki naszej, która nas żywi i w której leżą prochy naszych
pradziadów i ojców, a także i nasze kości spoczną. W. Koźmiński.
Gazeta Świąteczna 1917 nr 1905
Niby milicjanci. W okolicy Wielunia,
miasta powiatowego w stronach kaliskich, zaczęły się powtarzać od
jakiegoś czasu kradzieże bydła, kur i świń, a teraz nawet wzięli
się złodzieje na nowy sposób. Oto dwaj złodzieje przebrali się
za milicjantów i chodzili po młynach i sklepach w okolicznych
wioskach, wyłudzając pieniądze. Po sklepach zwykle zaczynali
przeglądać wszystko i gdy znaleźli papierosy lub nieopieczętowane
zapałki, chcieli pisać protokół. niby to dla Niemców; sklepowy
bojąc się kary, prosił ich, aby tego nie robili, oni zaś brali za
to pieniądze od 30 do 1000 marek, mówiąc, że teraz może już
bezpiecznie mieć w sklepie zabronione rzeczy. Tak samo wyłudzali
pieniądze od młynarzy. Aż raz przyszli do wsi Skrzynna i wyłudzili
od sklepikarki, żydówki, 105 rubli. Kupcowa poszła do sołtysa ze
skargą, że ją tak obdarli. Sołtys przyszedł, a przebrani za
milicjantów złodzieje dalejże zgóry na sołtysa, strasząc go
oddaniem pod sąd. Ale sołtys pogróżek się nie uląkł, tylko
wziął panów bratów i odprowadził na odwach żołnierski do
Ostrówka; tu, po sprawdzeniu papierów, okazało się, że nie są
to wcale milicjanci. Jednego uwięziono, a drugi uciekł w stronę
Okalewa; tam go włościanie złapali. Złodziej zaczął płakać i
świadczyć się Bogiem, że jest jeńcem i uciekł z niewoli, a
Niemcy chcą go znowu zabrać. Tamtejsi ludzie go nie znali, więc
uwierzyli, i złodziej zdołał uciec. Do takich sposobów biorą się
złodzieje! Złodziejstwa po wsiach — to największa plaga trapiąca
gospodarzy, a od złodziejstw może dojść do rozbojów i w
przyszłości nikt nie będzie pewien życia, To też nie należy
złodziejów ukrywać, lecz oddawać ich w ręce sprawiedliwości.
Ob.
Gazeta Świąteczna 1918 nr 1867
(...) Za przykładem Czarnożył poszły też wsie
Teklina-Łagiewniki i Ostrówek-Rudlice. Założono tam straże
ogniowe z zasobów otrzymanych z „komitetu cukrowego”. Kupiono
dwie sikawki i czapki dla strażaków, a także żelazo na toporki.
Aż tyle rzeczy można było kupić za pieniądze, które w wielu
innych gminach obracane są na potrzeby wójta lub pisarza gminnego,
bo komitety gminne „cukrowe” i „mączne” są wyłącznie pod
ich zarządem. Gminiak.
Gazeta Świąteczna 1918 nr 1970
Z gminy Skrzynna pod Wieluniem piszą
do nas: Ciężka wojna, która już piąty rok się toczy, dała się
wszystkim we znaki, a zwłaszcza robotnikom i ludziom uboższym. Mimo
to nie opuszczamy rąk, lecz pracujemy, jak można, zwłaszcza gdy
idzie o sprawy społeczne i oświatę. Staraniem kilku ludzi z dawnym
proboszczem, księdzem St. Grzywakiem, na czele, powstała u nas w
gminie straż ogniowa ochotnicza z oddziałami w Ostrówku, Okalewie,
Skrzynnie, Woli-Janowie i Dymku. Z opłat członkowskich i wpisów, a
także z ofiar niektórych osób i zapomogi komitetu żywnościowego,
kupiono dwie sikawki, beczki, toporki i bosaki, a także czapki dla
strażaków. Urządzona jesienna zabawa z fantową loterją i
przedstawieniem teatralnem dała przeszło 3985 marek czystego
dochodu, który ma być obrócony na zapoczątkowanie budowy sali i
szopy strażackiej. Szkół powstało u nas podczas wojny 6, a oprócz
tego są 3 stare. Są też ochronki; do szkół chodzi przeszło 765
dzieci. Aby jakoś bronić się od wyzysku i biedy, gospodarze radzą
spólnie nad sprawami gospodarskiemi i krajowemi. Duży nacisk kładą
na to, jak pracować nad budową Ojczyzny, żeby nie wybuchły jakie
niepotrzebne rozruchy, z których mogliby tylko skorzystać ludzie
nie mający nic spólnego z naszą Ojczyzną. Bo widzimy, co to
zrobiły rozruchy w Rossji, ze tam dziś człowiek niepewien życia,
a praca ludzka została obrócona w perzynę. Mamy także radzić nad
tem, jakich ludzi należy wybrać do sejmu, który pewnie niezadługo
zbierze się w Warszawie. Musimy wybierać ludzi mądrych,
kochających naszą Polskę i lud, którzy swą pracą
oświatowo-społeczną zasłużyli się krajowi nietylko teraz,
podczas wojny, ale już dawniej, przed wojną. Pamiętajmy, że
jakich ludzi powołamy do sejmu, takie będziemy mieli prawa i
przyszłość dla siebie i naszych dzieci. Teraz będą się układały
prawa nie na dzień, nie na miesiąc, ale na całe lata. To też
wszyscy starajmy się upatrywać wśród siebie zawczasu ludzi
odpowiednich na posłów. Sprawą budzenia miłości Ojczyzny,
oświaty po wioskach i miasteczkach muszą zająć się u nas
nauczyciele, którzy mają bardzo piękną przyszłość przed sobą.
Wreszcie każdy Polak i Polka kochający Ojczyznę muszą koniecznie
zachęcać rodaków do dobra, piękna i obowiązków obywatelskich.
Niech każdy zachęci choć jednego człowieka do czytania książki
pożytecznej i gazety, to już będzie miał zasługę przed
społeczeństwem, a nagrodę u Boga. — Urodzaj ziemniaków mieliśmy
średni, to też kopanie ich ukończono już w połowie października
przy dość pięknej pogodzie. Żyto zasiane siewnikiem idzie równo,
siane zaś ręcznie powschodziło rzadko. Najlepiej udaje się żyto
na łubinie, którego u nas dużo sieją. — Choroba grypa, zwana
też teraz często „hiszpanką”, bardzo się rozszerzyła w całem
Wieluńskiem i są nawet przypadki śmierci. T. Koźmiński.
Ziemia Sieradzka 1921 czerwiec
— Ze wsi Ostrówko, ziemi Wieluńskiej. W dniu 3 kwietnia przyprowadzono tu ze Złoczewa zwłoki zmarłej po długich cierpieniach ś. p. Heleny z Moszczeńskich Białeckiej, dawnej właścicielki Skrzynna, która przeżyła 77 lat. Zmarła obdarzona wielkiemi zaletami serca i umysłu, stanowiła rzadki już w dzisiejszych czasach typ matrony polskiej, gorąco kochającej obowiązki kraju, bliźnich i rodziny. Przechowywała i strzegła dawniejszych tradycji, pamiętnych z minionych lat. Wychowała trzy córki na idealne żony, dzielne matki i prawdziwe obywatelki-Polki, miłujące swą Ojczyznę. Za jej staraniem został w 1907 r. odnowiony wielki ołtarz w kościele tutejszym. Wszyscy włościanie w Skrzynnie wspominają ze czcią, bo każdemu choremu i potrzebującemu nie szczędziła rad i pomocy. Pogrzeb odbył się w poniedziałek, 4 kwietnia, przy bardzo licznym udziale ludzi i ziemian. Złożenie zwłok zmarłej nastąpiło o godz. w pół do 12-ej rano do grobu rodzinnego.
Coraz nam więcej ubywa tych Polek-obywatelek ziemianek i pozostają po nich, tylko serdeczne wspomnienia. Niech Jej ojczysta ziemia lekką będzie.
T. Orlicz.
Gazeta Świąteczna 1921 nr 2092
Z parafji Rudlic-Ostrówka w powiecie
wieluńskim, w stronach kaliskich, piszą do nas: W parafji mamy trzy
stowarzyszenia spożywcze: w Okalewie „Zagon”, w Ostrówku
„Wyzwolenie” i w Skrzynnie „Promień”. Rozwijają się one
doskonale. Stowarzyszenie w Ostrówku przeznaczyło 27 tysięcy m. na
dom gromadzki i 700 m. na głosowanie górnoślązkie. Stowarzyszenie
w Okalewie dało 1000 m. na Ślązk, 1000 na. jeńców w Rossji i
1000 na książnicę. Dnia 16-go lutego odbył się tu staraniem
nauczyciela Koźmińskiego odczyt o Ślązku, w którym przedstawiono
dzieje Ślązka aż do czasów obecnych. Skutek był taki, że w
Okalewie gospodarze i robotnicy złożyli na sprawę głosowania 2050
m. Jest tu także stowarzyszenie pożyczkowo-oszczędnościowe,
którego przewodniczącym jest ksiądz proboszcz E. Hadaś. Czytelnik
Or.
Gazeta Świąteczna 1921 nr 2122
WSPOMNIENIE POŚMIERTNE. We wsi
Ostrówkach w parafji Rudlickiej, w wieluńskiem, zmarł dnia 29
sierpnia gospodarz ś. p Antoni Koźmiński, przeżywszy 70 lat.
Zmarły cieszył się szacunkiem spółparafjan. Przez wiele lat byt
przewodnikiem kompanij na Jasną-Górę. Gazetę Świątecznę cenił
i czytywał stale od czasu jej założenia. O sprawy
oświatowo-gospodarcze dbał szczerze i często zachęcał gospodarzy
do zakładania szkół, jak również zachęcił do założenia kółka
rolniczego, w którem był nawet przewodniczącym. Był jednym z
założycieli kasy pożyczkowo-oszczędnościowej, której był przez
7 lat skarbnikiem. Dbał również o wychowanie dzieci; za czasów
niewoli w domu jego odbywały się często tajemne zgromadzenia w tej
sprawie. To też na pogrzeb jego w dniu 31 sierpnia zgromadziło się
moc ludzi. Nad grobem pięknie przemówił ksiądz proboszcz Hadaś.
Niech Bóg użyczy zmarłemu światłości wiecznej! Stroskana
rodzina prosi Spółczytelników o „Zdrowaś Maryja” za jego
duszę. Przyjaciel.
WIELUŃ.
Dnia 11 czerwca odbył się wiec w Mieleszynie w remizie strażackiej, pod przewodnictwem wójta tamtejszej gminy. Po obszernem sprawozdaniu pos. Chwalińskiego, po którem wyłoniła się dyskusja, zebrani wszyscy wyrazili votum zaufania dla Stronnictwa „Piasta" i prezesa Witosa, oraz pos. Chwalińskiego.
Dnia 12 czerwca b. r. odbył się wiec w Bolesławcu pod przewodnictwem gospodarza Dury, na którym około 500 uczestników; po wysłuchaniu sprawozdania posła Chwalińskiego, trwającego 3 godziny, zebrani podziękowali posłowi Chwalińskiemu za przybycie i obszerne wyjaśnienie spraw gospodarczych, politycznych i samorządowych i potępili wszelką warcholską robotę Wyzwolenia i Stronnictwa Chłopskiego. Wiec uchwalił votum zaufania dla Stronnictwa „Piasta", prezesa Witosa i posła Chwalińskiego.
Dnia 22 czerwca b. r. odbył się wiec w Lututowie o przebiegu jak wiec poprzedni.
Dnia 26 czerwca b. r. odbył się wiec po sumie w Ostrówku, gm. Skrzynno, w liczbie uczestników około 600 osób, pod przewodnictwem członka Rady gminnej. Po obszernem sprawozdaniu posła Chwalińskiego, którego zebrani wysłuchali z wielkiem zainteresowaniem, wiec uchwalił podziękowani posłowi Chwalińskiemu oraz prezesowi Witosowi
Dnia 23 czerwca b. r. odbyły się wybory gminne w gminie Galewicy, powiatu wieluńskiego, na których został ponownie wybrany wójtem Piastowiec i zastępca, dziesięciu radnych z Piasta — dwóch bezpartyjnych.
Z Ostrówka-Rudlic pod Wieluniem piszą do nas: Parafję naszą spotkała wielka radość. Oto przybył do nas Jego Dostojność ks. biskup Kubina z Częstochowy i dokonał poświęcenia powiększonego kościoła. Koszt budowy wyniósł około 30 tysięcy złotych, nie licząc pracy parafjan. przy budowie i dostarczonych przez nich furmanek. Kamień na fundamenty był zwieziony jeszcze przed wojną, staraniem poprzednich księży proboszczów. Do wykonania dawno powziętej myśli przystąpili parafjanie za zachętą obecnego proboszcza, księdza Hadasia. Na poświęcenie przybyło mnóstwo ludzi nietylko z parafji, ale i z okolicy. Dowiedzieliśmy się z kazania, że parafja nasza istnieje już 700 lat. Pierwszy kościół był wybudowany na gruntach wsi Rudlic pod wezwaniem Św. Barbary. Po kilku wiekach na jego miejsce wybudowano nowy, pod wezwaniem Św. Rocha, i ten dotrwał do 17-go wieku jest ozdobą wsi Ostrówka. Należy wspomnieć, że w Ostrówku wybudowano piękną szkołę, a we wsiach Niewierzynie, Okalewie i Rudlicach przeprowadzono zcalenie gruntów. To samo ma nastąpić we wsiach Woli i Skrzynnie. Już dziś właściciele gruntów zcalonych lepiej prowayły tylko 4 szkoły, a dziś mamy 8. Jest także mleczarnia spółkowa, ale jakoś słabo się rozwija, oraz są dwa kółka rolnicze: w Ostrówku i Janowie. Przewodniczącym kółka rolniczego w Ostrówku jest Pr. Borkowski, a w Janowie B. Kapica. Kółka sprowadzają dla gospodarzy nawozy sztuczne. Uruchomiono także kasę Stefczyka oraz otwarto urząd pocztowy i założono radjo. W całej parafji kosztem gminy obsadzono drogi drzewami owocowemi. Tyle zrobiono zgodną i wytrwałą pracą. I niech tylko będzie wzajemna miłość, a nie nienawiść partyjna, to więcej będzie można zrobić dla dobra parafji i kraju. W. Koźmiński.
— (w) Z pożarnictwa. W dniu 18 bm zakończony został w Pątnowie, trzydniowy kurs przeszkolenia pożarniczego.
Kurs ukończyło 15 strażaków z następujących straży pożarnych: Pątnów, Dzietrzniki, Grębień, Popowice i Kadłub.
Przeszkolenia pożarniczego tak z teoryj jak i z praktyki dokonał instruktor pożarniczy na powiat wieluński p. A. Albert.
Takież same kursy przeszkolenia pożarniczego również pod kierunkiem tegoż instr. poż. odbędą się w Ostrówku gm. Skrzynno, w dniach: od 20 do 23 bm. włącznie dla członków czynnych straży pożarnych: z Ostrówka, Okalewa, Janowa, Skrzynna, Wielgiego, Dymku i Czarnożył.
W dniach: od 27 do 29 włącz. w Białej dla straży pożarnych: z Białej, Naramic, Łyskorni, Młyniska Walichnów, Łagiewnik i Raczyna.
Korespondencje.
WIECE POSŁA CHWALIŃSKIEGO.
Dnia 6 lipca rb. odbył się wiec PSL. „Piast" w parafji Ostrówek przy udziale przeszło 600 osób. Zebranym poseł Chwaliński przedstawił w dobitnych słowach stan polityczny i gospodarczy kraju, piętnując nadużycia kliki sanacyjnej. Nasłani przez jedynkę osobnicy próbowali zakłócić spokój, lecz bezskutecznie, dostali taką odprawę, że uciekali przez zboże, nie wiedząc którędy droga. Zebraniu przewodniczył członek Wydziału powiatowego p. Heladyń.
20 lipca odbył się więc w parafji Mieleszyn. Przewodniczył członek rady gminnej p. Sz. Figiel. Obecnych było około 300 gospodarzy. Po 2-godzinnym referacie posła Chwalińskiego wywiązała się żywa dyskusja, w której zebrani wyrażali swoje głębokie rozgoryczenie i oburzenie na stosunki obecnie panujące.
Dnia 27 lipca odbył się wiec posła Chwalińskiego w parafji Kadłub pod przewodnictwem miejscowego sołtysa i członka sejmiku. Obecnych około 400 osób. Przebieg zebrania podobny do poprzedniego.
Rozwój 1923 nr 60
Napad bandycki.
W lesie między Ostrówkiem
a Lututowem na przejeżdżających Jakóba Bednarka rolnika i Rudę
Zamel handlarkę, napadło 2-ch bandytów żądając pieniędzy. Gdy
napadnięci wszczęli alarm, jeden z bandytów począł ich bić
kijem po głowach, drugi zaś strzelił z rewolweru, lecz nie trafił.
Po obrabowaniu napadniętych bandyci zbiegli w las w stronę
Lututowa.
Napadnięci
zawiadomili posterunek policji, znajdujący się w odległości 8
klm. który też wszczął poszukiwania, aresztując Jana i Józefa
Zgrozajew, zam. w Ostrówku. Ponieważ
jednego z nich Jana napadnięci poznali, jako uczestnika napadu, obu
wzięto w krzyżowy ogień pytań, dzięki czemu przyznali się do
inkryminowanego im czynu. Obu bandytów osadzono w więzieniu.
Łódzki Dziennik Urzędowy 1925 nr 45
Na zasadzie
postanowienia Województwa z dnia 24. 7 1925 r. L. Pr. 3491 (2) II,
wciągnięto do rejestru Stowarzyszeń i Związków Nr. 1059
,,Towarzystwo Straży Ogniowej Ochotniczej w Ostrówku"
(pow. Wieluń).
Obwieszczenia Publiczne 1925 nr 88
Notarjusz przy wydziale
hipotecznym sądu okręgowego w Kaliszu, Stanisław Bzowski,
niniejszem obwieszcza, że zostały otwarte postępowania spadkowe po
zmarłych:
6) Kazimierzu
Domańskim, współwłaśc. dóbr Ostrówek A, B i Polesie, star.
wieluńskiego;
Termin zamknięcia tych
postępowań spadkowych wyznaczony został na d. 5 maja 1926 r. w
kancelarji notarjusza Stanisława Bzowskiego w Kaliszu.
Łódzki Dziennik Urzędowy 1926 nr 13
Na zasadzie
postanowienia Województwa z dnia 20.1 1926 r. L. B. P. 271/2,
wciągnięto do rejestru Stowarzyszeń i Związków Nr. 1182, „Kółko
Rolnicze „Plon" w Ostrówku"
(p. Wieluń).
Łódzki Dziennik Urzędowy 1926 nr 46
Ogłoszenie.
Okręgowy Urząd Ziemski w Piotrkowie podaje do publicznej wiadomości, że Okręgowa Komisja Ziemska w Piotrkowie na posiedzeniu w dniu 31 marca 1926 roku postanowiła: 1) wniosek gospodarzy wsi Rudlice o skomasowanie ich gruntów wyrażony w formie uchwały z dnia 22 listopada 1925 roku zatwierdzić, 2) ustalić obszar scalenia wsi Rudlice w granicach: a) gruntów ukazowych wsi Rudlice o powierzchni około 220 ha. b) wszystkich gruntów „Części poduchownej wsi Rudlice" według aktu nadawczego o przestrzeni około 2 ha, c) gruntów z rozparcelowanego majątku Rudlice, z folwarku „Ostrówek" o powierzchni około 84 ha, należących do gospodarzy wsi Rudlice i do Antoniego i Marjanny Bąk, Antoniego Budy, Józefa Budy i Michała Budy ze wsi Jackowskie. 3) wszcząć postępowanie scaleniowe na podanym wyżej obszarze.
Orzeczenie to uprawomocniło się dnia 27 sierpnia 1926 r.
Prezes : (—) J. Chamiec.
Przegląd Leśniczy 1926 marzec
Spis wszystkich lasów prywatnych,
komunalnych, kościeln. i fundacyjnych w województwie Śląskiem,
Poznańskiem, Pomorskiem i Łódzkiem o powierzchni ponad 50 ha
według stanu z 1924 r. Zestawił W. Przybylski.
140. Nazwa majątku leśnego:
Ostrówek-Polesie, powiat Wieluń. Właściciel: Spadkob. Kaz.
Domańskiego. Obszar ha: (serw.) 253, 63.
Wola Ludu 1927 nr 370
WIELUŃ.
Dnia 11 czerwca odbył się wiec w Mieleszynie w remizie strażackiej, pod przewodnictwem wójta tamtejszej gminy. Po obszernem sprawozdaniu pos. Chwalińskiego, po którem wyłoniła się dyskusja, zebrani wszyscy wyrazili votum zaufania dla Stronnictwa „Piasta" i prezesa Witosa, oraz pos. Chwalińskiego.
Dnia 12 czerwca b. r. odbył się wiec w Bolesławcu pod przewodnictwem gospodarza Dury, na którym około 500 uczestników; po wysłuchaniu sprawozdania posła Chwalińskiego, trwającego 3 godziny, zebrani podziękowali posłowi Chwalińskiemu za przybycie i obszerne wyjaśnienie spraw gospodarczych, politycznych i samorządowych i potępili wszelką warcholską robotę Wyzwolenia i Stronnictwa Chłopskiego. Wiec uchwalił votum zaufania dla Stronnictwa „Piasta", prezesa Witosa i posła Chwalińskiego.
Dnia 22 czerwca b. r. odbył się wiec w Lututowie o przebiegu jak wiec poprzedni.
Dnia 26 czerwca b. r. odbył się wiec po sumie w Ostrówku, gm. Skrzynno, w liczbie uczestników około 600 osób, pod przewodnictwem członka Rady gminnej. Po obszernem sprawozdaniu posła Chwalińskiego, którego zebrani wysłuchali z wielkiem zainteresowaniem, wiec uchwalił podziękowani posłowi Chwalińskiemu oraz prezesowi Witosowi
Dnia 23 czerwca b. r. odbyły się wybory gminne w gminie Galewicy, powiatu wieluńskiego, na których został ponownie wybrany wójtem Piastowiec i zastępca, dziesięciu radnych z Piasta — dwóch bezpartyjnych.
Łódzki Dziennik Urzędowy 1928 nr 9
Ogłoszenie.
Okręgowy Urząd Ziemski w Piotrkowie podaje do publicznej wiadomości, że orzeczeniem z dnia 6 marca 1928 r. postanowił:
Zwiększyć obszar scalenia wsi Rudlice, gminy Skrzynno, powiatu wieluńskiego przez włączenie:
a) gruntów ukazowych osady Nr. 1 wsi Jackowskie, gminy Skrzynno, o obszarze około 1 ha, należących do Józefy Orzelskiej;
b) gruntów ukazowych osady Nr. 25 wsi Ostrówek, gminy Skrzynno o obszarze około 0,28 ha, należących do Michała Wróbla i osady Nr. 32 — o obszarze około 0,28 ha, należących do Józefa Koziołka;
c) gruntów nabytych z parcelacji folwarku Ostrówek przez 1) Józefa Drabińskiego, gospodarza wsi Dobroszyna, gminy Skrzynno o obszarze około 0,84 ha, 2) Michała Bąka, gospodarza wsi Dobroszyna, gminy Skrzynno, o obszarze około 0,28 ha i 3) Emanuela Helasa, gospodarza wsi Ostrówek, gminy Skrzynno, o obszarze około 0,28 ha;
d) części gruntów folwarku Ostrówek, gminy Skrzynno, stanowiących własność Marji Ciemniewskiej, o obszarze około 12 ha, oraz
e) gruntów parafji katolickiej Rudlice, o obszarze około 0,30 ha.
Orzeczenie to uprawomocniło się dnia 2 maja 1928 r.
Z polecenia Prezesa:
Naczelnik Wydziału (—) Jaroński.
Łódzki Dziennik Urzędowy 1928 nr 14
WYKAZ STOWARZYSZEŃ I ZWIĄZKÓW, ZAREJESTROWANYCH PRZEZ WOJEWODĘ ŁÓDZKIEGO.
L. p.
24. 5. 1928
L. B. P. 3468 Kółko Rolnicze Nr. 42 w Ostrówku,
pow. Wieluński.
Łódzki Dziennik Urzędowy 1928 nr 19
AGENCJE i URZĘDY POCZTOWE
w których zaprowadzono służbę
c) telegraficzną i
telefoniczną:
2. Ostrówek,
pow. Wieluń.
Obwieszczenia Publiczne 1928 nr 19a
Wpisy do rejestru handlowego.
Do rejestru handlowego, Działu A, sądu okręgowego w Kaliszu wciągnięto następujące firmy pod Nr. Nr.:
28 grudnia 1927 roku.
8582 „Emil
Lewicki", mleczarnia we wsi Ostrówek, gminy Skrzynno, powiatu
wieluńskiego. Istnieje od 1927 roku. Właśc. Emil Lewicki, zam. we
wsi Ostrówek.
Obwieszczenia Publiczne 1928 nr 37a
Do rejestru handlowego, Działu A, sądu okręgowego w Kaliszu, wciągnięto następujące firmy pod Nr. Nr.:
W dniu 30 grudnia 1927 r.
8684. „Heronim
Drabiński" — sklep kolonjalno-spożywczy i wyroby tytoniowe
we wsi Ostrówek, gm. Skrzynno,
pow. wieluńskiego. Istnieje od 1924 roku. Właśc. Heronim
Drabiński, zam. we wsi Ostrówek.
Gazeta Świąteczna 1928 nr 2493
Z Ostrówka-Rudlic pod Wieluniem piszą do nas: Parafję naszą spotkała wielka radość. Oto przybył do nas Jego Dostojność ks. biskup Kubina z Częstochowy i dokonał poświęcenia powiększonego kościoła. Koszt budowy wyniósł około 30 tysięcy złotych, nie licząc pracy parafjan. przy budowie i dostarczonych przez nich furmanek. Kamień na fundamenty był zwieziony jeszcze przed wojną, staraniem poprzednich księży proboszczów. Do wykonania dawno powziętej myśli przystąpili parafjanie za zachętą obecnego proboszcza, księdza Hadasia. Na poświęcenie przybyło mnóstwo ludzi nietylko z parafji, ale i z okolicy. Dowiedzieliśmy się z kazania, że parafja nasza istnieje już 700 lat. Pierwszy kościół był wybudowany na gruntach wsi Rudlic pod wezwaniem Św. Barbary. Po kilku wiekach na jego miejsce wybudowano nowy, pod wezwaniem Św. Rocha, i ten dotrwał do 17-go wieku jest ozdobą wsi Ostrówka. Należy wspomnieć, że w Ostrówku wybudowano piękną szkołę, a we wsiach Niewierzynie, Okalewie i Rudlicach przeprowadzono zcalenie gruntów. To samo ma nastąpić we wsiach Woli i Skrzynnie. Już dziś właściciele gruntów zcalonych lepiej prowayły tylko 4 szkoły, a dziś mamy 8. Jest także mleczarnia spółkowa, ale jakoś słabo się rozwija, oraz są dwa kółka rolnicze: w Ostrówku i Janowie. Przewodniczącym kółka rolniczego w Ostrówku jest Pr. Borkowski, a w Janowie B. Kapica. Kółka sprowadzają dla gospodarzy nawozy sztuczne. Uruchomiono także kasę Stefczyka oraz otwarto urząd pocztowy i założono radjo. W całej parafji kosztem gminy obsadzono drogi drzewami owocowemi. Tyle zrobiono zgodną i wytrwałą pracą. I niech tylko będzie wzajemna miłość, a nie nienawiść partyjna, to więcej będzie można zrobić dla dobra parafji i kraju. W. Koźmiński.
Obwieszczenia Publiczne 1929 nr 12a
Do rejestru handlowego, Działu A, sądu okręgowego w Kaliszu wciągnięto następujące firmy pod Nr. Nr.:
Dnia 13 października 1928 roku.
9624. „Józef
Gliński" — sklep kolonjalno spożywczy i wyroby masarskie
we wsi Ostrówek, gminy Skrzynno, pow. wieluńskiego. Istnieje od
1928 roku. Właściciel Józef Gliński, zamieszkały w Ostrówku.
Goniec Sieradzki 1929 nr 239
— (w) Pożar. W sobotę dn. 12 bm. we wsi Ostrówek gm. Skrzynno spalił się dom i zabudowanie gospodarcze na szkodę Bieńkowskiego Szczepana.
Goniec Sieradzki 1929 nr 270
— (w) Z pożarnictwa. W dniu 18 bm zakończony został w Pątnowie, trzydniowy kurs przeszkolenia pożarniczego.
Kurs ukończyło 15 strażaków z następujących straży pożarnych: Pątnów, Dzietrzniki, Grębień, Popowice i Kadłub.
Przeszkolenia pożarniczego tak z teoryj jak i z praktyki dokonał instruktor pożarniczy na powiat wieluński p. A. Albert.
Takież same kursy przeszkolenia pożarniczego również pod kierunkiem tegoż instr. poż. odbędą się w Ostrówku gm. Skrzynno, w dniach: od 20 do 23 bm. włącznie dla członków czynnych straży pożarnych: z Ostrówka, Okalewa, Janowa, Skrzynna, Wielgiego, Dymku i Czarnożył.
W dniach: od 27 do 29 włącz. w Białej dla straży pożarnych: z Białej, Naramic, Łyskorni, Młyniska Walichnów, Łagiewnik i Raczyna.
Łódzki Dziennik Urzędowy 1930 nr 5
WYKAZ STOWARZYSZEŃ I ZWIĄZKÓW,
które decyzją Wojewody łódzkiego w dniach i przy liczbach niżej wyszczególnionych zarejestrowane zostały.
L. p. rej. 2216 Kółko Myśliwskie w Ostrówku, pow. Wieluń, z dn. 18. 11. 29. L. II. Zw. 9100.
Goniec Sieradzki 1930 nr 89
WIELUŃ.
Pożar od strzału z petardy.
(w) Dn. 11 bm. we wsi Ostrówek gm. Skrzynno spaliła się obora oraz zapasy paszy dla bydła i sieczkarnia na szkodę Kranca Tomasza.
Pożar spowodował, przy strzelaniu z petard małoletni syn poszkodowanego.
Pożar od strzału z petardy.
(w) Dn. 11 bm. we wsi Ostrówek gm. Skrzynno spaliła się obora oraz zapasy paszy dla bydła i sieczkarnia na szkodę Kranca Tomasza.
Pożar spowodował, przy strzelaniu z petard małoletni syn poszkodowanego.
Wola Ludu 1930 nr 527
Korespondencje.
WIECE POSŁA CHWALIŃSKIEGO.
Dnia 6 lipca rb. odbył się wiec PSL. „Piast" w parafji Ostrówek przy udziale przeszło 600 osób. Zebranym poseł Chwaliński przedstawił w dobitnych słowach stan polityczny i gospodarczy kraju, piętnując nadużycia kliki sanacyjnej. Nasłani przez jedynkę osobnicy próbowali zakłócić spokój, lecz bezskutecznie, dostali taką odprawę, że uciekali przez zboże, nie wiedząc którędy droga. Zebraniu przewodniczył członek Wydziału powiatowego p. Heladyń.
20 lipca odbył się więc w parafji Mieleszyn. Przewodniczył członek rady gminnej p. Sz. Figiel. Obecnych było około 300 gospodarzy. Po 2-godzinnym referacie posła Chwalińskiego wywiązała się żywa dyskusja, w której zebrani wyrażali swoje głębokie rozgoryczenie i oburzenie na stosunki obecnie panujące.
Dnia 27 lipca odbył się wiec posła Chwalińskiego w parafji Kadłub pod przewodnictwem miejscowego sołtysa i członka sejmiku. Obecnych około 400 osób. Przebieg zebrania podobny do poprzedniego.
Echo Sieradzkie 1931 kwiecień
We wsi Wielgie gm. Skrzynno pow. wieluńskiego, powstał pożar, który wskutek silnego wiatru objął w krótkim czasie aż 14 zagród.
Do pożaru przybyło kilka straży polarnych okolicznych oraz zawezwaną została telefonicznie straż Pożarna wieluńska, która niezwłocznie wyruszyła z sikawką motorową, przebywając przestrzeń 7* klm. w ciągu 15-tu minut.
Dzięki energicznej akcji ratunkowe, oraz obfitości wody w sadzawce w pobliżu pożaru, ogień zlokalizowano.
Oto lista poszkodowanych: Kolanek E., spalona chata i przybudówki, Kaźmierczak Jan, chata, Piotrowski A., chata, stodoła i obora, Marja Kolanek, obora i stodoła, Wal. Majcher, dom, obora, stodoła i szopa, Fr. Cłapa*, dom, obora, stodoła, szopy i chlewy, R. Kuźnik, stodoła i obora, J. Lewkowicz dom i przybudówka, Gerszonowicz Mordka, dom, J. Gąsiorek dom, Ant. Czysek, dom, obora i chlewy, W. Teodorczyk dom, obora, Fr. Szczurek, dom, 2 szopy i chlewy, J. Kurowski, dom i zabudowania, i Ig. Lisek, dom, szopa i chlewy.
Pożar został ugaszony nad ranem. Po rozjechaniu się straży wybuchł drugi pożar w tejże wsi, który jednak ugaszony został wkrótce przez mieszkańców i pozostałe straże.
Prócz zabudowań spłonęło b. wiele sprzętów domowych i narzędzi rolniczych oraz inwentarza żywego.
Straty wynikłe z pożaru przekraczają 100.000 zł.
W czasie wyjazdu straży pożarnej ze wsi Ostrówek, przejechano sześcioletnią Wróblównę.
*nieczytelne, przypis autora bloga
Echo Sieradzkie 1931 sierpień
Nr. spr. E. 735/31.
OBWIESZCZENIE.
Komornik Sądu
Grodzkiego w Wieluniu rewiru I-go Mieczysław Paszkowski, zamieszały
w Wieluniu, na zasadzie 1030 art. ust. sąd. cyw. obwieszcza, że na
żądanie Bolesława Sieranta w dniu 6 sierpnia 1931 r. od godziny 10
rano w Ostrówku, gm. Skrzynno u Drabińskiego będzie sprzedawany z
licytacji ruchomy majątek należący do Józefa Drabińskiego,
składający się z 2
krów, świni i maszyny do szycia firmy "Singer" i
oszacowany do sprzedaży na sumę tysiąc trzysta (1300) zł.,
którego spis i szacunek przejrzany być może na miejscu sprzedaży
w dniu licytacji.
Wieluń, dnia 20 lipca
1931 r.
Komornik: w/z Krupski.
Echo Sieradzkie 1931 30
grudzień
Nr. spr. 1445/31 r.
OBWIESZCZENIE.
Komornik Sądu Grodzkiego
w Wieluniu rewiru 1-go Mieczysław Paszkowski, zamieszkały w
Wieluniu, na zasadzie 1030 art. ust. sąd. cyw. obwieszcza, że na
żądanie Tow. Wzajemnych Ubezp. "Snop" w Warszawie w dn.
31 grudnia 1931 r. od godziny 10 rano w Ostrówku gm. Skrzynno u
Tarnowskiego będzie sprzedawany z licytacji ruchomy majątek
należący do Stanisława Tarnowskiego składający się z 2 koni i
oszacowany do sprzedaży na sumę sześćset (600) zł., którego
spis i szacunek przejrzany być może na miejscu sprzedaży w dniu
licytacji.
Wieluń, 24 grudnia 1931
r.
Komornik Mieczysław
Paszkowski.
Echo Sieradzkie 1932 3 luty
OBWIESZCZENIE.
Komornik
Sądu Grodzkiego w Wieluniu rewiru I-go Mieczysław Paszkowski,
zamieszkały w Wieluniu, na zasadzie 1030 art. ust. sąd. cyw.
obwieszcza, że na żądanie Spółdz.
Roln. Spoż.
Centr. Handl.
w Wieluniu w dniu
3 lutego 1932 r. od godz. 10
rano w Ostrówku
gm. Skrzynno u Kowalczyka będzie
sprzedawany z licytacji ruchomy majątek należący do Tomasza
Kowalczyka, składający się z krowy,
jałówki i fortepianu i oszacowany do
sprzedaży na sumę siedemset osiemdziesiąt (780 zł.), którego
spis i szacunek przejrzany być może na miejscu sprzedaży w dniu
licytacji.
Wieluń, dn. 29 grudnia
1932 roku.
Komornik M. Paszkowski.
Echo Sieradzkie 1932 19 październik
Istniejący w
Ostrówku od r. 1930 Oddział Przysp. Wojsk. i Wych. Fizycznego z
dniem 15. 9. b. r. przemianowano na Oddział Związku Strzeleckiego.
Echo Sieradzkie 1933 27 styczeń
OSTRÓWEK.
Z ŻYCIA ORGANIZACYJNEGO.
W dniu 18 stycznia
b. r. w sali Urzędu gm. Skrzynno
zgromadzili się obyw. gminy w celu zawiązania
Koła BBWR., i wyłonienia
zarządu: Prezesem został wybrany p. Jędrzejewski Franciszek
— naucz. szkoły w Ostrówku, zastępcą p. Borkowski Franciszek,
wójt gm. Skrzynno, sekretarzem p. Pęcherzyk Jan - sekretarz gm.
Skrzynno, skarbnikiem p. Pietraszek kierownik szkoły w Skrzynnie.
Echo Sieradzkie 1933 10 marzec
KTO KOGO WZYWA DZIŚ NA
POJEDYNEK OBYWATELSKI?...
Przyjmując wezwanie
p. Rymarkiewiczowej wpłacam zł. 3 na fund. bud łodzi
podw. im. Marszałka Piłsudskiego wzywam
do złożenia ofiar na ten cel p. A. Heimlicha z Wielunia i p.
Kucharka naucz. szkoły pow. w Ostrówku
L. Pazdaj.
Zorza 1933 nr 41
Pożar kościoła. W zabudowaniach
jednego z gospodarzy we wsi Ostrówek w pow. wieluńskim wybuchł
pożar, który przeniósł się następnie na kościół drewniany.
Mimo energicznej akcji ratunkowej kościół spłonął doszczętnie.
Straty wynoszą około 500.000 zł.
Echo Łódzkie 1933 sierpień
Wieluń, 28
sierpnia. We wsi Ostrówek gm. Skrzynno
spalił się zupełnie drewniany kościół parafjalny.
Przyczyną pożaru
kościoła, był ogień w sąsiednich
zabudowaniach p. E. Drabińskiego na szkodę
którego spaliła się kuźnia, dom mieszkalny i zabudowania
gospodarcze.
Ogień który przerzucił
się nagle na dach kościoła, dostał się do wnętrza obejmując
całe poddasze zanim zdołano kościół otworzyć i przystąpić do
akcji ratunkowej morze płomieni objęło niemal całą świątynie.
Pastwą płomieni padły
wiekowe cenne zabytki oraz wiele starych portretów fundatorów i
dobroczyńców kościoła.
Kościół pod wezwaniem
Św. Trójcy był zbudowany z drzewa w roku 1807 kosztem Cecylii i
Nepomucena małż. Rychłowskich.
Piękny wielki ołtarz był
ufundowany przez ziemianina Ignacego Wolskiego krewnego p. S.
Wolskiego w Wieluniu.
Przed kilku laty spalony
kościół został staraniem ówczesnego proboszcza ks. Chadasia
znacznie rozszerzony.
Kościół był
ubezpieczony od ognia
wraz z budynkami parafjalnemi na sumę zł. 66.000.
Echo Sieradzkie 1933 30 sierpień
Na wniosek i staranie Okr. Zw. Str. Poż. w Wieluniu. Pow. Zakł. Ubez. Wzajemnych w Warszawie, przyznał poszczególnym oddz. och. Str. Poż. pow. wieluńskiego subwencje w postaci narzędzi pożarniczych oraz w gotówce. Beczki żelazne 2-kołowe otrzymały O. S. P. z: — Łagiewnik, Rudnik, Żytniowa, Przedmościa, Ożarowa, Rudy.
Na ogniotrwałe pokrycia remiz przyznano po zł. 300 OSP. z: Dalachowa, Mokrska, Gaszyna, Bobrowy, Popowic.
OSP. Strojec — przyznano 3 pary łączników norm. alum. i prądownice.
OSP. — Ostrówek — przyznano 30 metrów węża tłocznego i 4 metr. ssawnego.
OSP. — Wierzbie, Radostów, Trębaczów i Jelonki — drabinę Szczerbowskiego.
OSP. — Węglewice, Kraszewice i Kurów przyznano po 4 metr. węża ssawnego.
OSP. — Łyskornia przyznano — sikawkę przenośną z kompletem z zwiększonem obecnie uzbrojeniem — za dopłatą zł 500.
(D. c. n.)
Łódzki Dziennik Urzędowy 1933 nr 19
ROZPORZĄDZENIE WOJEWODY ŁÓDZKIEGO
z dnia 16 września 1933 r. L. SA. II. 12/15/33
o podziale obszaru gmin wiejskich powiatu Wieluńskiego na gromady.
Po zasiągnięciu opinij rad gminnych i wydziału powiatowego zgodnie z uchwałą Wydziału Wojewódzkiego z dnia 15 września 1933 r. na podstawie art. 107 ustawy o częściowej zmianie ustroju samorządu terytorjalnego z dnia 23. III. 1933 r. (Dz. U. R. P. Nr. 35, poz. 294) postanawiam co następuje:
§ 1.
XXIII. Obszar gminy wiejskiej Skrzynno dzieli się na gromady:
9. Ostrówek, obejmującą: os. młyn. Bolków, kol. Dobroszyny, grunty rozparc. Nowiny, wieś Ostrówek, maj. Ostrówek-Rudlice, folw. Ostrówek, wieś Plichów.
Wykonanie niniejszego rozporządzenia powierza się Staroście Powiatowemu Wieluńskiemu.
Rozporządzenie niniejsze wchodzi w życie z dniem ogłoszenia w Łódzkim Dzienniku Wojewódzkim.
Wojewoda.
Obwieszczenia Publiczne 1933 nr 38a
Do rejestru handlowego sądu okręgowego w Kaliszu, Działu A, wciągnięte zostały następujące firmy pod Nr. Nr.:
dnia 27 lutego 1933 roku.
13134. Antoni Bartos —
sklep kolonjalno-spożywczy w Ostrówku, gminy Skrzynno, powiatu
wieluńskiego. Istnieje od 1932 roku. Właściciel Antoni Bartos,
zamieszkały w Ostrówku.
Echo Sieradzkie 1933 26 wrzesień
W dniu 14 września b. r.
zostały zatwierdzone nowo-zorganizowane Koła Szkolne L. O. P. P. na
terenie powiatu wieluńskiego, a mianowicie:
W Wieluniu —
Szkoł. Powszechna Nr. 3. w Piaskach, gm.
Chotynin, w Czernicach, gm.
Radoszewice, w Bieńcu gm. Kraszewice, w
Kraszewicach, gm. Kraszewice, w Komornikach, gm.
Skomlin. w Kawalach, gm.
Praszka, w Skoczylasach, gm.
Kiełczygłów, w Kuźnicy Grabowskiej, gm.
Kuźnica - Grab. w Ostrońsku gm.
Skrzynno.
Ogółem powstało 11
nowo-zorganizowanych Kół Szkolnych L. O. P. P.
Echo Sieradzkie 1933 4 październik
Kronika Wielunia i
okolicy.
DALSZE SUBSKRYPCJE
POŻYCZKI NARODOWEJ W WIELUNIU.
Kwoty powyżej 300 złotych
subskrybowali: (...)
Jakowicka
Alojza-ziemianka w Mokrsku zł. 600(...) Daszkiewicz Rajmund-
ziemianin z Kopydłowa zł. 300, (...) Bartnicki Józef- dzierżawca
z Raczyna zł. 400. (...)
tartak parowy w
Ostrówku i pracownicy zł. 600, (...) P. Białkowski Antoni admn.
maj. Rychłocice złotych 1000 (...).
Do chwili obecnej na
pierwszem miejscu stoją pracownicy państwowi i samorządowi, którzy
wpłacili około 220.000 zł. Duchowieństwo dokona zbiorowej
subskrypcji za pośrednictwem Kurji Biskupiej w Częstochowie
deklarując jednomiesięczne uposażenie pobierane ze Skarbu Państwa.
W dotychczasowych zapisach dają sie
zauważyć bardzo liczne deklaracje
odpowiadające sile finansowej subskrybentów a często
przerastającej ich siły, z drugiej zaś strony zapisy bardzo skąpe.
Czas to jeszcze wyrównać.
Echo Sieradzkie i Zduńskowolskie 1934 25 marzec
OBWIESZCZENIE O LICYTACJI.
Na zasadzie par. 83 i 84 Rozp. Rad. Min. z dnia 25. 6. 33 r. o postępowaniu egzekucyjnem Władz Skarbowych (Dz. U. R. P. Nr. 62 poz. ....*) podaje do ogólnej wiadomości, że w dn. 29 marca 1931 r. w godz. od 9 do 18 celem uregulowania zaległości podatkowych na rzecz Urzędu Skarbowego i innych wierzycieli — sprzedawany będzie w drodze publicznej licytacji majątek ruchomy składający się z inwentarza i ruchomości domowych u p. Taczanowskiego Gustawa w m. Ruda gm. Starzenice. — U p. Taczanowskiego Stan. w Ostrówku — Rudlice inwentarz i 2 samochody. — U. p. Fiszera Tadeusza w m. Wielgie gm. Skrzynno inw. żywy.
Zajęte przedmioty reflektanci mogą oglądać w dniu licytacji u wymienionych dłużników.
Urząd Skarbowy w Wieluniu.
*nieczytelne, przypis autora bloga
Echo Sieradzkie i Zduńskowolskie 1934 9 maj
Z UROCZYSTOŚCI 3-CIO MAJOWEJ
W OSTRÓWKU.
Staraniem nauczycielstwa gm. Skrzynno został powołany komitet Obchodu Uroczystości 3 Maja, w skład którego weszli wszyscy kierownicy organizacyj społecznych z terenu gm. Skrzynno pod przewodnictwem p. Lucjana Kierocińskiego, kier. 4 kl. powsz. w Ostrówku.
W słoneczny dzień 3 maja od samego rana zaczęły tłumnie zdążać organizacje na boisko szkolne w Ostrówku. Przed wymarszem na uroczyste nabożeństwo raport od zebranych oddziałów przyjął p. T Werbiński ppor. rez., nauczyciel szkoły powsz. ze Skrzynna.
Po nabożeństwie, odprawionem w miejscowej kaplicy, ruszyły długie i zwarte szeregi organizacyj przed pomnik poległych bohaterów w czasie inwazji bolszewickiej. Tutaj nastąpiło piękne w treści i porywające w formie przemówienie okolicznościowe p. L. Kierocińskiego, który zagrzał serca wsłuchanych uczestników obchodu w liczbie około 1000 osób uczuciem gorącej miłości, poświęcenia i wytrwałej pracy dla państwa, wskrzeszonego ofiarną krwią polskiego żołnierza i żelazną wolą Wodza Narodu.
Okolicznościowe wiersze dziatwy szkolnej i chór Zw. Mł. Lud. pod batutą p. Fr. Kaczmarka, kier. 2 kl. szkoły powsz. w Okalewie, oraz defilada oddziałów, którą przyjął wójt gminy p. Fr. Borkowski wraz z przedstawicielami społeczeństwa, zakończyły piękną uroczystość narodową, pozostawiając pokrzepienie i rozradowanie na twarzach rozchodzącej się ludności gm. Skrzynno.
Echo Sieradzkie i Zduńskowolskie 1934 24 maj
Ze Skrzynna
XI TYDZIEŃ LOPP W GM.
SKRZYNNO.
W sobotę, dnia 12 maja 1934 roku odbyło się w Ostrówku zakończenie zorganizowanego dla nauczycielstwa podinstruktorskiego kursu obrony przeciwgazowej.
Wieczorem tegoż dnia w Skrzynnie nastąpił alarm Straży Pożarnej, poczem odbył się capstrzyk. Przez wieś przeciągnął pochód Związku Strzeleckiego, Ochotniczej Straży Pożarnej, Harcerzy Koła Szkolnego LOPP, oraz całego taboru strażackiego.
Na czele pochodu kroczyła orkiestra Strażacka.
Następnego dnia w niedzielę, 13 maja zebrały się w Ostrówku wszystkie organizacje społeczne z całej gminy Skrzynno, jak: Oddziały Związku Strzeleckiego ze Skrzynna i z Ostrówka, Straże Ogniowe, drużyny harcerskie, Kółka szkolne LOPP oraz liczne rzesze publiczności.
Na obszernem boisku w Ostrówku na wysokim maszcie powiewała żółto-biała flaga Ligi Obr. Pow. i Przeciwgaz. Zebrane oddziały wszystkich organizacyj wysłuchały nabożeństwa, poczem przed pomnikiem poległych kierownik szkoły w Ostrówku p. Kierociński wygłosił do zebranej licznie publiczności okolicznościowe przemówienie.
Po przemówieniu odbyła się defilada przy dźwiękach orkiestry ze Skrzynna. Największe zainteresowanie wzbudzili Strzelcy i Strażacy ze Skrzynna, którzy maszerowali w kostjumach i maskach przeciwgazowych.
Po defiladzie została rozegrana loteria fantowa, a wieczorem Kółko amatorskie Straży Ogniowej ze Skrzynna odegrało w szopie strażackiej w Ostrówku "Potrójną narzeczoną" sztukę ludową w 3-ch aktach. Czysty zysk ze wszystkich imprez został przeznaczony na cele LOPP.
Uroczystość wypadła imponująco, co należy przypisać pracy nauczycielstwa, na którego barkach spoczywa przeważnie cała praca społeczna na terenie gminy Skrzynno. Uczestnik.
Echo Sieradzkie i Zduńskowolskie 1934 8 lipiec
Z Ostrówka
„ŚWIĘTO MORZA" W OSTRÓWKU GM. SKRZYNNO.
W dniu 29 czerwca b. r. odbyła się uroczystość „Święta Morza". O godzinie 10-ej min. 30 organizacje Strzelca, Straży Ogniowej, oraz Koła Młodzież Ludowej udały się na uroczyste nabożeństwo. Po nabożeństwie zgromadzono się koło pomnika Poległych w r. 1920. Tutaj kierownik miejscowej szkoły powszechnej p. Lucjan Kierociński wygłosił przemówienie, podkreślając doniosłe znaczenie dla państwa posiadania własnego wybrzeża morskiego; wykazał łączność, jaka zachodzi między mocarstwowością Polski, a jej dostępem do morza. Następnie mówca zaznaczył, że nie wystarczy tylko kochać morze i rozumieć jego znaczenie dla kraju, lecz mając na uwadze bolesne doświadczenie historii lat minionych, musimy dziś budować silną flotę wojenną, która będzie trzymała straż i w razie potrzeby odeprze skutecznie zachłanność i wrogie zakusy na polskie morze, oraz zapewni nam spokój i pomyślny rozwój gospodarki narodowej. Po przemówieniu, uczenica V-kl. szkoły powszechnej w Okalewie Z. Koziołkówna wygłosiła wiersz p. t. „Port w Gdyni", a chór Koła Młodzieży Ludowej z Okalewa pod batutą kierownika szkoły p. Franciszka Kaczmarka odśpiewał trzy pieśni: „Tam, gdzie Wisła od Krakowa", „Nasz Bałtyk" i „Szumi las, szemrze morze". Uroczystość zakończono defiladą.
Jadwiga Samborska
Zorza (Zorza, Wieniec i Pszczółka)
1934 nr 51
Z Ostrówki w powiecie wieluńskim
(woj. łódzkie)
Wieś Ostrówek, położona jest w
powiecie wieluńskim, województwa łódzkiego; ma ona 7 kl. szkołę,
urząd gminny, pocztę i kościół w budowie. Parafja tutejsza
nazywa się Rudlice, ponieważ dawnemi czasy kościół stał we wsi
Rudlice. Na tym miejscu jest ogrodzony i zadrzewiony cmentarz i na
środku gdzie ongiś stał wielki ołtarz, obecnie stoi murowana
figura z 4 a obrazami na cztery strony świata, na wzór słowiańskich
figur, a na wierzchu jest żelazny krzyż. Parafja rudlicka sięga
początku 14 wieku i różne koleje przechodziła. W kościele
rudlickim były ciekawe zabytki z dawnych czasów w postaci
malowanych obrazów olejnych i kronik starych, ale te w czasie pożaru
kościoła w 1932 roku wszystkie się spaliły. Obecnie z zachęty
ks. proboszcza, parafjanie swemi ciężko zapracowanemi groszami już
wznieśli nową świątynię. Kupili dzwony, a w przyszłym roku
świątynia Pańska, tak jak ongiś, będzie skupiała ludzi, z
okolicznych wiosek przeszło 6 tysięcy, aby spólnie słać modły
do Pana Zastępów, prosząc o błogosławieństwo dla siebie, swych
dzieci i kochanej Ojczyzny Polski.
Oświata tu się rozwinęła znacznie.
Przed wojną bywało rozmaicie. Brak było szkół, ludzie mało
interesowali się sprawami społecznemi. Prawda, że były jednostki,
którym dobro narodu leżało na sercu i boleli nad ludzką ciemnotą,
ale ogół spał przez długie lata bojąc się rosyjskiego strażnika
i żandarma. Tych odważnych i zasłużonych niewielu już dziś
wśród siebie mamy. Jedni sterani mozolną pracą odeszli w
zaświaty, a inni powyjeżdżali w inne strony kraju, a nawet i na
kresy lub w poznańskie. Ze zmarłych muszę wspomnieć ś. p . ks.
Stanisława Rutkiewicza, ks. Jana Górniaka, nauczyciela Pawła
Nowickiego, Antoniego Koźmińskiego, Michała Kubackiego, Wincentego
Witeckiego, Wojciecha Tyrę, Jana Idzikowskiogo, Stanisławę
Idzikowską i wielu innych.
Pamiętam, choć byłem wtedy
dzieckiem, jak zmarły przed 30 laty ks. S. Rutkiewicz nawoływał do
wspólnej pracy, unikania pijaństwa, kradzieży i złych postępków.
Ks. Jan Górniak zachęcał gospodarzy do czytania pożytecznych
gazet i co niedzielę rozdawał gospodarzom po nabożeństwie
„Zorzę", „Gazetę Świąteczną", „Dzwonek
Częstochowski" i pożyteczne książki. Nawet w czasie
spowiedzi wielkanocnej jako warunek poprawy polecał prenumerować
„Zorzę" i „Gazetę Świąteczną", a było to w latach
od 1896 do 1905 roku. Zmarli gospodarze i mieszkańcy, których w
spomniałem pomagali kapłanom, w pracy, zachęcali do czytania gazet
i prowadzili tajne wieczorowe zebrania w swych domach.
W roku 1906 nastał do parafji na
proboszcza ks. Wacław Chrzanowski, bo ks. Jan Górniak sterany pracą
był już chory, a w 1907 r. zmarł. Ks. Chrzanowski zajął się
gorliwie nietylko odnowieniem kościoła, ale także rozbudzeniem
dusz parafjan rudlickich. Sprowadzał „Gazetę Świąteczną"
i inne pisma. Zorganizował kółko rolnicze i bibljotekę
parafjalną. Z początku zbierał kółkowiczów na wspólne
pogadanki i czytanie do kancelarji parafjalnej, a później do
wynajętego domu, w którym się mieściła także kasa
pożyczkowo-oszczędnościowa. Zarząd kółka stanowili właśnie
wyżej wymienieni zmarli. Dzięki kółku rolniczemu podniosła się
oświata narodowa i rolnicza.
Ks. Chrzanowski jako prezes kółka
wspólnie z innymi członkami sprowadzał ulepszone narzędzia
rolnicze, nasiona i nawozy sztuczne. Także zaczęli gospodarze we
wsiach Niewierzynie, Okalewie i innych komasować ziemię, co
znacznie wpłynęło na rozwój gospodarstwa rolnego. Ks. Chrzanowski
zachęcał rodziców do posyłania synów i córek, do szkół
rolniczych, a byli mu pomocą w tej robocie także i nauczyciele. Tak
było do roku 1909.
Nadchodzą długie wieczory, więc
zachęcamy was do prenumerowania „Zorzy" i innych pożytecznych
gazet. Pożyteczna gazeta powinna się znaleźć w każdym domu
polskim, bo z niej można oto dowiedzieć się różnych rzeczy.
Wawrzyniec Koźmiński.
Echo Łódzkie 1934 grudzień
Maszynka do podwajania
banknotów.
Aresztowanie niebieskich
ptaszków.
Wieluń, 29. 12
Funkcjonariusze sł. śledczej w Wieluniu, przytrzymali od
dawna poszukiwanego mieszkańca wsi
Ostrówek gm. Skrzynno,
Józefa Raczkowskiego, który swego czasu wraz z Tańskim Józefem
mieszk. Hrubieszowa wyłudził od Sowińskiego zam. w kaliskiem 2.800
zł.
Raczkowski wraz z Tańskim
udali się do Sowińskiego celem ożenku i podczas wizyty
zademonstrowali naiwnemu kmiotkowi oszukańcze podwajanie banknotów
zapomocą zwykłej prasy drewnianej. Sowiński uwierzył w "cudowną" fabrykację i
wręczył przyszłemu zięciowi cały posag córki
2.800 zł. który ten w jego obecności miał podwoić.
Oczywiście
Raczkowski miast pieniędzy włożył w prase czyste papierki i
ulotnił się w sprytny sposób zabierając posag, a pozostawiając
narzeczoną. Prócz tego „wyczynu" Raczkowski ma na sumieniu
cały szereg innych oszustw i kradzieży, a między innemi oszukańcze
wyłudzenie 600 zł. od mieszkańców Świątkowskich
Gór, gdzie ostatnio „operował".
Przytrzymanego
„niebieskiego ptaszka"
— osadzono w więzieniu wieluńskiem do dyspozycji władz
śledczych.
Orędownik 1937 nr. 56
Pożar. Dnia 3. bm.,
o godz. 21.45 w majątku spadkobierców Stanisława Tarnowskiego,
wybuchł pożar we wsi Ostrówek, gm.
Skrzynno, pow. Wieluń. Spaliła się stodoła wraz znajdującymi się
rzeczami, jak słoma, siano i paruwóz. Spłonęło wszystko, pożar
wybuchł wewnątrz budynku. Straty wynoszą 9 335 zł.
Echo Łódzkie 1937 marzec
WIELUŃ 8 marca. W
majątku Ostrówek na szkodę St.
Tarnowskiego wybuchł pożar, którego pastwą padła duża stodoła
napełniona słomą i sianem. Narzędzia rolnicze oraz wóz i
sieczkarnia znajdujące się w stodole uległy również spaleniu.
Przyczyną pożaru jak
ustaliło dochodzenie policyjne było
nieostrożne obchodzenie się z ogniem przez jednego z robotników
majątku.
Straty wynoszą około
10,000 zł. Stodoła ubezpieczona była w wieluńskim P. Z. U. W. na
sumę 5,000 zł.
Łódzki Dziennik Urzędowy 1938 nr 13
OGŁOSZENIE ZARZĄDU
GMINNEGO SKRZYNNO
z dnia 9 lipca 1938 roku
L. I. 6/3/38.
Zarząd Gminy
Skrzynno w Ostrówku, pow. wieluńskiego ogłasza co następuje:
Na zasadzie Rozporządzenia
Prezydenta Rzeczypospolitej o organizacji i ustalaniu statutów
gminnych kas wiejskich pożyczkowo-oszczędnościowych z dnia 30
grudnia 1924 roku (Dz. Ust. R. P. Nr. 118, z 1924 roku poz. 1069) i
Rozporządzenia Ministra Spraw Wewnętrznych, wydanego w porozumieniu
z Ministerstwem Skarbu z dnia 13 marca 1925 roku o statucie normalnym
gminnych kas pożyczkowo - oszczędnościowych (Dz. Ust. R. P. Nr.
35, poz. 239) została założona gminna kasa
pożyczkowo-oszczędnościowa z siedzibą w Ostrówku.
a) kapitał zakładowy
kasy ustalono w sumie złotych 2.000.—;
b) kasa może zaciągać
zobowiązania do dwudziestokrotnej wysokości kapitału zakładowego
i zasobowego kasy.
Gazeta Świąteczna 1939 nr 3051
Gmina Skrzynno w powiecie wieluńskim
należy w większej części do parafji Ostrowskiej. Wsie tu są
zcalone staraniem księży w latach od 1902 do 1939-go i pobudowane
szkoły. Każda wieś ma własną szkołę. Wiele młodzieży
pokończyło szkoły rolnicze i zawodowe. We wsi Ostrówku Rudlicach
jest piękny dom parafialny tuż koło kościoła. Tu skupia się
całe życie społeczne parafji. Dzięki temu, że na miejscu jest
poczta, to i czytelnictwo gazet zwiększa się z każdym rokiem,
chociaż jeszcze są i tacy, co to czytają tylko na książce od
nabożeństwa, a na opłacenie gazety żałują grosiwa. Nieraz taki
gospodarz traci pieniądze na papierosy, czy na zabójczy trunek, a
na czytaniu gazety lub książki robi oszczędności. Ale tych
ciemnych jest szczęściem coraz mniej. Od roku 1930 jest tu
proboszcz ks. kan. Fr. Wtorkiewicz. Za jego staraniem parafianie
wybudowali w Ostrówku piękny murowany kościół. Poświęcił go
16 czerwca ks. biskup Kubina w czasie 2-dniowych odwiedzin, które
ściągnęły tu tłumy ludzi nietylko z parafji, ale i z dalszych
okolic. Nowy ten kościół wybudowano na miejscu dawnego,
modrzewiowego, który spłonął w 1933 r. Podobizna jego była w
Gazecie 2757 z 1933 r. wraz z obszernym opisem. W. K-ski.
Głos Chłopski 1948 nr 150
Wieluń
Kobiety rozbroiły bandytę
Wieś Skrzynno w powiecie wieluńskim była w dniu 16 maja br. miejscem niecodziennego zajścia
Do mieszkania Korbaczów wtargnął bandyta o pseudonimie „Marianek" z zamiarem zamordowania Korbacza Władysława członka ORMO. Obecne przy tym matka Korbacz Marianna i narzeczona ormowca Stasiak Wanda rozbroiły bandytę, który zbiegł jak niepyszny z "pola bitwy". Niedoszłemu mordercy kobiety zabrały 1 automat, 1 granat i magazyn amunicji.
Zawiadomiony o wypadku komendant posterunku MO gm. Ostrówek kpr. Zwierz Bolesław zarządził pościg za bandytą. W czasie walki komendant Ostrówka zginął.
Na mocy specjalnego rozkazu gen. Witolda kpr. Zwierz Bolesław został odznaczony pośmiertnie Krzyżem Walecznych, zaś Korbacz Marianna i Stasiak Wanda mają być przedstawione do odznaczenia medalem zasłużonych.
Głos Chłopski 1949 nr 27
Siedem punktów skupu żywca
powstanie w powiecie wieluńskim
W Powiatowym Związku Gminych Spółdzielni w Wieluniu odbyła się konferencja prezesów i kierowników Gminnych Spółdzielni „Samopomocy Chłopskiej".
Konferencja była poświęcona sprawie technicznej organizacji punktów skupu przy spółdzielniach SCh. Omówiono korzyści, jakie drobno- i średniorolni chłopi będą mieli dzięki zorganizowaniu punktów skupu żywca. Zorganizowanie tych punktów położy kres prywatnemu pośrednictwu, ustalą się stałe ceny na sprzedawane sztuki. Zorganizowane punkty skupu będą obsługiwane przez fachowy personel, który już obecnie przechodzi kurs przeszkoleniowy.
Chłopi sprzedający sztuki rogacizny i trzody chlewnej w punktach skupu, otrzymają premię pieniężną, premię w postaci pasz treściwych oraz będą mogli uzyskiwać ulgi w rozmaitych postaciach.
Z dniem 31 stycznia br. w pow. wieluńskim powstanie 7 takich punktów. Punkty będą zorganizowane przy spółdzielniach Samopomocy Chłopskiej w Praszce, Rudnikach, Wiaruszowie, Ostrówku, Osiakowie i Lututowie.
Nie poprzestając na tym w najbliższym czasie zorganizowanych zostanie 7 dalszych punktów. Z końcem roku bieżącego powiat wieluński pokryje się gęstą siatką punktów skupu, które obsłużą wszystkich rolników powiatu.
Zarząd PZGS nosi się z zamiarem założenia własnej masarni w Wieluniu, a w przyszłości masarnie powstaną przy każdym punkcie skupu.
Poza sprawami organizacji punktów, poruszono na konferencji zagadnienia kontraktowania ziemiopłodów oraz wzmożenia akcji zbierania odpadków użytkowych.
Podkreślono również, że głównym celem spółdzielczości jest wyeliminowanie wyzysku, uprawianego przez kupców prywatnych oraz zapewnienie należytych cen za artykuły dla producentów rolnych.(K)
Głos Chłopski 1949 nr 59
Krwawy zbir Murat-Małolepszy*
i jego trzej wspólnicy w sutannach
staną dziś przed Sądem Rejonowym w Łodzi
W dniu dzisiejszym przed Rejonowym Sądem Wojskowym w Łodzi rozpoczyna się proces przywódcy bandy faszystowsko - kryminalnej, hersztem której był niejaki Jan Małolepszy pseudo „Murat". Opiekunami i protektorami tej zbrodniczej szajki byli trzej księża — ksiądz Marian Łosoś, ksiądz Wacław Ortotowski i ksiądz Stefan Faryś.
Banda Murata składała się z niedobitków rozgromionej uprzednio bandy Warszyca. Grasowała ona na terenie powiatu wieluńskiego, sieradzkiego. a od czasu do czasu robiła wypady i w inne powiaty naszego województwa.
W długim łańcuchu zbrodni szajki Murata powtarzają się wciąż napady na ludność wiejską, grabieże i rabunki, a także szereg zabójstw popełnionych na chłopach małorolnych i średniorolnych, robotnikach pracownikach państwowych, zwłaszcza na ludziach o poglądach demokratycznych. Wśród kilkudziesięciu osób zamordowanych przez bandytów — znajdowało się trzech członków Stronnictwa Ludowego, sześciu członków byłej PPR, w tym jedna kobieta, oraz wielu bezpartyjnych chłopów i robotników, znanych ze swych poglądów demokratycznych.
Zbrodniczej szajce udzielali pomocy i schronienia bogacze wiejscy. Poza licznymi grabieżami u osób prywatnych, bandyci obrabowali kilkadziesiąt spółdzielni gminnych i gromadzkich, godząc w ten sposób w stan posiadania przede wszystkim mało- i średniorolnych gospodarzy.
Specjalną rolę w tej bandzie odgrywali trzej księża, o których wspomnieliśmy wyżej. Tak na przykład ksiądz Marian Łosoś ze wsi Szynkielów, w powiecie wieluńskim, był swego rodzaju duchowym mentorem szajki Murata. On to w chwili wydania przez państwo ustawy o amnestii powstrzymał bandytów od ujawnienia się i od powrotu do normalnej pracy. Dzięki namowom księdza Łososia — banda i po amnestii kontynuowała swoją zbrodniczą robotę. Ksiądz Łosoś wskazywał bandytom, kogo z niewygodnych mu osób o poglądach demokratycznych mają oni zamordować.
Podobną rolę w stosunku do tejże szajki odgrywał i ksiądz Stefan Faryś, proboszcz ze wsi Ostrówek. Pozostawał on również w ścisłym kontakcie z banda Murata i parokrotnie udzielał błogosławieństwa Muratowi i członkom jego szajki, gdy szli zabijać, grabić i terroryzować biednych chłopów, którzy z tych czy innych względów nie podobali się proboszczowi.
Najbardziej perfidną i podłą rolę odegrali w obecnej sprawie wspomniani już ks. Łosoś oraz ksiądz proboszcz Ortotowski. Księdzu Ortotowskiemu nie podobał się miejscowy nauczyciel — ob. Antoni Praszczyk. Nauczyciel Antoni Praszczyk, członek Związku Nauczycielstwa Polskiego, człowiek który nigdy nie należał do żadnej partii—był jednak demokratą z przekonań oraz stworzył i kierował lokalną organizacją „Służba Polsce".
Ofiarna praca ob. Antoniego Praszczyka nad podniesieniem oświaty wsi, a zwłaszcza młodzieży wiejskiej nie podobała się księdzu proboszczowi, podobnie jak i zachowanie żony nauczyciela — ob. Praszczykowej, która, podzielając poglądy demokratyczne swego męża — nie ulegała woli księdza. Był prawdopodobnie jeszcze inny powód niechęci księdza proboszcza Ortotowskiego do ob. Praszczykowej, natury bardziej osobistej...
I oto wiosną 1948 roku na plebanii w Szynkielowie doszło do niesłychanego porozumienia między księdzem proboszczem Ortotowskim, a księdzem proboszczem Łososiem, — głównym protektorem bandy Murata. Na podstawie tego porozumienia ksiądz Łosoś przyrzekł księdzu Ortotowskiemu "sprzątnąć" niewygodne księdzu Ortotowskiemu małżeństwo Praszczyków.
Ksiądz Łosoś przyrzeczenia swego dotrzymał i polecił Muratowi wykonać wyrok śmierci sądu kapturowego z plebanii w Szynkielowie na małżonkach Praszczykach.
Murat wykonał zlecenie księdza Łososia i nauczyciel Praszczyk Antoni został zamordowany. Charakterystyczny szczegół —bandyta Murat wykonał wyrok sądu kapturowego księdza Ortotowskiego i księdza Łososia na osobie nauczyciela Praszczyka, natomiast nie wykonał w stosunku do żony Praszczyka. Nawet tego zatwardziałego bandytę ruszyło sumienie i nie wykonał on wyroku śmierci na żonie Praszczyka.
Jeszcze jeden szczegół godny uwagi — a świadczący dobitnie o mentalności księdza proboszcza Ortotowskiego: po zamordowaniu nauczyciela Antoniego Praszczyka — ksiądz proboszcz zaproponował nieszczęsnej wdowie aby przyszła doń na plebanię w charakterze... gospodyni.
Proces dzisiejszy rzuca snop światła na kulisy i pobudki działania wrogów klasy robotniczej i pracujących chłopów. Nie ma takiej podłości i nie ma takiej zbrodni, której nie byliby oni gotowi popełnić z nienawiści do rządów ludowych. Ale spośród wielu procesów ten bodaj jest szczególnie charakterystyczny, ze względu na wybitną rolę jaką odegrali w krwawej działalności szajki faszystowskiej trzej księża — ksiądz Łosoś, ksiądz Ortotowski i ksiądz Faryś. Oni to — osoby duchowne — powołane z urzędu do głoszenia haseł miłości chrześcijańskiej—byli inspiratorami i kierownikami zbrodniczej szajki faszystowskiej. Trzej księża — inspiratorami mordów!
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
i jego trzej wspólnicy w sutannach
staną dziś przed Sądem Rejonowym w Łodzi
W dniu dzisiejszym przed Rejonowym Sądem Wojskowym w Łodzi rozpoczyna się proces przywódcy bandy faszystowsko - kryminalnej, hersztem której był niejaki Jan Małolepszy pseudo „Murat". Opiekunami i protektorami tej zbrodniczej szajki byli trzej księża — ksiądz Marian Łosoś, ksiądz Wacław Ortotowski i ksiądz Stefan Faryś.
Banda Murata składała się z niedobitków rozgromionej uprzednio bandy Warszyca. Grasowała ona na terenie powiatu wieluńskiego, sieradzkiego. a od czasu do czasu robiła wypady i w inne powiaty naszego województwa.
W długim łańcuchu zbrodni szajki Murata powtarzają się wciąż napady na ludność wiejską, grabieże i rabunki, a także szereg zabójstw popełnionych na chłopach małorolnych i średniorolnych, robotnikach pracownikach państwowych, zwłaszcza na ludziach o poglądach demokratycznych. Wśród kilkudziesięciu osób zamordowanych przez bandytów — znajdowało się trzech członków Stronnictwa Ludowego, sześciu członków byłej PPR, w tym jedna kobieta, oraz wielu bezpartyjnych chłopów i robotników, znanych ze swych poglądów demokratycznych.
Zbrodniczej szajce udzielali pomocy i schronienia bogacze wiejscy. Poza licznymi grabieżami u osób prywatnych, bandyci obrabowali kilkadziesiąt spółdzielni gminnych i gromadzkich, godząc w ten sposób w stan posiadania przede wszystkim mało- i średniorolnych gospodarzy.
Specjalną rolę w tej bandzie odgrywali trzej księża, o których wspomnieliśmy wyżej. Tak na przykład ksiądz Marian Łosoś ze wsi Szynkielów, w powiecie wieluńskim, był swego rodzaju duchowym mentorem szajki Murata. On to w chwili wydania przez państwo ustawy o amnestii powstrzymał bandytów od ujawnienia się i od powrotu do normalnej pracy. Dzięki namowom księdza Łososia — banda i po amnestii kontynuowała swoją zbrodniczą robotę. Ksiądz Łosoś wskazywał bandytom, kogo z niewygodnych mu osób o poglądach demokratycznych mają oni zamordować.
Podobną rolę w stosunku do tejże szajki odgrywał i ksiądz Stefan Faryś, proboszcz ze wsi Ostrówek. Pozostawał on również w ścisłym kontakcie z banda Murata i parokrotnie udzielał błogosławieństwa Muratowi i członkom jego szajki, gdy szli zabijać, grabić i terroryzować biednych chłopów, którzy z tych czy innych względów nie podobali się proboszczowi.
Najbardziej perfidną i podłą rolę odegrali w obecnej sprawie wspomniani już ks. Łosoś oraz ksiądz proboszcz Ortotowski. Księdzu Ortotowskiemu nie podobał się miejscowy nauczyciel — ob. Antoni Praszczyk. Nauczyciel Antoni Praszczyk, członek Związku Nauczycielstwa Polskiego, człowiek który nigdy nie należał do żadnej partii—był jednak demokratą z przekonań oraz stworzył i kierował lokalną organizacją „Służba Polsce".
Ofiarna praca ob. Antoniego Praszczyka nad podniesieniem oświaty wsi, a zwłaszcza młodzieży wiejskiej nie podobała się księdzu proboszczowi, podobnie jak i zachowanie żony nauczyciela — ob. Praszczykowej, która, podzielając poglądy demokratyczne swego męża — nie ulegała woli księdza. Był prawdopodobnie jeszcze inny powód niechęci księdza proboszcza Ortotowskiego do ob. Praszczykowej, natury bardziej osobistej...
I oto wiosną 1948 roku na plebanii w Szynkielowie doszło do niesłychanego porozumienia między księdzem proboszczem Ortotowskim, a księdzem proboszczem Łososiem, — głównym protektorem bandy Murata. Na podstawie tego porozumienia ksiądz Łosoś przyrzekł księdzu Ortotowskiemu "sprzątnąć" niewygodne księdzu Ortotowskiemu małżeństwo Praszczyków.
Ksiądz Łosoś przyrzeczenia swego dotrzymał i polecił Muratowi wykonać wyrok śmierci sądu kapturowego z plebanii w Szynkielowie na małżonkach Praszczykach.
Murat wykonał zlecenie księdza Łososia i nauczyciel Praszczyk Antoni został zamordowany. Charakterystyczny szczegół —bandyta Murat wykonał wyrok sądu kapturowego księdza Ortotowskiego i księdza Łososia na osobie nauczyciela Praszczyka, natomiast nie wykonał w stosunku do żony Praszczyka. Nawet tego zatwardziałego bandytę ruszyło sumienie i nie wykonał on wyroku śmierci na żonie Praszczyka.
Jeszcze jeden szczegół godny uwagi — a świadczący dobitnie o mentalności księdza proboszcza Ortotowskiego: po zamordowaniu nauczyciela Antoniego Praszczyka — ksiądz proboszcz zaproponował nieszczęsnej wdowie aby przyszła doń na plebanię w charakterze... gospodyni.
Proces dzisiejszy rzuca snop światła na kulisy i pobudki działania wrogów klasy robotniczej i pracujących chłopów. Nie ma takiej podłości i nie ma takiej zbrodni, której nie byliby oni gotowi popełnić z nienawiści do rządów ludowych. Ale spośród wielu procesów ten bodaj jest szczególnie charakterystyczny, ze względu na wybitną rolę jaką odegrali w krwawej działalności szajki faszystowskiej trzej księża — ksiądz Łosoś, ksiądz Ortotowski i ksiądz Faryś. Oni to — osoby duchowne — powołane z urzędu do głoszenia haseł miłości chrześcijańskiej—byli inspiratorami i kierownikami zbrodniczej szajki faszystowskiej. Trzej księża — inspiratorami mordów!
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
Głos Chłopski 1949 nr 60
Bandyta Murat* i jego wspólnicy w sutannach przed sądem
Pierwszy dzień procesu
członków faszystowskiej bandy dywersyjnej
W dniu wczorajszym w dużej sali Sądu Okręgowego na Placu Dąbrowskiego, wypełnionej po brzegi publicznością, rekrutującą się przede wszystkim spośród robotników łódzkich fabryk i chłopów z terenu — rozpoczął się przed Rejonowym Sądem Wojskowym proces dowódcy bandy terrorystycznej, Jana Małolepszego, pseudo "Murat" oraz trzech reakcyjnych księży — jego opiekunów, popleczników i inspiratorów: Mariana Łososia, Wacława Ortotowskiogo i Stefana Farysia. Korzenie jednak dywersyjnej działalności Murata i S-ki sięgają głębiej, niż może się wydawać przeciętnemu widzowi procesu. Komu bowiem przede wszystkim leżało na sercu, aby pierwsze lata naszego Państwa po wyzwoleniu zakłócić, aby utrudnić odbudowę kraju, aby nie dopuścić do poprawy bytu mas robotniczych i biedoty wiejskiej? Zależało na tym przede wszystkim imperialistom anglo-amerykańskim. oraz powiązanym z nimi ośrodkom emigracji polskiej. Czynniki te poprzez wrogą propagandę radiową i swoje agentury "zagrzewały" Murata i jemu podobnych do zbrodni przeciwko ustrojowi sprawiedliwości społecznej.
Przedstawicieli tych ośrodków, działających za amerykańskie dolary, nie ma na obecnym procesie na ławie oskarżonych, ale ich cień unosi się nad salą sądową, cień wrogów klasy robotniczej, broniących interesów obszarników i kapitalistów przeciwko interesom szerokich mas ludowych.
Ponury rejestr zbrodni zanotowanych suchym aktem oskarżenia, odczytanym przez przewodniczącego na wstępie procesu — to łzy sierot po pomordowanych ofiarach, to strata dla naszego Państwa przeszło 50-ciu ludzi spośród nie tylko działaczy demokratycznych, ale i ludzi, stojących na straży ustroju demokratycznego, działaczy oświatowych, milicjantów, ormowców, przedstawicieli władz bezpieczeństwa. Ale nie tylko to — banda Murata uderzała w fundamenty gospodarcze naszego ustroju — grabiła spółdzielnie gminne i samopomocowe, a więc własność uspołecznioną. Murat dysponował siecią wywiadu składającą się z bogatych chłopów, którzy informowali go o tym, kto i gdzie działa dla poprawy doli biedoty wiejskiej. Znalezione bogate archiwum bandy Murata ujawniło właśnie to wszystko.
"Murat" — czuje się panem życia i śmierci ludzi, których organizuje w swoich grupach. Kiedy cześć z nich po dekrecie Rządu o amnestii ujawnia się, Murat wydaje rozkaz, aby ich zabić. I ludzie ci zostają zabici.
Reakcyjna część kleru, siejąca w szerokich masach nienawiść do nowego ustroju, nie cofa się przed zbrodnią — kapłańska suknia dla tych ludzi jest tylko płaszczykiem dla ich wrogiej działalności już nie tylko z punktu widzenia ustroju domokratycznego, ale nawet z punktu widzenia kanonów etyki katolickiej, której przecież jednym z przykazań jest "Nie zabijaj". Reakcyjni księża stali się protektorami zbrodni, stosując dla usprawiedliwienia swojego postępowania podwójną moralność, która z jednej strony nie pozwalała im wydać władzom bezpieczeństwa bandyty "Murata", a z drugiej strony pozwalała spokojnie patrzeć, jak „Murat" i jego dywersyjna szajka bezkarnie napadają na spokojne domostwa, jak zabijają ludzi, jak terroryzują mieszkańców wsi, jak rabują mienie spółdzielcze i państwowe, jak mordują urzędników Państwa.
Wszystko to wynika z obszernego uzasadnienia aktu oskarżenia, opartego na niezbitych dowodach winy jeszcze jaskrawię uwypukla się nikczemne postacie oskarżonych, na tle ich własnych zeznań.
Pierwszy, na wniosek prokuratora, zeznaje ksiądz Marian Faryś. Jest to były nieujawniony zresztą, jak sam przyznaje — członek AK. Ma ptasią, nieprzyjemną twarz, o ostrych rysach.
Trzy razy spotkałem się z Muratem — rozpoczyna swoje zeznania — ksiądz Faryś. Po raz pierwszy na przełomie roku 1946 i 1947, kiedy tradycyjnym zwyczajem obchodziłem wieś "po kolendzie". W jednej z chat znalazł się Murat, który poprosił mnie o udzielenie błogosławieństwa. Błogosławieństwa tego udzieliłem mu. Kiedy Murat wyrażał niezadowolenie z obecnego ustroju, milczałem..." Ksiądz milczał, chociaż dobrze wiedział, jakie zbrodnie Murat ma na sumieniu. Chociaż usiłuje przekonać Sąd, że był dobrym duszpasterzem swojej parafii, z zeznań jego wynikają fakty wręcz przeciwne. Każdemu bowiem normalnemu obywatelowi, zależałoby przede wszystkim na tym, by bronić interesów społeczeństwa.
Bałem się o swoją osobę mówi ksiądz, dlatego nie zawiadamiałem władz o miejscu pobytu Murata".
Drugie spotkanie, a właściwie druga "audiencja" księdza Farysia u Murata odbyła się na prozaicznym tle — u sklepikarza wiejskiego — Tożyka we wsi Rudlice. Sklepikarz wiejski. — "Murat" - bandyta i reakcyjny ksiądz rozumieli się bowiem doskonale — jednakowo bowiem nienawidzili wszystkiego, co demokratyczne.
— Za pośrednictwem żony Murata, doszło do tego spotkania. Mówiliśmy o sprawach bieżących. — Wiadomości bieżące — To radiowe wiadomości z BBC...
— "Murat" narzekał, że czuje się osamotniony i prosił o ułatwienie mu kontaktów z innymi bandami. W pewnym momencie dał mi do zrozumienia, że jest już zmęczony. Audiencję uważał za skończoną i ksiądz Faryś wyszedł ze sklepiku — prawie, jak z kurii biskupiej.
— Do trzeciego spotkania z "Muratem" doszło po ogłoszeniu amnestii w marcu 1947 roku. Chciałem się dowiedzieć jakie stanowisko zajmuje "Murat" wobec tej ustawy, ponieważ, członkowie jego oddziału nie wiedzieli co mają zrobić i błąkali się po stodołach, po polach i mogli się zaziębić...
Tutaj właśnie występuje ksiądz Faryś w faryzeuszowskiej masce, usiłuje pokazać się z najlepszej strony, że niby „troszczył" się o losy nieujawnionych. Jednakże nie przypomina sobie, że w tym samym czasie bandyci tego samego pokroju zamordowali w Zakładach Chodakowskich 10-ciu robotników.
Ksiądz uważał, że jest powołany do tego, by ułatwiać bandytom ich kontakty z reakcyjnymi elementami. Jednak, kiedy „Murat" oznajmił mu, że nie ujawni się, nie odezwał się ani słowem. Ale silniejsza była nienawiść do ustroju demokracji ludowej, a w interesie tej nienawiści leżało utrzymanie w dalszym ciągu istnienia bandv dywersyjnej "Murata". Tak ksiądz Faryś plugawił suknię katolickiego kapłana. Plugawi tę suknię tym bardziej, że zasłania się ciągle tajemnicą konfesjonału, podczas gdy jego spotkania i rozmowy z „Muratem" nie miały absolutnie charakteru spowiedzi. Na marginesie obydwóch ostatnich spotkań księdza Farysia z „Muratem", należy zaznaczyć — jak zresztą przyznał sam ksiądz. — że ksiądz i bandyta przy jednym stole pili wódkę.
Ksiądz Ortotowski — to zewnętrznie zupełne przeciwicństwo księdza Farysia. Niewysoki, pulchny proboszcz o tłustym dobrze odkarmionym karku. To on odegrał złowieszczą rolę w zabójstwie nauczyciela i działacza oświatowego Antoniego Praszczyka we wsi Konopnica.
Antoni Praszczyk mieszkał w parafii księdza od samego początku jej istnienia. Ksiądz Ortotowski znał go więc dobrze. Nienawistne mu było to, że Antoni Praszczyk szerzy oświatę na wsi, że jest komendantem lokalnego hufca Służby Polsce, która szkoli naszą młodzież, daje jej zawód. „Dzięki tej organizacji młodzież nasza bierze udział w odbudowie zniszczonego wojną kraju" — stwierdza sam ksiądz Ortotowski. Tym nie mniej ksiądz pała wyraźną nienawiścią do tej organizacji. Mimo, że młodzież "Służby Polsce" brała chętnie udział w honorowej straży przy grobie Chrystusa przed Świętami Wielkanocnymi ks. Ortotowski żali się swojemu sąsiadowi księdzu Łososiowi, że organizacja ta przeszkadza mu rzekomo w wykonywaniu praktyk religijnych.
„Ksiądz Łosoś powiedział, zeznaje ksiądz Ortotowski, że ma kontakt z bandą "Murata" — „Murat" może nauczyciela Praszczyka i jego żonę sprzątnąć. Powiedziałem:
„NIECH TAMCI KROPNĄ IM W ŁEB!".
— Jestem nerwowy i uczuciowy (?!) z natury, więc się uniosłem — mówi ksiądz Ortotowski. — Teraz widzę, że ja jestem przestępcą, bo ja dałem zlecenie zabójstwa Praszczyków.
Ksiądz Ortotowski płacze pod koniec składania zeznań. Spóźnione łzy...
Nauczyciel Praszczyk został zamordowany. Jego żona cudem uniknęła śmierci, ale tylko dlatego, że bandyta „Murat" nie chciał zabijać kobiety.
— Żałuję swojej winy — mówi pod koniec swoich zeznań ksiądz Ortotowski — ale moim złym duchem był ksiądz Łosoś.
W ciągu ostatniego czasu miałem wiele czasu na refleksje. Wzywam teraz innych księży katolickich do zmiany postępowania.
Zeznania księdza Ortotowskiego zakończyły pierwszy dzień procesu.
Dziś rozprawa trwa.
Wrażania z sali sądowej.
Milczenie i zbrodnia
Przewodniczący sądu czyta akt oskarżenia. Jego słowa skierowane są w jednakowej mierze przeciw bandycie Muratowi, jak i przeciw trzem ludziom w sutannach — trzem księżom. Banda Murata mordowała, grabiła, terroryzowała. A ci trzej księża? Przecież to duchowni, którzy służyć mieli idei miłości bliźniego. Jak to się stało, że trafili na ławę oskarżonych, że są współodpowiedzialni za potworne zbrodnie, które zmierzały do likwidacji ustroju demokracji ludowej, do fizycznego wytępienia tych, którzy temu ustrojowi służyli. Co powiedzą ci trzej księża. Czy pojmą bezmiar swego upadku moralnego?
Do stołu sędziowskiego podchodzi szczupły człowiek w sutannie. To ksiądz Faryś. Stwierdza, że udzielał błogosławieństwa bandytom. Zdaje sobie sprawę kim byli współuczestnicy bandy Murata — bandyci, gdyż tak ich właśnie nazywa. Dawał każdemu z nich krzyż do całowania, utwierdzał ich w czasie amnestii i później w przeświadczeniu o potrzebie dalszego konspirowania. O morderstwach i rabunkach bandy nic nie wiedział, gdyż czytywał tylko „Niedzielę", w której na ten temat nie pisano. Polskę Ludową traktuje jako swoją ojczyznę, docenia wielki wkład rządu w dzieło odbudowy. Osobiście nie czuje się winnym.
Co to wszystko znaczy? Dlaczego oskarżony Faryś wypiera się winy? Czy można uwierzyć, aby były konspirator z AK nie wiedział nic o bandach, aby się tym problemem nie interesował? Jedno jest pewne — oskarżony Faryś boi się odpowiedzialności za swe zbrodnicze czyny, boi się kary, dlatego po prostu kłamie.
Do stołu sędziowskiego podchodzi oskarżony ksiądz Ortotowski. Jest to człowiek raczej niskiego wzrostu o zaokrąglonych kształtach, niespokojnych oczach i dobrodusznym wyrazie twarzy. Ksiądz Ortotowski mówi o tym, że lubi gospodarstwo, że hoduje krowy i świnie, że lubi dobrze zjeść i żyć spokojnie i statecznie. Wygląda na typowego prowincjonalnego proboszcza.
I taki właśnie człowiek nie zawahał się namawiać księdza Łososia, aby ten spowodował zamordowanie przez bandę }Murata małżonków Praszczyków za to, że Praszczyk, jako nauczyciel był jednocześnie kierownikiem organizacji „Służba Polsce". Jakże do tego doszło, co wpłynęło na tę decyzję księdza Ortotowskiego, tego właśnie o zaokrąglonych kształtach dobrodusznego proboszcza?
Mówił o tym sam ksiądz Ortotowski. Początkowo próbował się tłumaczyć chorobą nerwów, ogólnym złym stanem fizycznym swego organizmu, skłonnością do uniesień i t. p. Wreszcie jednak — płacząc — powiedział:
„Fakt, że jestem dziś sądzony jako morderca wynika z tego, że nikt z władz kościelnych nie wyjaśniał nam dotychczas, jaki ma być stosunek księdza do rządu i ustroju Polski Ludowej. Przeciwnie — słyszeliśmy raczej słowa krytyki, nawet wrogości. Chcę, aby moją tragedię poznało całe duchowieństwo, aby przekonało się do czego prowadzi wrogość do Związku Radzieckiego, do krajów demokracji ludowej".
Ksiądz Ortotowski morderca — Jak sam siebie nazywał — nauczyciela Praszczyka — płakał. Ile w jego zachowaniu było obawy przed zasłużoną karą, a ile szczerości — trudno stwierdzić. Jedno jest pewne. Głos sądzonych dotychczas za podobne zbrodnie księży Ortotowskich nie dotarł jakoś dotychczas do władz kościelnych. Władze te milczą uparcie, jakby się nic nie działo. A tymczasem ksiądz Ortotowski publicznie stwierdza że w najbardziej dramatycznych dla siebie chwilach, że wrogość do Związku Radzieckiego, do demokracji ludowej, wepchnęła go w ramiona zbrodni i że jego władze kościelne w okresie powojennym nie pomogły mu w przezwyciężeniu tej wrogości, a tym samym — w uchronieniu go przed stoczeniem się do roli mordercy.
Ksiądz Ortotowski po spowodowanym przez siebie morderstwie Praszczyka odprawiał za niego nabożeństwo żałobne. Nabożeństwo żałobne odprawione przez mordercę za duszę zamordowanego przez siebie człowieka.
Oto do czego również i pod względem religijnym doprowadzić może nienawiść do ustroju demokracji ludowej, do socjalizmu.
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
Głos Chłopski 1949 nr 61
Wstrząsające dowody winy
Murata—Małolepszego* i jego wspólników w sutannach
Dziś przemówi prokurator i obrońca
Dziś przemówi prokurator i obrońca
W
dniu wczorajszym rozprawę przeciw „Muratowi" i jego wspólnikom
rozpoczęły zeznania księdza Mariana Łososia, proboszcza parafii
Szynkielów w powiecie wieluńskim. On to właśnie przekazał "Muratowi"
„życzenie".
Jak sam to nazywa — księdza Ortotowskiego, który domagał się zabójstwa nauczyciela Praszczyka i jego żony.
— Od kiedy oskarżony nawiązał kontakt z bandytą "Muratem"? — pyta przewodniczący Sądu.
— W roku 1948 przychodził ktoś od "Murata" po gazety. Dawałem tygodnik "Niedziela", a ponadto wiadomości radiowe. Później zorientowałem się, że łącznikiem „Murata" jest Treczyński i wtedy wiedziałem już dla kogo wiadomości i pisma katolickie przekazuję.
— Czy oskarżony znał Praszczyka i jego żonę?
— Osobiście, nie.
— Czy duchowieństwo popierało organizację "Służba Polsce", której hufiec stworzył nauczyciel Praszczyk?
Na to pytanie ksiądz Łosoś odpowiada twierdząco. Zapomniał widać, że właśnie za udział w organizowniu hufca „Służby Polsce" pomógł zgładzić obcego dla niego Praszczyka, domagając się jednocześnie zgładzenia jego żony.
— Kiedy i jak przedstawił oskarżonemu ksiądz Ortotowski sprawę nauczyciela Praszczyka?
— Latem 1948 roku ksiądz Ortotowski zwrócił się do mnie, wiedząc, że mam kontakt z bandą „Murata" z żalami na nauczyciela, prosząc jednocześnie bym przyczynił się do zgładzenia nauczyciela i jego żony „Życzenie" to przekazałem łącznikowi „Murata" Treczyńskiemu, kiedy zgłosił się do mnie po odbiór tygodnika katolickiego „Niedziela".
— Czy oskarżony nie usiłował umitygować Ortotowskiego, który jest młodszy wiekiem, doświadczeniem i święceniami kapłańskimi?
— Nie. Nie zdawałem sobie sprawy ze swojego postępowania.
Ksiądz Łosoś zdawał sobie sprawę z tego, że jest kapłanem katolickim, ale nie zdawał sobie sprawy z wagi życia ludzkiego, które przecież dla każdego kapłana powinno być drogie. Ksiądz Łosoś — to cynik bez czci i wiary.
Ksiądz Łosoś, nie tylko za pośrednictwem Treczyńskiego starał się przekazać „Muratowi" sprawę zabójstwa nauczyciela Praszczyka. Użył on do tego celu jeszcze jednego swojego parafianina, niejakiego Kolanko — chyba tylko po to, by do „Murata" za wszelką cenę i wszystkimi możliwymi drogami dotarł „rozkaz" księży, dotyczący zamordowania niewinnego człowieka, szczerego demokraty, krzewiącego, oświatę na ciemnej wsi.
— Dlaczego oskarżony nie odrzucił propozycji księdza Ortotowskiego?
— Nie przyszło mi to na myśl...
— Czy ludzkie i kapłańskie sumienie oskarżonego nie drgnęło, czy ta „prośba" księdza Ortotowskiego nie wstrząsnęła oskarżonym?
— Tak...
— Jak się ten wstrząs objawił?
— Po morderstwie — odpowiada z niesłychanym cynizmem ksiądz Łosoś.
— Kto ponosi odpowiedzialność za śmierć Praszczyka?
— Wszyscy: Ortotowski, ja i wykonawcy — przyznaje oskarżony i dodaje: „Nie byłem spokojny w swoim sumieniu, ale przecież, wypełniłem prośbę Ortotowskiego". Nie zdaje sobie jeszcze dzisiaj ksiądz Łosoś sprawy z faktu, że spełnienie takiej prośby równało się zbrodni.
Ksiądz Łosoś w czasie okupacji przebywał w obozie w Dachau, gdzie stosowano wobec niego kary chłosty i rozmaite inne kary. Tym nie mniej nie było różnicy w postępowaniu księdza i Niemców wobec ludzi — moralność tego księdza niczym nie rożni się od moralności faszystowskich zwyrodnialców.
Następny z kolei składa zeznania szef dywersyjnej bandy — Jan Małolepszy — "Murat". Plącze się w zeznaniach, chwilami zaprzecza, ustępuje jednak, gdy Sąd okazuje mu dowody jego winy: meldunki, rozkazy.
— Dlaczego oskarżony nie ujawnił się?
— Siedziałem w lesie przez pięć lat. Nie wiedziałem nawet dobrze, co to jest amnestia. Szukałem wyjaśnień u księdza Farysia. Ale ten tylko wzruszał ramionami i milczał.
— Jak doszło do zamordowania nauczyciela Praszczyka?
— Przyszedł Terczyński i powiedział, że ksiądz mówił, że „to nic nie warte, że trzeba to wyrżnąć i w łeb wypalić". I, że „ta kobieta, to jeszcze gorsza". Praszczyka zabił „Marianek" z mojej bandy.
Z dalszych zeznań „Murata" wynika, że rozpowszechniał on ulotki o treści antypaństwowej, że nakładał na ludność kontrybucje.
— A jakie usługi spełniał ksiądz Faryś?
— Dawał nam gazety i wiadomości radiowe. Utrzymywał nas ciągle w przekonaniu, "żeby wytrwać", że „będzie wojna na jesieni 1948 roku, a wtedy wypłyniemy...". Poza tym tłumaczył się, że nie może udzielić nam pomocy finansowej, bo proboszcz „trzyma rękę na pieniądzach".
Sąd zarządził konfrontację księdza Farysia i oskarżonego „Murata". „Murat" bowiem twierdzi, że to ksiądz powstrzymywał go od ujawnienia się, a ksiądz, — że „Murat" sam stanowczo sprzeciwiał się ujawnieniu.
Teraz w obronie własnego życia, chcąc uniknąć kary — ksiądz i bandyta nie mogą dojść do porozumienia, które tak łatwo przecież przychodziło im w okresie dywersyjnej i wywrotowej współpracy.
Kilkudziesięciu świadków zeznawało w sprawia Murata i reakcyjnych księży, zeznawały wdowy, matki, które straciły synów, zeznawali też sprowadzeni z więzienia członkowie dywersyjnej bandy — już osądzeni.
I inni — niedawno ujęci przez władze bezpieczeństwa. Zeznania ich wyszły poza ramy aktu oskarżenia, rzuciły jaskrawe światło na prawdziwe tło, system działania i bezsprzeczną winę oskarżonych.
Pierwszy zeznaje Karol Pietrus, doprowadzony z więzienia, któremu w marcu ubiegłego roku w bunkrze Murat wydał polecenie strzelania do funkcjonariuszy Urzędu Bezpiczeństwna Milicji i ORMO, świadek sam brał udział w 12 napadach z rozkazu Murata. „Marianek mówił mi również o tym, że Murat kazał zabić nauczyciela Praszczyka."
— Czy mówili wam, jaki jest cel istnienia bandy?
— Tak — obalenie ustroju demokratycznego.
Drugi z kolei zeznaje również doprowadzony z więzienia szef sztabu Murata — Jan Krzywański. Była to niespodzianka dla Murata, który nie wiedział o ujęciu jednego z ważniejszych członków swojej bandy.
— Skąd wasza banda czerpała pieniądze? Z rabunków majątków państwowych i spółdzielni.
Osobną grupę świadków stanowią rodziny ofiar dywersyjnej grupy.
Pierwsza zeznaje żona zamordowanego nauczyciela Praszczyka — Krystyna, która cudem uniknęła śmierci, bo jak stwierdził jeden ze świadków, Murat powiedział, że „tylko mężczyzn można zabijać, a niewiasty nie".
— Wieczorem 21 sierpnia po skończeniu lekcji mąż mój wyszedł przed dom. Po chwili rozległy się strzały. Kiedy wybiegłam z domu, mąż mój już leżał we krwi. Jeszcze żył, ale był już nieprzytomny.
Następnego dnia, po śmierci męża ksiądz Ortotowski odprawił mszę żałobną i użalał się, że mąż mój niewinnie zginął. Proponował, bym została gospodynią.
Helena Pietrzak — to żona zamordowanego funkcjonariusza ORMO w Świerczowie.
Edmund Barsiński był świadkiem powieszenia jednego z funkcjonariuszy ORMO i zabicia dwóch innych w dnia 6 września ubiegłego roku w gminie Kluki.
Długa jest lista ofiar Murata. Czerwoną nicią przewijają się poprzez nią nazwiska działa czy demokratycznych, członków Stronnictwa Ludowego, byłej Polskiej Partii Robotniczej, funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa, Milicji, i ORMO oraz tych, którzy niezorganizowani w żadnej partii budowali wraz z całym społeczeństwem spokojną przyszłość dla siebie i swoich dzieci.
Przewód sądowy został zamknięty. W dniu dzisiejszym przemawiać będą prokurator i obrona.
„Głos Ameryki", bandyta Murat i jego wspólnicy
Oskarżony ksiądz Łosoś od czasu odzyskania niepodległości
do chwili aresztowania nastawiał aparat radiowy, aby pilnie słuchać tego, co mówi „Głos Ameryki" i BBC. Ksiądz Łosoś skrzętnie notował każde słowo i przekazywał informacje bandzie Murata. Między tym, co mówi „Głos Ameryki" i BBC, a bandytą Małolepszym istniała ścisła więź.
Wystarczy posłuchać przebiegu rozprawy — choćby tylko przez godzinę — aby przekonać się o istnieniu tej więzi. Mocodawcy "Głosu Ameryki"wygłaszają bajdy o rzekomym braku wolności w krajach za rzekomą „żelazną kurtyną" i wychwalają rzekome wolności amerykańskie, na co dzień zaś zajmują się rabunkiem i grabieżą słabszych narodów i swojego własnego ludu i przygotowują nową wojnę. Murat też usiłował przedstawiać się publiczności, jako rzecznik takiej w amerykański sposób rozumianej „wolnej" Polski, w której z wolności wyzysku mas ludowych korzystać będą obszarnicy i kapitaliści. Obiecywał nawet uczestnikom swojej bandy, że po obaleniu władzy ludowej nikt z nich już nie będzie potrzebował jąć się pracy, bo na nich pracować będą robotnicy i chłopi — chamy. Im pozostanie tylko pilnować z knutem w ręku swoich niewolników. Na codzień bandyta Murat, podobnie jak mocodawcy „Głosu Ameryki" — morduje, grabi, rabuje i myśli jedynie o pieniądzach, o dostatnim życiu. Interesuje się każdym groszem, zrabowanym przez swoich podwładnych, aby urwać sobie lwią dolę po to, żeby ten grosz ciułać, żeby powiększać swoje prywatne zasoby, żeby używać. Podkomendni jego skarżą się — „to co sam zrabował, kładł do swojej kieszeni. Z tego, co się nam udało, trzeba było największa dolę oddać Muratowi, nam zostawały nędzne grosze". Źle było z tym, co się przed Muratem nie wyliczył ze swych łupów".
Czyż to nie przypomina Wam, Czytelnicy, stosunków, łączących amerykańskiego komisarza dla spraw planu Marshalla z premierami i ministrami zmarshallizowanych krajów Europy: premierem Oneuille'm we Francji, Spaakiem z Belgii, Attlee i Bevinem w Anglii? Pokrewieństwo dusz jest pełne, to nie ulega wątpliwości. Różnica jest tylko ilościowa: w ilościach dzielonego łupu.
Ksiądz Łosoś skrzętnie notował każde słowo, podawane przez „Głos Ameryki“ i BBC i niósł je członkom bandy Murata. Ksiądz Łosoś nie brał z sobą — idąc do bandytów — ewangelii, i nie szedł do nich ze słowem miłości bliźniego, ze słowem pojednania. Kiedy jeden z bandytów zwrócil się do niego w okresie amnestii z pytaniem, czy należy się ujawnić — ksiądz Łosoś powiedział: "Bezwzględnie nie. Nie trzeba się ujawniać!"
Co oznaczało to zlecenie? Było to zlecenie, że trzeba dalej mordować, grabić, niszczyć mienie prywatne i społeczne, bo tak każe BBC i "Głos Ameryki".
Oskarżeni księża: Łosoś, Ortotowski i Faryś nie znaleźli się na ławie oskarżonych dlatego, że są księżami. W Polsce Ludowej istnieje pełna wolność religijna, wolność posunięta dalej, niż to w jakimkolwiek kraju. Znaleźli się na ławie oskarżonych dlatego, że jako obywatele Państwa wkroczyli na drogę zbrodni i występku. Dlaczego jednak ludzie predestynowani z racji swych funkcji do głoszenia miłości chrześcijańskiej, stali się wspólnikami bandytów i rzezimieszków, współuczestnikami mordów? Na to pytanie niewątpliwie łatwiej było by znaleźć odpowiedź dostojnikom kościoła, hierarchom Watykanu. Lecz oni milczą wobec licznych aktów występków i zbrodni, popełnianych przez szereg księży. Czy ich podwładni nie mogli i nie mogą tego milczenia rozumieć, jako cichej zgody, jako zachęty? Tacito consensu — milczącą zgodę?
Czyż to nie ich milczenie ukształtowało mentalność i postawę księży Łososia, Ortotowskiego i Farysia, którzy dziś siedzą na jednej ławie ze zwykłym bandytą?
Oto, co mówi sam Murat: „Ani ci trzej księża, siedzący tu razem ze mną na ławie oskarżonych, ani inni księża w okolicy, gdzie przejawialiśmy naszą działalność, nie mówili na ambonach o potrzebie skorzystania z amnestii, zaprzestania walki. Przeciwnie — odprawiali na naszą intencję nabożeństwa. Dokładnie pamiętam jedno takie nabożeństwo żałobne za duszę "Lisa-Kuli" —pospolitego bandyty i złodzieja. W kościele — opowiada Murat — rozegrała się wówczas tragiczna scena. Wdowa po jednej z ofiar „Lisa-Kuli", po zamordowaniu przez niego mieszkańca wsi parafialnej, nie chciała dopuścić do nabożeństwa. które było profanacją, naigrywaniem się z jej osobistej tragedii".
Murat mówił dalej: "Ci trzej księża nazywają mnie teraz bandytą. A jak to było — pytam — przed aresztowaniem mnie — jeszcze w latach 1947 i 1948? Przecież wówczas mówiło się do mnie: „panie komendancie" i poczytywano sobie za zaszczyt pić ze mną wódkę, a przy wódce wskazywać kogo mamy sprzątnąć."
Widzimy więc, że w metodach, w stylu i w celu istnieje ścisła więź między „Głosem Ameryki" i jego mocodawcami, pośrednikami w osobach księży Łososia, Ortotowskiego i Farysia, a bandytą Muratem.
A pytania, jakie społeczeństwo polskie stawia hierarchom kościoła — wciąż pozostają bez odpowiedzi.
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
Jak sam to nazywa — księdza Ortotowskiego, który domagał się zabójstwa nauczyciela Praszczyka i jego żony.
— Od kiedy oskarżony nawiązał kontakt z bandytą "Muratem"? — pyta przewodniczący Sądu.
— W roku 1948 przychodził ktoś od "Murata" po gazety. Dawałem tygodnik "Niedziela", a ponadto wiadomości radiowe. Później zorientowałem się, że łącznikiem „Murata" jest Treczyński i wtedy wiedziałem już dla kogo wiadomości i pisma katolickie przekazuję.
— Czy oskarżony znał Praszczyka i jego żonę?
— Osobiście, nie.
— Czy duchowieństwo popierało organizację "Służba Polsce", której hufiec stworzył nauczyciel Praszczyk?
Na to pytanie ksiądz Łosoś odpowiada twierdząco. Zapomniał widać, że właśnie za udział w organizowniu hufca „Służby Polsce" pomógł zgładzić obcego dla niego Praszczyka, domagając się jednocześnie zgładzenia jego żony.
— Kiedy i jak przedstawił oskarżonemu ksiądz Ortotowski sprawę nauczyciela Praszczyka?
— Latem 1948 roku ksiądz Ortotowski zwrócił się do mnie, wiedząc, że mam kontakt z bandą „Murata" z żalami na nauczyciela, prosząc jednocześnie bym przyczynił się do zgładzenia nauczyciela i jego żony „Życzenie" to przekazałem łącznikowi „Murata" Treczyńskiemu, kiedy zgłosił się do mnie po odbiór tygodnika katolickiego „Niedziela".
— Czy oskarżony nie usiłował umitygować Ortotowskiego, który jest młodszy wiekiem, doświadczeniem i święceniami kapłańskimi?
— Nie. Nie zdawałem sobie sprawy ze swojego postępowania.
Ksiądz Łosoś zdawał sobie sprawę z tego, że jest kapłanem katolickim, ale nie zdawał sobie sprawy z wagi życia ludzkiego, które przecież dla każdego kapłana powinno być drogie. Ksiądz Łosoś — to cynik bez czci i wiary.
Ksiądz Łosoś, nie tylko za pośrednictwem Treczyńskiego starał się przekazać „Muratowi" sprawę zabójstwa nauczyciela Praszczyka. Użył on do tego celu jeszcze jednego swojego parafianina, niejakiego Kolanko — chyba tylko po to, by do „Murata" za wszelką cenę i wszystkimi możliwymi drogami dotarł „rozkaz" księży, dotyczący zamordowania niewinnego człowieka, szczerego demokraty, krzewiącego, oświatę na ciemnej wsi.
— Dlaczego oskarżony nie odrzucił propozycji księdza Ortotowskiego?
— Nie przyszło mi to na myśl...
— Czy ludzkie i kapłańskie sumienie oskarżonego nie drgnęło, czy ta „prośba" księdza Ortotowskiego nie wstrząsnęła oskarżonym?
— Tak...
— Jak się ten wstrząs objawił?
— Po morderstwie — odpowiada z niesłychanym cynizmem ksiądz Łosoś.
— Kto ponosi odpowiedzialność za śmierć Praszczyka?
— Wszyscy: Ortotowski, ja i wykonawcy — przyznaje oskarżony i dodaje: „Nie byłem spokojny w swoim sumieniu, ale przecież, wypełniłem prośbę Ortotowskiego". Nie zdaje sobie jeszcze dzisiaj ksiądz Łosoś sprawy z faktu, że spełnienie takiej prośby równało się zbrodni.
Ksiądz Łosoś w czasie okupacji przebywał w obozie w Dachau, gdzie stosowano wobec niego kary chłosty i rozmaite inne kary. Tym nie mniej nie było różnicy w postępowaniu księdza i Niemców wobec ludzi — moralność tego księdza niczym nie rożni się od moralności faszystowskich zwyrodnialców.
Następny z kolei składa zeznania szef dywersyjnej bandy — Jan Małolepszy — "Murat". Plącze się w zeznaniach, chwilami zaprzecza, ustępuje jednak, gdy Sąd okazuje mu dowody jego winy: meldunki, rozkazy.
— Dlaczego oskarżony nie ujawnił się?
— Siedziałem w lesie przez pięć lat. Nie wiedziałem nawet dobrze, co to jest amnestia. Szukałem wyjaśnień u księdza Farysia. Ale ten tylko wzruszał ramionami i milczał.
— Jak doszło do zamordowania nauczyciela Praszczyka?
— Przyszedł Terczyński i powiedział, że ksiądz mówił, że „to nic nie warte, że trzeba to wyrżnąć i w łeb wypalić". I, że „ta kobieta, to jeszcze gorsza". Praszczyka zabił „Marianek" z mojej bandy.
Z dalszych zeznań „Murata" wynika, że rozpowszechniał on ulotki o treści antypaństwowej, że nakładał na ludność kontrybucje.
— A jakie usługi spełniał ksiądz Faryś?
— Dawał nam gazety i wiadomości radiowe. Utrzymywał nas ciągle w przekonaniu, "żeby wytrwać", że „będzie wojna na jesieni 1948 roku, a wtedy wypłyniemy...". Poza tym tłumaczył się, że nie może udzielić nam pomocy finansowej, bo proboszcz „trzyma rękę na pieniądzach".
Sąd zarządził konfrontację księdza Farysia i oskarżonego „Murata". „Murat" bowiem twierdzi, że to ksiądz powstrzymywał go od ujawnienia się, a ksiądz, — że „Murat" sam stanowczo sprzeciwiał się ujawnieniu.
Teraz w obronie własnego życia, chcąc uniknąć kary — ksiądz i bandyta nie mogą dojść do porozumienia, które tak łatwo przecież przychodziło im w okresie dywersyjnej i wywrotowej współpracy.
Kilkudziesięciu świadków zeznawało w sprawia Murata i reakcyjnych księży, zeznawały wdowy, matki, które straciły synów, zeznawali też sprowadzeni z więzienia członkowie dywersyjnej bandy — już osądzeni.
I inni — niedawno ujęci przez władze bezpieczeństwa. Zeznania ich wyszły poza ramy aktu oskarżenia, rzuciły jaskrawe światło na prawdziwe tło, system działania i bezsprzeczną winę oskarżonych.
Pierwszy zeznaje Karol Pietrus, doprowadzony z więzienia, któremu w marcu ubiegłego roku w bunkrze Murat wydał polecenie strzelania do funkcjonariuszy Urzędu Bezpiczeństwna Milicji i ORMO, świadek sam brał udział w 12 napadach z rozkazu Murata. „Marianek mówił mi również o tym, że Murat kazał zabić nauczyciela Praszczyka."
— Czy mówili wam, jaki jest cel istnienia bandy?
— Tak — obalenie ustroju demokratycznego.
Drugi z kolei zeznaje również doprowadzony z więzienia szef sztabu Murata — Jan Krzywański. Była to niespodzianka dla Murata, który nie wiedział o ujęciu jednego z ważniejszych członków swojej bandy.
— Skąd wasza banda czerpała pieniądze? Z rabunków majątków państwowych i spółdzielni.
Osobną grupę świadków stanowią rodziny ofiar dywersyjnej grupy.
Pierwsza zeznaje żona zamordowanego nauczyciela Praszczyka — Krystyna, która cudem uniknęła śmierci, bo jak stwierdził jeden ze świadków, Murat powiedział, że „tylko mężczyzn można zabijać, a niewiasty nie".
— Wieczorem 21 sierpnia po skończeniu lekcji mąż mój wyszedł przed dom. Po chwili rozległy się strzały. Kiedy wybiegłam z domu, mąż mój już leżał we krwi. Jeszcze żył, ale był już nieprzytomny.
Następnego dnia, po śmierci męża ksiądz Ortotowski odprawił mszę żałobną i użalał się, że mąż mój niewinnie zginął. Proponował, bym została gospodynią.
Helena Pietrzak — to żona zamordowanego funkcjonariusza ORMO w Świerczowie.
Edmund Barsiński był świadkiem powieszenia jednego z funkcjonariuszy ORMO i zabicia dwóch innych w dnia 6 września ubiegłego roku w gminie Kluki.
Długa jest lista ofiar Murata. Czerwoną nicią przewijają się poprzez nią nazwiska działa czy demokratycznych, członków Stronnictwa Ludowego, byłej Polskiej Partii Robotniczej, funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa, Milicji, i ORMO oraz tych, którzy niezorganizowani w żadnej partii budowali wraz z całym społeczeństwem spokojną przyszłość dla siebie i swoich dzieci.
Przewód sądowy został zamknięty. W dniu dzisiejszym przemawiać będą prokurator i obrona.
„Głos Ameryki", bandyta Murat i jego wspólnicy
Oskarżony ksiądz Łosoś od czasu odzyskania niepodległości
do chwili aresztowania nastawiał aparat radiowy, aby pilnie słuchać tego, co mówi „Głos Ameryki" i BBC. Ksiądz Łosoś skrzętnie notował każde słowo i przekazywał informacje bandzie Murata. Między tym, co mówi „Głos Ameryki" i BBC, a bandytą Małolepszym istniała ścisła więź.
Wystarczy posłuchać przebiegu rozprawy — choćby tylko przez godzinę — aby przekonać się o istnieniu tej więzi. Mocodawcy "Głosu Ameryki"wygłaszają bajdy o rzekomym braku wolności w krajach za rzekomą „żelazną kurtyną" i wychwalają rzekome wolności amerykańskie, na co dzień zaś zajmują się rabunkiem i grabieżą słabszych narodów i swojego własnego ludu i przygotowują nową wojnę. Murat też usiłował przedstawiać się publiczności, jako rzecznik takiej w amerykański sposób rozumianej „wolnej" Polski, w której z wolności wyzysku mas ludowych korzystać będą obszarnicy i kapitaliści. Obiecywał nawet uczestnikom swojej bandy, że po obaleniu władzy ludowej nikt z nich już nie będzie potrzebował jąć się pracy, bo na nich pracować będą robotnicy i chłopi — chamy. Im pozostanie tylko pilnować z knutem w ręku swoich niewolników. Na codzień bandyta Murat, podobnie jak mocodawcy „Głosu Ameryki" — morduje, grabi, rabuje i myśli jedynie o pieniądzach, o dostatnim życiu. Interesuje się każdym groszem, zrabowanym przez swoich podwładnych, aby urwać sobie lwią dolę po to, żeby ten grosz ciułać, żeby powiększać swoje prywatne zasoby, żeby używać. Podkomendni jego skarżą się — „to co sam zrabował, kładł do swojej kieszeni. Z tego, co się nam udało, trzeba było największa dolę oddać Muratowi, nam zostawały nędzne grosze". Źle było z tym, co się przed Muratem nie wyliczył ze swych łupów".
Czyż to nie przypomina Wam, Czytelnicy, stosunków, łączących amerykańskiego komisarza dla spraw planu Marshalla z premierami i ministrami zmarshallizowanych krajów Europy: premierem Oneuille'm we Francji, Spaakiem z Belgii, Attlee i Bevinem w Anglii? Pokrewieństwo dusz jest pełne, to nie ulega wątpliwości. Różnica jest tylko ilościowa: w ilościach dzielonego łupu.
Ksiądz Łosoś skrzętnie notował każde słowo, podawane przez „Głos Ameryki“ i BBC i niósł je członkom bandy Murata. Ksiądz Łosoś nie brał z sobą — idąc do bandytów — ewangelii, i nie szedł do nich ze słowem miłości bliźniego, ze słowem pojednania. Kiedy jeden z bandytów zwrócil się do niego w okresie amnestii z pytaniem, czy należy się ujawnić — ksiądz Łosoś powiedział: "Bezwzględnie nie. Nie trzeba się ujawniać!"
Co oznaczało to zlecenie? Było to zlecenie, że trzeba dalej mordować, grabić, niszczyć mienie prywatne i społeczne, bo tak każe BBC i "Głos Ameryki".
Oskarżeni księża: Łosoś, Ortotowski i Faryś nie znaleźli się na ławie oskarżonych dlatego, że są księżami. W Polsce Ludowej istnieje pełna wolność religijna, wolność posunięta dalej, niż to w jakimkolwiek kraju. Znaleźli się na ławie oskarżonych dlatego, że jako obywatele Państwa wkroczyli na drogę zbrodni i występku. Dlaczego jednak ludzie predestynowani z racji swych funkcji do głoszenia miłości chrześcijańskiej, stali się wspólnikami bandytów i rzezimieszków, współuczestnikami mordów? Na to pytanie niewątpliwie łatwiej było by znaleźć odpowiedź dostojnikom kościoła, hierarchom Watykanu. Lecz oni milczą wobec licznych aktów występków i zbrodni, popełnianych przez szereg księży. Czy ich podwładni nie mogli i nie mogą tego milczenia rozumieć, jako cichej zgody, jako zachęty? Tacito consensu — milczącą zgodę?
Czyż to nie ich milczenie ukształtowało mentalność i postawę księży Łososia, Ortotowskiego i Farysia, którzy dziś siedzą na jednej ławie ze zwykłym bandytą?
Oto, co mówi sam Murat: „Ani ci trzej księża, siedzący tu razem ze mną na ławie oskarżonych, ani inni księża w okolicy, gdzie przejawialiśmy naszą działalność, nie mówili na ambonach o potrzebie skorzystania z amnestii, zaprzestania walki. Przeciwnie — odprawiali na naszą intencję nabożeństwa. Dokładnie pamiętam jedno takie nabożeństwo żałobne za duszę "Lisa-Kuli" —pospolitego bandyty i złodzieja. W kościele — opowiada Murat — rozegrała się wówczas tragiczna scena. Wdowa po jednej z ofiar „Lisa-Kuli", po zamordowaniu przez niego mieszkańca wsi parafialnej, nie chciała dopuścić do nabożeństwa. które było profanacją, naigrywaniem się z jej osobistej tragedii".
Murat mówił dalej: "Ci trzej księża nazywają mnie teraz bandytą. A jak to było — pytam — przed aresztowaniem mnie — jeszcze w latach 1947 i 1948? Przecież wówczas mówiło się do mnie: „panie komendancie" i poczytywano sobie za zaszczyt pić ze mną wódkę, a przy wódce wskazywać kogo mamy sprzątnąć."
Widzimy więc, że w metodach, w stylu i w celu istnieje ścisła więź między „Głosem Ameryki" i jego mocodawcami, pośrednikami w osobach księży Łososia, Ortotowskiego i Farysia, a bandytą Muratem.
A pytania, jakie społeczeństwo polskie stawia hierarchom kościoła — wciąż pozostają bez odpowiedzi.
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
Głos Chłopski 1949 nr 62
Dziś zapadnie wyrok na Murata* i wspólników
Ci, którzy nie mieli litości dla mordowanych ofiar — biją się w piersi i proszą o łaskę
W dniu wczorajszym w dalszym ciągu procesu Murata i jego popleczników w sutannach — trzech reakcyjnych księży — wygłosił mowę oskarżycielską prokurator mjr Sikorski, naświetlając stan faktyczny sprawy zgodnie z wynikami śledztwa i przewodem sądowym.
— Oskarżeni — zaczął przemówienie prokurator — stoją pod zarzutem popełnienia przestępstw szczególnie niebezpiecznych w okresie odbudowy Państwa Polskiego — morderstwa, rabunki znaczą drogę Murata, drogę reakcyjnych księży znaczy podżeganie do przestępstw, umacnianie w bandycie Muracie przekonania, że postępował dobrze.
Prokurator powołał się następnie na dowody rzeczowe, dołączone do akt sprawy, na „meldunki", na „kwity", jakie wydawał Murat i jego podwładni w miejscach rabunków, na "rozkazy", przejęte przez władze bezpieczeństwa.
Następnie prokurator omówił winy trzech księży, znajdujących się na ławie oskarżonych.
— Ksiądz Łosoś dawał Muratowi „pożywkę duchową" w postaci odpowiednio skomentowanych wiadomości radiowych z BBC. Najdobitniejszym dowodem złej woli księdza Łososia jest jego udział w zabójstwie nauczyciela Praszczyka. — Ksiądz Ortotowski zaś w błędnym przekonaniu, że organizacja młodzieżowa „Służba Polsce" zagraża jego „rządowi dusz" nad młodzieżą, pozbywa się niewygodnego dla siebie nauczyciela Praszczyka za pośrednictwem księdza Łososia i bandy Murata.
— Nieco mniej winny. — mówił w dalszym ciągu prokurator — ale tylko pozornie wydaje się ksiądz Faryś. Jednakże i on udzielał bandzie dywersyjnej moralnego poparcia błogosławiąc jej członków. Nie starał się wcale nakłonić Murata by rzucił drogę mordów i grabieży. Nie zrobił nic, by zapewnić spokój swoim parafianom, oddając niebezpiecznego bandytę w ręce władz.
— Ponieważ wina oskarżonych została w całości udowodniona i kwalifikacja prawna przestępstw pokrywa się całkowicie z aktem oskarżenia, popieram oskarżenie w całej rozciągłości — zakończył swoje przemówienie prokurator mjr Sikorski.
Drugi oskarżyciel — prokurator mjr Ligęza — omówił szczegółowo polityczne tło przestępczej działalności oskarżonych, tło, na którym skrzyżowała się działalność zbira Murata i trzech kapłanów. — Coście zrobili z hasłem „nie zabijaj", wy trzej księża na ławie oskarżonych?!
— Z chwilą odzyskania niepodległości walka klasowa w Polsce wkroczyła na nowe tory. Odcięliśmy burżuazji drogę do władzy, przyczaiła się więc ona w niektórych urzędach, biurach, parafiach. Nasi sanacyjni dygnitarze nie zrezygnowali, mieli bowiem możnych protektorów w międzynarodowym kapitale. Ci wywłaszczeni magnaci mieli dość środków, by do „mokrej roboty", do rabunków, morderstw, wynajmować zbirów, właśnie takich, jak Murat. Zbrodnicza ręka Murata skierowana została bezpośrednio przeciw obrońcom interesów mas ludowych. Jego bogate archiwum zawierało dziesiątki legitymacji partyjnych, legitymacji żołnierskich, za które zapłacono wysoką cenę krwi i młodego życia. Dokładnie były wykonywane rozkazy Murata: mnóstwo osób zostało bestialsko pobitych i zamordowanych.
— Panowie z Londynu zdawali sobie sprawę, że Państwo nasze buduje się między innymi w oparciu o drobne i średnie chłopstwo, więc inspirowali niszczenie organizacji, które przyczyniają się do wzrostu dobrobytu wsi. Murat dobrze rozumiał interesy swoich mocodawców — rabunki dokonane na spółdzielniach wiejskich i majątkach państwowych są tego dowodem. Powiązany jest on z interesami sklepikarzy, bogatego chłopstwa i reakcyjną częścią kleru. Bogacze wiejscy wiedzą, że władza ludowa położy kres ich spekulowaniu na nędzy drobnego chłopa, to samo wie lichwiarz — sklepikarz wiejski. Oni więc udzielali Muratowi informacji, byli w jego wywiadzie, popierali go finansowo, a księża w jednym szeregu z nimi dostarczali gazet i wiadomości z anglosaskich ośrodków dyspozycyjnych.
— Bigotki i kumoszki powiedzą może, że walczymy z religią. Chcę więc z tego miejsca powiedzieć: Nie, z religią nie walczymy, cała nasza polityka jest tego dowodem. Kongres Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej wyraźnie te sprawy określił: nie walczymy z religią- dajemy pełną swobodę wyznań religijnych, gwarantujemy prawną ochronę obrządków i nie wtrącamy się w sprawy Kościoła. Nie pozwolimy jednak, by reakcyjna część kleru podważała podstawy Państwa Ludowego.
— Kiedy ORMO-wiec walczy z niedobitkami band, kiedy najlepsi synowie kraju padają, oddają życie dla zabezpieczenia życia i mienia innych, ksiądz Faryś dyskutuje z bandytą i udziela mu moralnego poparcia, profanuje krzyż, który mu daje do pocałowania. Nie zdobywa się na jedno słowo potępienia.
Polska podnosi się z ruin i zgliszcz. Młodzież zrzeszona w Służbie Polsce odbudowuje wsie i miasta. Nie widzi tego ksiądz Ortotowski, nie widzi tego ksiądz Łosoś.
Działalność oskarżonych jest przejawem walki klasowej bogaczy i reakcji przeciw Polsce maszerującej do Socjalizmu. Nie zatrzyma nas jednak żaden Murat, Faryś, Łosoś czy Ortotowski — nie dlatego, że są to ludzie mali, ale dlatego, że nasza idea jest słuszna i sprawiedliwa, że opiera się na naukowych prawach rozwoju społecznego, że odpowiada masom pracującym. Nie będziemy też pobłażać podobnym próbom, z góry zresztą skazanym na klęskę. Będziemy pobłażliwi dla tych, co sami do nas przyjdą, nie czekając na amnestię, ale nigdy dla tych, co z bunkru z nami walczą.
— Domagam się kary współmiernej do win. Nie tylko, jako człowiek, nie tylko w imieniu munduru, który mam zaszczyt nosić, nie tylko w imieniu urzędu, jaki sprawuję, nie tylko w imieniu mas pracujących — ale w imieniu morza przelanej krwi i łez —— żądam:
dla oskarżonego Murata — kary śmierci,
dla oskarżonego Łososia — kary śmierci, dla oskarżonego Ortotowskiego — kary śmierci,
dla oskarżonego Farysia — kary 12 lat więzienia".
Po przemówieniu prokuratora mjr. Ligęzy Sąd zarządził przerwę. Natychmiast, po opuszczeniu przez Sąd sali publiczność licznie zgromadzona długotrwałymi oklaskami wyraziła całkowitą solidarność z mową oskarżycielską prokuratora.
• • •
Wobec ogromu win ciążących na oskarżonych obrońcy mieli niesłychanie trudne zadanie do spełnienia. Słusznie podkreślił obrońca Murata z urzędu, że działał on „w czadzie lamp parafialnych na naszej wsi", w czadzie zatruwającym dusze ludzkie. Obrońcy proszą o łagodny wyrok dla zbrodniarzy.
• • •
— Wysoki Sądzie — powiedział w ostatnim słowie bandyta Murat — błagam o wybaczenie mi moich błędów. Rozlałem krew bratnią i czuję się teraz, Kainem. Dopiero teraz bowiem zrozumiałem, że błądziłem. Apeluję do tych, którzy jeszcze teraz błąkają się po wsi polskiej, aby wyszli z podziemia, stanęli w jednym szeregu z tymi, którzy budują jasną przyszłość naszego kraju. Ci, co nie uznają mojego głosu, niech wiedzą, że niegodni są nazwać się Polakami. Dziś, gdy władza przeszła w ręce ludu tacy, jak ja, powinni stanąć razem z tą władzą, by nikt jej nie wydarł z rąk ludu. Na moją drogę pchnęły mnie złe podszepty. Nieświadomy byłem tego, że źle czynię. Nie spotkałem jednak człowieka, któryby mi powiedział: „Złą drogę obrałeś, zawróć!" — Padam do stóp Majestatu Rzeczypospolitej! Błagam i proszę o łaskę! Błagam i proszę o przebaczenie!"
— Zdaję sobie sprawę — powiedział, ksiądz Łosoś, że na moim sumieniu, jest śmierć człowieka, który pracował dla dobra ojczyzny, żałuję bardzo mocno żałuję. Proszę o darowanie mi życia".
— Z żalem i skruchą — mówił ksiądz Ortotowski — wyznaję dzisiaj swoją winę. Żałuję szczerze i serdecznie. Byłem młodym kapłanem, wyświęconym w czasie wojny w roku 1940, a starsi kapłani nie nawoływali bym pracował dla nowej Polski Ludowej. Pewne sfery uważały to za błąd. Jedynym moim zadaniem powinno było być nauczanie ludu, czym jest praca dla młodej demokratycznej Polski.
Apeluję do kapłanów — niech chwycą za dzwon, niech dzwonią na trwogę, aby to, co było w powiecie wieluńskim nie powtórzyło się nigdzie!"
Bałem się z ambony mówić o Muracie. — mówi ks. Faryś. — Chciałem go jednak nawrócić. — Dla mnie to był czlowiek który błądzi. Bałem się jednak o swoją osobę i to teraz rzuca cień na mnie. Nie miałem bowiem nic wspólnego z morderstwami Murata. jednak czuję się przestępcą wobec prawa, że nie oddałem Murata w ręce władz. Błagam i proszę o przebaczenie".
• • •
Wyrok będzie ogłoszony dzisiaj o godzinie 16-ej.
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
Głos Chłopski 1949 nr 63
Czemu milczą?
Skończył się proces „Murata"*- i trzech księży — jego wspólników. Ale nie przestał istnieć problem, o którym mówili również księża oskarżeni w tym procesie, problem stosunku hierarchii kościelnej do Fertaków, Farysiów, Ortotowskich i Łososiów.
Ks. Ortotowski powiedział w pierwszym dniu procesu: „Fakt, że jestem dziś sądzony, jako morderca, wynika z tego, iż nikt z władz kościelnych nie wyjaśnił nam dotychczas, jaki ma być stosunek księdza do Rządu i ustroju Polski Ludowej.
przeciwnie — słyszeliśmy raczej słowa krytyki, nawet wrogości". W ostatnim dniu procesu tenże sam ksiądz Ortotowski powiedział: ,,Pragnę wyznać swą winę, za którą w części jednak ponoszą odpowiedzialność ci, którzy nie pozwolili mi pracować dla dobra ojczyzny, a nawet chociażby pozytywnie ustosunkować się do przemian dokonanych w Polsce...
Brałem przykład z nauk starszych hierarchią i doświadczeniem".
Zdruzgotany ciężarem swych zbrodni, oskarżony Ortotowski powiedział głośno to, o czym mówi się w Polsce nie od dziś. Wiadomo powszechnie, że hierarchia kościelna nigdy dotychczas nie potępiła księży, będących wspólnikami bandytów i ich inspiratorami i nadużywających swego stanowiska dla zbrodniczych celów.
Centralny organ PZPR — „Trybuna Ludu" pisze w związku z tym:
„Nie pierwszy to raz ujawniona została przestępcza działalność niektórych księży, nie słyszeliśmy jednak nigdy, aby z ust miarodajnych przedstawicieli hierarchii kościelnej w Polsce padło choć słowo potępienia pod ich adresem.
Nie słyszeliśmy, aby choć w jednym wypadku zdjęto święcenia kapłańskie z księdza, skazanego wyrokiem Sądu Rzeczypospolitej za współudział w morderstwach."
Wniosek z tych faktów narzuca się sam przez się:
„Trzeba powiedzieć wyraźnie.
Odpowiedzialność obciąża także tych, którzy, mając ku temu możliwości, nic nic zrobili, aby zbrodniom przeciwdziałać. Bo chyba zdają sobie sprawę dostojnicy Kościoła jaką wymowę ma to milczenie dla podległych im księży".
„Trybuna Ludu" konkluduje:
„Stawka na zaostrzenie stosunków między Kościołem a Państwem w krajach demokracji ludowej jest dziś podstawową częścią składową planów i knowań imperialistycznych, skierowanych przeciwko tym krajom. Wątpliwe jest jednak, aby leżało to w interesie Kościoła w Polsce.
Kierownicze czynniki hierarchii kościelnej w naszym kraju lepiej więc by zrobiły, gdyby przestały słuchać obcej inspiracji i zdobyły się na wyraźne potępienie działalności przestępczej, uprawianej przez księży w rodzaju księży Fertaka, Ortotowskiego, Łososia i im podobnych."
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
Głos Chłopski 1949 nr 63
Wyrok w sprawie bandyty Murata* i jego wspólników
Murat, ks. Łosoś i ks. Ortotowski skazani na karę śmierci za walkę przeciw
Państwu Polskiemu i zabójstwa
W dniu wczorajszym punktualnie o godzinie 16-ej Wojskowy Sąd Rejonowy ogłosił wyrok w sprawie bandyty Jana Małolepszego - Murata i trzech reakcyjnych księży, jego inspiratorów i popleczników. Na sali sądowej w kuluarach sądowych i przed gmachem zgromadziły się tłumy publiczności.
Wśród ciszy, jaka zapanowała na sali, przewodniczący odczytał wyrok.
— Jan Małolepszy, pseudo Murat — za wszystkie swoje przestępstwa, udowodnione w czasie procesu został skazany łącznie na karę śmierci, utratę praw publicznych i honorowych na zawsze i konfiskatę całego mienia na rzecz Skarbu Państwa. Murat dążył do obalenia przemocą ustroju Państwa Polskiego, nakłonił podległe sobie dywersyjne bojówki do aktów terroru, do napadów i zabójstw 9-ciu członków ORMO, 12 funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej, 6-ciu funkcjonariuszy urzędu Bezpieczeństwa, 6-ciu członków byłej Polskiej Partii Robotniczej, 3-ch członków Stronnictwa Ludowego, 4 osób spośród urzędników i członków organizacji społecznych. Dalej Murat wydał rozkaz zamordowania 15-tu osób cywilnych niewygodnych dla jego dywersyjnej działalności. Bojówki jego dokonały 66 napadów rabunkowych na spółdzielnie, 9 napadów na posterunki ORMO i MO, 5 napadów na majątki i przedsiębiorstwa państwowe, 21 — na urzędy gminne.
— Ksiądz Marian Łosoś skazany został na karę śmierci za kontakty z bandytą Muratem, za to że przekazywał mu wiadomości różnego rodzaju oraz za to, że za pośrednictwem Teczyńskiego przekazał Muratowi "życzenie" księdza Ortotowskiego w sprawie zamordowania działacza oświatowego, komendanta hufca Służby Polsce w Konopnicy — Antoniego Praszczyka. W stosunku do księdza Łososia Sąd również zarządził utratę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na zawsze oraz przepadek mieniu na rzecz Skarbu Państwa.
— Ksiądz Wacław Ortotowski został skazany na karę śmierci z pozbawieniem praw publicznych obywatelskich praw honorowych na zawsze za to, że wszedł w porozumienie z księdzem Łososiem, a za jego pośrednictwem z bandytą Muratem i doprowadził do zabójstwa nauczyciela Praszczyka.
— Ksiądz Stefan Faryś został skazany na 8 lat więzienia, utrątę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na 5 lat i konfiskatę mienia na rzecz Skarbu Państwa.
W obszernym uzasadnieniu Sąd podkreślił wszystkie okoliczności, jakie wpłynęły na wymiar kary.
"Murat sam wydawał wszystkie rozkazy — brzmiało uzasadnienie — nadał sobie rangę kapitana, terrorem i strachem trzymał swoich „podkomendnych". Dowodem tego są znalezione w archiwum jego meldunki i rozkazy".
„Łańcuch związku przyczynowego między wydaniem polecenia przez księdza Ortotowskiego księdzu Łososiowi a wykonaniem go przez Murata jest zamknięty. W osobach księży znajdujących się na ławie oskarżonych osądzona została ta reakcyjna część kleru, która wbrew woli olbrzymiej większości wierzących i mimo ostrzeżeń przedstawicieli władz — stanęła po stronie reakcji i kapitalistów. Nadużyli oni instytucji kościoła i swego kapłaństwa, wydając polecenie zamordowania człowieka. Nie mają oni nic wspólnego z religią. Sprawa ta zdemaskowała reakcyjną, część kleru, która chciała nadużyć instytucji kościoła dla celów nie mających nic wspólnego z kościołem. Nadużyli oni swych szat duchownych i zaufania społeczeństwa z racji swego stanowiska, aby w toczącej się walce klasowej stanąć po stronie wyzyskiwaczy i ucisku".
Sąd przy wydawaniu wyroku nie wziął pod uwagę skruchy jaką wykazali oskarżeni w czasie procesu, wychodząc z założenia, że obecnie działali oni wyłącznie pod wpływem strachu przed karą.
Wyrok ten nie jest ostateczny. Przewodniczący wyjaśnił podsądnym, że zarówno prokurator, jak i skazani za pośrednictwem obrońców mają prawo w ciągu 7-iu dni od chwili ogłoszenia wyroku domagać się rewizji procesu przed Najwyższym Sądem Wojskowym. Mają również prawo ubiegać się o łaskę Prezydenta RP.
*Kraszkowice (miejsce urodzenia Murata)[przypis autora bloga]
Głos Chłopski 1949 nr 80
Bandyci przed Sądem
Na ławie oskarżonych w Wojskowym Sądzie Rejonowym w Łodzi zasiadło 3-ch nauczycieli i dwóch rolników oskarżonych o przynależność do bandy Murata.
Zdzisław Chojnacki, kierownik gimnazjum w Lututowie (pow. wieluński) za przynależność do nielegalnej bandyckiej organizacji, pozostającej pod dowództwem "Murata", — został skazany na 12 lata więzienia, utratę praw na lat 5 oraz konfiskatę mienia.
Michał Barszczak, nauczyciel w Będnowie za należenie do bandy od września 1947 r. do listopada 1948 r., gdzie pełnił funkcję wywiadowcy, występując pod ps. „Janek" — został skazany na 15 lat więzienia z utratą praw na lat 5 oraz konfiskatę mienia.
Kazimierz Tomczyński zamieszkały w Kuźnicy (pow. wieluński) za przechowywanie broni, kwaterowanie u siebie bandy „Murata", udzielenie jej pomocy do zbudowania bunkra oraz za przyjęcie miny w celu przechowania — skazany został na 15 lat więzienia, utratę praw na lat 5 oraz przepadek mienia.
Matławski Stanisław, zdezerterował w 1945 r. z wojska, podczas amnestii ujawnił się. Później znowu wrócił na drogę przestępstwa. Przechowywał broń i amunicję. Wyrokiem Sądu skazany na dożywotnie więzienie i przepadek mienia.
Franciszek Kaczmarek, nauczyciel w Ostrówku — za użyczenie swojego mieszkania "Muratowi" i jego bandzie dla skontaktowania się z księdzem Farysiem, a ponadto za wspólne z bandą libacje — został skazany na 10 lat więzienia oraz utratę praw na 4 lata.
Na ławie oskarżonych w Wojskowym Sądzie Rejonowym w Łodzi zasiadło 3-ch nauczycieli i dwóch rolników oskarżonych o przynależność do bandy Murata.
Zdzisław Chojnacki, kierownik gimnazjum w Lututowie (pow. wieluński) za przynależność do nielegalnej bandyckiej organizacji, pozostającej pod dowództwem "Murata", — został skazany na 12 lata więzienia, utratę praw na lat 5 oraz konfiskatę mienia.
Michał Barszczak, nauczyciel w Będnowie za należenie do bandy od września 1947 r. do listopada 1948 r., gdzie pełnił funkcję wywiadowcy, występując pod ps. „Janek" — został skazany na 15 lat więzienia z utratą praw na lat 5 oraz konfiskatę mienia.
Kazimierz Tomczyński zamieszkały w Kuźnicy (pow. wieluński) za przechowywanie broni, kwaterowanie u siebie bandy „Murata", udzielenie jej pomocy do zbudowania bunkra oraz za przyjęcie miny w celu przechowania — skazany został na 15 lat więzienia, utratę praw na lat 5 oraz przepadek mienia.
Matławski Stanisław, zdezerterował w 1945 r. z wojska, podczas amnestii ujawnił się. Później znowu wrócił na drogę przestępstwa. Przechowywał broń i amunicję. Wyrokiem Sądu skazany na dożywotnie więzienie i przepadek mienia.
Franciszek Kaczmarek, nauczyciel w Ostrówku — za użyczenie swojego mieszkania "Muratowi" i jego bandzie dla skontaktowania się z księdzem Farysiem, a ponadto za wspólne z bandą libacje — został skazany na 10 lat więzienia oraz utratę praw na 4 lata.
Dziennik Łódzki 1975 nr
154
Prokuratura
Wojewódzka w Łodzi zakończyła postępowanie w nie mającej
precedensu sprawie kryminalnej. Dotyczyła ona okoliczności śmierci
63-letniej Marii K., mieszkanki wsi Ostrówek koło Wielunia, która
zmarła 19 marca 1973 roku. W przeszło rok po jej zgonie służba
kryminalna ujawniła, że rzeczywistą przyczyną śmierci kobiety
były igły krawieckie wkłute w jej ciało. Zarządzono ekshumację
zwłok. W lewej połowie klatki piersiowej Marii K. znaleziono aż
dziewięć igieł — cztery o długości 3,3 cm, trzy — 4,6 cm
oraz dwie grube o długości 6 cm...
Jedną z nich w przedniej
ścianie prawej komory serca, inną — ze złamanym uszkiem, wbitą
w brzeg mostka oraz jedną w płucu.
Na dwa dni przed śmiercią
Maria K. przebywała w szpitalu w Wieluniu. Rozpoznano u niej
ropniaka lewej jamy opłucnowej, ogólne zakażenie organizmu i
odoskrzelowe zapalenie płuc. W czasie prześwietlenia
rentgenowskiego stwierdzono obecność ciał obcych „odpowiadających
kształtem igłom krawieckim". Stan ogólny chorej nie pozwalał
jednak na wykonanie operacji usunięcia igieł. Następnego dnia na
żądanie męża Marii K., chorą wypisano do domu choć lekarze
ostrzegali, że może ona umrzeć w drodze.
19 marca 1973 roku o godz.
12.10 Maria K. zmarła.
W trakcie postępowania
śledczego zgromadzono szereg dowodów uprawdopodabniających w
wysokim stopniu, że Józef K., mąż zmarłej, działając w
zamiarze pozbawienia jej życia wielokrotnie wprowadzał do narządów
klatki piersiowej swej żony igły krawieckie, w wyniku czego
nastąpił zgon kobiety.
Z zachowanej dokumentacji
lekarskiej wynikało, że Maria K. była bardzo zaskoczona, gdy w
szpitalu dowiedziała się o igłach tkwiących w jej ciele.
Zdecydowanie negowała, że mogła igły sama sobie wprowadzić.
Wkrótce po śmierci żony
Józef K. ponownie się ożenił. Stwierdzono też, że testament
zmarłej czyniący go jedynym właścicielem gospodarstwa został
sfałszowany. W tej sytuacji aresztowano Józefa K. pod zarzutem
popełnienia zbrodni.
Kilka miesięcy trwało
żmudne śledztwo. Przesłuchano kilkudziesięciu świadków.
Całokształt zebranego materiału w sprawie zagadkowej śmierci na
koniec przedstawiono do oceny biegłym z Zakładu Medycyny Sądowej
Akademii Medycznej we Wrocławiu.
Opinia wyrażona m.
in. przez prof.
dr Bolesława Popielskiego stwierdza m. in.:
„Igły w organiźmię Marii K. mogły się
przemieszczać ale nie na znaczne odległości. Musiały być wkłute
w pobliżu miejsc, gdzie je znaleziono. Nie da się ustalić czy
wkłuto je jednorazowo czy w pewnych odstępach czasu. Jest
wykluczone by tyle igieł dostało się
do ciała w sposób przypadkowy. Ale nie
można wykluczyć, że igły wprowadziła sobie sama Maria K. Zdarza
się to u psychopatów w celach samobójczych, ewentualnie w stanach
pomrocznych. Mogło też być możliwe wkłucie igieł przez osoby
trzecie bez wiedzy ofiary w stanach utraty przez nią przytomności,
ewentualnie hipnozy. Maria K. mogła nie odczuwać dolegliwości,
które by nasuwały jej podejrzenia, że takie wkłucia nastąpiły".
W tej sytuacji Prokuratura
zwolniła z aresztu Józefa K. a postępowanie umorzono z braku
dostatecznych dowodów zaistnienia przestępstwa. (kate)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz